Eurypidesa Tragedye (Kasprowicz)/całość
<<< Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Eurypidesa Tragedye | |
Wydawca | Akademia Umiejętności | |
Data wyd. | 1918 | |
Druk | Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego | |
Miejsce wyd. | Kraków | |
Tłumacz | Jan Kasprowicz | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
EURYPIDESA TRAGEDYE
W PRZEKŁADZIE
JANA KASPROWICZA
ZE WSTĘPEM
TADEUSZA SINKI
W KRAKOWIE
NAKŁADEM AKADEMII UMIEJĘTNOŚCI
SKŁAD GŁÓWNY W KSIĘGARNI G. GEBETHNERA I SP. W KRAKOWIE
GEBETHNERA I WOLFFA W WARSZAWIE
1918.
|
I. TRAGEDYE NIEWIEŚCIE ALKESTIS Alkestis.
Osoby dramatu.
Rzecz dzieje się w Ferach.
Na scenie jawi się APOLLON z łukiem i strzałami.
Domostwo Admetowe! Do bogów się liczę, Nie skalał mnie dech śmierci, porzucam te progi THANATOS. Ej! ej! APOLLON. Nie! Słowa me i czyny, wierzaj, sprawiedliwe. THANATOS. Jeżeli sprawiedliwe, poco masz cięciwę? APOLLON. Zwyczajem mym jest zawsze nosić broń tę w dłoni. THANATOS. Bezprawnie łuk twój dobra tego domu broni APOLLON. Miłego przyjaciela los mnie niepokoi. THANATOS. Więc czepiasz się i drugiej dziś zdobyczy mojej? APOLLON. Me ręce i tamtego też ci nie wydarły. THANATOS. A czemuż on żyw jeszcze, choć miał być umarły? APOLLON. Przychodzisz po małżonkę, którą w zamian daje. THANATOS. I dzisiaj ją zabiorę w me podziemne kraje. APOLLON. Zabieraj! Nie wiem, jakby przekonać twą duszę. THANATOS. Ażebym nie zabijał, których zabić muszę? APOLLON. Uśmiercaj tych, co starość mają w zbytniej cenie. THANATOS. Rozumiem twoje słowa i twoje pragnienie. APOLLON. Czy może się Alkestis starości doczekać? THANATOS. Przenigdy! I ja lubię z swą władzą nie zwlekać. APOLLON. Lecz dziś ci tylko jedna duszyczka wygodzi. THANATOS. Nagroda dla mnie większa, gdy konają młodzi. APOLLON. I starej również pogrzeb bogaty się znaczy. THANATOS. Fojbosie! Kujesz prawa tylko dla bogaczy. APOLLON. Co mówisz? Mądry jesteś! Nie wiedziałem o tem. THANATOS. Bogacze śmierćby późną kupowali złotem. APOLLON. Więc nigdy mi twa łaska udziałem nie będzie? THANATOS. Nie, nigdy! Ty wiesz dobrze, co myślę w tym względzie. APOLLON. Wiem, ludzie nienawidzą cię za to i nieba. THANATOS. Pofolguj! Nazbyt wiele żądać ci nie trzeba. APOLLON. Ulegniesz niewątpliwie, choć jesteś tak srogi. Trakijskie Eurystheusz —, który, przełaskawej THANATOS. Mów, gadaj, ile zechcesz, na nic to nikomu! Na scenie jawi się z dwóch półchórów złożony Chór starców ferejskich.
CHÓR. Czemu tak w ciszy nasz pałac się pławi? Pomocą nam, Pajanie, służ, PIERWSZE PÓŁCHÓRU. O żyje, gdyż inak rozbrzmiałyby żale. DRUGIE PÓŁCHÓRU. Umarła już! PIERWSZE PÓŁCHÓRU. Nie! jeszcze jest w doma ta droga kobieta! DRUGIE PÓŁCHÓRU. Skądże tę pewność masz? PIERWSZE PÓŁCHÓRU. Nie szłaby samotnie małżonka Admeta CHÓR. U progów zamku gdzież święcona PIERWSZE PÓŁCHÓRU. To dzisiaj rozstrzyga, że zgaśnie jej lice — DRUGIE PÓŁCHÓRU. O nie mów nam! PIERWSZE PÓŁCHÓRU. — Że między umarłe zejść musi, pod ziemię... DRUGIE PÓŁCHÓRU. Przez ciebie smutek legł PIERWSZE PÓŁCHÓRU. Nieszczęście gdy zwali na zacnych swe brzemię, CHÓR. Gdziekolwiek zwróciłbyś łódź, *
Gdyby żył jeden li płód — Na łany
Wszystko nasz władca już czyni: (Do sługi wchodzącej na scenę)
Wzdyć godzi się narzekać, godzi wołać biada!, SŁUGA (pokojowa). Umarłą albo żywą zwijcież ją — jak chcecie! CHÓR. Któż może być wraz żywy i zmarły na świecie? SŁUGA. Pasuje się ze śmiercią, dni jej policzone. CHÓR. Nieszczęsny! Taki człowiek taką traci żonę! SŁUGA. Uczuje to pan wówczas, kiedy będzie po niej. CHÓR. Nadziei niema żadnej? Już się nie uchroni? SŁUGA. O nie! Jej czas już nagli... Umrze każdej chwili. CHÓR. A wszystko, co potrzeba, czy już zarządzili? SŁUGA. Strój gotów, w którym mąż ją do mogiły złoży. CHÓR. Niech wie, że ginie w chwale, ona, śród przestworzy SŁUGA. I owszem! Najgodniejsza! Któżby się też z nami Więc błagam raz ostatni, padłszy na kolana: Każdego słuchająca, słówkiem odpowiedzi CHÓR. Jak sądzisz? Czy Admetos czuje żal głęboki, SŁUGA. Narzeka, towarzyszkę bierze w swe ramiona PIERWSZE PÓŁCHÓRU. Jej, Zeusie! Ach kiedy, o kiedy DRUGIE PÓŁCHÓRU. Nadchodzi kto? Mam ciąć już włos? PIERWSZE PÓŁCHÓRU. Już nadszedł dzień! Spełniony los! CHÓR. O władco mój, PIERWSZE PÓŁCHÓRU. O biada ci, synu Fereta! DRUGIE PÓŁCHÓRU. Ach! lepiej snać przyłożyć nóż PIERWSZE PÓŁCHÓRU. Nie droga, o! najdroższa już CHÓR. Na dwór, na dwór Ona to idzie wraz z mężem!... O, człek Na scenę wchodzi Admetos z opartą na jego ramieniu Alcestą oraz dziećmi.
ALKESTIS. Słońce! Światłości! Błękicie! ADMETOS. Obojga nas nieszczęsnych widzą, mnie i ciebie... ALKESTIS. Ziemio! Dworzyszcze! Ty łoże ADMETOS. O, krzep się, krzep, ty biedna! Ratuj mnie od zguby, ALKESTIS. Widzę! ach! widzę już ADMETOS. O strasznym ty mi prawisz przewozie, o łodzi ALKESTIS. Ach! Już mnie ciągnie, ach! ADMETOS. Ból sprawiasz przyjaciołom, przedsię ja i dziatwa ALKESTIS. Puśćcie mnie, puśćcie! o! Dzieci! Dzieci! ADMETOS. Gorze mi! gorze! ALKESTIS. Admecie, oto widzisz, jak się los mój splata — I syna uratować i zakończyć w chwale. Radosny promień życia!... Żegnajcie!... Ty, słodki, PRZODOWNIK CHÓRU. Spokojna bądź, ja oń się nie lękam, wiem przecie, ADMETOS. Wypełnię, o, wypełnię! Miej-że tę nadzieję! Gdyś ty mi wzięła radość żywota.. Uświetni PRZODOWNIK CHÓRU. Jako przyjaciele ALKESTIS. O dziatki! Słyszałyście, co powiedział tato, Że nigdy drugiej żony w dom ten niewprowadzi, ADMETOS. I teraz to powtarzam i dotrzymam słowa. ALKESTIS. Więc weź je dziś z mej ręki, oddaję gotowa. ADMETOS. Przyjmuję z rąk twych rzadkich podarunek rzadki. ALKESTIS. Od chwili tej zastępuj ty im miejsce matki. ADMETOS. Zastąpię, boć jaż ciebie nie zastąpi inna. ALKESTIS. Że muszę też umierać, kiedym żyć powinna! ADMETOS. O biada! Cóż ja zrobię bez małżonki mojej! ALKESTIS. Co znaczy, że ktoś umrze! Czas ci ból ukoi. ADMETOS. O weź mnie, weź mnie z sobą! Proszę cię, na nieba! ALKESTIS. Już ja za ciebie konam, więcej nas nie trzeba. ADMETOS. Ach, jakiej-ż ty małżonki pozbawiasz mnie, Boże! ALKESTIS. Mrok pada mi na oko, patrzeć już nie może. ADMETOS. Stracony-m ja bez ciebie! Tyś moja podpora! ALKESTIS. Przemawiasz do umarłej, żyłam-ci ja — wczora! ADMETOS. O podnieś-że oblicze, nie opuszczaj dziatek. ALKESTIS. Nie chętnie ja odchodzę, żegnam — na ostatek! ADMETOS. O racz-że spojrzeć na mnie! O spojrzyj!.. ALKESTIS. Już po mnie! ADMETOS. Opuszczasz je? Co czynisz? ALKESTIS. Żegnaj mi — niezłomnie!... ADMETOS. Zgubiony-m ja na wieki! Nieszczęsny! Zgubiony! CHÓR. Spojrzyjcie! Już tu niema Admetowej żony! EUMELOS. O jej mi, o jej! Co za los! Sierotą zostanę do końca!... ADMETOS. Już ona nie usłyszy, już nie spojrzy na cię! EUMELOS. Tak młody, a jestem już sam! CHÓR. Konieczność nakazuje znosić to, Admecie! ADMETOS. Wiem o tem i nie dotknął los ten niespodzianie Mej duszy. Przeczuwałem ja, że to się stanie CHÓR. O córko Peliasowa, *
Mnodzy śpiewają pieśniarze Przy siedmiostrunnej je lutni
Gdybym ja władzę tę miał, *
Nie chciały zań uchodzić w dół Dziecinę?! HERAKLES. Druhowie, te ferejskie zajmujący kraje, PRZODOWNIK CHÓRU. Jest w domu syn Fereta. Tylko. Heraklesie. HERAKLES. Eurystej tyryntyjski śle mnie na robotę. PRZODOWNIK CHÓRU. A dokąd się kierujesz? Cóż to jest za bieda? HERAKLES. Po czwórkę trakijskiego spieszę Diomeda. PRZODOWNIK CHÓRU. Wydołasz? Cudzoziemiec ten czy jest ci znany? HERAKLES. Nie! Nigdy nie wkraczałem na bistońskie łany. PRZODOWNIK CHÓRU. Zaprzęgu nie zdobędziesz bez walki i boju. HERAKLES. Nie mogę żadną miarą zbyć się tego znoju. PRZODOWNIK CHÓRU. Powrócisz, zmógłszy wroga, zostaniesz, zmożony. HERAKLES. Czyż dla mnie to pierwszyzna takie krwawe gony? PRZODOWNIK CHÓRU. Cóż zyskasz, gdy z twej ręki padnie władca taki? HERAKLES. Tyryntyjskiemu panu powrócę rumaki. PRZODOWNIK CHÓRU. Nie łatwo je okiełzać — koń nie będzie słuchał. HERAKLES. Byleby tylko z nozdrzy ogniami nie buchał. PRZODOWNIK CHÓRU. I ludzi ząb ich miażdży, nieraz tak wypadło. HERAKLES. Nie koński żer to, zwierza górskiego to jadło. PRZODOWNIK CHÓRU. Zobaczysz, ich koryto całe w krwi czerwieni. HERAKLES. A czyim-że się synem ich żywiciel mieni? PRZODOWNIK CHÓRU. Pan Traków jest mu ojcem, Ares złototarczy. HERAKLES. Niezwykłą ci mnie pracą zawsze los obarczy, CHÓR. O widzę, jest i pan nasz, Admetos! Porzucił Zjawia się
ADMETOS. Zawitaj, synu Zeusa, plemię Persejowe. HERAKLES. I ty, królu Tessalji! Szczęście na twą głowę! ADMETOS. O, chciałbym!... Wiem, że dla mnie życzliwość jest w tobie. HERAKLES. Dlaczego włos przystrzyżon? Przychodzisz w żałobie? ADMETOS. Dziś jeszcze martwy zewłok mam rzucić w mogiłę. HERAKLES. Niech Bóg od tego chroni twoje dziatki miłe. ADMETOS. Me dziatki, którem spłodził, żyją dotąd w domu. HERAKLES. Jeżeli odszedł ojciec, czas mu był jak komu. ADMETOS. I ojciec mój i matka żyją do tej pory. HERAKLES. Małżonkę twą, Alkestis, zabrał los zbyt skory? ADMETOS. I to mógłbym powiedzieć i tamto — niewiada. HERAKLES. Że zmarła czy iż żyje, twój mi język gada? ADMETOS. Że jest i że jej niema... Cóż me serce pocznie?! HERAKLES. Wiem tyle, co i przedtem; mówisz, jak wyrocznie. ADMETOS. Czy nie wiesz, jaka dola przeznaczona dla niej? HERAKLES. Wiem jedno: Chciała tobie oddać życie w dani. ADMETOS. Nie żyje, kto już umarł i kto ma umierać. HERAKLES. Różnica być lub nie być! O co się tu spierać? ADMETOS. Tak sądzisz, Heraklesie, ty, ja zaś inaczej. HERAKLES. Czy umarł kto z przyjaciół? Cóż ten płacz twój znaczy? ADMETOS. Niewiasta. O niewieście wspomniałem już wprzódziej. HERAKLES. Swojaczka, czy też z obcych pochodząca lodzi? ADMETOS. Nie, obca, lecz należy do niezbędnych osób. HERAKLES. W twym domu, przyjacielu, w jakiż zmarła sposób? ADMETOS. Sieroctwo tu spędzała po rodzica stracie. HERAKLES. Ach! czemuż, Admetosie, spadł ten smutek na cię?! ADMETOS. Dla czego? Jakiż powód mówić ci to każe? HERAKLES. Gościny nie użyczą inni gospodarze. ADMETOS. Nie może być! Tej krzywdy nie zawdzięczę tobie! HERAKLES. Namolny gość dla ludzi, którzy są w żałobie. ADMETOS. Kto umarł, ten-ci umarł... Idź do swych pokoi! HERAKLES. Pożywiać się przy smutnych chyba nie przystoi. ADMETOS. W oddzielnych cię komnatach gościnnych umieszczę. HERAKLES. Tysiączne przyjmij dzięki, lecz puść mnie dziś jeszcze. ADMETOS. Nie puszczę cię w gościnę innego człowieka. (Do pokojowca)
A ty co tchu otwieraj leżące z daleka PRZODOWNIK CHÓRU. Go czynisz? W tak okrutnym zostający bólu, ADMETOS. A gdybym pójść mu kazał i z domu i grodu, PRZODOWNIK CHÓRU. Więc czemu taisz przed nim, czem cię los obdziela, ADMETOS. Nie byłby nigdy zaszedł w mego domu progi, CHÓR. O ty gościnny, otwarty *
I, przywabione twem graniem,
Licznemi obdarzon trzody, Po molossyjskie okraje, *
I teraz otwiera swe dźwierze, ADMETOS. Życzliwi przyjaciele, ferejscy mężowie! PRZODOWNIK CHÓRU. I ojca twego widzę — patrzaj, jak się nuży Na scenie jawi się
FERES. Przychodzę, by okazać współczucie twej doli, Weź strój ten, niech z nią idzie do grobu. Jej zwłoki ADMETOS. O, nie na me wezwanie stajesz przy jej grobie Na śmierć wyście wysłali, ją mi się należy PRZODOWNIK CHÓRU. Przestańcie! Dość już mamy nieszczęścia, więc czemu FERES. Czy mniemasz, iż kupiony za grosz z kiesy twojej I dziwisz się, że w innych myśl ta sama drzemie. PRZODOWNIK CHÓRU. Dość słów już powiedziano teraz i przed chwilą, ADMETOS. Swe rzekłem, ty mów swoje; gdy cię prawda boli, FERES. Za ciebie umierając, większej dam dowody. ADMETOS. To jedno, czy umiera stary czy też młody? FERES. Nie dwa, lecz tylko jedno życie ludziom służy. ADMETOS. Czy może chciałbyś nawet żyć od Zeusa dłużej? FERES. Na ojców swych niewinnych tak się syn mój sroma? ADMETOS. Smakuje-ć długi żywot, sprawa to wiadoma. FERES. A ty czy dziś nie grzebiesz tej zmarłej, miast siebie? ADMETOS. Tchórzostwa twego dowód mamy w tym pogrzebie. FERES. Nie za mnie-ć ona zmarła! Próżne rozhowory! ADMETOS. Bodajbyś potrzebował kiedy mej podpory! FERES. By miał kto ginąć za cię, bierz żonę po żonie! ADMETOS. Żeś niechciał umrzeć, wstydem niech ci lico spłonie! FERES. Przesłodka ach! przesłodka jest ta światłość boska! ADMETOS. Niegodna-ć jest mężczyzny taka chęć i troska. FERES. Śmiejący się ty starca nie pochowasz w grobie. ADMETOS. Gdy umrzesz, wzdyć niesława zostanie po tobie. FERES. Po śmierci już mnie żadna nie sięgnie zniewaga. ADMETOS. Bezwstydną bywa starość, aż serce się wzdraga. FERES.
(pokazując na zmarłą Alkestis).
Bezwstydną ta niebyła, tylko pozbawioną ADMETOS. Idź-że precz stąd! Pozostaw mnie z żoną. FERES. Grzeb ją, grzeb! Morderca! ADMETOS. Bodajbyś szczezł! Bodajby i ta szczezła ninie, (Do chóru i Świty)
Zaś my, kiedy mam cierpieć, skierujmy swe kroki, (Odchodzi wraz z świtą).
CHÓR. Jej, bohaterka! O jej! (Odchodzą). Za nimi zjawia się SŁUGA. Nie jeden w dom Admeta zawitał podróżny. W drzwiach pałacu staje
HERAKLES.
(z wieńcem na głowie). Ty, słuchaj! co ma znaczyć ten wzrok twój ponury? Że gościa trza przyjmować wesoło? hę? powiedz! —, SŁUGA. I my coś wiemy o tem. Ale gdy się zbierze HERAKLES. Niewiasta zmarła cudza. Zresztą wszyscy zdrowi SŁUGA. Jak zdrowi? Więc wypadku tego nie znasz wcale? HERAKLES. Snać pan mnie twój oszukał. Nie znam klęski żadnej! SŁUGA. Mój pan jest zbyt gościnny, zanadto układny. HERAKLES. Więc tak? O swem nieszczęściu nie rzekł mi ni słowa? SŁUGA. Idź! Żegnaj! Losów króla pełna jest ma głowa. HERAKLES. Że zmarła jakaś obca, zrzec się uczty błogiej? SŁUGA. Toć mocno ona wrosła w tego domu progi. HERAKLES. O obcych w ten się sposób chyba że nie gada. SŁUGA. Inaczej, czyż smuciłaby mnie twa biesiada? HERAKLES. Więc skrzywdził mnie gospodarz, tak ja rzecz tę biorę. SŁUGA. Zapewne, żeś w tym domu zjawił się nie w porę. HERAKLES. Więc kogo wam losy SŁUGA. Małżonka Admetowa ziemskie rzuca niwy. HERAKLES. Co mówisz? Mimo tego wyście mnie gościli? SŁUGA. Zamykać nie śmiał domu i tej nawet chwili. HERAKLES. Małżonkę stracić taką!... O dolo ty biedna! SŁUGA. My wszyscy zginęliśmy, a nie ona jedna. HERAKLES. W istocie, jam przeczuwał złą jakowąś sprawę SŁUGA. Przy drodze do Larysy znajdziesz jej grobowiec HERAKLES. O pokaż, o powiedz, Ze świtą wraca z chórem. ADMETOS. Ajaj! żałosny ten próg! CHÓR. O tul się, tul, ADMETOS. Ajaj!... CHÓR. Godzien narzekań to ból! ADMETOS. Ach! Ach! CHÓR. Straszne cię zmogły katusze! ADMETOS. Strach! CHÓR. Daj folgę, daj! ADMETOS. Rety, o rety! CHÓR. Nie ujrzysz już lic tej kobiety, ADMETOS. Wspominasz o bolu, Gdy człowiek żyć mógłby CHÓR. Tak, dzień to, dzień — ADMETOS. Ajaj! CHÓR. Przecież otrząśnij się zeń!... ADMETOS. Ach! Ach! CHÓR. Gdzież większe brzemie na świecie? ADMETOS. Strach! CHÓR. O jedno dbaj: ADMETOS. Rety, o rety! CHÓR. Nie pierwszy ty lubej kobiety ADMETOS. O żalu ty wielki CHÓR. Miałem-ci w rodzie człowieka, ADMETOS. O jakżeż ja wejdę CHÓR. W czasie, gdy żyłeś szczęśliwy, Cóż w tem za dziwy? ADMETOS. O drodzy przyjaciele! Wyżej sobie cenię Człek każdy, że to podlec i tchórz, nie mężczyzna!« CHÓR. I jam się zajmował *
Jedyna to z bogów, Niechże mi bardziej srogi
O, bóstwo zakuło i ciebie *
A niechże nie będzie, jak inna, Tak-ci niejeden zawoła... HERAKLES. Otwarcie z przyjaciółmi rozmawiać należy Wstyd rzucać łup podobny. Dlatego, jak rzekłem, ADMETOS. Nie, iżbym nie czcił ciebie, lub miał cię za wroga, Tej czci jej nie poskąpię. Ty wreście, PRZODOWNIK CHÓRU. Nie nazwę-ć ja szczęśliwą twego życia drogi, HERAKLES. Ach! Gdybym mógł posiadać tę władzę, w te tropy ADMETOS. Wiem, radbyś to uczynił, lecz to być nie może. HERAKLES. Daj spokój zbytnim żalom, los swój znoś cierpliwie ADMETOS. O, łatwiej radzić drugim, niż cierpieć samemu. HERAKLES. Jęczeniem nieustannem zapobiegniesz złemu? ADMETOS. Wiem o tem, lecz mnie jakaś tęsknica porywa. HERAKLES. Łzy z oczu ci wyciska twoja miłość żywa. ADMETOS. Nieboszczka cios mi większy zadała, niż można. HERAKLES. Taki zacną-ś stracił żonę! Przeżyć, rzecz to zdrożna. ADMETOS. Radości już me serce nigdy nie udzierzy. HERAKLES. Czas wszystko ułagodzi. ból twój zbyt jest świeży. ADMETOS. Czas, mówisz, ułagodzi? Tak! czas śmierci mojej! HERAKLES. Ślub nowy cię uleczy, niewiasta ukoi. ADMETOS. Milcz!... Któżby to pomyślał! Daj spokój tej mowie! HERAKLES. Więc jakto? Ma-ż twe łoże być na zawsze wdowie? ADMETOS. Nie spocznie przy mnie żadna! To się już nie ziści! HERAKLES. Lecz jakie stąd dla zmarłej wynikną korzyści? ADMETOS. Gdziekolwiek jest dziś ona, we czci będzie u mnie. HERAKLES. Pochwalam to, pochwalam, lecz to nierozumnie. ADMETOS. Nie pójdę w oblubieńce po tej mojej zgubie. HERAKLES. Tak, wiernyś jest małżonce i za to cię lubię. ADMETOS. Nim zdradzę ją, w mogiłę wprzódy się zagrzebię. HERAKLES. Racz przyjąć tę szlachetną dziewicę do siebie. ADMETOS. Na ojca twego, Zeusa, klnę się: prędzej zginę! HERAKLES. Nie dając folgi prośbie, wielką spełniasz winę. ADMETOS. Folgując, jeszcze większej dopytam się biedy. HERAKLES. Wysłuchaj mnie, na dobre wyjdzie ci to kiedy. ADMETOS. Ach! Czemużeś ją zdobył, czemuś wziął przebojem?! HERAKLES. I twoje toż zwycięstwo jest w zwycięstwie mojem. ADMETOS. Przepięknie-ś rzekł, ta przecież niech idzie z mych łanów. HERAKLES. Odejdzie, jeśli trzeba, lecz wprzód się zastanów. ADMETOS. Tak, trzeba! Tylko za to nie łaj-że mnie, panie! HERAKLES. Wiadomo mi coś więcej, stąd me naleganie. ADMETOS. Zwyciężaj, lecz nie powiem, że mi jest przyjemnie. HERAKLES. Ty zgódź się! Będziesz kiedyś zadowolon ze mnie. ADMETOS (do służby). Jeżeli wziąć ją muszę, otwórzcie jej dźwierze! HERAKLES. O nie! Ja tej niewiasty służbie nie powierzę. ADMETOS. A zatem sam ją wprowadź, jeśli chcesz, w me progi. HERAKLES. W twe tylko oddam ręce ten dobytek drogi. ADMETOS. Nie dotknę się jej nigdy!... Niech wejdzie do domu! HERAKLES. Prawicy twej ją zwierzam, prócz ciebie, nikomu! ADMETOS. Zadajesz gwałt mi, panie; twój rozkaz mnie nęka. HERAKLES. Odważnie! Niechżeż śmiało tknie się jej twa ręka! ADMETOS. Tak, tknę się, jak Gorgony, odwróciwszy głowę. HERAKLES. Co? masz ją? ADMETOS. Mam. HERAKLES. Więc bierz ją w swe progi domowe. ADMETOS. Bogowie! Cóż ja powiem? Widok niespodziany! HERAKLES. Przenigdy!.. Na swą żonę patrzeć ci wypadło. ADMETOS. A może jest to jakieś upiorne widziadło? HERAKLES. Nie! gość twój chyba duchów nie sprowadza tobie! ADMETOS. Więc ona to naprawdę, com ją złożył w grobie? HERAKLES. Naprawdę!... Wątpisz w szczęście — wcale się nie dziwię. ADMETOS. Do żywej więc przemawiam? Mam ją tak szczęśliwie? HERAKLES. Przemawiaj!... Masz już wszystko, czegoś chciał. ADMETOS. O członki, HERAKLES. Tak, masz je! Lecz wystrzegaj się bogów zawiści! ADMETOS. O Zeusa najwyższego przeszlachetne dziecię! HERAKLES. Stoczyłem walkę z władcą umarłych. ADMETOS. Opowiedz, HERAKLES. Pod grobowiec ADMETOS. Lecz czemuż tak milczącą jest ta moja żona? HERAKLES. Nie prędzej będzie-ć dane słyszeć dźwięk jej mowy, ADMETOS. Zamieszkaj w naszym domu, pozostań w gościnie. HERAKLES. Zostanę juści kiedyś, spieszno mi jest ninie. ADMETOS. Szczęśliwy bądź i wracaj! Rozkażę mieszkańcom CHÓR. W przemnogiej postaci MEDEA Medea.
Osoby dramatu.
Rzecz dzieje się w Koryncie.
PIASTUNKA. Bodajby nie był Argo krajał głębi sinej Wzgardziwszy wszelką strawą, gdy ją serce boli, Na scenę wchodzi z dziećmi Medei
PIASTUN. Ty w domu mej władczyni siwy skarbie stary! PIASTUNKA. Sędziwy towarzyszu Jazonowych dzieci! PIASTUN. Co? Jeszcze nie przestała się żalić ta biedna? PIASTUNKA. Draśnięta ledwie kora, daleko do sedna! PIASTUN. Nie mądra — jeśli wolno tak nazywać pany! PIASTUNKA. Cóż stało się, mój stary? Wyjaw wszystko szczerze. PIASTUN. Nic! Nic! Żem to wogóle mówił, żal mnie bierze. PIASTUNKA. O powiedz, towarzyszu, powiedz! Na twą brodę! PIASTUN. Poszedłem po warcaby i niepostrzeżenie W tych słowach, juścić nie wiem, chciałbym też w ich treści PIASTUNKA. A Jazon czyż dopuści, iżby jego dziatwa PIASTUN. Dawniejsze związki nowym ustępują z drogi: PIASTUNKA. Zginiemy więc, gdy klęski łączą się dziś świeże PIASTUN. Nie pora powiadamiać o tem panią naszą, PIASTUNKA. Strasznego wy rodzica macie, dziatki lube! PIASTUN. Rzecz ludzka! Teraz widzisz, że człek zawsze kocha PIASTUNKA. A teraz niech się dziatwa do domu potrudzi. Kierował się w ich stronę. Snać coś złego knowa! MEDEA (poza sceną). O jej! PIASTUNKA. To właśnie mówiłam, najdroższe me dzieci: MEDEA (j. w.) Ajaj! Ajaj! PIASTUNKA. O, jej mnie nieszczęsnej, o jej! CHÓR. Słyszałam-ci głosy, te skargi na losy, PIASTUNKA. Nie dom to już przecie! Przeminie na świecie MEDEA (j. w.). Ajaj! CHÓR. O Zeusie! O światło! O ziemio! Słyszycie MEDEA (j. w.). O wielka Temido i ty Artemido! PIASTUNKA. Słuchajcie, jak bije ten głos w nieboskłony! Którego opieka ma śluby człowieka CHÓR. Bogdajby się tylko zjawiła tu ninie PIASTUNKA. Uczynić to mogę, przecież czuję trwogę, Że gdy ludzie smutni, to przenigdy lutni CHÓR. Tysiącznych jęków rozkłębiona fala Z pałacu wychodzi
MEDEA. Rzuciłam progi domu, korynckie me panie, Nie doznał, zasię przybysz winien żywot składny O głupcy! Trzykroć wolę ja stanąć pod tarczą, CHÓR. Uczynię tak, Medeo! choć mi nie dziwota, Na scenę wchodzi
KREON. Medeo strasznooka, swą zapalczywością MEDEA. Ojej! ja nieszczęśliwa! Ach! ginąć tak nagle! KREON. Obawiam się —- bo pocóż mam się taić z swemi MEDEA. Ach! Ach! Zdarzyło, kiedym weszła w tego miasta bramy. KREON. Łagodnie brzmią twe słowa, lecz powiedzieć mogę, MEDEA. O nie! Na twe kolana! Na tę pannę młodą! KREON. Napróżno tracisz słowa, duszy mej nie zwiodą. MEDEA. Wypędzasz mnie, na prośby nie zważając moje? KREON. Od ciebie dom mój droższy, o niego ja stoję. MEDEA. Jak drogaś ty mi dzisiaj, ojczyzno zdradzona! KREON. Po dzieciach i dla mego najdroższa jest łona. MEDEA. O jakiemż to dla człeka przekleństwem jest miłość! KREON. Ja sądzę, że rozstrzyga tu losów zawiłość. MEDEA. Nie spuszczaj z oka sprawców mej krzywdy, o Boże! KREON. Szalona! przestań dręczyć, nic ci nie pomoże! MEDEA. Dość mękiśmy już znieśli, nie trzeba jej więcej. KREON. Czy mam się do mej służby odwołać książęcej? MEDEA. Kreonie, nie czyń tego, daj gwałtowi spokój! KREON. Dokuczasz, łaski sobie, Medeo, nie rokuj! MEDEA. Odejdę, lecz nie o tom ciebie biegać chciała. KREON. Więc czemu się ociągasz, ty duszo zuchwała? MEDEA. Ten jeden dzień mi pozwól pozostać, o królu, KREON. Tyrański duch mi obcy — we mnie on nie gości, CHÓR. O biada ci niebodze! Medeo, na wieki snać jakiś cię bóg MEDEA. Tak, wszędy mnie ścigają losy coraz krwawsze! Nie! Niema takich kątów! Więc poczekać trzeba, CHÓR. Wstecz dzisiaj płyną fale świętych rzek! Zmianie przekonań zawdzięczać to mam! *
Pradawne pieśni Muz nie będą już
Przybyłaś w nasze strony, rzuciwszy swój gród! *
Czem dziś poręka przysiąg? Z wszech helleńskich stron Na scenę wchodzi
JAZON. Nie pierwszy raz to widzę, jakie zło sprowadza Wszak ty byłabyś mogła pozostać w tej ziemi, MEDEA. Ty tchórzu! Bo i czemże obdarzyć cię mogą Wysłani byli z tobą, kiedyś z ognistymi Ich ojca morderczyni! Tak jest z moją sprawą! CHÓR. Zawzięty gniew się wszczyna, straszny, nieukojny, JAZON. Snać nie złym trza być mówcą, lub raczej jak łodzi Ratować mnie z nieszczęścia tobie przykazały. Pragnąłem godnie synów wychować i bratem CHÓR. Kwieciścieś wypowiedział swe słowa, Jazonie! MEDEA. W niejednem ja się różnię z niejednym! Więc kładę JAZON. O, ładnie-byś mi wówczas umiliła życie, MEDEA. Nie o to ci chodziło... Myślisz: w późne lata JAZON. O nie! Nie o kobietę szło mi, gdym do córy MEDEA. A na cóż mi dobytek, od którego chorą JAZON. Czy wiesz, jak ci postąpić najmądrzej, najlepiej? MEDEA. Drwij sobie, masz przytułek, a ja dzisiaj jeszcze JAZON. Nikt inny, tylko sama winnaś jest swej zguby. MEDEA. Zdradziłam cię, innymi pociągnięta śluby? JAZON. Bluźniercze rzucasz klątwy na królewskie ściany. MEDEA. Być klątwą twego domu snać mi los jest dany. JAZON. Nie będę się już spierał. Lecz jeżeli mogę MEDEA. Twych druhów gościnności w żadnym nie chcę względzie! JAZON. A zatem wielkich bogów wzywam tu na świadki, MEDEA. Idź, idź! Tęsknota rwie cię do wybranki świeżej... CHÓR. Jeżeli miłość granice przekracza, K’tobie idzie moje słowo — *
Oby wstydliwość, najdroższy dar bogów,
O kraju, o domie ty mój! *
Wiem sama o tem, o wiem Gród żaden, żaden człowiek nie słuchał twych skarg, Zjawia się
AJGEUS. Medeo, witaj-że mi! Nigdy pozdrowienia MEDEA. I ty mi również witaj, synu Pandiona, AJGEUS. Z Fojbosa proroczego powracam przybytku. MEDEA. Do pępka-ś ziemi chodził dla swego pożytku? AJGEUS. Dowiedzieć się pragnąłem, czy będę miał dzieci. MEDEA. O rety! Więc bez dziatek ten ci żywot leci? AJGEUS. Potomstwa mi nie dały zarządzenia boże. MEDEA. Bezżennyś, czy małżeńskie już posiadasz łoże? AJGEUS. Nie mogę rzec, bym w jarzmie małżeńskiem nie chodził. MEDEA. I cóż ci w sprawie dziatek bóg Fojbos wywodził? AJGEUS. Zbyt mądrze, by to człowiek mógł pojąć niezwłocznie. MEDEA. Czyż godzi nam się poznać tę boską wyrocznię? AJGEUS. I owszem, wszakże mądra potrzebna mi rada. MEDEA. Więc powiedz mi, jeżeli mówić ci wypada. AJGEUS. Rzekł, abym nie otwierał przed czasem wątora — MEDEA. A kiedyż ma nastąpić odpowiednia pora? AJGEUS. Gdy znów do ojczystego powrócę ogniska. MEDEA. A poco cię przygnała tu głąb morza śliska? AJGEUS. Pitteusz ponoć władcą jest w trojzeńskiej ziemi — MEDEA. Pelopsa syn, z myślami człek przepobożnemi. AJGEUS. Podzielić się z nim pragnę tą bożą zagadką. MEDEA. Człek mądry i znajomość ma w tych sprawach rzadką. AJGEUS. Najdroższy on jest dla mnie z wszystkich współrycerzy. MEDEA. Niech spełni ci się wszystko, na czem ci zależy. AJGEUS. Przecz zblakło twoje oko? Przecz twe lico zbladło? MEDEA. Niż mój, gorszego męża niema żadne stadło. AJGEUS. Co mówisz? Racz się jaśniej wyrazić, o miła. MEDEA. On, Jazon, mnie pokrzywdził, choć go-m nie skrzywdziła. AJGEUS. Opowiedzże dokładniej, cóż takiego czyni? MEDEA. W mym domu druga przy mnie włada gospodyni. AJGEUS. Na taką-ż by się zdobył nieprawość? Na Boga MEDEA. Tak, wzgardził mną, choć przedtem byłam mu przedroga. AJGEUS. Przesycił się twem łożem i pokochał inną? MEDEA. Pokochał przenamiętnie! Zdradził mnie, niewinną. AJGEUS. Więc niechże sobie idzie, jeśli tak jest podły. MEDEA. Do możnej krwi królewskiej chucie go zawiodły. AJGEUS. Któż daje mu swą córkę? wyjaw-że nareście. MEDEA. Sam Kreon, ten, co królem jest w korynckiem mieście. AJGEUS. Pojmuję, że narzekasz. Gorzką masz godzinę. MEDEA. Ponadto, wyrzucają mnie stąd precz!... Ach ginę! AJGEUS. I cóż mi znowu mówisz, ty biedna niewiasto! MEDEA. Opuścić każe Kreon to korynckie miasto. AJGEUS. Cóż mówi na to Jazon? Ha! tego nie chwalę. MEDEA. Gdy sądzić go po słowach, nie godzi się wcale. A będziesz miał zapłatę: dzieci zastęp mnogi AJGEUS. Wypełnić twoją wolę nie trudno mi będzie, MEDEA. Tak będzie... Przecież tylko naonczas nie dojmie AJGEUS. Nie ufasz mi? Lub powiedz, na coś jaszcze łasa? MEDEA. Bynajmniej. Tylko wrogiem jest mi dom Peljasa Przyjaźnym, słodkim słowom. Na tem się zasadza AJGEUS. Przezornie to układasz, przemądrze, prawdziwie! MEDEA. Na Ziemię i na Słońce, mojego pradziada-ć, AJGEUS. Mów, czego mam zaniechać, a co spełnić trzeba? MEDEA. Że z ziemi swej mnie w żaden nie wypędzisz sposób, AJGEUS. Przysięgam ci na Ziemię i na światłość Słońca MEDEA. A jeśli nie dotrzymasz, jakiejś godzien kary? AJGEUS. Tej, która zawsze spada na wszystkie bluźnierce. MEDEA. Szczęśliwej zatem drogi... Raduje się serce, CHÓR. Więc niechże syn Mai prowadzi cię w dom Ajgeus wychodzi.
MEDEA. O Zeusie, i ty, Dike, płodzie Zeusowy, I suknię delikatnej, niezwykłej roboty PRZODOWNICA CHÓRU. Gdy wszystkie mi zamysły twe usta wyznały, Chcę być ci pożyteczną i dlatego radzę MEDEA. Nie mogę! Jednak tobie przebaczam, wiem przecie, CHÓR. By zgładzić własne dzieci, twa myśl się wytęża? MEDEA. W ten sposób ja najsilniej ugodzę w pierś męża. CHÓR. Ze wszystkich kobiet będziesz wówczas najbiedniejsza. MEDEA. Idź sobie! Na nic zda się twa mowa dzisiejsza. (Do piastunki)
Ty spiesz się i Jazona przywiedź mi tej chwili. CHÓR. O rodzie Erechtejowy, z szczęścia dawnego znan, * Kiprys czerpała pono z Kefizu twego fal
O jakżeż cię przyjmie ten gród. *
Skąd męstwa nabierzesz, ach! mów!, Czy litość cię nie powali, Na scenę wchodzi
JAZON. Wezwałaś mnie i jestem. Choć puściłaś wodze MEDEA. Jazonie! Ma poprzednia mowa była pusta, Że takie my jesteśmy, nie inne, nie biorę (Na stronie)
O Boże! PRZODOWNICA CHÓRU. I mnie z pod moich powiek jasne ciekną ślozy. JAZON. To-ć chwalę ci, niewiasto, tamtego nie ganię. Odniosła, jak przystało rozumnej niewieście, (Do Medei)
Dlaczego toniesz we łzach? Czemu lico blade MEDEA. O dzieciach pomyślałam, przeto żal mój rośnie. JAZON. Ja zajmę się już niemi... Czemu płakać? Czemu? MEDEA. Przestanę się już troskać, ufam słowu twemu. JAZON. Dlaczego jednak z oczu płyną łzy ci słone? MEDEA. Kobiety myśmy słabe i do łez stworzone, Że dla mnie tak najlepiej, nie myślę stać w drodze JAZON. Obawiam się, czy zechce. Lecz spróbować można. MEDEA. Więc niech się raczy udać twa małżonka zbożna JAZON. I owszem... Mam tę wiarę, że, kobiet zwyczaju MEDEA. Ma pomoc przy tem wszystkiem jest ci zapewniona. I idźcie z tem do księżnej. Radością przejęta, (Służba przyniosła tymczasem podarki).
JAZON. Dla czego, nierozumna, wypuszczasz to z ręki? MEDEA. Daj spokój! Podarunki są i bogom miłe. CHÓR. Nie mam już żadnej nadziei, by mogły żyć te dziecięta, Śmiertelny podarek złoty *
Snać się nie oprze pokusie! Urokiem darów przejęta,
I ty, o nieszczęśniku, zięciu naszego pana, *
A także i twoja boleść okrywa mnie żałobą, Na scenę wchodzi
PIASTUN. Kniahini, dzieciom twoim nie grozi wygnanie, MEDEA. Ach! PIASTUN. Dla czego wzdychasz, pani, w tej szczęsnej godzinie? MEDEA. O jej! PIASTUN. Niezgodne to są jęki z tem, co ci przynoszę. MEDEA. Ojej! Ojej! PIASTUN. Myślałem, że sprawię-ć rozkosze — MEDEA. Przyniosłeś, coś miał przynieść. Lżyć cię nie wypada. PIASTUN. Więc czemu spuszczasz oczy, łez wylewasz zdroje? MEDEA. Tak musi być, mój stary! Bóg i serce moje PIASTUN. Przez dzieci w dom ty wrócisz, pozbądź się rozpaczy! MEDEA. Lecz inni już nie wrócą! O jakaż ja biedna! PIASTUN. Dzieciątek pozbawiona nie ty sama jedna, MEDEA. I ja narzekać nie chcę. Powracaj do domu, Spojrzawszy w te ich jasne źrenice, od razu Nie tu, lecz tam, me dziatki! Szczęścia na tym świecie CHÓR. Nieraz ja odważnie kierując swe kroki O, temu nie będzie, zapewniam, zbyt łatwa MEDEA. Z tęsknotą za wieściami, przyjaciółki moje, Na scenę wbiega
POSEŁ. Spełniłaś czyn okrutny! Radzę jaknajszczerzej: MEDEA. Dlaczego mam uciekać? A skądże ta rada? POSEŁ. Nadobną córkę króla spotkała zagłada. MEDEA. Rozkoszną wieść mi niesiesz, posłańcze przemiły! POSEŁ. Co mówisz? Nie szalejesz? Masz-li zmysły zdrowe? MEDEA. Niejedno ja ci na to odpowiedzieć mogę, POSEŁ. Gdy dzieci twoich para przed jasną królewną Zwróć ku mnie i ukochaj przyjacioły nowe, Przebyłby ze sześć pletrów wyznaczonej drogi — Któż okrył go nad grobem? Umrę razem z tobą!« PRZODOWNICA CHÓRU. Dziś, zda się, Bóg jakowyś śle wciąż klęski nowe MEDEA. O drogie przyjaciółki! Rzecz postanowiona! CHÓR. O biada! O Ziemio! O Słońca Sięgnij do głębi jej trzew, *
Daremne więc wszystkie twe trudy! JEDEN Z SYNÓW (za sceną). O biada! Cóż mam czynić? Jak ujść rękom matki! DRUGI SYN (j. w.). Ja nie wiem, drogi bracie! To nasze ostatki! CHÓR. Czy słyszysz ten jęk? Ach, dzieci to głos! DZIECI (j. w.). Ratunku! O na Boga! Czemu nie spieszycie? CHÓR. Azaliś jak żelazo, nieszczęsna, lub skała, Na scenę wbiega
JAZON. Powiedzcie mi, stojące u pałacu wrótni, Przypuścić, by myślała ta dziewka bezbożna, PRZODOWNICA CHÓRU. Ach! Nie wiesz, w jak nieszczęsną jawisz się godzinę, JAZON. Cóż dzieje się? Czyż zabić i mnie jest gotowa? PRZODOWNICA CHÓRU. Już dzieci twoje padły z macierzyńskiej ręki. JAZON. Co mówisz? Jak okrutne sprawiasz mi tu męki! PRZODOWNICA CHÓRU. Twe dzieci już nie żyją! To czynię-ć wiadomem. JAZON. A gdzież zamordowane? W domu czy za domem? PRZODOWNICA CHÓRU. Pałacu otwórz bramy, a zobaczysz zbrodnię. JAZON. Hej! służbo! Odsuń rygle! Nie myślę bezpłodnie MEDEA (za sceną). Dlaczego się dobijasz? Czemu walisz w bramy? JAZON. Ty zmoro nienawistna, ty z stworzeń najkrwawsze, Jam ciebie wybrał z wszystkich białogłów na świecie, MEDEA. Twe słowa zbić bym mogła, słów mam podostatkiem. JAZON. Bolejesz i te moje podzielasz męczarnie. MEDEA. I owszem; jeśli nie chcesz ze mnie szydzić marnie. JAZON. Synowie! Że też taka nosi imię matki! MEDEA. Z ojcowskiej wyście winy zginęły, me dziatki! JAZON. Nie moja dłoń przyczyną stała się ich zguby. MEDEA. Twa pycha je zabiła i twe nowe śluby. JAZON. Z zazdrościś je zabiła! Godzi się to komu? MEDEA. Czy mniemasz, że w tem mało dla kobiety sromu? JAZON. Dla mądrej juścić mało, tylko nie dla ciebie! MEDEA. Nie żyją! A to w smutku okrutnym cię grzebie. JAZON. O żyją! Zmiażdżą głowę twą ich mściwe pięście! MEDEA. Bóg dobrze wie, kto całe sprowadził nieszczęście. JAZON. O wie, bo wie, jak serce twe jest godne wzgardy. MEDEA. Milcz, wstrętem mnie napełnia ten twój język hardy. JAZON. Mnie zasię twój! Znośniejsze będzie pożegnanie. MEDEA. Co czynić!? I po tobie żal mi nie zostanie. JAZON. Mnie pozwól pogrześć zmarłe, zdrój łez wylać szczery. MEDEA. Przenigdy! Ja pogrzebię je sama tam, w Hery, JAZON. Erynia dzieci i mściwa MEDEA. Gdzie taki jest demon, gdzie taki jest bóg, JAZON. A goń-że stąd precz, a goń-że stąd, goń, MEDEA. Idź żonę swą grzebać! Powracaj w swój dom! JAZON. Odchodzę bez dzieci! Gdzież koniec mym łzom? MEDEA. Na stare twe lata powiększy się płacz! JAZON. O dzieci najdroższe! MEDEA. Dla matki! Ty zacz?! JAZON. A przecz jeś zabiła? MEDEA. Na tobie się mszcząc! JAZON. O pragnę, nieszczęsny, te usta swe sprządz MEDEA. Dziś do nich się milisz a przecież był czas, JAZON. O pozwól, na Boga! MEDEA. Nie tędy jest droga! JAZON. Czy widzisz, o Boże!, CHÓR. Na Olimpu szczycie HIPPOLYTOS UWIEŃCZONY
(Ἱππόλυτος στεφανοφόρος). Hippolytos uwieńczony.
Osoby dramatu.
Rzecz dzieje się w mieście Troizenie przed pałacem króla Pitteusza.
Na scenie jawi się AFRODYTE.
Me imię na niebiesiech niepomiernie słynie Na obchód gdy świąteczny z Pitteusza grodu Pospiesza tu z nim razem służby orszak mnogi HIPPOLYTOS. Za mną, szeregu mój bratni, CHÓR STRZELCÓW. O pani dostojna, o pani! HIPPOLYTOS. Ten wieniec tobie składam, zioła woniejące, Z mej ręki nieskalanej. Ja jeden na ziemi Odwraca się od ołtarza w kierunku domostwa. W tej chwili występuje z chóru i zachodzi mu drogę
STARY SŁUGA. O książę! — gdyż li boga władcą zwać wypada —, HIPPOLYTOS. I owszem, boć nie mądrze postąpiłbym przecie. STARY SŁUGA. A wiesz ty, jaki zwyczaj panuje na świecie? HIPPOLYTOS. Nie, nie wiem. W jakiej sprawie twa się warga trudzi? STARY SŁUGA. Nikt pychy i uporu nie lubi śród ludzi. HIPPOLYTOS. Rzecz prosta, bo i któżby lubił pychę człeka? STARY SŁUGA. Że nikt zaś na uprzejmą grzeczność nie narzeka. HIPPOLYTOS. Na uprzejmości ludzie nigdy źle nie wyśli. STARY SŁUGA. Czyż bóstwa, powiedz, nie są takiej samej myśli? HIPPOLYTOS. Gdy życie ich w ten sposób, jak i nasze, płynie. STARY SŁUGA. A jednak pokrzywdziłeś dostojną władczynię. HIPPOLYTOS. Ja? Kogo? Strzeż się, proszę, by kłamcą nie zostać. STARY SŁUGA (wskazując na posąg Afrodyty): Masz oto przed swym domem cną Kiprydy postać. HIPPOLYTOS (bijąc przelotny pokłon posągowi). Jam czysty, nieskalany, pozdrawiam ją zdala. STARY SŁUGA. Dostojna jej potęga ludzką moc obala. HIPPOLYTOS. Nie wszystkim hołd się składa, ludzie to czy bogi. STARY SŁUGA. O mędrszyś, niż potrzeba! Szczęsnej życzę drogi! HIPPOLYTOS. Nie znoszę bóstw, co w nocy spełniają swą władzę. STARY SŁUGA. Daj bogom co boskiego, to ci, synu, radzę. HIPPOLYTOS (szybko się odwracając) Odejdźcie, moi słudzy; do domu pospieszcie, (Do starego sługi) Niech dobrze tu się miewa ta twoja Kipryda. Znika. Scena się opróżnia. Pozostaje
STARY SŁUGA (przed ołtarzem Afrodyty). Nie pójdę-ci ja drogą, jaką chodzą młodzi, Z drugiej strony zjawia się
CHÓR KOBIET. Okeanosa wiecznie świeży zdrój *
Nie pozwalając wychodzić za próg. Trzy dni odtrąca wszelkie dary boże,
Jakież to bóstwo, o pani, *
Czyżby miłosna zawieja Zadali pani mojej te boleści,
Dola rodzącej kobiety PRZODOWNICA CHÓRU. Lecz, patrzcie! na dworze Służebnice wnoszą Fedrę, leżącą na łożu, towarzyszy im i nadzoruje orszak stara
PIASTUNKA (po krótkiej pauzie) Ach! ta nędza człowieka! Ach! te straszne choroby! Mniej doznaje się biedy — FEDRA. Wyprostujcie mą postać! Zbyt mi cięży... Ja-ć wolę, PIASTUNKA. Męstwa, ciszy, spokoju! FEDRA. Ajaj! PIASTUNKA. Szał cię opadł, niebogę! FEDRA. Być mi w górach! W tym lesie Z jakim jabym zachwytem PIASTUNKA. O dziecino ma chora, FEDRA. Artemido, ty pani PIASTUNKA. Co za myśli zdradzieckie! By dosiadać rumaki! FEDRA. Co ja biedna zrobiła? PIASTUNKA. Już zakrywam. Lecz kiedy Żyć pod uczuć tych władzą, PRZODOWNICA CHÓRU. Staruszko, naszej Fedry opiekunko wierna! PIASTUNKA. Jać sama tego nie wiem — ukrywa przedemną. PRZODOWNICA CHÓRU. Przyczyna tych tajemnic również ci tajemną? PIASTUNKA. Nic zgoła tutaj niewiem, toć milczy zawzięcie. PRZODOWNICA CHÓRU. Zmarniała ponad wyraz, zwiędła nad pojęcie. PIASTUNKA. Bo jakoż? Dzień już trzeci bez żadnego jadła! PRZODOWNICA CHÓRU. Z choroby, czy też myśl ją o śmierci opadła? PIASTUNKA. Nie wiedzieć, lecz to jasne: na śmierć się zagłodzi. PRZODOWNICA CHÓRU. Mężowi jej — rzecz dziwna — wcale to nie szkodzi? PIASTUNKA. Ukrywa przed nim wszystko, mówi, że jest zdrowa. PRZODOWNICA CHÓRU. Czy z ócz jej nie wyczyta, co się w wnętrzu chowa? PIASTUNKA. Zdarzyło się, że teraz poza krajem bawi. PRZODOWNICA CHÓRU. A ty nie masz potrzeby dotrzeć jak najżwawiej, PIASTUNKA. Zrobiłam już, co można, i żadna potęga I ja się zwrócę z drogi poprzedniej, na której FEDRA. O rety! PIASTUNKA. Takeś tem przybita?! FEDRA. Zabijasz mnie, matuchno! Ból mi serce ściska! PIASTUNKA. A widzisz! Mądra jesteś, lecz ci nie przeleci FEDRA. Ja kocham je!... Mną teraz dola miota inna. PIASTUNKA. A wszak bez krwawej zmazy jest twa dłoń niewinna? FEDRA. Bez zmazy dłoń, lecz w sercu mojem plama krwawa! PIASTUNKA. Azali to jest wroga zawziętego sprawa? FEDRA. Wbrew woli mej i swojej drah do zguby zmusza. PIASTUNKA. Czy może jaką krzywdę masz od Tezeusza? FEDRA. Bodaj-żeby on krzywdy nie doznał z mej strony! PIASTUNKA. I cóż cię pcha ku śmierci? Jaki grzech spełniony? FEDRA. Nie przeciw tobie grzeszę, więc niech grzeszę sobie. PIASTUNKA (padając jej do kolan). Ustąpię, gdy mnie zmusisz — li, wówczas to zrobię. FEDRA. Co czynisz? Pragniesz zmusić, chwytając za ręce?! PIASTUNKA. Za ręce i za nogi! Mów o swej udręce! FEDRA. Gdy powiem, jeszcze większe sprawię ci boleści. PIASTUNKA. Największy ból się dla mnie w twej utracie mieści. FEDRA. Utracisz mnie! Lecz dla mnie zaszczyt jest w tej doli. PIASTUNKA. O rzeczy więc zaszczytnej pani milczeć woli? FEDRA. Nie powiem, aż na cnotę mój występek zmienię. PIASTUNKA. Mów! Cnota twa tem większe mieć będzie znaczenie. FEDRA. Ach! Odejdź! Puść tę rękę! Błagam cię, na nieba! PIASTUNKA. Nie puszczę, póki nie dasz tego, czego trzeba. FEDRA. O, daję ci! Cześć we mnie budzą ręce twoje! PIASTUNKA. Więc mów, na ciebie kolej: ja w milczeniu stoję. FEDRA. O jakież to cię, matko, rozpierały żądze! PIASTUNKA. Czy byka masz na myśli? Chyba to, tak sądzę — — FEDRA. O siostro nieszczęśliwa, Dioniza żono! — PIASTUNKA. Co mówisz, dziecko moje?! Lżysz swe gniazdo pono! FEDRA. Jam trzecia... Tak haniebnie tu ginę, nieboga! PIASTUNKA. Co znaczą twoje słowa? Lęk mnie zdjął i trwoga. FEDRA. Tak, stamtąd me nieszczęście! Nie od dziś ni wczora! PIASTUNKA. Nic nie wiem, chociaż wiedzieć bardzo jestem skora. FEDRA. Ach! PIASTUNKA. Nie jestem wieszczka, nic ja z zagadką nie zrobię. FEDRA. Co czuje człowiek, powiedz, gdy, jak mówią, kocha? PIASTUNKA. Rozkosze same czuje, lecz i bólu trocha. FEDRA. Ból moim jest udziałem. Dojmuje mi srogo... PIASTUNKA. Co mówisz, dziecko moje? Ty kochasz? I kogo? FEDRA. A jakże on się zowie, ów syn Amazony? PIASTUNKA. Hippolytos? FEDRA. Tyś rzekła, nie ja! PIASTUNKA. O stracony PRZODOWNICA CHÓRU. Czyście słyszały, o! Gnębi was dola, o ludzie, FEDRA.
(wstaje spokojna i podchodzi ku chórowi).
Trojzeńskie me niewiasty, wy, co zajmujecie Miałby się znaleść środek, coby moje zdanie (Przed posągiem Afrodyty).
Kiprydo! Wałów morskich ty władczyni boża! Że ścian się nie lękają i tej nocnej mroczy, PRZODOWNICA CHÓRU. Hej! Cnota to dla wszystkich największa jest chwała, PIASTUNKA. O pani, gdy przedemną stanęła, jak żywa, Jeżeliby ci wszyscy, co kochali kiedy, Na życie swoje patrzeć zbyt ciemno. Nie tędy PRZODOWNICA CHÓRU. Tak, Fedro, to, co ona ci mówi, jest wreście FEDRA. A cóż tu szczęście ludzi i ludów uśmierca, PIASTUNKA. I cóż tu się rozwodzić? Mowa tu jest na nic, Tak, gdyby nie ważyło tu się życie twoje FEDRA. Poprzestań! Zamknij usta! Raz wtóry, na Boga! PIASTUNKA. Ohyda? Tak, lecz ona bardziej ci się przyda, FEDRA. Na Boga!... Nie!... To prawda! Ale to są rzeczy PIASTUNKA. Gdy takiej jesteś myśli, na cóż było grzeszyć? FEDRA. Czy maść to, czy też napój? Cóż to są za środki? PIASTUNKA. Pomocy-ć, nie nauki trza, mój skarbie słodki. FEDRA. Czy abyś nie za mądra? Tego ja się boję. PIASTUNKA. Za nadtoś bojaźliwa! Skąd te lęki twoje? FEDRA. Ja nie chcę, byś co rzekła synowi Tezeja. PIASTUNKA. Daj spokój! Już to wszystko dobrze się poskleja. (przechodząc obok posągu Afrodyty)
A tylko ty mnie wspieraj, morskich fal królowo!... CHÓR. Erosie! Erosie! *
Daremnie, daremnie I w gajach pityjskich Hellada
Wszak ona z Ojchalji *
Tebańskie wy mury, Jak się skradają po świecie FEDRA (nadsłuchująca pod drzwiami). Uciszcie się, niewiasty! Zmilknijcie! Już po mnie! PRZODOWNICA CHÓRU. Cóż dzieje się w tym domu, że tak drżysz ogromnie? FEDRA. Ha! Cicho!... Chcę posłyszeć, co mówią za drzwiami. PRZODOWNICA CHÓRU. Już milczę.. Coś strasznego zawisło nad nami. FEDRA. O biada mi! O jej! PRZODOWNICA CHÓRU. Jakiż to słyszysz głos FEDRA. Zginęłam... Chodźcie bliżej, podejdźcie pod bramę — PRZODOWNICA CHÓRU. Jeśli już jesteś tam, FEDRA. O, słyszę Hippolita, Amazonki syna, PRZODOWNICA CHÓRU. I ja też słyszę gwar, FEDRA. Rajfurką zwie ją, słyszę, i że jest jak złodziej, PRZODOWNICA CHÓRU. O dniu okrutnych zdrad! FEDRA. Zgubiła mnie, zdradziła mimo własnej woli, PRZODOWNICA CHÓRU. A teraz co zamierzasz? Znasz-li jaką drogę? FEDRA. Prócz śmierci, nic innego wymyśleć nie mogę — Na scenę wpada
HIPPOLYTOS. O matko moja, ziemio! O wy blaski słońca! PIASTUNKA (która wpadła bezpośrednio za nim) Bo jeszcze kto usłyszy! Cicho, słodki panie! HIPPOLYTOS. Być cicho, takiej świadom ohydy i zguby?! PIASTUNKA (chwytając go za rękę). Na gładką twą prawicę zaklinam cię, luby! HIPPOLYTOS. Precz! Precz stąd! Puść tę rękę! Nie tykaj odzieży! PIASTUNKA (padając na kolana). Litości! Na kolanach ta, co w ciebie wierzy! HIPPOLYTOS. Powiadasz, że twe słowa cne są i szlachetne?! PIASTUNKA (wstając). Nikt wiedzieć nie powinien, o me dziecię setne! HIPPOLYTOS. Nie! O tem, co jest dobre, świat ma wiedzieć cały! PIASTUNKA. Chcesz łamać to, co usta twe poprzysięgały? HIPPOLYTOS. Tak! Usta, lecz nie serce! Przysięgi te na nic! PIASTUNKA. Mordujesz swych najdroższych, krzywdzisz ich bez granic. HIPPOLYTOS. Najdroższych? Od zbrodniarzy ja zawsze zdaleka. PIASTUNKA. O nie bądź tak surowy! Grzech to rzecz człowieka. HIPPOLYTOS (odwracając się). O Boże! Przecz niewiastęś sprowadził na ziemię, Niż cieszy zacność żony!]. Szczęściem jest dla człeka, Jest także ich nikczemność!... Dopóki ich zdrożna FEDRA. O, opłakane, o! PRZODOWNICA CHÓRU. Tak! Tak! Służebna twoja, miłościwa pani. FEDRA (do piastunki). Przepodła! Zabójczyni najdroższych ci osób! Z powierzchni na wiek wieków! A czyż mi wiadomem PIASTUNKA. O pani, lżysz mnie za to, że me plany prysły, FEDRA. Godziwe-ż to są rzeczy, tak skrzywdzić mnie wprzódy, PIASTUNKA. Za dużo o tem mówić. Źlem ja postąpiła... FEDRA. Ni słowa o tem więcej. Złe były twe rady Spełnijcie moją prośbę jedyną — zawodu PRZODOWNICA CHÓRU. Tak chroń mnie, Artemido, córko Zeusowa, FEDRA. Dziękuję. Znam ja środek, by od mego domu PRZODOWNICA CHÓRU. Chcesz spełnić coś, co nigdy odwrócić się nie da? FEDRA. Chcę umrzeć. W jaki sposób, to już moja bieda. PRZODOWNICA CHÓRU. Mów mądrzej! FEDRA. A ty lepszą wynaleź mi radę! CHÓR. Czemuż mnie gęsty nie urodził las? *
Gdzie hesperyjski leciałabym gaj,
O białoskrzydły okręcie, Azali z Krety jeszcze *
Oto patrzajcie! W jej łonie PIASTUNKA (z wnętrza domu). O jej! O jej! PRZODOWNICA CHÓRU. Ach! Stało się! O rety! Niema naszej pani! PIASTUNKA (j. w.) Dla czego nie spieszycie? Dajcie miecz dwusieczny! PRZODOWNICA CHÓRU (I PÓŁCHÓRU). Co czynić, przyjaciółki? Iść tam i od sznura JEDNA Z CHÓRU (II PÓŁCHÓRU). Dlaczego? Czyż tam niema dość służebnej młodzi? PIASTUNKA (j. w.) Połóżcie na posłaniu to nieszczęsne ciało! PRZODOWNICA CHÓRU. Nie żyje już nieszczęsna kobieta! Słyszycie? Na scenę z wieńcem na głowie, otoczony świtą zbrojnych wchodzi
TEZEUSZ. Niewiasty! Czy nie wiecie, co te krzyki znaczą? PRZODOWNICA CHÓRU. Nie starzec cię opuszcza! Młoda poszła dusza, TEZEUSZ. O biada! Czym utracił które z mojej dziatwy? PRZODOWNICA CHÓRU. Nie! Żyją! Ale żywot bez matki nie łatwy. TEZEUSZ. Co? Żona? W jaki sposób? Umarła?! Nie żyje!? PRZODOWNICA CHÓRU. Tak! Sama zarzuciła sobie sznur na szyję. TEZEUSZ. Spotkało ją co złego? Czy z jakiej zgryzoty? PRZODOWNICA CHÓRU. Nie wiemy. Myśmy same przyszły właśnie o tej TEZEUSZ (zdzierając wieniec z głowy). Ach! Pocóż te wawrzyny mają wieńczyć włosy Otwierają się drzwi środkowe, na marach zwłoki Fedry, otoczone żałobnicami.
CHÓR. O jej! O jej! Jakiż to zmusił cię grom, TEZEUSZ. O moja dolo! Ach! PRZODOWNICA CHÓRU. Nie sam ty, książę, znosisz tę okrutną zgubę: TEZEUSZ. W mogilny zejść mi dół, CHÓR. O ty znękany człowiecze! TEZEUSZ (zbliżywszy się do zwłok Fedry). Patrz! Patrz! CHÓR. Ach! Ach! TEZEUSZ. O gorze mi! gorze! Oto groza nowa! PRZODOWNICA CHÓRU. Co jest? Mów, jeślim godna jest twojego słowa. TEZEUSZ. Ten list! ten list! PRZODOWNICA CHÓRU. Okrutny to początek! Ach, cóż będzie dalej!? TEZEUSZ. Mózg mi się pali. PRZODOWNICA CHÓRU. Odwołaj to życzenie, błagam cię, o panie! TEZEUSZ. Przenigdy! Ja go z ziemi wydalę rodzinnej PRZODOWNICA CHÓRU. W sam czas twój syn nadchodzi; przyjmij Hippolita W otoczeniu świty wchodzi
HIPPOLYTOS. Twe krzyki usłyszawszy, przybiegam do ciebie, TEZEUSZ (nie patrząc na Hippolytosa). O ludzie, śmieszni ludzie! Całe wy się życie HIPPOLYTOS. O, wielki byłby mędrzec, zjawisko jedyne. TEZEUSZ (j. w.) O, czemuż nie istnieje w dziedzinie przyjaźni HIPPOLYTOS. Czy który z mych przyjaciół oszukał twe uszy, TEZEUSZ (j. w.) O Boże! dokądże to ludzka czelność sięga? Gdy jeden się w drugiego będziem prześcigali (Zwracając się nagle do Hippolytosa)
Patrzcie! Oto stoi (Hippolytos się odwraca)
Ja, przez cię pohańbiony, nie lękam się lica Na tobie z nienawiści, albowiem bękarci PRZODOWNICA CHÓRU. Szczęśliwym kogoż język nazwać się odważy, HIPPOLYTOS. Mój ojcze, straszna moc jest w twojej gniewnej zwadzie. Lecz w gronie mych rówieśnych nie brak mi rozumu? Zaznaczysz, że i mędrzec rad na tronie siedzi? PRZODOWNICA CHÓRU. Dowiodłeś, żeś niewinny w tem nieszczęściu całem! TEZEUSZ. Czy nie jest-że to kuglarz? Nie istne-ć to czary? Dobrocią mitygawać chce ojcowską duszę, HIPPOLYTOS. A ja wyznać muszę, TEZEUSZ. O, godnie HIPPOLYTOS. Wypędzasz, nie czekając, aż ci czas nadarzy TEZEUSZ. Za krańce Atlantowe, za dalekie morze HIPPOLYTOS. Przysięgi, poręczenia, wróżby i wyrocznie TEZEUSZ. Dowody tu zbyteczne! Wszystko mi wyjawia HIPPOLYTOS. Bogowie! Poco milczę, jeśli wy niszczycie TEZEUSZ. Dobijasz mnie, świętoszku, słowy cnotliwemi! HIPPOLYTOS. Ach! dokąd mam się zwrócić? W czyim-że dziś domu TEZEUSZ. A może kto i lubi kobiet hańbicieli HIPPOLYTOS. Ach! serce mi się kraje, łzy wyciska smutek, TEZEUSZ. Nie! Wówczas trzeba było pokumać się z troską HIPPOLYTOS. Przemówcie głosem wielkim, o wy nieme ściany, TEZEUSZ. O, skrzętnie wzywasz świadków, co mówić nie mogą! (Wskazując na zmarłą)
To dzieło twe dowodem, jakąś chodził drogą. HIPPOLYTOS. Ach! chciałbym stać przed sobą, w własne patrzeć oczy TEZEUSZ. Samego się uwielbiać było-ć zawsze miło, HIPPOLYTOS. O matko nieszczęśliwa! O losie bękarta! TEZEUSZ. Schwyćcie go, pachołkowie! Słyszeliście przecie, HIPPOLYTOS. Precz! Wara! Dam naukę, gdy się zbliży który! TEZEUSZ. Jeżeli nie posłuchasz, będzie mi najprościej HIPPOLYTOS. Snać los się mój rozstrzygnął... Wiem, jak to się stało, Więc żegnaj!... Do mnie, do mnie, towarzysze młodzi! (Odchodzi wraz z świtą).
CHÓR. Prawda, gdy myśleć zaczynam *
Bodajby z ręki mi bożej
Mózg mi się zmącił nad miarę, Albowiem patrzę ach! patrzę, *
Nigdy on już nie pogoni *
I ja oblewać chcę łzami O wy siostrzane Charyty! PRZODOWNICA CHÓRU. Ktoś z służby Hippolyta przyspiesza tu kroku — Na scenę wpada
GONIEC. Gdzież jest nasz król Tezeusz! Gdzież go spotkać mogę? PRZODOWNICA CHÓRU. Wychodzi właśnie z domu, patrzaj, jest na dworze! GONIEC. Przynoszę ci wiadomość i w smutku pogrążę TEZEUSZ. Cóż stało się? Cóż mają oznaczać twe słowa? GONIEC. Już niema Hippolyta! Albo też — słyszycie? — TEZEUSZ. Dlaczego? Czyżby jaki wróg mu nie przebaczył, GONIEC. Przez własny Hippolytos zginął zaprząg, dalej TEZEUSZ. Niebiosa! Pozejdonie! Ucieczko jedyna! (Do posła)
Mów, na jakiej drodze GONIEC. Staliśmy nad wybrzeżem spienionego morza, Ku niebu wzniesie ręce i takiemi modły O, nie dla ludzkich oczu bywa widok taki! Nie wiedzieć, w jaki sposób, i pada bez siły, PRZODOWNICA CHÓRU. O rety! Świeże znowu nieszczęście mnie boli! TEZEUSZ. Cieszyłaby mnie wieść twa, gdyż żywię do człeka, POSEŁ. Co czynić? Mamy-ż zgodnie z twoimi zamiary TEZEUSZ. Sprowadźcie go, sprowadźcie! Chwila to jedyna (Posłaniec odchodzi). CHÓR. Nieprzemożone wykonujesz rządy ARTEMIS (zjawiwszy się niespostrzeżenie). Z zacnego ojca Ajgeja zrodzony, Którego ofiarą padł syn. TEZEUSZ. O biada! ARTEMIS. Zraniły cię me słowa! Ale nie uderzył TEZEUSZ. O pani! chciałbym umrzeć! ARTEMIS. Zgrzeszyłeś, lecz przecie Dla prawdy, odebrało ci ustne dowody. PRZODOWNICA CHÓRU. Nieszczęsny ten człowiek patrz! zbliża się k'nam! Na scenę służba wnosi zwolna Hippolytosa; Artemis staje w tyle, tak, że on jej nie widzi, Tezeusz z świtą i chórem po drugiej znajduje się stronie.
HIPPOLYTOS. O jej! o jej! Ach! O śmierci, zbawczyni, przyjdź! ARTEMIS. O, w jakiem-ż ja nieszczęściu ciebie widzieć muszę! HIPPOLYTOS. Ach! ARTEMIS. Ja, z bogiń ci najmilsza, przy tobie tu stoję. HIPPOLYTOS. Królowo, patrz! Na jaką zeszedłem ja drogę! ARTEMIS. Płakałabym gorąco, lecz płakać nie mogę. HIPPOLYTOS. Twój druh, towarzysz łowów, w twych oczach umiera. ARTEMIS. Umiera, lecz ma łaska zawsze dlań jest szczera. HIPPOLYTOS. Posągów twoich strażnik, kierownik twych koni. ARTEMIS. Kipryda to sprawiła, od jej giniesz broni! HIPPOLYTOS. Wiem teraz, kto tę zgubę przynosi mi w darze. ARTEMIS. O cześć swoją zazdrosna, za czystość cię karze. HIPPOLYTOS. Nie mnie samego gubi, troje przez nią pada. ARTEMIS. Ty, ojciec, jego żona — okrutna biesiada! HIPPOLYTOS. Żałować mam i ojca, którego zgubiła? ARTEMIS. Podeszła go jej rady niwecząca siła. HIPPOLYTOS. Ach! ojcze! straszne losy zdarzyły się tobie! TEZEUSZ. Tak straszne, że wolałbym położyć się w grobie. HIPPOLYTOS. Ta wina bardziej w ciebie godzi, niżli we mnie. TEZEUSZ. Ach! umrzeć zamiast ciebie! Żyć mi już daremnie! HIPPOLYTOS. Nie wyszły ci na dobre dary Posejdona! TEZEUSZ. Ta klątwa! Ach! dla czego z warg mych wyszła ona?! HIPPOLYTOS. Jeżeli nie twa klątwa, twój miecz by mnie zabił. TEZEUSZ. Ach! jakiż bóg ze zmysłów zdrowych mnie ograbił?! HIPPOLYTOS. O, gdybyż klątwa ludzi dosięgała bogów! ARTEMIS. Daj spokój! Do podziemnych schodzisz teraz progów, Na cześć twą będą pieśni nuciły dziewczęta, HIPPOLYTOS. I ty mi żegnaj, czysta dziewico, na zawsze! TEZEUSZ. Co czynisz, dziecko drogie? O ja nieszczęśliwy! HIPPOLYTOS. Już ginę! Już przed sobą widzę śmierci bramy! TEZEUSZ. Odchodzisz? Nie oczyścisz ręki mi z tej plamy? HIPPOLYTOS. Zdejmuję z ciebie, ojcze, krwawą mordu winę. TEZEUSZ. Wyzwalasz moją duszę? Powiedz mi, nim zginę. HIPPOLYTOS. Łowczynię Artemidę biorę tu na świadka! TEZEUSZ. O dziecię me najdroższe! O dobroci rzadka! HIPPOLYTOS. Pociechę miej tę samą z twych synów, mych braci. TEZEUSZ. O duszo przeszlachetna! Któż ci to zapłaci? HIPPOLYTOS. Bądź zdrów, bądź zdrów na wieki, ty mój ojcze luby! TEZEUSZ. Nie umrzesz, wyjdziesz z tego, wszak nie chcesz mej zguby!? HIPPOLYTOS. Wyszedłem już prawdziwie! Wnet mnie śmierć zamroczy. (Umiera).
TEZEUSZ (opuszcza zwłoki na ziemię, przysłania powieki zmarłego, poczem służba bierze mary i zanosi je teraz z zwłokami do zamku). Ateny święte, Pelopsa dzierżawy! (Odchodzi za zwłokami). CHÓR. (odchodząc). W nas wszystkich uderzył ten cios HEKABE Hekabe.
Osoby dramatu.
Obozowisko Helleńczyków na półwyspie trackim, naprzeciw wybrzeży frygijskich. Na przedzie sceny: namioty Hekaby i branek trojańskich.
CIEŃ POLYDORA. Przychodzę z graźni zmarłych i od nocy progów, Uśmiercił nieszczęśliwca i w fali burzliwej Bóg jakiś, wyrównując dawne dni szczęśliwe, Na scenę wchodzi w towarzystwie wziętych do niewoli Trojanek
HEKABE. O wiedźcie mnie w namiot, trojańskie dziewice, Płaczących snać nowe czekają tu płacze! PRZODOWNICA CHÓRU. Przybywam, Hekabo, pospiechem tu gnana, Posłanką być muszę, co twoją znów duszę Wymowy, HEKABE. O bolu ty mój, jak strząsnąć ten znój?! Sędziwy mój wiek na barkach mi legł (Przed namiotem Polykseny)
O dziecię! POLYKSENE. Matko! Matko! Cóż ten krzyk? Jakąż znów HEKABE. Ach! dziecię, ach! POLYKSENE. Dla czego kraczesz jak kruk? HEKABE. Twe życie! twój los! O biada! POLYKSENE. Mów! kryć nie wypada! HEKABE. Dziecię, me dziecię! Nieszczęsnej matki dziecię! POLYKSENE. Cóż mi powiecie? HEKABE. Ogólna Argiwów rada POLYKSENE. O biada, matko! o biada! Okrutnych nowin? Ach, mów, HEKABE. Wieści przynoszę-ć złowieszcze: POLYKSENE. O najbiedniejsza ty z matek, Gdzie między zmarłymi twa biedna *
Nie pofolguję swym łzom — PRZODOWNICA CHÓRU. Szybkimi się krokami k’nam Odyssej bierze. ODYSSEUS. Niechybnie ci, niewiasto, znana jest uchwała HEKABE. Ajaj! Bój jakiś wielki zsyłają mi nieba, ODYSSEUS. Mów! Czasu-ć nikt nie skąpi, nikt ci nie zabrania. HEKABE. Czy wiesz, jak na prześpiegi stanąłeś w mym grodzie, ODYSSEUS. Pamiętam, boć nie małe uczuwałem dreszcze. HEKABE. Poznała cię Helena, zdradziła mnie jednej. ODYSSEUS. Pamiętam o tem wszystkiem, byłem bardzo biedny. HEKABE. Pamiętasz, jak pokornie-ś chwytał mnie za nogi? ODYSSEUS. W twych sukniach ręce moje zamierały z trwogi. HEKABE. Będący w mej niewoli, cóżeś mówił wtedy? ODYSSEUS. Słów wiele, by z śmiertelnej wydobyć się biedy. HEKABE. Kazałam ci ujść z życiem z mej ojczystej ziemi. ODYSSEUS. Że dotąd widzę słońce źrenicami swemi. HEKABE. Więc czyn ten twój dzisiejszy nie oskarża ciebie? Do kobiet najwybrańszych ona-ć się zalicza, PRZODOWNICA CHÓRU. Nie jest-ci ludzkie serce z takiego kamienia, ODYSSEUS. Przekonaj się, Hekabo, i niech między nami Jest wielu innych ludzi, nie mniej nieszczęśliwie PRZODOWNICA CHÓRU. Ajaj! Jakżeż to źle jest żyć w więzach niewoli, HEKABE. O córko, z wiatrem idą wszystkie prośby moje — POLYKSENE. Spostrzegam, Odysseju, jak chowasz prawicę Nie zechce molestować. Podążę w twe ślady, Niezasłażenie spotka, albowiem kto rzadko PRZODOWNICA CHÓRU. Zaszczytne to jest znamię pochodzić od ludzi HEKABE. O, pięknieś to wyrzekła, ma córko! Lecz blisko ODYSSEUS. Nie ciebie, ty staruszko, pożąda widziadło HEKABE. Zabijcie więc nas obie, mnie i córkę moją, ODYSSEUS. Wystarczy śmierć twej córki; nam się nie należy HEKABE. Ja muszę umrzeć z córką, ja muszę, na nieba! ODYSSEUS. O, proszę, nie wiedziałem, że ktoś mnie tak goni! HEKABE. Jak powój lgnie do dębu, tak ja przylgnę do niej, ODYSSEUS. Przenigdy, jeśli mędrszym ulegniesz w tym względzie. HEKABE. Me serce dobrowolnie córki się nie zbędzie. ODYSSEUS. Ja bez niej nie odejdę, niema to rady. POLYKSENE. Posłuchaj-że mnie, matko!.. Do Laertiady HEKABE. W obliczu słońca dźwigać mam niewoli brzemię! POLYKSENE. Bez męża, oblubieńca opuszczam tę ziemię! HEKABE. Nieszczęsna-ś i ja również godna-m jest litości. POLYKSENE. Od ciebie precz, w Hadesie, złożę swoje kości. HEKABE. Co czynić?! Jakżeż zamknę ten żywot na świecie?! POLYKSENE. W niewoli mrę, rodzica wolnego ja dziecię. HEKABE. Po dziatwy pięćdziesiątce dola ma ta sama! POLYKSENE. Cóż powiem Hektorowi? Co rzec do Priama? HEKABE. Że oto najbiedniejsza między ludźmi stoję! POLYKSENE. O łono! O wy piersi, żywicielki moje! HEKABE. O córko, którą dola tak wcześnie dogania! POLYKSENE. Żyj, matko! Żyj, Kasandro! Oto czas żegnania! HEKABE. Żyć będą chyba inni, twej matce nie pora! POLYKSENE. Mam w Tracyi żyjącego brata. Polydora. HEKABE. Czy żyje?.. Ja nie wierzę! Wszystko źle się toczy! POLYKSENE. On żyje i w dzień śmierci zamknie ci twe oczy. HEKABE. Umieram, nim śmierć przyszła, nie zniosę tej straty! POLYKSENE. Poprowadź, Odysseju! Otul mnie w swe szaty! (Odchodzi wraz z Odysseusem).
HEKABE (za odchodzącą). O biada! O me kości! Ostatkami gonię! (Do Chóru).
Ginę, druhy lube! CHÓR. Wiewie, ty morski wiewie, Dokąd mnie zagnasz, niebogę? *
Chcesz, by, ruszywszy wiosła,
Lub czy w Pallady gród Jako ich tchom *
Losie mych dzieci, ach! Na scenę wchodzi posłaniec Hellenów
TALTHYBIOS. Powiedzcie mi, Trojanki, gdzie się tutaj chowa PRZODOWNICA CHÓRU. O spójrz, Talthybiosie, tuż opodal leży TALTHYBIOS. Cóż rzeknąć mam, ty Boże! Iż patrzysz na ludzi? Bogatych-że to Frygów królowa, ta sama, HEKABE. Kto jesteś, że mi oto nie dajesz spokoju? TALTHYBIOS. Talthybios, poseł Greków, stoi tu przed tobą! HEKABE. Czy może Achajowie twoi uchwalili TALTHYBIOS. Masz córkę swą pogrzebać — ot, po co przychodzę: HEKABE. Nie po to więc się zjawiasz, o biada mi! biada!, Mów, jak ją zabiliście? Czy też zachowano TALTHYBIOS. Do łez podwójnych zmuszasz, niewiasto, me oczy I tłum się modlił cały z nim razem. A potem, Znów inni na stos znoszą jedlinę. Kto zasię PRZODOWNICA CHÓRU. Niebiosa przeokrutną zesłały niedolę HEKABE. Na które zło mam spojrzeć, już ja nie wiem sama, Zasługą-ż to przyrody czy szkoły? Że cnoty (Do Talthybiosa).
Ty idź do swych Argiwów i powiedz odemnie, (Do służącej).
Weź wiadro, stara sługo, i swojej władczyni Pysznimy się, ten z skarbów, zgromadzonych w domu, CHÓR. Musiała na mnie wraz *
Trud trudów, męka mąk, Nad brzegiem szumnego Euroty, Wraca
SŁUŻEBNA (z zwłokami Polydora). Niewiasty! Gdzie Hekabe nieszczęśnica owa, PRZODOWNICA CHÓRU. Cóż krzyk ten twój złowróżbny? Znowu wieści świeże? SŁUŻEBNA. Hekabie ból przynoszę! Gdy on sercem targa, PRZODOWNICA CHÓRU. Wychodzi, patrz! z namiotu! Niedola jej rośnie! SŁUŻEBNA. O ty nad wszelki wyraz nieszczęsna królowo! HEKABE (zjawiwszy się na scenie). Nic nie ma w tem nowego! Wszystko się to stało! SŁUŻEBNA. Nic nie wie, a jedynie Polsykseny płacze, HEKABE. Ja biedna! Zali może przynosisz mi jeszcze SŁUŻEBNA. O żywej mi wspominasz, a gdzie żal głęboki HEKABE. Me dziecko widzę zmarłe, mego Polydora, SŁUŻEBNA. Na jakiż to los dziecka oczy patrzeć muszą! HEKABE. Rzecz nowa! Ach! rzecz nowa! Rzecz to niedowiary! PRZODOWNICA CHÓRU. O rzadki, ty niebogo, przypadł los nam, rzadki! HEKABE. Dziecko, ty dziecko SŁUŻEBNA. Ja nie wiem; nad wybrzeżem znalazłam te zwłoki. HEKABE. Na piasek wyrzucone, czy też cios głęboki SŁUŻEBNA. Na brzeg go wyrzuciła fala rozszalała. HEKABE. Ajaj! O moja rozpaczy! PRZODOWNICA CHÓRU. Któż zabił go? Czyż zmysł twój takie sny tłómaczy? HEKABE. Tracki mój dawny druh, jezdnych szeregów pan — PRZODOWNICA CHÓRU. Dla złota go mordował?.., Cóż ja na to rzekę!? HEKABE. Nad wyraz! Nie do wiary! Ponad spodziewanie! PRZODOWNICA CHÓRU. Nieboga! Jakiś demon ściga cię po ziemi, Na scenie zjawia się
AGAMEMNON. Hekabo, czemu zwlekasz z pogrzebaniem dziecka? HEKABE (nad zwłokami Polydora). Odzywam się do ciebie, do mojego płodu, Czy dawać ze spokojem wyraz swojej zgubie, AGAMEMNON. Dlaczego się odwracasz z okiem załzawionem HEKABE (do siebie). Jeżeli mnie jak sługę odepchnie lub wroga AGAMEMNON. Nie jestem-ci ja wieszczem, bym pojął orędzie HEKABE (j. w.). A może mi się zdaje, że on zbyt jest krwawy, AGAMEMNON. Jeżeli nie chcesz mówić, i owszem, nie kłamnie: HEKABE (j. w.). Bez niego nikt mi przecież ręki tu nie poda (Klęka przed Agamemnonem).
Upadam na kolana, o Agamemnonie, AGAMEMNON. A o co tak mnie prosisz? Chcesz mieć wolną drogę — HEKABE. Bynajmniej! Byle tylko pomścić wszystką zbrodnię, AGAMEMNON. A zatem mej pomocy w jakim wzywasz celu? HEKABE. Nie w tym, o którym myślisz. Widzisz, przyjacielu, AGAMEMNON. Tak, widzę, lecz nie zgadnę, co stać się ma dalej. HEKABE. Na świat ja go wydałam, nosiłam w żywocie. AGAMEMNON. A któryż to z twych synów? O, gorze sierocie! HEKABE. Nie z owych Pryamidów, co padli pod Troją. AGAMEMNON. Prócz tamtych, jeszcześ inną miała dziatwę swoją? HEKABE. O, tego! Ale snać go powiłam na stratę. AGAMEMNON. Gdzie bywał, gdy padało twe miasto bogate? HEKABE. Rodziciel precz go wysłał, by nie stracił życia. AGAMEMNON. A powiedz, do jakiego wysłał go ukrycia? HEKABE. Do kraju, w którym dzisiaj zwłoki znaleziono. AGAMEMNON. Co? Do Polymestora?! On tu władcą pono! HEKABE. Do niego, aby stróżem był podłego złota. AGAMEMNON. Lecz kto go zamordował? Jak zmarł ten sierota? HEKABE. Nikt inny, tracki druh mój, on zabił, tak sądzę. AGAMEMNON. O biedna! Zali czyhał na jego pieniądze? HEKABE. Zapewne, posłyszawszy, co się Frygom stało. AGAMEMNON. Ty sama go znalazłaś, czy kto przyniósł ciało? HEKABE. Natknęła się na niego nad morzem ta sługa. AGAMEMNON. Szukając naumyślnie, czy rzecz była druga? HEKABE. Po kąpiel szła dla mojej Polykseny młodej, AGAMEMNON. Przyjaciel snać go zabił i rzucił do wody, HEKABE. Aby go rozsmagały dzikich fal batogi. AGAMEMNON. Zaiste, o nieszczęsna, los cię spotkał srogi! HEKABE. Zginęłam! Żaden ból mnie nie oszczędził, królu! AGAMEMNON. Ach! któż, ach! któż większego mógłby zaznać bólu? HEKABE. Nikt z ludzi, chyba tylko — sama boleść... Panie, To mając za ohydę, niech twa godność zważa O władco! O w Helladzie najjaśniejsze słońce! PRZODOWNICA CHÓRU. O dziwno, jak na świecie wszystko się przemienia, AGAMEMNON. Żal wzbudza we mnie dziecko to i twoja męka, HEKABE. Gdzież wolny człek na świecie? Rzeczą opłakaną, Zbyt liczysz się z motłochem, dla tego ja mogę AGAMEMNON. Co zrobisz? Masz-li w ręce tej zgrzybiałej władzę, HEKABE. W namiotach tych jest kobiet trojańskich zbyt wiele. AGAMEMNON. Te branki masz na myśli? Łup naszych żołnierzy? HEKABE. Do spółki z niemi zemstę spełnię, jak należy. AGAMEMNON. A gdzież to u białogłów szukać siły męskiej? HEKABE. Tłum mocny jest, zaś podstęp nie dopuści klęski. AGAMEMNON. Tak mówisz, ale przecież kobiet ja nie cenię. HEKABE. Nie padło-ż przez kobiety męskie pokolenie (Pokazując na jedną z sług).
Przez swoje mi szeregi przeprowadź tę dziewkę, (Do sługi).
A ty przed trackim druhem taką zanuć śpiewkę: AGAMEMNON. Niech będzie! Gdyby jednak dla naszych szeregów CHÓR. O moja ty Trojo kochana! Skrył obłok ten wzdłuż i wszerz! *
W północnej ginęłam mroczy,
Jam uczesała ten swój włos * Z łoża zerwałam się ja w lot
Helenę, siostrę Dioskurów, Na scenę wchodzi
POLYMESTOR. Najdroższy mój Priamie, i ty, ma niewiasto Ach! Nic tu nie jest pewnem, ani żadna sława HEKABE. W nieszczęściu tem me oko spojrzeć ci nie może POLYMESTOR. Nie dziwię się. Lecz po co przyszła służebnica? HEKABE. Chcę sprawę ci powierzyć, tobie, a nie komu POLYMESTOR (do służby). Odejdźcie... Snać bezpieczne jest mi ta ustronie. (Do Hekaby).
Przyjazną jesteś dla mnie, przyjaźnią mi płonie HEKABE. Nasamprzód racz powiedzieć, proszę cię, o synie — POLYMESTOR. I owszem! Co do niego szczęście cię nie zwodzi. HEKABE. O luby, mówisz pięknie i jak ci się godzi. POLYMESTOR. Cóż dalej mam ci rzeknąć? Jedno drugie goni. HEKABE. Pamięta jeszcze matkę? Nie zapomniał o niej? POLYMESTOR. Chciał nawet chyłkiem przybyć do macierzy swojej. HEKABE. A złoto czy w całości, które przywiózł z Troi? POLYMESTOR. W całości, najbezpieczniej schowane w mym domie. HEKABE. Więc chowaj i na cudze nie patrz się łakomie. POLYMESTOR. Posiadam dość własnego, nie mam więc przyczyny. HEKABE. Czy wiesz, co masz usłyszeć, ty i twoje syny? POLYMESTOR. Nie, nie wiem. Ale twoje powiedzą mi słowa. HEKABE. Najdroższy ty mi zawdy! Usłysz, że się chowa... POLYMESTOR. Więc cóż synowie mają usłyszeć wraz ze mną? HEKABE. Skarb dawny Priamidów, w głąb rzucon podziemną. POLYMESTOR. Więc chcesz, ażeby syn twój miał wiadomość o tem? HEKABE. Człek zacnyś, ty sam jeden poznasz go z mem złotem. POLYMESTOR. A na co jest potrzeba wiedzieć dziatwie mojej? HEKABE. I owszem, gdybyś umarł — rzecz tak lepiej stoi. POLYMESTOR. Przezornie to powiadasz, przezorność bez ceny! HEKABE. Czy wiesz, gdzie jest kaplica trojańskiej Ateny? POLYMESTOR. Czy znak jaki wskazuje, gdzie złoto ukryte? HEKABE. Głaz ujrzysz, wystąjącą z ziemi czarną płytę. POLYMESTOR. Czy jeszcze masz coś więcej? Wszystko ja ci zrobię. HEKABE. Masz jeszcze skarb przechować, który mam przy sobie. POLYMESTOR. Czy może go ukrywasz tu, w swojej odzieży? HEKABE. W namiotach, tam, gdzie łupy wojenne, on leży. POLYMESTOR. Gdzie? powiedz! Wszakże obóz to achajskiej roty. HEKABE. My, branki, mamy własne w tem miejscu namioty. POLYMESTOR. Bezpiecznież tam, bez wojska, patrzącego srogo? HEKABE. My same tam, z Achajów nie ujrzysz nikogo. (Wchodzą do namiotów).
PRZODOWNICA CHÓRU. Uszedłeś dotąd zemsty, ale cię nie minie. Rzucony w odmęt głęboki, POLYMESTOR (z wewnątrz namiotu). O rety! wyłupiają mi oczy! o rety! PRZODOWNICA CHÓRU. Słyszycie, jak trackiego pana krzyk tu leci? POLYMESTOR (j. w.). O rety! ach! o rety! mordują me dzieci! PRZODOWNICA CHÓRU. O lube! Tam w namiocie rzecz spełniono srogą! POLYMESTOR (j. w.). Ha! Z miejsca tego lekką nie ujdziesz mi nogą! PRZODOWNICA CHÓRU. Patrzajcie, jakie gromy ciężką ręką ciska! HEKABE (wychodząc z namiotu). O rozbij, podruzgotaj, roztrzaskaj te wrótnie, Nie wrócisz blasków oczom, wydartych okrutnie, PRZODOWNICA CHÓRU. Zwyciężon druh twój tracki? Więc nie nadaremnie?! HEKABE. Ujrzycie go za chwilę! Spełniło się słowo! Z namiotu wychodzi
POLYMESTOR. Gdzie iść? Gdzie stać? Gdzie mogły uciec stąd? Łoże pobitych mych dziatek — PRZODOWNICA CHÓRU. Nieszczęście spadło na cię, lecz nie bez przyczyny, POLYMESTOR. Ajaj! Trakowie! Hej! Fala płomieni, PRZODOWNICA CHÓRU. Jeżeli kogoś życie ponad siły rani, Na scenę wchodzi
AGAMEMNON. Przychodzę, zwabion krzykiem. Albowiem nie sądzę, POLYMESTOR. O mój Agamemnonie! — po głosie cię bowiem AGAMEMNON. Polymestorze biedny! Ach! Któż cię tak sprawił? POLYMESTOR. Hekaby i jej kobiet, jej współbranek siła AGAMEMNON. Co mówisz?!.. Ty, Hekabo, skąd się tobie wzięło, POLYMESTOR. O rety! A więc ona jest tu między nami?! AGAMEMNON. Człowieku, co zamierzasz? POLYMESTOR. Błagam cię na Boga, AGAMEMNON. Daj spokój! Niech rozwaga z piersi ci wygoni POLYMESTOR. Wszystko-ć uwydatnię: Ku Troi, zła doznamy, co nas dziś tak bije... Spotkały mnie z miłości ku tobie, o panie, PRZODOWNICA CHÓRU. Nie chełp się! Nie wygrażaj! Doznałeś boleści, HEKABE. Agamemnonie, słuchaj! Probierz to jedyny: Z ludami helleńskimi — nigdy żyć nie mogą! A tylko je w swym domu ukrywa i chroni! PRZODOWNICA CHÓRU. Widzicie, jakie źródło, jaki grunt gotowy AGAMEMNON. Rzecz przykra być mi sędzią, gdy idzie o cudze Achajów. Nie! Zagarnąć chciałeś złoto w domu. POLYMESTOR. O rety! Niewolnica zmogła mnie nikczemnie! HEKABE. Nie słusznie-ż, gdyś do takiej zbrodni był ochoczy? POLYMESTOR. O biedne moje dzieci! O biedne me oczy! HEKABE. Ty cierpisz!.. Ja nie cierpię, pozbawiona dziecka? POLYMESTOR. Urągać śmiesz mi jeszcze, zbrodniarko zdradziecka?! HEKABE. Nie miałażbym się cieszyć z pomsty dokonanej? POLYMESTOR. Nie długo to już potrwa, gdyż wód cię bałwany — — HEKABE. Do granic ziem helleńskich poniosą na statku? POLYMESTOR. Zanurzą po twym z masztu wyżyny upadku... HEKABE. A któż to mnie przymusi czynić takie skoki? POLYMESTOR. Ty sama się wydrapiesz na ten maszt wysoki. HEKABE. Czy może do tych ramion przyrośnie mi skrzydło? POLYMESTOR. W psa zmienisz się o oczach płomiennych, w straszydło. HEKABE. Hej! któż ci to obwieścił tę moją przemianę? POLYMESTOR. Dionizos, wieszcz tracki, wróżby jego znane. HEKABE. A doli twej dzisiejszej tobie nie wywróżył? POLYMESTOR. Nie cierpiałbym, twój podstęp me byłby mnie zdurzył. HEKABE. Czy umrę, czy żyć będę, gdy się w głąb zanurzę? POLYMESTOR. Nie! Umrzesz! Według ciebie nazwą grobu wzgórze — — HEKABE. Po mojej tej przemianie? Czy jak się wydarzy? POLYMESTOR. Mogiłą czelnej suki — przestrogą żeglarzy![1] HEKABE. Cóż znaczy mi to wszystko, gay masz we mnie sędzię! POLYMESTOR. I córce twej Kasandrze również koniec będzie. HEKABE. Ohydny!.. Niech on zwróci się przeciwko tobie! POLYMESTOR. Małżonka o patrz! (wskaz. na Agam.) tego położy ją w grobie. HEKABE. O niechżeż nie szaleje tak córka Tyndara! POLYMESTOR (wskaz. na Agamemnona). Dla niego też siekierą o śmierć się postara! AGAMEMNON. Szalejesz! Mamże ubić czelnego człowieka?! POLYMESTOR. Ubijaj! W Argos krwawa ciebie kąpiel czeka! AGAMEMNON. Hej! służba! Brać go z miejsca, nie wchodzić z nim w targi! POLYMESTOR. Przeraża cię wiadomość? AGAMEMNON. Stulcież mu te wargi! POLYMESTOR. A stulcie! Powiedziałem już wszystko!.. AGAMEMNON. Co prędzej CHÓR. O spieszcie w namioty, nad brzeg, do przystani, IFIGENIA W AULIDZIE Ifigenia w Aulidzie.
Osoby dramatu.
Rzecz dzieje się w pobliżu miasta Aulis, nad cieśniną Eurypus, dzielącą Beocję od wyspy Eubei.
Namiot Agamemnona.
AGAMEMNON (zbliżywszy się do drzwi namiotu). A wyjdź-że, wyjdź-że z namiotu, mój stary! STARZEC. O, już wychodzę! Jakież ma zamiary AGAMEMNON. Wnet się dowiesz o tem. STARZEC. Starość nie radość, sen uchodzi lotem AGAMEMNON. Cóż to za gwiazda? STARZEC. To Syriusz się toczy AGAMEMNON. Cisza, że aż mrowie — — STARZEC. Cóż cię wygnało z namiotu tak wcześnie, Tutaj, w Aulidzie, wszystko jeszcze we śnie AGAMEMNON. Zazdroszczę, staruchu, STARZEC. W tem przecie AGAMEMNON. Świetność to zwodnicza, STARZEC. Trudno mi słowo to znieść Byś tylko w szczęście opływał bogato, AGAMEMNON. Trzy dziewki miała Leda przez siebie zrodzone, Z conajprzedniejszych rodów i wzajemnie grożą I oto czemu porwał się lud Greków, czemu Skłamawszy zaślubieniu, skłonić ją mniemałem STARZEC. Mów, iżby była między listem zgoda, AGAMEMNON (czyta) »Do poprzedniego list dołączam wtóry, [STARZEC. A czy Achilles, żony Będzie spokojny? Azali AGAMEMNON. Achill w tej mierze STARZEC. Na sprawy się ważysz ponure, AGAMEMNON. Biada człekowi, o biada, STARZEC. Pędzę! AGAMEMNON. A wzbraniam ci srodze, STARZEC. Myśl o mnie lepiej. AGAMEMNON. A zważaj: Jeżeli STARZEC. Tak zrobię! AGAMEMNON. A teraz za brony! STARZEC. Jak znajdzie wiarę ma wieść AGAMEMNON. Trzeba ci list tak nieść, Niechże się droga twa święci! CHÓR niewiast z Chalcydy. Przychodzę oto w ten czas Po mórz topieli do Troi. *
Przez Artemidy gaj Palamed... Tam kręgiem dyska
Zdarzyła mi widzieć ta chwila Biczem wymierza im razy,
Widziałam dzisiaj i rozliczne statki — * I równowioślne argiwskie okręty,
Beockie widziałam też siły: * Zaś z Myken, warowni Cyklopów,
I ojniańskich okrętów dwanaście * Swą salamińską rzuciwszy dzierżawę, STARZEC (mocując się z Menelajem). Co robić ci nie wolno, czemu robisz? czemu? MENELAOS. A idź-że, idź! Zbyt wierny jesteś panu swemu! STARZEC. Że jestem bez zarzutu, zarzut twój dowodzi! MENELAOS. Wyć będziesz, postępując tak, jak się nie godzi. STARZEC. Otwierać tego listu tobie nie wypada. MENELAOS. A tobie go zanosić! Greków w nim zagłada. STARZEC. Zwróć list mi, a z innymi spieraj się w tej sprawie. MENELAOS. Ja listu ci nie zwrócę! STARZEC. A ja nie zostawię! MENELAOS. Tą laską krwi ci trochę upuszczę z twej głowy! STARZEC. Zaszczytnie, gdy dla pana sługa paść gotowy. MENELAOS. Daj-że go! Jak na sługę język masz za długi. STARZEC. O panie! Chcą mnie skrzywdzić! Z rąk twojego sługi Z namiotu wychodzi
AGAMEMNON. Co za zgiełk to u mych progów?! Niepokoić mnie tym krzykiem! MENELAOS. Mnie pierwszeństwo się należy przed sługusów twych językiem! AGAMEMNON. Po co wleczesz go za sobą? Po co ta się kłótnia toczy? MENELAOS. Zanim zacznę mówić z tobą, wprzód mi, bracie, spojrzyj w oczy! AGAMEMNON. Myślisz, że ja, syn Atreja, spuszczę oczy, drżący z trwogi? MENELAOS. Widzisz list ten, to narzędzie podłych czynów, zbrodni twojej? AGAMEMNON. Widzę, owszem, tylko proszę, racz-że mi go oddać wprzódy! MENELAOS. O, nie oddam, zanim treści nie poznają greckie ludy. AGAMEMNON. Czegoś wiedzieć nie powinien, wiesz to, zdarłszy me pieczęcie? MENELAOS. Na złość spiski twe odkryłem, ukrywane tak zawzięcie. AGAMEMNON (wskazując na starca). Gdzież natknąłeś się na niego? O straszliwy ty bezwstydzie! MENELAOS. Czyhający, czy już z Argos córka twoja k’nam nie idzie. AGAMEMNON. Więc szpiegujesz mnie? O hańbo! Cóż ja na to powiem tobie?! MENELAOS. Niewolnikiem twym nie jestem, jak mi chce się, tak też zrobię. AGAMEMNON. Niesłychane! Co? Nie wolno być mi panem w własnym domu? MENELAOS. Wciąż coś knujesz, dziś i przedtem, o, nie tajne to nikomu. AGAMEMNON. Patrz! dowcipniś! Lecz cóż język, który tylko kąsać umie!? MENELAOS. Krzywdzi swoich i zawodzi człowiek chwiejny w swym rozumie, Pryamowe] mnie przyzwałeś: Co ci powiem, co poradzę, PRZODOWNICA CHÓRU. O jakież to ze sporu braci zło wyrasta! AGAMEMNON. Ja nie będę ci urągał, dobrotliwie ci wyjaśnię, W krótkich słowach, a bezwstydnie nie patrzący z góry na cię, PRZODOWNICA CHÓRU. Inaczej się ta mowa, niż poprzednia, świeci! MENELAOS. Więc nie mam już przyjaciół! O ja człek bez rady! AGAMEMNON. Masz, tylko na przyjaciół nie ściągaj zagłady! MENELAOS. Że jednej krwi my oba, w czas się to pokaże. AGAMEMNON. Rozsądne poprę kroki, me szaleństwo wraże! MENELAOS. Przyjaciel z przyjacielem winien dzielić znoje. AGAMEMNON. Twa dobroć niech mnie jedna, nie szaleństwo twoje. MENELAOS. Nie myślisz znosić trudów w Hellady potrzebie? AGAMEMNON. Bóg jakiś snać opętał Helladę i ciebie! MENELAOS. Idź, zdradzaj swego brata, dumny z swej buławy! Na scenę wchodzi
GONIEC. O Agamemnonie! Przy zdroju, chłodzą nogi. Konie na murawę AGAMEMNON. No, idź-że do namiotu, idź-że i bądź pewny, Szlachetniejszego rodu, na tem wciąż utyka: PRZODOWNICA CHÓRU. I mnie nieszczęście króla okrutnie dopieka, MENELAOS. O pozwól mi się bracie, dotknąć dłoni twojej! AGAMEMNON. Tu masz! Zwycięstwo tobie, mnie zaś rozpacz stoi! MENELAOS. Przysięgam na Pelopsa, który był rodzicem Wydany, niechże na mnie losy jej ponure PRZODOWNICA CHÓRU. Potomka Zeusowego godne są te słowa, AGAMEMNON. W niemałej u mnie cenie twoja dobroć słodka, MENELAOS. Któż zmusza cię mordować? Dla jakiejże sprawy? AGAMEMNON. Zmuszają mnie te wojska, wszyscy ci Achaje! MENELAOS. Nie zmuszą, gdy w argiwskie odeszlesz je kraje. AGAMEMNON. To dałoby się ukryć, tamto zaś się nie da — MENELAOS. Uginasz się przed tłumem? Cóż znowu za bieda? AGAMEMNON. Kalchas całemu wojsku roztrąbi wyrocznię. MENELAOS. A jeśli żyć przestanie? Łatwo sobie spocznie! AGAMEMNON. Tak! Niecne, tak! rozgłosu chciwe wieszczków plemię! MENELAOS. Nicpotem, darmozjady, jeno hańbią ziemię! AGAMEMNON. Co przyszło mi tu na myśl, ciebie nie zatrwoży? MENELAOS. Od razu mów, odgadnąć będzie chyba gorzej. AGAMEMNON. Wie o tem i Syzyfa plemię to nieboże. MENELAOS. A w czemże nam Odyssej dziś zaszkodzić może? AGAMEMNON. O, chytra to gadzina i z pospólstwem w zmowie. MENELAOS. Ambicja go pożera, to licho mu w głowie — AGAMEMNON. Dla tego, wierz mi, stanie śród argejskich ludzi Zamordowali tutaj. Gdybym do Argosu CHÓR. Szczęśliwy człowiek, co w mierze I z miarą używa rozkoszy, *
Różne są ludzkie natury
Rosła wraz z tobą zagłada, Udając, że przecie Na widok wjeżdżającej na scenę Klytaimnestry z Ifigenią i Orestezem:
O haj! O haj! Ci, co śród szczęsnych swych progów KLYTAIMNESTRA. Za dobrą ja to sobie poczytuję wróżbę (Do służby).
Co tchu mi teraz z wozów znieść dziewicy wiano (Do Ifigenii).
Ty, dziecko, wyjdź z kolasy, ostrożnie na ziemi (Do Ifigenii, widząc zbliżającego się Agamemnona).
Szczęśliwa ma dusza IFIGENIA. Zapewne, matko luba, nie będziesz mi krzywa. KLYTAIMNESTRA. Największa moja chlubo, cny Agamemnonie! IFIGENIA. A ja w tej, ojcze drogi, upragnionej dobie KLYTAIMNESTRA. I owszem, ze wszystkich mych dzieci IFIGENIA. Po takim czasie, ojcze, cóż to za wesele! AGAMEMNON. I moje! I ja z tobą to uczucie dzielę. IFIGENIA. Jak dobrze, żeś mi kazał wybrać się w tę drogę! AGAMEMNON. Czy dobrze lub niedobrze, wyznać się nie mogę. IFIGENIA. Spoglądasz na mnie, ojcze, smutno i nieswojsko. AGAMEMNON. Ma troski król i hetman, prowadzący wojsko. IFIGENIA. Dziś, ojcze, bądź li ze mną, porzuć wszystkie troski! AGAMEMNON. A, z tobą, z nikim innym jest mój duch ojcoski. IFIGENIA. Więc wygładź-że te zmarszczki, patrz na mnie wesoło. AGAMEMNON. Bóg jeden wie, jak cieszę się, widząc twe czoło. IFIGENIA. A jednak, jednak łzami zaszła ci powieka. AGAMEMNON. Zbyt długie nas obojga rozłączenie czeka. IFIGENIA. Ja nie wiem, mój tatusiu, nie wiem, co to znaczy. AGAMEMNON. Gdy mówisz tak do rzeczy, jest mi smutniej raczej. IFIGENIA. Więc powiem coś od rzeczy, weselej ci będzie. AGAMEMNON. Jak milczeć dłużej!.. Miła zawsześ jest i wszędzie. IFIGENIA. Zostańmy, ojcze, razem, ty i twoja dziatwa. AGAMEMNON. O chcę! Lecz chcieć nie wolno! To mi życie gmatwa! IFIGENIA. Zgiń, wojno, zgiń-że razem z Meneleja winą! AGAMEMNON. Jam zginął już, lecz wprzódy jeszcze inni zginą. IFIGENIA. Tak długo już, mój ojcze, zabawiasz w Aulidzie. AGAMEMNON. I ciągle nam z wojenną wyprawą nie idzie! IFIGENIA. A gdzież to, mój tatusiu, te frygijskie ziemie? AGAMEMNON. Gdzie zrodził się niestety! Parys, nędzne plemię, IFIGENIA. W świat ruszasz, mój tatusiu! Opuszczasz mnie w świecie? AGAMEMNON. I ty to samo zrobisz, co twój ojciec, dziecię. IFIGENIA. Popłynąć z tobą razem chciałabym ogromnie! AGAMEMNON. Popłyniesz tam, ma córko, gdzie pomyślisz o mnie. IFIGENIA. Czy z matką czy też sama w tę podróż popłynę? AGAMEMNON. Bez matki i bez ojca, me dziecko jedyne! IFIGENIA. Czy myślisz, mój tatusiu, przenieść w dom mnie inny? AGAMEMNON. Daj spokój! Panny o tem wiedzieć nie powinny. IFIGENIA. Tatusiu, spraw się w Frygii i wróć w progi stare. AGAMEMNON. Nasamprzód jeszcze muszę złożyć tu ofiarę. IFIGENIA. Rozpocząć trzeba każdy czyn z ofiarą w zgodzie. AGAMEMNON. Przekonasz się, gdy staniesz przy święconej wodzie. IFIGENIA. Czy pójdziesz w tan, tatusiu, naokół ołtarza? AGAMEMNON (na stronie). Zazdroszczę ci, że sobie nic nie wyobraża KLYTAIMNESTRA. Nie jestem-ci tak zimna, ażebym, bez twojej AGAMEMNON. Aigina, Aznposa to dziecko rodzone — KLYTAIMNESTRA. Któż z bogów czy też ludzi pojął ją za żonę? AGAMEMNON. Zeus; spłodził z nią Ajaka, ojnońskiego pana. KLYTAIMNESTRA. A komuż po Ajaku była władza dana? AGAMEMNON. Wziął Pelej, mąż Tetydy, córki Nereusza. KLYTAIMNESTRA. Z rąk bożych bierze żonę, czy przemocą zmusza? AGAMEMNON. Przez Zeusa dała mu ją ojca ręka boża. KLYTAIMNESTRA. A gdzież się ślub ich odbył? Czy w głębinach morza? AGAMEMNON. Gdzie Cheiron na Pelionie był, tam ich złączono. KLYTAIMNESTRA. Więc tam, gdzie ród Centaurów przemieszkiwał pono? AGAMEMNON. Na ślubie Pelejowym bóstwa ucztowały. KLYTAIMNESTRA. U matki czy też ojca chował się syn mały? AGAMEMNON. Wziął Cheiron, by w nim ludzkie nałogi uśmierzył. KLYTAIMNESTRA. Mistrz mądry, jeszcze mędrszy ten, co mu go zwierzył. AGAMEMNON. Więc taki mąż ma zostać małżonkiem twej córy. KLYTAIMNESTRA. I owszem. Ale w której władnie ziemi, w której? AGAMEMNON. W ftiockiej, tam, gdzie płyną Apidanu zdroje. KLYTAIMNESTRA. Więc tam on zaprowadzi dziecię twe i moje? AGAMEMNON. To kłopot jest już tego, który ją posiądzie. KLYTAIMNESTRA. Na szczęście im! Lecz kiedyż ślub się ich odbędzie? AGAMEMNON. Gdy księżyc w całej pełni zabłyśnie środ nieba. KLYTAIMNESTRA. Ofiarę czyś już złożył bogini, jak trzeba? AGAMEMNON. Mam zamiar. Teraz właśnie ku temu się biorę. KLYTAIMNESTRA. Wesele więc wyprawić chcesz w późniejszą porę? AGAMEMNON. Złożywszy już ofiarę, której bóstwo rade. KLYTAIMNESTRA. A my gdzie urządzimy dla niewiast biesiadę? AGAMEMNON. O tu, u pięknorufych tych achajskich łodzi. KLYTAIMNESTRA. To zło, ale konieczne — o, niech nie zaszkodzi! AGAMEMNON. Wiesz, żono, co masz zrobić? Czy żona mnie słucha? KLYTAIMNESTRA. A co? Na twe rozkazy wszak nie bywam głucha. AGAMEMNON. Więc tu my, gdzie twej córki bawi oblubieniec — KLYTAIMNESTRA. Bez matki chcecie córce ślubny złożyć wieniec? — AGAMEMNON. W obliczu wojsk danajskich wydamy twe dziecię. KLYTAIMNESTRA. A mnie gdzie być, gdy miejsce matki wy zajmiecie? AGAMEMNON. Do Argos wróć i dziewcząt pilnuj-że tam godnie. KLYTAIMNESTRA. Mam rzucić córkę? Któż jej poniesie pochodnię? AGAMEMNON. Pochodnię, jak się godzi, ja tu im zapalę. KLYTAIMNESTRA. Nie taki u nas zwyczaj. Czcić go nie chcesz wcale? AGAMEMNON. Nie pięknie ci przebywać, gdzie tych wojsk nawała. KLYTAIMNESTRA. Lecz pięknie, iżby córkę matka zaślubiała. AGAMEMNON. Dziewczęta nie powinny być w domu bez matki. KLYTAIMNESTRA. O, dobrze tam ich strzegą panieńskie komnatki. AGAMEMNON. Masz słuchać!.. KLYTAIMNESTRA. Nie! na bóstwo, co w Argosie włada! AGAMEMNON. Ach! próżne me zabiegi! Na wszystkie się strony CHÓR. Hellenów siły zbrojne, Staną ze swymi okręty, *
Hej! Na trojańskim murze
[Pergamu kamienne mury Troję rozburzy srodze, W tej sprawie? ACHILLES. Gdzież znajdę ja achajskich zastępów hetmana? KLYTAIMNESTRA. O ty, co masz za matkę boską Nereidę, ACHILLES. O święta wstydliwości! Jakiejż to uroczej KLYTAIMNESTRA. Przenigdyś mnie nie widział, nie żadne więc dziwy, ACHILLES. Kto jesteś? Zkąd się wzięłaś w Danaidów zborze? KLYTAIMNESTRA. Kto jestem ? Córka Ledy, Klytaimnestra, żona ACHILLES. W pięknych, a krótkich słowach rzekłaś, co należy. KLYTAIMNESTRA. Pozostań! Przecz uciekasz? Uściskaj mi rękę ACHILLES. Ja rękę twą uścisnąć? Na wstyd to zakrawa! KLYTAIMNESTRA. Ma prawo, kto się oto z moją córką żeni! ACHILLES. Ja — żenić się! O pani! Chyba oniemieję! KLYTAIMNESTRA. Tak bywa, gdy człek stanie w świeżych druhów gronie: ACHILLES. O rękę-m się twej córki nie starał, królowo! KLYTAIMNESTRA. Na Boga! Cóż to znaczy? Czekam niecierpliwie! ACHILLES. Rozjaśnij-że to sobie i ja ci rozjaśnię — KLYTAIMNESTRA. Zelżono mnie okrutnie! Małżeństwo kojarzę ACHILLES. Ktoś ze mnie zażartował i z ciebie! Najlepiej KLYTAIMNESTRA. Bądź zdrów! Już ci nie zdołam spojrzeć śmiało w oczy, ACHILLES. Bądź zdrowa i odemnie! Teraz w namiot dążę. STARZEC (we drzwiach namiotu). Zacny gościu, Ajakido, czekaj chwilę — jedno słowo, ACHILLES. Któż tam we drzwiach odchylonych? Któż przemawia tak nieśmiało? STARZEC. Sługa jestem, toć się słudze zbytnio puszyć nie przystało. ACHILLES. Czyj? Nie mój! Z Agamemnonem wspólnej służby my me mamy. STARZEC. Z rąk Tyndara tej poddany, która stoi tu u bramy. ACHILLES. Mów! Stoimy! Czego żądasz? Przecz wstrzymujesz przed namiotem? STARZEC. A czy samiście u wrótni? Upewnijcie wprzód mnie o tem. ACHILLES. Sami! Gadaj! Przecz z namiotu nie wychodzisz? Zbliż się! Dalej! STARZEC. Tych, co pragnę, niechże szczęście i ta baczność ma ocali! ACHILLES. To przyszłości się dotyczy. Jeno w słowie twojem trwoga. KLYTAIMNESTRA. Na prawicę twą! Nie zwlekaj! Mów, co mówić chcesz, przez Boga! STARZEC. Wiesz, jak dobrze, tobie życzę, jak twym dzieciom ja oddany. KLYTAIMNESTRA. Wiernyś sługa mego domu! Lepszych któreż mają pany? STARZEC. Wiesz, że wziął mnie Agamemnon, razem, pani, z twą wyprawą. KLYTAIMNESTRA. Do Argosu-ś przybył ze mną, służbęś pełnił mi łaskawą. STARZEC. Wielce byłem oddań tobie, mniej twojemu zaś mężowi. KLYTAIMNESTRA. Wyjaw wreszcie, co zamierzasz? Niech się język twój wysłowi. STARZEC. Córkę twą chce ojciec zabić! Chce ją ręką sprzątnąć własną! KLYTAIMNESTRA. Pluń-że, stary, na to słowo! Chyba ci jaż zmysły gasną! STARZEC. Mieczem przetnie nieszczęśliwej córki twojej białą szyję. KLYTAIMNESTRA. Więc małżonek mój oszalał! Co za dola! Już nie żyję! STARZEC. Zdrów! Oszalał li, gdy idzie o twą córkę i o ciebie. KLYTAIMNESTRA. Co za powód? Opętany przez złe duchy, dom nasz grzebie?! STARZEC. By wyruszyć mogło wojsko. Z wróżb Kalchasa tak wypada! KLYTAIMNESTRA. Dokąd? Biada mnie i córce, co z rąk ojca ginie, biada! STARZEC. W kraj Dardanów, by Menelej mógł odebrać swą Helenę. KLYTAIMNESTRA. Ifigenia więc ma umrzeć za powrotu tego cenę? STARZEC. Wiesz już wszystko! Ojciec córkę chce poświęcić Artemidzie KLYTAIMNESTRA. Wszak dla ślubu on nas tutaj ściągnął z domu! O co idzie? STARZEC. Byś przybyła do nas rada, że z Achillem będą śluby. KLYTAIMNESTRA. Ach! Dla ciebie, córko moja, i dla matki dzień to zguby! STARZEC. Straszna juści wasza dola, straszne męża twego kroki. KLYTAIMNESTRA. O ja biedna! Jak powstrzymać te płynące łez potoki?! STARZEC. Że dziecięcia swego płacze, matce za złe brać nie można. KLYTAIMNESTRA. Lecz ty, starcze, skąd wiesz o tem? Skąd ci znana rzecz ta zdrożna? STARZEC. Po tym pierwszym liście króla list ci miałem zanieść wtóry — KLYTAIMNESTRA. Nakazywał czy też nie chciał przyprowadzać na śmierć córy? STARZEC. Nie chciał, nie chciał, bo już wówczas zmysł odzyskał utracony. KLYTAIMNESTRA. Mając list ten, przecz go, powiedz, nie oddałeś do rąk żony? STARZEC. Wydarł mi go Menelaos, w nim tej klęski jest przyczyna. KLYTAIMNESTRA. Słyszysz? Pytam się Peleja i Tetydy cnego syna — ACHILLES. Słyszę, słyszę o twej doli! Sam obrażon jestem wielce! KLYTAIMNESTRA. Ślabem z tobą mnie złudziwszy, biorą córkę rodzicielce. ACHILLES. I jam krzyw mężowi twemu, nie tak łatwo gniew poskromię! KLYTAIMNESTRA (padając do kolan Achillesa). O nie wstydzę się bynajmniej, że przypadam tak widomie PRZODOWNICA CHÓRU. O, rodzić, ból to wielki, choć urok w tem rzadki, ACHILLES. Podniosły duch mój rad jest wzbijać się na wyże, Agamemnona zgodzić, który tak jest rączy, Czy źle, czy dobrze robią. Niebawem w tej sprawie PRZODOWNICA CHÓRU. Pelido, godna ciebie jest słów twoich siła KLYTAIMNESTRA. O jakżeż nie zawielkiem słowem ci zapłacić, Lecz przyjdzie, gdy zażądasz, w wstydliwości swojej ACHILLES. Córki tu nie sprowadzaj: pod uwagę biorę, KLYTAIMNESTRA. Bądź szczęśliw, że dla biednych twe serce się pali. ACHILLES. Posłuchaj więc, by sprawa dobry obrót wzięła. KLYTAIMNESTRA. Mym obowiązkiem słuchać! Jak się brać do dzieła? ACHILLES. Starajmy się jej ojca przywieść do rozumu. KLYTAIMNESTRA. Tchórzliwy jest, ponadmiar lęka wojsk się tłumu. ACHILLES. Zasadę pokonuje i zbija zasada. KLYTAIMNESTRA. Zbyt słaba ma nadzieja... Jaka na to rada? ACHILLES. By dziecka nie zabijał, ty go błagaj wprzódy. KLYTAIMNESTRA. O, mądrze-ś to powiedział! Jak każesz, tak zrobię. ACHILLES. Ja, stróż twój, przyjdę k’tobie z mą pomocną stróżą. KLYTAIMNESTRA. Rozkazuj! Niewolnica przed tobą się kładzie! Jeżeli są bogowie, wart jesteś nagrody, Odchodzą każde w swoją stronę.
CHÓR. Jakież to hymny radosne Towarzysz jego łoża, *
Na czołach strojny wieńcami, A zaś mądrości
A tobie Achajów ręce — Żelazo szyję ci przetnie, KLYTAIMNESTRA. Wychodzę, by zobaczyć, co się z mężem dzieje AGAMEMNON. Na dobie KLYTAIMNESTRA. Dlaczego ta ci pora tak jest upatrzona? AGAMEMNON. Z namiotu wypraw córkę, niech ze mną pobieży. KLYTAIMNESTRA. Brzmią pięknie słowa twoje, ale jeśli idzie Ifigenia wchodzi wraz z Orestesem
KLYTAIMNESTRA. Oto jest już, posłuszna twej woli. AGAMEMNON. Przecz płaczesz? Spuszczasz oczy? Przecz zakrywasz czoło? KLYTAIMNESTRA. Od czego ach! mam zacząć? Wszystko mi do głowy AGAMEMNON. Dla czegoż to i jedna i druga tak smętna? KLYTAIMNESTRA. Odpowiesz-że mi szczerze na to, co nadmienię? AGAMEMNON. Chcę, abyś się pytała. Napomnień nie trzeba. KLYTAIMNESTRA. Chcesz zabić córkę moją i twoją? Na nieba! AGAMEMNON. Ha! Straszne rzekłaś słowo! Mówię-ć: nie na czasie KLYTAIMNESTRA. Uważaj-że na się AGAMEMNON. Gdy słuszna, juści zadość twej woli się stanie. KLYTAIMNESTRA. Wciąż pytam o to samo, ty nie zbaczaj z drogi! AGAMEMNON. O straszne bóstw wyroki! O mój losie srogi! KLYTAIMNESTRA. I mój i twojej córki, nieszczęśni my troje! AGAMEMNON. Któż krzywdzi cię? KLYTAIMNESTRA. Ty pytać śmiesz o krzywdy moje? AGAMEMNON. Zdradzona tajemnica! Zginąłem, o biada! KLYTAIMNESTRA. Wiem wszystko! Tak! Słyszałam, jaką tej godziny AGAMEMNON. Już milczę! Ach! do tego, co tak bije we mnie, KLYTAIMNESTRA. Posłuchaj. I ja również będę z takiem samem Wierności-m dochowała, żem ci szczęścia błogi Powracać, jakże wrócisz, jeśli tak nikczemnie PRZODOWNICA CHÓRU. Agamemnonie, słuchaj! Nikt snać nie zaprzeczy, IFIGENIA. O, gdyby głos mój, ojcze, siłę Orfeusza Posiadał, moc, co głazy, mówiono, porusza — Pocałuj mnie, ażebym, kładąc się w mogile, PRZODOWNICA CHÓRU. Heleno ty nieszczęsna! Widzisz, przez twą miłość AGAMEMNON. Gdzie litość jest potrzebna, a gdzie jej nie trzeba, Zapuścić swe zagony w barbarzyńskie kraje, KLYTAIMNESTRA. O wy kobiety! IFIGENIA. O rety! Matko! Ten sam O wy idajskie szczyty, Przywiódł je spór, Tak sprawia niebios się król, PRZODOWNICA CHÓRU. Lituję się twej doli, co cię w smutku grzebie, IFIGENIA. Tłum się mężów, widzę, zbliża, o ty matko moja miła! KLYTAIMNESTRA. Syn bogini, dla którego jam cię tutaj przywoziła. IFIGENIA. Otwórz-że mi namiot, służba! Chcę się ukryć! Dalej! Dalej! KLYTAIMNESTRA. Przecz uciekasz, dziecko moje? IFIGENIA. Przed Achillem wstyd mnie pali. KLYTAIMNESTRA. A dla czego? IFIGENIA. Ślub nieszczęsny takim wstydem dziś mnie poi. KLYTAIMNESTRA. Nie pieść-że się, córko, z sobą, to nie pora w doli twojej. ACHILLES. O nieszczęsna córko Ledy! KLYTAIMNESTRA. Tak, zaprzeczyć to się nie da. ACHILLES. Straszne wrzaski śród Argiwów! KLYTAIMNESTRA. Powiedz-że mi, czego wrzeszczą? ACHILLES. Idzie im o córkę twoją. KLYTAIMNESTRA. Wieść przynosisz mi złowieszczą. ACHILLES. Chcą koniecznie, by umarła. KLYTAIMNESTRA. Nikt nie broni jej od zguby? ACHILLES. Sam popadłem w zatarg z tłumem. KLYTAIMNESTRA. W jaki? Powiedz, druhu luby! ACHILLES. Chcieli mnie ukamienować! KLYTAIMNESTRA. Żeś ratował moje dziecię? ACHILLES. Tak! KLYTAIMNESTRA. Któż śmiał się dotknąć ciebie? Któż tak czelny jest na świecie? ACHILLES. Wszyscy Grecy. KLYTAIMNESTRA. A gdzież twoi podzieli się mirmidoni? ACHILLES. Oni pierwsi bunt podnieśli. KLYTAIMNESTRA. Nikt nas, córko, nie obroni. ACHILLES. Podwikarzem mnie nazwali. KLYTAIMNESTRA. Cóż od ciebie usłyszeli? ACHILLES. Że swej przyszłej zabić nie dam — KLYTAIMNESTRA. Słusznieś złajał krzywdzicieli, ACHILLES. Którą ojciec mi obiecał — KLYTAIMNESTRA. I z Argosu przysłał tobie. ACHILLES. Ale wrzask ich mnie przygłuszył! KLYTAIMNESTRA. Podła rzecz jest tłum! Cóż zrobię? ACHILLES. Uratuję was! KLYTAIMNESTRA. Co? Jeden chcesz się rzucić na tysiące?! ACHILLES. Widzisz zbrojnych? KLYTAIMNESTRA. Niechże dzięki spadną na cię przegorące! ACHILLES. Spadną, owszem! KLYTAIMNESTRA. Więc nie pójdzie na ofiarę córka moja? ACHILLES. Nie z mą wolą. KLYTAIMNESTRA. A więc czyja z moich rąk ją wyrwie zbroja? ACHILLES. Są tysiące! Przedewszystkiem Odyss. KLYTAIMNESTRA. Co? Syn Syzyfowy? ACHILLES. Nie inaczej. KLYTAIMNESTRA. Czy ma rozkaz wojsk, czy może z własnej głowy? ACHILLES. Wybrano go, bo tak pragnął. KLYTAIMNESTRA. Niecny wybór, by mordować! ACHILLES. Nie pozwolę! KLYTAIMNESTRA. Chcą ją gwałtem wziąć? O Boże! Ty nas prowadź! ACHILLES. Tak jest! Gwałtem! Za włos jasny! KLYTAIMNESTRA. Cóż ja mam uczynić wtedy? ACHILLES. Czep się córki... KLYTAIMNESTRA. Czy w ten sposób ujdzie śmierci z rąk czeredy! ACHILLES. Wszystko ci na jedno wyjdzie. IFIGENIA. Matko, słuchaj, co ci powiem: Mego życia, czyż się oprę ja, śmiertelna?.. Nie! Nie idzie! PRZODOWNICA CHÓRU. Dowodem zacnej duszy twe zamiary, ACHILLES. Agamemnona córko, jakież by mi szczęście IFIGENIA. To jedno jeszcze powiem [bez żadnej ogródki]: ACHILLES. O duszo przewspaniała! Jeśli taka siła IFIGENIA. Dla czego zraszasz lice, matko, łzy cichemi? KLYTAIMNESTRA. Azali do żałości nie mam dziś przyczyny? IFIGENIA. Nie wzruszaj! Sfolguj jeszcze tej prośbie jedynej. KLYTAIMNESTRA. Mów, córko, wszak odemnie nie doznasz odmowy. IFIGENIA. Nie ścinaj sobie, proszę, matko, włosów z głowy KLYTAIMNESTRA. Czegóż ty żądasz, córko? Jakto? Po twej stracie? IFIGENIA. Nie strata to! Żyć będę, okryję cię sławą. KLYTAIMNESTRA. Co mówisz? Tak bez żalu mam znieść śmierć twą krwawa! IFIGENIA. Bez żalu. Nie usypie nikt mi grobu przecie. KLYTAIMNESTRA. Czyż śmierć a grób nie jedno? Gdzież ty legniesz, dziecię?!.. IFIGENIA. Zeusowej córki ołtarz grobem moim będzie. KLYTAIMNESTRA. Usłucham cię, me dziecko! Słuszność masz w tym względzie. IFIGENIA. Szczęśliwa śmierć jest moja. Dla ojczyzny ginę! KLYTAIMNESTRA. A siostrom co polecasz w tę smutną godzinę? IFIGENIA. I one niechaj również nie chodzą w żałobie. KLYTAIMNESTRA. Lecz jakie miłe słowo zostawiasz po sobie? IFIGENIA. Pożegnaj je! Na męża wychowaj mi brata. KLYTAIMNESTRA. Uściskaj go! Ostatni raz to! Schodzisz z świata! IFIGENIA. Najdroższy! Druhem byłeś mi według swej siły. KLYTAIMNESTRA. W Argosie czy ci spełnić jaki przekaz miły? IFIGENIA. Dla ojca, a małżonka twego, nie miej wzgardy. KLYTAIMNESTRA. Dla ciebie stoczy ze mną nie jeden bój twardy. IFIGENIA. Że ja Helladę zbawię, pchała go nadzieja. KLYTAIMNESTRA. Postąpił sobie chytrze, niegodnie Atreja. IFIGENIA. Za włosy nim pochwycą, któż tam pójdzie ze mną? KLYTAIMNESTRA. Ja z tobą — IFIGENIA. O nie, matko! Twoja chęć daremna. KLYTAIMNESTRA. Szat twoich się uczepię! IFIGENIA. O nie! Nie uczepi KLYTAIMNESTRA. Odchodzisz, moja córko? IFIGENIA. Tak, i już nie wrócę! KLYTAIMNESTRA. Porzucisz rodzicielkę? IFIGENIA. Nie bez chwały rzucę. KLYTAIMNESTRA. Pozostań! nie porzucaj! IFIGENIA. Po co łez tych zdroje? Iżby święconą je wodą *
O haj! O haj! Aulidy CHÓR. Wspominasz Perseja gród. IFIGENIA. Nie nadaremnie CHÓR. Nigdy nie zgaśnie IFIGENIA. O haj! O haj!
CHÓR. Patrzcie! już idzie Ta pogromczyni Ilionu *
O przenajświętsza Pani! Spraw, by ta zbrojna Hellada. GONIEC. Z namiotu wyjdź coprędzej, córko Tyndarowa, KLYTAIMNESTRA. Wołana, usłyszałam! Wloką się me nogi, GONIEC. O córce mam wieści — KLYTAIMNESTRA. Nie zwlekaj! Mów coprędzej! Czekam niecierpliwie! [GONIEC. Natychmiast, droga pani, zadość ci się stanie. Śród gaju Artemidy, córki niebios pana, Ta światłość w mroku nocnym, i przyjmij-że w dani Wskazała, iż ofiarę przyjmuje radośnie, PRZODOWNICA CHÓRU. Raduję się, gdy słyszę z gońca tego łaski, KLYTAIMNESTRA. O córko, który-ż z bogów dzisiaj uniósł ciebie?! Którym tumanią morderce, PRZODOWNICA CHÓRU. O, idzie Agamemnon, z ust Książęcej Cześci AGAMEMNON. Przez córkę błysło szczęście, małżonko nad nami! CHÓR. Niech Bóg, Atrydo, w szczęściu cię zachowa! IFIGENIA W TAURYI Ifigenia w Tauryi.
Osoby dramatu.
Rzecz dzieje się w Tauryi przed świątynią Artemidy, w pobliżu miasta i brzegu morskiego.
IFIGENIA. Syn Tantalowy, Pelops, na pisańskie szlaki Powiła, więc ją trzeba« — w takiej to on cenie Li jeden filar: włosy jasne się zwieszały — ORESTES. Bacz, zważaj, by na jaką nie natknąć się duszę. PYLADES. Uważam, w wsze się strony bacznie wzrok mój niesie. ORESTES. Czy to jest ta świątynia? Sądzisz, Pyladesie? PYLADES. Tak jest. I ty, Oreście, jesteś tego zdania. ORESTES. To ołtarz, który tyle greckiej krwi pochłania? PYLADES. Toć widzisz, aż pod gzemsy krwią jest sczerwieniony. ORESTES. Pod gzemsem co za łupy, te wiszące plony! PYLADES. Zdobyczne po zabitych cudzoziemcach ślady. ORESTES. O, trzeba naokoło puszczać wzrok na zwiady. Kieruję zapytaniem. Wysokie się mury PYLADES. Uciekać? Rzecz nieznośna i, jak mi się zdaje, ORESTES. Czyż na to przebyliśmy te dalekie wody, A teraz trzeba iść nam, gdzie się ukryć można CHÓR służebnic Ifigeni. Milczcie w pokorze Do Ifigenii, wychodzącej ze świątyni.
Jestem,.. I cóż cię uciska? Który na czele IFIGENIA. O służebnice! Zginął mój ród! (Do jednej z Chóru).
Złociste daj mi naczynie, (Wylewając płyn obietny.)
Agamemnona Oto dziś żyję zdala od Argosu, CHÓR. Cudzoziemskimi dźwięki Na inne toru końce, IFIGENIA. Już w matki żywocie — o biada! Bym w ślubnej stanęła szacie Gdy słyszę, jak skarga się żywa PRZODOWNICA CHÓRU. Od morskich brzegów, patrzaj! jakiś pasterz zmierza — PASTERZ. O córko Klytaimnestry i Agamnenona! IFIGENIA. Cóż stało się? Cóż tutaj kłóci moje myśli? PASTERZ. Do ziemi naszej oto dwaj młodzieńcy przyśli, IFIGENIA. Skąd są? Z jakiego kraju pochodzą przybysze? PASTERZ. Z Hellady. Więcej nie wiem, tyle tylko słyszę. IFIGENIA. Nie możesz mi powiedzieć, jak z nich każdy zwie się? PASTERZ. Z nich jeden na drugiego wołał: »Pyladesie!« IFIGENIA. A nie wiesz, jakie drugi ma towarzysz miano? PASTERZ. Nikt nie wie, bo go przy nas nie wypowiedziano. IFIGENIA. A jakżeż to się stało, żeście ich schwytali? PASTERZ. Tam, na urwistym brzegu niegościnnej fali. IFIGENIA. Cóżeście wy, pasterze, nad morzem robili? PASTERZ. Chcieliśmy właśnie bydło wypławić tej chwili. IFIGENIA. Poczekaj, od początku: Po wiedz, w jaki sposób PASTERZ. Nad morze przybyliśmy z hal ze swemi stady, Jak każe zwyczaj kraju. W tem, głaźną pieczarę Wzięliśmy się do pracy: szły pociski skore. Hellada za śmierć twoją! [Pomsta na nią idzie PRZODOWNICA CHÓRU. Cuda prawisz o obcych! Któż przybył w te strony IFIGENIA. I owszem! Idź! Przybyszów przywiedź przed świątynię, Jak, biedna, do lic ojca wyciągałam ręce, I bóstwom przypisuje, a mnie się wydaje, CHÓR. O ciemna, ciemna ty cieśnino morza, *
Azali z wiatrem, co im dął życzliwie Bywa nadzieja, która ludzi,
Jak też od zbiegu skał, Lub też półdzieńca[4] wiewiem *
Oby tak zdarzył los, Ujrzeć chociażby we śnie,
Oto już widzą me oczy, Orestesa i Pyladesa, skrępowanych, wprowadzono na scenę.
IFIGENIA. Tak! teraz bronić będę praw bogini mojej!.. Ach! jakaż to was, biedni, porodziła matka? ORESTES. I po co te lamenty? Jeśli śmierć nas czeka, IFIGENIA. Posłuchaj mnie: kto z was się Pyladesem zowie? ORESTES. Ten oto, jeśli wiedzieć taka jesteś rada. IFIGENIA. A w którym greckim kraju ojczyznę posiada? ORESTES. Dla czego wiedzieć o tem tak jesteś spragniona? IFIGENIA. Czy bracia wy jesteście? Z jednej matki łona? ORESTES. Nie ród, lecz miłość tak nas połączyła blisko. IFIGENIA. A tobie jakie nadał ojciec twój nazwisko? ORESTES. Właściwie nieszczęśnikiem zwać mi się najzdrowiej. IFIGENIA. Nie o to ja się pytam. Zostaw to losowi. ORESTES. Nie zaznam drwin, gdy umrę nieznany nikomu. IFIGENIA. Odmawiasz? Takiś dumny? Obawiasz się sromu? ORESTES. Imienia nie zabijesz, choć zabijesz ciało. IFIGENIA. Wymienić twego miasta też ci nie przystało? ORESTES. Mam umrzeć, więc czem dla mnie wszystkie te pytania? IFIGENIA. Wyświadczyć mi tę łaskę cóż ci tu zabrania? ORESTES. Ojczyzną słynne Argos, to pychy powodem. IFIGENIA. Na Boga! Prawdę mówisz? Stamtąd jesteś rodem? ORESTES. Tak, z Myken, które niegdyś były tak szczęśliwe. IFIGENIA. Wygnany-ś? Przecz rzuciłeś swą ojczystą niwę? ORESTES. Wygnany, niewygnany, z wolą i wbrew woli. IFIGENIA. Czy dowiem się, co pragnę wiedzieć o twej doli? ORESTES. Dodatkiem niech to jeszcze będzie do mej rany. IFIGENIA. Zjawiłeś tu się z Argos wielce pożądany. ORESTES. Jam tego nie pożądał, jeśli ty — rzecz twoja! IFIGENIA. Czy znana ci żyjąca na wszech wargach Troja? ORESTES. Bodaj-żebym jej nie znał na jawie ni we śnie! IFIGENIA. Podobno miecz ją zburzył, z gruzów już nie wskrześnie? ORESTES. Tak, prawdę wam mówiono o dniach jej rozgromu. IFIGENIA. Helena czy jest znowu w Menelaja domu? ORESTES. Jest, owszem, na nieszczęście kogoś z mej rodziny. IFIGENIA. Gdzie jest? I na mnie też się dopuściła winy. ORESTES. Z swym pierwszym znów małżonkiem przemieszkuje w Sparcie. IFIGENIA. Wraz ze mną i lud Greków gardzi nią otwarcie. ORESTES. I mnie jej wiarołomstwo dało się we znaki. IFIGENIA. Achaje czy wrócili tak, jak są poszlaki? ORESTES. O, widzę, wszystko naraz chcesz wyciągnąć ze mnie. IFIGENIA. Korzystać chcę, nim umrzesz. Czyżby nadaremnie? ORESTES. Nie, owszem, możesz pytać! Na wszystko-ć odpowiem. IFIGENIA. Czy wieszczek Kalchas wrócił z pod Troi ze zdrowiem? ORESTES. Miał umrzeć, tak przynajmniej w Mykenach się gada. IFIGENIA. O, dzięki ci, bogini!.. A Laertiada? ORESTES. Nie wrócił, ale żyje — słuch tak idzie mnogi. IFIGENIA. Bodajby szczezł i nigdy nie wrócił w swe progi! ORESTES. Nie złorzecz mu! On w każdym nie domaga względzie. IFIGENIA. Tetydy Nerejowej syn czy żyw też będzie? ORESTES. Nie! Zginął! Ślub daremnie zawierał w Aulidzie. IFIGENIA. Obłudny ślub! Tak twierdzą świadkowie. Niech idzie! ORESTES. Kto jesteś? Obeznana-ś z sprawy helleńskiemi. IFIGENIA. Ja stamtąd. Dzieckiem będąc, znikłam z tamtej ziemi. ORESTES. Więc słusznie, iż te sprawy mają dla cię wabia. IFIGENIA. A wódz, szczęśliwym zwany, co on też porabia? ORESTES. Kto? Nie znam ja szczęśliwych. Płona to nadzieja! IFIGENIA. Niejaki Agamemnon, książę, syn Atreja. ORESTES. Niewiasto, przestań mówić! Na to jestem głuchy! IFIGENIA. Na boga! Mów, przybyszu! Dodaj mi otuchy! ORESTES. Zmarł, biedny, kogoś jeszcze wpędziwszy do grobu. IFIGENIA. Zmarł, mówisz? Ach! jakiego użył bóg sposobu? ORESTES. Dla czego tak jęknęłaś? Twój powinowaty? IFIGENIA. Nad dawnem jego szczęściem! Żal mi jego straty. ORESTES. Zabity przez niewiastę, stracił życie swoje. IFIGENIA. Zabity z zabójczynią godni łez oboje! ORESTES. Daj spokój tym pytaniom! Przestańże nareście! IFIGENIA. A żona? Cóż o biednej powiesz mi niewieście? ORESTES. Nie żyje! Syn ją zabił rodzony, jedyny! IFIGENIA. O domie skołatany! Z jakiej-że przyczyny? ORESTES. Chciał pomścić krew rodzica, którego zabili. IFIGENIA. Czyn zły, choć słuszny spełnił dzielnie onej chwili! ORESTES. Tak, słuszny, jednak łaska bogów mu nie świeci. IFIGENIA. Czy więcej Agamemnon pozostawił dzieci? ORESTES. Elektrę on odumarł w jej panieńskim wieku. IFIGENIA. O tej ofiarowanej słyszałeś co, człeku? ORESTES. Nic nad to, że umarła i nie ujrzy słońca. IFIGENIA. Wraz z ojcem co ją zabił, biedna ach! bez końca! ORESTES. Niegodnie dla niegodnej umarła! Stało się! IFIGENIA. Syn ojca zabitego czy żyje w Argosie? ORESTES. I nigdzie on i wszędzie żyje nieszczęśliwy. IFIGENIA. Zwodniczy śnie mój! W nic się rozwiały twe dziwy! ORESTES. I bóstwa, chociaż mądrość mają w oczach świata, PRZODOWNICA CHÓRU. Ach! Ach! Co będzie z nami? Niechże mi kio powie! — IFIGENIA. Słuchajcie! Oto myśl ja przed wami wyłożę, ORESTES. Przepięknie to wyrzekłaś, jeno w tej potrzebie Ładowana była nawa, co nas do tej ziemi IFIGENIA. O duszo przeszlachetna! Ze zacnego rodu ORESTES. Któż będzie mnie zabijał? Któż ten mord wykona? IFIGENIA. Ja! Boża-m ja kapłanka, na to przeznaczona. ORESTES. O, urząd niewesoły, jak na młodą duszę! IFIGENIA. Konieczność mnie zniewala, ulegać jej muszę. ORESTES. Więc sama, z mieczem w ręku, zabijasz ofiary? IFIGENIA. Nie! Włosy-ć tylko skropię ze święconej czary. ORESTES. A kto, jeżeli wolno pytać, rzezie czyni? IFIGENIA. Od tego mamy ludzi we wnętrzu świątyni. ORESTES. Gdy umrę, to gdzie mnie się, powiedz mi, pogrzebie? IFIGENIA. Jest w wnętrzu ogień święty, a grób w halnym żlebie. ORESTES. Bodajby mnie tam siostry ułożyły dłonie! IFIGENIA. Daremnie, kimbądź jesteś, sięgasz dzisiaj po nie, Na jeńce te, baczenie! Tylko żadne pęta! CHÓR. Opłakujemy cię, biednego człeka, ORESTES. Radować się wam raczej, bo śloz na to szkoda! CHÓR (do Pyladesa). Twój dziś, młodzieńcze, los wielbimy błogi, PYLADES. O, smutno dla przyjaciół, gdy mrą przyjaciele! CHÓR. Smutny to powrót ach! ORESTES. Pyladzie, czy się w tobie dzieje to, co we mnie? PYLADES. Pytania nie rozumiem, więc pytasz daremnie. ORESTES. Kim jest-że ta dziewica? Tak się nas prawdziwie PYLADES. Troszeczkęś mnie uprzedził. Mowa twoja ścisła, ORESTES. A jaka? Wyjawże ją, tem jaśniejszą-ć będzie. PYLADES. Zaiste, gdy ty umrzesz, hańbą w każdym względzie Zyskałbym miano w Argos; Focys, co się nurza ORESTES. Mów sobie! Ja się z swego nie wykręcę losu, Zobaczysz znów przed sobą te argiwskie błonie, PYLADES. I grób ci ja usypię i w żadną godzinę ORESTES. Zamilknij! Po co mówić tu o wróżbach Feba? IFIGENIA (do sług) Oddalcie się i wszedłszy do wnętrza świątyni, Przyrządźcie ofiarnikom wszystko, jak należy. ORESTES. Więc czego sobie życzysz? W czem masz wątpliwości? IFIGENIA (do Pyladesa). Przysięgnij, że zawieziesz do argejskich włości ORESTES. A ty złożysz tak samo przysięgę wzajemnie? IFIGENIA. Co czynić albo co mi nieczynić przystało? ORESTES. Że tego z barbarzyńskiej ziemi puścisz cało? IFIGENIA. Rzecz słuszna. Bo i jakże list się mój dostanie? ORESTES. A zgodzi się też król ten, co ma tu władanie? IFIGENIA. Skłonię go. Tego sama zawiodę do nawy. ORESTES (do Pyladesa). Przysięgnij! (Do Ifig.) Wygłoś rotę, godną naszej sprawy. IFIGENIA (do Pyladesa). Że wręczysz list druhowi, daj mi poręczenie. PYLADES. Że wręczę list druhowi, poręki nie zmienię. IFIGENIA. A ja cię uratuję za te skalne bramy. PYLADES. Na świadków jakie bóstwo przyzwać tutaj mamy? IFIGENIA. Kapłanka-m Artemidy, więc ją przyzwać trzeba. PYLADES. Zaś ja samego Zeusa, cnego króla nieba! IFIGENIA. Gdy skrzywdzisz, łamiąc słowo, co się stać ma wtedy? PYLADES. Do domu niech nie wrócę!.. Na cię jakie biedy — ? IFIGENIA. Niech żywa na argiwskiej nie postanę grzędzie. PYLADES. I z jedną jeszcze sprawą trza się liczyć będzie. IFIGENIA. Rzecz każda, jeśli słuszna, zawsze w czas przychodzi. PYLADES. Na ten wyjątek zgódź się: jeśli w swojej łodzi Rozbiję się na morzu i twój list w głębinie IFIGENIA. Posłuchaj, co ja zrobię. Juścić, że wypadki PYLADES. O swych i moich sprawach mówisz wielce zdrowo, IFIGENIA. Niech list czy moje słowo do Oresta idzie, ORESTES. Gdzie jest? Czy zmartwychwstała? O na niebios pana! — IFIGENIA. Przed tobą właśnie stoi! Lecz nie miej zwyczaju Bogini, gdzie ofiara wypełnia się wraża ORESTES. Co rzec tu? Gdzie jesteśmy? Ach! Powiedz, Pyladzie! IFIGENIA (czyta dalej). «Lub klątwa niech, Oreście, w twym się domu święci!« ORESTES. O Boże! IFIGENIA. Co? W mej sprawie przywołujesz Boga? ORESTES. Mów! Mów! Sam nie wiem, gdzie mnie zapędziła droga. IFIGENIA (na stronie). Do rzeczy nie do wiary dotrę bez pytania. (Do Pyladesa)!
Opowiedz, iż w me miejsce zjawiła się łania PYLADES. O jakżeż dla mnie lekką ta przysięga cała, ORESTES. Przyjmuję. Jednak pismo spuszczę teraz z oka: Obejmuje Ifigenię.
Najdroższa moja siostro! Choć stropiony, jeszcze IFIGENIA. Dotykasz się kapłanki, dotyk obraźliwy ORESTES. Agamemnona córko, którą ten sam płodzi IFIGENIA. Tyś brat mój? Racz zamilknąć! Pełno jest go w mojej ORESTES. Nie tam twój brat przebywa, ty biedna niewiasto! IFIGENIA. Spartanki Tyndarydy syna wzrok mój szuka. ORESTES. Tak jest!.. Pelopsowego synem-ci ja wnuka. IFIGENIA. Co mówisz? Czy mi na to dostarczysz dowodu? ORESTES. I owszem. Znam niejeden szczegół mego rodu. IFIGENIA. Twą rzeczą zatem mówić, słuchać moją będzie. ORESTES. Co wiem ja od Elektry, powiem w pierwszym rzędzie. IFIGENIA. O jagnię złote gniewem spłonęła ich dusza. ORESTES. Wyszyłaś to — pamiętasz? — na pięknej tkaninie. IFIGENIA. O luby! Moje serce już z radości ginie! ORESTES. A potem drugi obraz — o tym słońca zwrocie? IFIGENIA. Tak, obraz na jedwabiu, w cieniutkiej robocie. ORESTES. I kąpiel do Aulidy dała-ć rodzicielka. IFIGENIA. Tak chce zaślubin świętych uroczystość wielka, ORESTES. A ty czyś jej do domu włosów nie posłała? IFIGENIA. Pamiątkę dla mojego grobu w miejsce ciała. ORESTES. A teraz z tem, com widział na swe oczy, idę: IFIGENIA. Już dosyć, mój jedyny, mój najdroższy bracie! ORESTES. I ja cię mam, sądzący, że cię między nami IFIGENIA. Rzuciłam cię, rzuciłam, gdy niańki ramiona ORESTES. Śród nas niechże to szczęście już na zawsze gości! IFIGENIA. Niezwykłej doznaję radości, Jak mnie to cieszy! Jak cieszy! ORESTES. Szczęśliwym z przyrodzenia, dolę-ć nam krwawą IFIGENIA. Pomnę-ć ja biedna ten czas, ORESTES. Ach! Jakbym sam był przy tem, widzę to na oczy! IFIGENIA. Weselne nie brzmiały Wiedli łożnicy niebogę! ORESTES. Ja również nad ojcowskim czynem tym boleję! IFIGENIA. Nie ojciec! To ojczyzna!.. O dzieje! ORESTES. O tak! Omało-ś swego nie zabiła brata IFIGENIA. Co za okrutny cios Do naszych argiwskich łanów, PRZODOWNICA CHÓRU. Zaiste! trzeba przyznać, iż cud to jest rzadki, PYLADES. Rzecz słuszna, Orestesie, jeśli po rozłące Człek mądry szczęściu z drogi nie schodzi, czas chwyta ORESTES. Twe słowa sprawiedliwe. Przecież, ja w to wierzę, IFIGENIA. Nie wstrzymasz mnie, nie zmusisz mnie do tego, wiera!, ORESTES. W małżeństwie z tym o, tutaj żyje, jest szczęśliwa. IFIGENIA. A kim on? Kto mu ojcem? Jaka jego niwa? ORESTES. Król Strofios jest mu ojcem, władca nad Fokami. IFIGENIA. Po córce Atreusza wnuk, więc krewny z nami. ORESTES. Cioteczny brat i druh mój śród największej biedy. IFIGENIA. Gdy ojciec mnie zabijał, jeszcze nie żył wtedy. ORESTES. Nie! Strofios długie czasy nie miał żadnych dzieci. IFIGENIA (podając rękę Pyladesowi). Małżonku mojej siostry, niech ci szczęście świeci. ORESTES. Nie tylko mój to krewniak, ten zbawiciel rzadki! IFIGENIA. Jak mogłeś tak się targnąć ach! na życie matki?! ORESTES. Nie mówmy o tem! Ojca pomścił syn jedyny. IFIGENIA. A ona go też z jakiej zabiła przyczyny? ORESTES. Daj spokój naszej matce! Sprawa nie wesoła. IFIGENIA. Już milczę. A czy Argos ciebie królem woła? ORESTES. Menelej tam panuje. Jam tułacz! Wędrowiec! IFIGENIA. Czy dom twój skołatany zdeptał stryj? odpowiedz! ORESTES. Erynje mnie wygnały z mej ziemi-macierzy. IFIGENIA. Dla tegoś, tak mówiono, szalał u wybrzeży. ORESTES. Nie pierwszy raz widziano, jakie życie pędzę. IFIGENIA. Za matki cię morderstwo ścigają te jędze. ORESTES. Ach! jak mnie napadają paszczęki krwawemi! IFIGENIA. A czemu skierowałeś krok swój do tej ziemi? ORESTES. Przybyłem z posłuszeństwa dla wyroczni Feba. IFIGENIA. Co czynić masz? Mów, jeśli milczeć ci nie trzeba. ORESTES. Opowiem, choć stąd bolu zacznie mi się wiele: Dziś słyszę, że te moje okrutne wypadki Ocalaj dom ojcowski, gdyż w ostatniej nędzy PRZODOWNICA CHÓRU. Płomienny gniew się w sercu demonów przewala IFIGENIA. Nim jeszcze tu przybyłeś, jam już dawno o tem ORESTES. Już ja być nie mogę IFIGENIA. O, gdybyś dał nam życie zachować, ty Boże, ORESTES. A czybyśmy nie mogli usunąć tyrana? IFIGENIA. Ty, przybysz, chciałbyś zabić tubylca?! O rety! ORESTES. Jeżeli to nas zbawi, czyn wart jest podniety. IFIGENIA. Pochwały-ś wart, ma ręka tego nie uczyni. ORESTES. Co? Gdybyś mnie tak w swojej ukryła świątyni? IFIGENIA. Ażeby się ocalić śród nocnych ciemności? ORESTES. Podstępna noc, zaś prawdzie światło drogę prości.] IFIGENIA. Uwagi nie ujdziemy, w świątyni są straże. ORESTES. A zatem zginęliśmy!.. Na cóż się odważę? IFIGENIA. Mam pomysł osobliwy, będzie zeń pożytek. ORESTES. O, jaki? Wyjawże go! Jestem ciekaw wszytek! IFIGENIA. Za fortel doskonały twój szał mi posłuży. ORESTES. Kobiety do forteli mają talent duży! IFIGENIA. Przybyłeś, powiem, z Argos, zabójca swej matki. ORESTES. Korzystaj z mej niedoli, jeśli zysk stąd gładki, IFIGENIA. Że ciebie ofiarować bóstwu nie przystoi. ORESTES. Dla czego? Choć domyślam się przyczyny twojej. IFIGENIA. Żeś zmazań krwią, ja czyste składam li ofiary. ORESTES. Jak obraz dostaniemy, by uniknąć kary? — IFIGENIA. Że przeto wodą morską odkazić cię trzeba. ORESTES. Raz jeszcze: a cóż obraz, żądany przez Feba? — IFIGENIA. Żeś dotknął się obrazu, więc i ten obmyję. ORESTES. Czy tam, gdzie fala morska płaską wydmę kryje[5]? IFIGENIA. Nie! Tam, gdzie łódź twą lniane przytrzymują sznury. ORESTES. Czy obraz ty zaniesiesz, czy człek inny który? IFIGENIA. Ja! Tylko mnie jest wolno dotykać świętości! ORESTES. A rola Pyladesa, co tu ze mną gości? IFIGENIA. Krwi krople i na jego dłoniach, rzeknę, siedzą. ORESTES. Bez księcia chcesz to czynić, czy za jego wiedzą? IFIGENIA. Przekonam go, nie uda nam się nic ukradkiem. ORESTES. Więc dalej! My jesteśmy gotowi z swym statkiem. IFIGENIA. O resztę ty miej pieczę w tej robocie całej. ORESTES. Jednego jeszcze trzeba: aby te milczały! IFIGENIA. Najdroższe me niewiasty, ku wam ja swe oczy PRZODOWNICA CHÓRU. Otuchy, droga pani! Ratuj się! Co do mnie, IFIGENIA. Błogosławieństwo na was za takie orędzie! (Do Oresta i Pyladesa).
Wy teraz do świątyni krok skierujcie skory, CHÓR. O zimorodku, co swe żale Co u cyntyjskich głazów złomu *
O wy rzęsiste łez tych zdroje, Niż ten, co szczęścia zaznał w świecie,
Teraz argiwski statek, pani, *
Chciałabym dążyć ach! bez końca Ponad ojczysty chram! Od strony miasta nadchodzi
THOAS. Helleńska gdzie niewiasta, odźwierna świątyni? Ifigenia wychodzi z świątyni, niosąc posąg Artemidy.
PRZODOWNICA CHÓRU. Jest oto!.. Ona-ć powie, co za rzecz się stała. THOAS (idąc na przeciw) Agamemnona córko! Czemu obraz boży IFIGENIA. Nie ruszaj się z przedsionka w świątynne wierzeje: THOAS. A cóż tam, Ifigenio, nowego się dzieje? IFIGENIA. Wstyd! Hańba! Wzgląd na świętość wyciska te słowa! THOAS. Zaczynasz osobliwie! Cóż za sprawa nowa? IFIGENIA. Ofiary pochwycone, nie są czyste, panie! THOAS. Twój domysł, czy kto zwrócił ci uwagę na nie? IFIGENIA. Odwrócił się nasz posąg plecami swojemi. THOAS. Sam przez się, czy sprawiło to trzęsienie ziemi? IFIGENIA. Sam przez się i do tego nawet zamknął oczy. THOAS. Czy może na przybyszów tak się gniewnie boczy? IFIGENIA. Tak jest! Ich grzechów mocy nie łatwo kto zmierzy. THOAS. Zabili kogo z naszych u morskich wybrzeży? IFIGENIA. Nie! W domu, nim tu przyszli, mordem się skalali. THOAS. A jakim? Ciekaw jestem! Mów dalej! Mów dalej! IFIGENIA. Miecz wspólnie w rodzicielki utopili łonie. THOAS. Człek dziki nie zrobiłby tego. Apollonie! IFIGENIA. Ścigani są, wypchnięci ze wszystkiej Hellady. THOAS. Stąd posąg za świątynne wynosisz posady? IFIGENIA. Od zmazy chcę go ustrzedz na powietrzu ninie. THOAS. A jak się dowiedziałaś o przybyszów winie. IFIGENIA. Gdy posąg się odwrócił, śledziłam tej chwili. THOAS. Krok słuszny! Dobrze, widać, Grecy cię kształcili! IFIGENIA. Na lep mnie chciano schwycić najsłodszą ponętą. THOAS. Czy jaką miłą wieścią, z twego Argos wziętą? IFIGENIA. Że Orest, brat mój, żyje szczęśliw śród swych włości. THOAS. Chcą, byś ich ocaliła za te wiadomości? IFIGENIA. I że i ojcu memu służy szczęścia siła. THOAS. Kapłanki obowiązkiem tyś się wymówiła? IFIGENIA. Że gardzę, rzekłam. Grecją sprawczynią mej zguby. THOAS. Więc jakiej wobec obcych chwycimy się próby? IFIGENIA. Zachować dawny zwyczaj konieczność wskazuje. THOAS. Więc woda gdzie święcona? Gdzie miecz na te zbóje? IFIGENIA. Wprzód muszę ich oczyścić we świętej kąpieli. THOAS. Zdrojowa czy też morska z grzechu ich wybieli? IFIGENIA. Nie! Wszystkie ludzkie winy morska fala maże. THOAS. Więc pójdą tem czyściejsi przed boskie ołtarze. IFIGENIA. Tem godniej swą powinność spełni moje ramię. THOAS. Wszak tuż się przed świątynią bałwan morski łamie? IFIGENIA. Samotni mi potrzeba — i dla innej sprawy. THOAS. Co chcesz, to rób! Tajemnic nie jestem ciekawy. IFIGENIA. Bogini wizerunek też oczyścić mamy. THOAS. Zapewne — z tej niegodnej matkobójstwa plamy, IFIGENIA. Inaczej nie byłabym go z podstawy zdjęła. THOAS. Pobożność i przezorność potrzebne do dzieła. IFIGENIA. A ty wiesz-li, co masz czynić? THOAS. Ty mnie poucz w sprawie tej! IFIGENIA. Wierność Grekom jest nieznana — THOAS. Więc ich związać! Służba! hej! IFIGENIA. Przyprowadzić tu przybyszów! THOAS. Stań się według twoich słów! IFIGENIA. Głowy nakryć im zasłoną! THOAS. Zwołam ich ze wszystkich stron. IFIGENIA. W gród jednego racz też wysłać, aby rzekł — THOAS. Co rzec ma on? IFIGENIA. Niech zostaną wszyscy w domu... THOAS. By nie spotkać się ze złem? IFIGENIA. Widok taki zapowietrza! THOAS (do jednego z sług). Idź i ogłoś! (do Ifig.) Wiem to, wiem! IFIGENIA. Głównie z pośród przyjaciołów... THOAS. Do mnie pijesz, gościu nasz? IFIGENIA. Nie powinien nikt to wiedzieć — — THOAS. Troskliwie o miasto dbasz. IFIGENIA. Ty zostaniesz przy świątyni — THOAS. I cóż, powiedz, czynić mam? IFIGENIA. Ogniem boży dom odczyścisz — THOAS. By był cny, gdy wrócisz k’nam. IFIGENIA. A gdy wyjdą cudzoziemcy — THOAS. Jakiż mi uczynić krok? IFIGENIA. Oczy sobie zasłoń płaszczem — THOAS. By się mój nie skaził wzrok? IFIGENIA. Gdybym dłużej zabawiła — THOAS. Jaki czas to może trwać? IFIGENIA. Nie dziw-że się — — THOAS. Z swym obrzędem radź-że sobie, jak chcesz, radź! IFIGENIA. Oby mi się obrzęd udał — THOAS. I co do mnie, wspieraj Bóg! IFIGENIA. Cudzoziemcy już wychodzą za świątynny, widzę, próg! Odkażania tak niezbędne, ten pochodni jasny blask — Oddala się w stronę morza.
CHÓR. O synu Latony wdały, Gdzie Dyonizos pośród swojej rzeszy *
I ziemia, skoro spostrzeże, Ażeby człowiek, trapiony Widziadła nocy, Od strony morza jawi się
GONIEC. Świątynni furtyanie, ołtarzy stróżowie! PRZODOWNICA CHÓRU. Co stało się? Mów, jeśli pełnić masz zadanie. GONIEC. Już nie ma ich, uciekli precz ci dwaj młodzianie! PRZODOWNICA CHÓRU. Nie może być! A władca, o którego chodzi, GONIEC. Lecz dokąd? Donieść trzeba o tem, co się dzieje. PRZODOWNICA CHÓRU. Nie wiemy. Pospiesz za nim, byś, gdziekolwiek będzie, GONIEC. Popatrzcie! Jakże ufać może kto niewieście! PRZODOWNICA CHÓRU. Szalonyś! Na przybyszach tych cóż nam zależy? GONIEC. Nie prędzej, aż mi ci tam wyjawią dokładnie, Stukając do drzwi
Hej! rygle mi odsuńcie! Do was się tej chwili THOAS (we drzwiach otwartych). Któż wrzeszczy tak straszliwie? Czyje walą pięście GONIEC. Skłamały! Ha! skłamały! (wskazując na Przodownicę chóru) Rzekła mi ta dusza THOAS. A jakiż cel, zysk jaki z tem się dla nich wiąże? GONIEC. Opowiem ci to później. Teraz, jaka szkoda THOAS. A cóż ją tak opęta? Cóż nią tak pożenie? GONIEC. Ratuje Orestesa! Taka jest przyczyna! THOAS. Którego? Czyżby córki Tyndarowej syna? GONIEC. Co paść miał na ołtarzu, nieb ofiara zbożna. THOAS. To cud jest! Bo inaczej jak to nazwać można?! GONIEC. Nie o tem myśl, lecz słuchaj, co ci tu wyłożę, THOAS. Rzecz słuszna! Nie tak bardzo odbili od brzegów GONIEC. Nad morze gdyśmy przyszli, my, twoi poruczni, Poczęła pohutnywać, piać nieznane pienia, Przybyszkę mocno w rękach trzymali, do ciebie Lądowej. Ci się bronią, łamią się z falami, PRZODOWNICA CHÓRU. O biedna Ifigenio! Umrzecie oboje, THOAS. Hej! ziemi tej dalekiej wszyscy wy mieszkańce! W górze jawi się
ATENA. Dokąd, dokąd gotujesz tę pogoń, Thoasie? Mój lud to zwie Halami — świątynię i potem THOAS. Ateno! Głupi człowiek, któremu do ucha I sprawa z jego siostrą, bo juścić nie trzeba ATENA. [To pięknie! Wszak nad tobą i bogami władnie CHÓR. Po wód topieli |
II. TRAGEDYE WOJENNE I ATEŃSKIE HERAKLIDZI Heraklidzi.
Osoby dramatu.
Rzecz dzieje się w Atenach, na placu publicznym, niedaleko świątyni Zeusa.
Na scenę wchodzi IOLAOS.
Od dawna-m ja to wiedział, ze człowiek cnotliwy Czy będzie to przyjaciel czy też wróg, i własną Wysłany, by nas ścigał, nas, biedne wygnańce, Jawi się herold Eurysteusa
KOPREUS. Czy myślisz, żeś spokojne znalazł na ostatek IOLAOS. Bynajmniej! Schron tu mamy! Któż nas od ołtarzy — KOPREUS. Nie wahasz się ponownie trudzić o, tej dłoni? IOLAOS. Przemocą z tego miejsca nikt mnie nie wygoni. KOPREUS. Zobaczysz. Lichy z ciebie prorok jest tym razem. IOLAOS. Dopókim żyw, nie zmusi nikt mnie swym rozkazem. KOPREUS. Precz! Precz! Choćbyś się bronił, jako chciał, w tę porę IOLAOS (krzyczy). O wy, co w grodzie Aten siedzicie od wieka! PRZODOWNIK CHÓRU. Ha! Cóż to?! Co za krzyk się zrywa od ołtarza? IOLAOS. Widzicie, co za starzec wala się w tym pyle? PRZODOWNIK CHÓRU. A któż cię poturbował, nieszczęsny człowiecze? IOLAOS. Ten oto, przyjaciele, tak mnie strasznie wlecze CHÓR. Do ludu czterech miast IOLAOS. Nie z wysp my, przyjaciele! We wasze pielesze PRZODOWNIK CHÓRU. Jak lud cię zowie IOLAOS. Towarzysz Heraklesa, Iolaos!... W świecie PRZODOWNIK CHÓRU. I owszem, słyszeliśmy już dawniej. Lecz radzi IOLAOS. Synowie Heraklesa! Do was, pod mą wodzą, PRZODOWNIK CHÓRU. A czegóż pragną od nas i naszego grodu? IOLAOS. Abyście ich do Argos brać nie pozwolili KOPREUS (do Chóru). Nie będzie to na rękę panu, co ma władzę CHÓR. Szanować trzeba tych, Ujrzy, co ręka KOPREUS. Do mego zatem władcy odeszlij tę tłuszczę, PRZODOWNIK CHÓRU. Rzecz to bezbożna, KOPREUS. Lecz zbożna stać od sporu i zwady zdaleka PRZODOWNIK CHÓRU. Nie trzebaż było wprzódy zawiadomić pana KOPREUS. A któż jest władcą pól tych i waszego grodu? PRZODOWNIK CHÓRU. Demofon z szlachetnego Tezeusza rodu. KOPREUS. Więc on niech spór rozstrzygnie, tak najlepiej będzie! PRZODOWNIK CHÓRU. I on tu się już zbliża pospiesznymi kroki, Wchodzi Król Aten DEMOFON (do Chóru). Wyprzedziliście młodszych w drodze do Zeusza PRZODOWNIK CHÓRU. Haraklesowe biedne, wygnane dzieciska DEMOFON. Z jakiegoż to powodu te jęki bez miary? PRZODOWNIK CHÓRU. Ten oto, chcąc przemocą oderwać te dzieci DEMOFON. Z wyglądu, z kroju sukien zda mi się ten człowiek KOPREUS. Jeżeli tak chcesz wiedzieć, z Argos ja przychodzę — Nie może rozporządzać: Wyroki my sami Na straty się niejedne narazisz w tym czasie. PRZODOWNIK CHÓRU. Któż osądzić, któż rozstrzygnąć zdoła, IOLAOS. O władco, wszak obyczaj jest tu dozwolony, Gdy posłuch znajdziesz tutaj, Ateny przestaną Na ręce te cię proszę: Heraklidy młode PRZODOWNIK CHÓRU. Słyszący to, żal czuję, że im tak się wiedzie! DEMOFON. Trzy naglą mnie przyczyny, bym, Iolaosie, KOPREUS. I wówczas nie, gdy słuszność w mych słowach ujawnię? DEMOFON. Gdzie słuszność gnać żebrzących o pomoc? KOPREUS. Niech spada DEMOFON. Tak, szkoda, jeśli stąd ich brać pozwolę tobie. KOPREUS. Więc wydal ich z swych granic, tam ja swoje zrobię. DEMOFON. Przewrotny! Bóg się nie da oszukać niegodnie, KOPREUS. Przytułek snać tu wszystkie znaleźć mogą zbrodnie?! DEMOFON. Świątynia jest ochroną dla każdego w świecie. KOPREUS. O, inne o tem zdanie w Mykenie znajdziecie. DEMOFON. Więc ja tutaj nie panem? Niechże mi kto powie! KOPREUS. Tak, tylko nie krzywdź tamtych, mając rozum w głowie. DEMOFON. Wam krzywda, gdy ja bóstwa szanuję spokojnie? KOPREUS. O, nie chcę ja cię widzieć z Argiwami w wojnie. DEMOFON. I ja tego nie pragnę, ale tych nie puszczę. KOPREUS. Spróbuję wziąć swą własność — wydrę ci tę tłuszczę! DEMOFON. Nie wnetbyś ujrzał Argos, ty mój bratku luby! KOPREUS. Przekonam się tej chwili, wezmę się do próby. DEMOFON. Jeżeli się ich dotkniesz, zawyjesz mi srodze! KOPREUS. Na nieba! Co? Herolda śmiałbyś zabić w drodze? DEMOFON. Lecz jeśli się ten herold rozumem nie wiąże? PRZODOWNIK CHÓRU (do Kopreusa). Idź sobie!... (do Demofona). A i ty go nie tykaj się, książę! KOPREUS. Odchodzę! Wszakże ramię jednego człowieka z tobą i ze wszystkiem, co twa ziemia płodzi. (Odchodzi.)
DEMOFON. Ha! Szczeźnij! Twego Argos ja się tu, na nieba! CHÓR. Trzeba uważać, nim z wojskami swemi IOLAOS. Dla dzieci snać nie znajdziesz lepszej doli człeczej O pomoc w swej niedoli ktoś z zacnego domu, Nie dużo wy podobnych ludzi odnajdziecie — PRZODOWNIK CHÓRU. Od wieków sprawiedliwa tej ziemi potęga DEMOFON. Godziwieś rzekł to, starcze. Takimi też, sądzę, IOLAOS. Nie rzucę tych ołtarzy; siedzieć tutaj będę, Argiwskie mają ludy. Żona Zeusa, Hera, (Demofon odchodzi).
CHÓR (mając na myśli Kopreusa). Choć się tak chełpisz, nikt z ludzi *
W cudze przybyłeś dzierżawy, Któż wielbiłby takie bezprawie? (Z myślą o Eurysteju):
Lecz tobie powiem, książęcy IOLAOS (do wracającego Demofona). O synu, przecz z smutnemi zbliżasz się oczami? DEMOFON. Argiwski huf się zbliża, Eurystej nadchodzi — I śledzi i uważa — takie moje zdanie —, Nie władca-m barbarzyński i — ja się nie dziwię — PRZODOWNIK CHÓRU. Czy jaki bóg chce gwałtem tłumić nasze chęci, IOLAOS. Podobni my, o dziatki, dzisiaj do żeglarzy, Niewiasto nieszczęśliwa! Lecz i twego sługi PRZODOWNIK CHÓRU. Nie ściągaj, starcze, winy na to miasto nasze! DEMOFON. Szlachetnie przemówiłeś, jeno, że to na nic! Krzywd ojca!... O nią chodzi — troska to ogromna MAKARIA. O moi przyjaciele! Niech mi nikt nie pocznie IOLAOS. O dziecię, nie od dzisiaj me serce cię chwali Że śmierci ni swej córce, ni cudzej nie zada. MAKARIA. Więc tylko tym sposobem ocalić się można? IOLAOS. Tym tylko i nas wtedy czeka dola zbożna. MAKARIA. Więc niechże się nie lęka, starcze, twoja głowa Nie trzeba! Po co tutaj przyszliście, wy, ludzie, PRZODOWNIK CHÓRU. Ach! cóż ja powiem, świadek wielkiego wyznania IOLAOS. O dziecko! Nie skądinąd wyrosła twa głowa, Trza zwołać wszystkie siostry i nikt się nie ździwi, MAKARIA. Nie myślę ja umierać, wybrana przypadkiem, IOLAOS. Ach! jeszcze szlachetniejsze słowo tu słyszycie! MAKARIA. Dobrze radzisz, ale nie miej trwogi, IOLAOS. Nie mógłbym żadną miarą patrzeć na śmierć twoją. MAKARIA (wskazując na Demofona, powracającego na scenę). Więc tego proś, niech przy mnie mężczyźni nie stoją. DEMOFON. Tak będzie, dziewko biedna! A i na me lata MAKARIA. O, żyj mi zdrowo, starcze, o, żyj mi tu zdrowo! I umrzeć za ten ród swój. Takim wy mi potem IOLAOS. O duszo bohaterska, ze wszystkich po wieki CHÓR. Bez woli bożej I mądrość tu na nic! *
Porzuć te żale SŁUGA HYLLOSA. Pozdrawiam was! Powiedzcie, gdzie wyszła z świątyni IOLAOS. Jesteśmy tu, jeżeli jesteśmy wogóle. SŁUGA. Coś oczy ci zmroczyło? Świeże jakieś bóle? IOLAOS. Nieszczęścia tak mnie dręczą, nieszczęścia domowe. SŁUGA. Otrząśnij-że się z tego, w górę podnieś głowę. IOLAOS. Człek stary, trudno mu się wyprostować, panie. SŁUGA. Uciechę ci przynoszę i uradowanie. IOLAOS. A kto ty? Czy ja znam cię? Czas to chyba długi — — SŁUGA. Hyllosowego dzisiaj nie poznajesz sługi? IOLAOS. Przychodzisz jako zbawca, drogi przyjacielu? SŁUGA. I owszem; i ty, mówię, u szczęsnego-ś celu. IOLAOS (woła). O matko bohatera, Alkmeno, tu do mnie! ALKMENE (wychodzi z świątyni). Dlaczego gmach ten cały napełniasz krzykami? IOLAOS. Nie lękaj się, staruszko! nie z Argos się zjawia ALKMENE. Więc po cóż takie krzyki, te zwiastuny stracha? IOLAOS. Ażebyś ku nam wyszła z pod świętego dachu. ALKMENE. Któż wiedział!... Ale kto on i co za przyczyna? IOLAOS. On powrót zapowiada syna twego syna. ALKMENE. Powitać i dziękować za te wiadomości. SŁUGA. Ustawia swoje wojsko, które za nim kroczy. ALKMENE (chce odejść). Więc niech się już bezemnie rozmowa potoczy. IOLAOS. Bynajmniej! Ale pytać juści mnie wypada. SŁUGA. Cóż mam ci ja powiedzieć, jak się wszystko składa — IOLAOS. Mów, jaką liczbą wojska rozrządza w tej chwili? SŁUGA. Ogromną! Innychbyście liczb nie wymienili. IOLAOS. Pewnikiem znają liczbę tę ateńscy wodze. SŁUGA. A znają! Lewe skrzydło ustawione srodze. IOLAOS. Więc gotów jest do walki hufiec naszych woji? SŁUGA. I bydło już ofiarne przed szeregiem stoi. IOLAOS. A jakżeż jest daleko do zastępów wroga? SŁUGA. Że wodza ujrzeć można — niedaleka droga. IOLAOS. Co robi? Może wojsko ustawia i dzieli? SŁUGA. Być może. My rozkazów jego nie słyszeli... IOLAOS. Ja z tobą!... Taki zawsze ten mój umysł wszytek, SŁUGA. Najmniej przystało tobie pleść te banialuki. IOLAOS. Najmniej — pozbawiać druhów mej wojennej sztuki. SŁUGA. Nikogo wzrok nie zrani, gdy ręki nie starczy. IOLAOS. Co mówisz? Nie umiałbym przedziurawić tarczy? SŁUGA. O, chciałbyś. Ale padniesz, nie dotrzymasz kroku. IOLAOS. Wróg żaden nie potrafi znieść mego widoku. SŁUGA. Poczciwcze! Nie chełp-że się swą siłą dzisiejszą! IOLAOS. A przecie mogę bić się, o, z liczbą nie mniejszą. SŁUGA. Na szali chyba więcej zaważy pacholę. IOLAOS. Nie wzbraniaj mi uczynić, do czego mam wolę. SŁUGA. Masz wolę — ale czynić? Czyn ci nie posłuży. IOLAOS. Pleć sobie, ile wlezie! Nie chcę czekać dłużej. SŁUGA. Pomiędzy zbrojnych idziesz na goło, niezbrojnie? IOLAOS. W świątyni dość jest broni, zdobytej na wojnie. Nikt żądać jej nie będzie. Goń przeto do środka CHÓR. Nic dotąd ci ducha, o, nic nie złamało. ALKMENE. Co myślisz? Zali pragniesz, szaleństwem dotknięty, IOLAOS. Wojować rzeczą męża. Ty miej je w opiece! ALKMENE. Co zrobię, jeśli zginiesz? Komuż się polecę? IOLAOS. Zostaną ci wnukowie — każdy ci pomoże. ALKMENE. A jeśli los ich dotknie — co uchowaj Boże? IOLAOS. Masz jeszcze tych przyjaciół — wesprą najgoręcej. ALKMENE. I tyle mej nadziei, poza tem nic więcej!... IOLAOS. I Zeus pomny twej doli; on jeszcze-ć oddany. ALKMENE. Zeus żadnej nie usłyszy z moich ust nagany! SŁUGA. No, niechże cię ten widok rynsztunku pokrzepi! IOLAOS. I owszem! Cale piękna słuszność jest w twej śpiewce! SŁUGA. Jak dziecko ma być wiedzion ten rycerz ze stali? IOLAOS. Zły znak, gdyby się człowiek miał potknąć w tej drodze. SŁUGA. Dość chęci, ale siły za mało niebodze. IOLAOS. No, prędzej! Źle byłoby przyjść nam już po wojnie. SŁUGA. Nie ja, lecz ty przystajesz, szermując tak hojnie. IOLAOS. Tak sprawne, żwawe nogi gdzież to widzieliście? SŁUGA. Wydaje ci się więcej, niż jest rzeczywiście. IOLAOS. Nie powiesz tak, gdy ujrzą mnie o, tam! twe oczy. SŁUGA. Co zrobisz?! Niech ci wszystko dobrze się potoczy. IOLAOS. Co? tarczę przedziurawię niejednego wroga! SŁUGA. Byleby tylko dojść tam! W tem jest moja trwoga. IOLAOS. O ramię mej młodości, przypomnienia warte, CHÓR. O ziemio! o jaśni miesiąca, Wieść mi przynieście radosną *
Dziwy, o, istne dziwy,
Hej, ty wszechwładna Pani! Azali zasłużyła sobie cnota nasza, *
Hojne składamy objaty SŁUGA (do Alkmeny). Do ciebie spieszę, pani! Jest wiadomość nowa — ALKMENE. Najdroższy! Dzień to szczęsny dla ciebie: Za wieści SŁUGA. Tak, żyją! Huf ich cały wysławia i chwali. ALKMENE. A stary Iolaos żyje-ci on dalej? SŁUGA. I owszem, wielkie rzeczy z wolą spełnił bożą. ALKMENE. Co? Może mu na czoło jaki wieniec włożą? SŁUGA. Ze starca on się znowu przemienił w młodziana. ALKMENE. O dziwach mi rozprawiasz... Lecz jak rozegrana SŁUGA. I owszem — ja to wszystko w jednem zamknę słowie: Kapłani, widząc teraz, że nasze się boje I prosi, by go zabrał na swój wóz. A czemu? PRZODOWNIK CHÓRU. O zwycięzców Boże! ALKMENE. O Zeusie! Późnoś spojrzał na moje te męki, Lecz dzięki ci za wszystko, co się stało, dzięki! SŁUGA. Chce uczcić cię w ten sposób, chce, byś go na oczy CHÓR. Lubię ja tańce i śpiewy, gdy fletnia Której użycza ludziom Afrodita! *
Cna jest twa droga, o miasto, i szczera —
Do boskiej podniesion cześci, * Jak to się nieraz składa: GONIEC (prowadzący pojmanego Eurysteja). O pani, widzisz sama, jednak nie zawadzi ALKMEME (do Eurysteja). Ha! jesteś, ty ohydo! Już cię — czas ostatni — Lecz zwróć-no głowę ku mnie! Miej odwagę w oczy GONIEC. Nie wolno ci zabijać tego tu człowieka. ALKMENE. Więc darmo jest mym brańcem? Więc nadarmo czeka GONIEC. Książęta tego kraju — tego nie chcą oni. ALKMENE. Zabijać swoje wrogi ma być niedostojnie? GONIEC. Nie godzi się, gdy żywcem ujęto ich w wojnie. ALKMENE. I Hyllos się stosuje do tego zwyczaju? GONIEC. Czyż może się buntować przeciw prawom kraju? ALKMENE. Czyż może ten żyć dalej, oglądać blask słońca? GONIEC. Od razu trza mu było nie oszczędzać końca. ALKMENE. Więc niema tu nikogo, który go ukarze? GONIEC. Na świecie nikt o takim nie myśli zamiarze. ALKMENE. Ja myślę, a ja także jestem czemś na ziemi. GONIEC. Zrobiwszy to, z przygany spotkasz się wielkiemi. ALKMENE. Miłuję ja to miasto — któż mi to zaprzeczy? PRZODOWNIK CHÓRU. Że gniew ci tak duszę EURYSTEUS. Niewiasto, nie myśl sobie, że pochlebstwa drogę Nad sobą? Zatrzymałabyś, litością zdjęta, PRZODOWNIK CHÓRU. Upomnąć chcę cię nieco, Alkmeno, byś dała ALKMENE. A jeśli on zginie, PRZODOWNIK CHÓRU. Byłoby tak najlepiej. Jak to stać się może? ALKMENE. Stanie się bardzo łatwo. Zaraz ci wyłożę: EURYSTEUS. Zabijaj! O twą łaskę błagać nie chcę, zginę! ALKMENE. Więc po co jeszcze zwlekać? Jeżeli dla miasta Psom rzuci na pożarcie! Pozbądź się nadziei, CHÓR. Godzę się na to! Do dzieła, sługusy! ANDROMACHE Andromache.
Osoby dramatu.
Rzecz dzieje się w mieście Ftji, przed pałacem Neoptolemosa, w pobliżu świątyni Thetydy.
ANDROMACHE.
Tebańskie miasto, grodów azjackich wzorze! I w dziecku tem nadzieja była mi jedyna — SŁUŻEBNA. O pani! — gdyż tem mianem chcę i w tę godzinę Mianować, przebywając śród niw naszej Troi, ANDROMACHE. Współniewolnico droga, bo dziś cię inaczej SŁUŻEBNA. Twe dziecko, któreś w innym umieściła domu, ANDROMACHE. Skąd wiedzą, żem ukryła mego jedynaka? SŁUŻEBNA. Ja nie wiem. Od nich mam tę wiadomość: W złowrogiej ANDROMACHE. Giniemy, dziecko moje! Oto dwaj sępowie SŁUŻEBNA. Zapewne, gdyby on był obecny w tej porze, ANDROMACHE. A nie wiesz, czy Peleus prośby mej wysłucha? SŁUŻEBNA. To starzec! Nań się spuszczać nie ma snać przyczyny. ANDROMACHE. Posłałam-ci po niego nie po raz jedyny. SŁUŻEBNA. Czy myślisz, że posłaniec troszczy się o ciebie? ANDROMACHE. A może ty posłańcem będziesz w tej potrzebie? SŁUŻEBNA. Co mówić, żem tak długo za domem bawiła? ANDROMACHE. Kobieta-ś, łatwo znajdziesz i wykrętów siła. SŁUŻEBNA. Nie mało mnie Hermione strzeże! Ja się boję. ANDROMACHE. A widzisz, że w nieszczęściu rzucasz druhy swoje. SŁUŻEBNA. Bynajmniej! Mnie się taki zarzut nie przydarzy! ANDROMACHE. Więc idź!... A my, jak zwykle, będziem te obficie Mieć zawsze na swych ostach boleści brzemiona. Co tak mnie dziś boli, CHÓR. Ty, co tak długi już czas Które z nią, panią dziś twoją, *
Poznaj swą dolę, znaj grom,
Wstań! Rzuć promienny chram *
Źle zawitałaś tu k’nam, Na scenę wchodzi HERMIONE. Dyadem ten kosztowny, co mi tak wspaniale Twa ręka się służebna codziennie zanurzy PRZODOWNICA CHÓRU. O, mściwy jest ród niewiast i złości nikomu ANDROMACHE. Na świecie Lecz ja się w swą zdrajczynię własną nie zabawię... Śniegami tracką ziemią, gdzie z jedną po drugiej PRZODOWNICA CHÓRU (do Hermiony). Jeżeli się przełamać wydołasz, o pani, HERMIONE. Dlaczego tak się puszysz? Zaliś ty jedynie ANDROMACHE. Tak widać po twych słowach, co padły tej chwili. HERMIONE. Na mądrość twą niech nigdy mózg się mój nie sili! ANDROMACHE. Tak młoda, a tak brzydkie wypowiadasz rzeczy. HERMIONE. Przed czynów twych brzydotą któż mnie ubezpieczy? ANDROMACHE. Nie lepiej-że milczeniem pokryć ból miłości? HERMIONE. Gdzież, powiedz, dla kobiety większe szczęście gości? ANDROMACHE. Dla tej, co żąda więcej, nieszczęściem się staje. HERMIONE. W tem mieście barbarzyńskie nie władną zwyczaje. ANDROMACHE. Zło zawsze wstyd przynosi, tu czy tam je kusisz. HERMIONE. O mądra, bardzoś mądra! Jednak umrzeć musisz. ANDROMACHE. O spójrz, jak Thetis patrzy oczyma bożemi! HERMIONE. Za śmierć Achillesową wroga jest twej ziemi. ANDROMACHE. Przez matkę twą Helenę padł, nie dla mnie gwoli. HERMIONE. Co? Jeszcze pragniesz grzebać w tem, co tak mnie boli? ANDROMACHE. Umilkłam już, zamknęłam już te usta moje! HERMIONE. O sprawie mów, dla której przed tobą tu stoję. ANDROMACHE. Nie o tem, że cię rozum opuścił już wszytek? HERMIONE. A ty opuścisz bóstwa morskiego przybytek? ANDROMACHE. Opuszczę, skoro umrę. Inaczej ni kroku. HERMIONE. Na męża nie zaczekam. Nie ujdziesz wyroku. ANDROMACHE. Nie! Prędzej i ma wola poddać się nie może! HERMIONE. Nie myślę cię oszczędzać! Nie! Ogień podłożę — ANDROMACHE. Podkładaj! Wszak na wszystko spoglądają bogi. HERMIONE. Skatuję twoje ciało, ból ci zadam srogi. ANDROMACHE. Obryzgaj krwią ten ołtarz! Są jeszcze mściciele! HERMIONE. O płodzie barbarzyński, o pycho, tak śmiele Ma ręka z tego schronu wyrwać cię wydoła, ANDROMACHE. Tak jest, moją podporę!... Rzecz dziwna, jak skore CHÓR. Wielkie się klęski poczęły i żale *
Skoro na leśną przybyły polanę, Zazdrosną kłótnią rozgrzane,
Przecz nań nie spadła srogiej klątwy siła *
Do kogóż się ona nie zwróci
Jarzma niewoli nie znałaby Troja, Gdyby nie kara ta boża Na scenę, prowadząc syna Andromachy, Molossa, wchodzi
MENELAOS. Prowadzę ci synaczka, któregoś tak skrycie ANDROMACHE. O sławo, sławo! Ludzi tysiące twa siła I Troja do zapasów, boś nie godzien Troi! Precz pójdę z tego miejsca; rada, bardzo rada, PRZODOWNICA CHÓRU. Zbyt śmiało przemówiłaś ty, słaba niewiasto! MENELAOS. Zbyt małe to, niegodne — według twojej rady — Bo jeśli ty dziś umrzesz, syn uniknie skonu, ANDROMACHE. O rety! Co za losy wyciągać mi każe Na dolę moją przeszłą? Jedno mi w tym czasie PRZODOWNICA CHÓRU. Lituję się, to słysząc, albowiem u ludzi MENELAOS. Hej! służbo! brać ją! brać ją! Skrępować jej ręce, O dziecku twem rozstrzyga me dziecko; zabije, ANDROMACHE. Podstępnie mnie uwiodłeś, zaszydziłeś ze mnie! MENELAOS. Idź, otrąb to wszem wobec! Z mą to jest ochotą! ANDROMACHE. Czy tak się zwykło czynić nad waszym Eurotą? MENELAOS. Tak samo i w twej Troi obelgi się karze. ANDROMACHE. Czyż Bóg z swem prawem bożem nie chodzi już w parze? MENELAOS. Niech chodzi, ja to zniosę, lecz ty żegnaj życie! ANDROMACHE. To pisklę z pod mych skrzydeł także zamęczycie? MENELAOS. Co do mnie, to bynajmniej. Rzecz to córki mojej. ANDROMACHE. O dziecię! O twe losy me się serce boi. MENELAOS. Co prawda, zbyt on wielkich nadziei nie budzi. ANDROMACHE. O ludzie najwstrętniejsi z wszystkich w świecie ludzi, Mieszkańcy Sparty, mistrze w chytrości i kłamie, CHÓR. Nie będzie u mnie wielbiony *
I w Pospolitej Rzeczy Wszak muzykantów gdzie jest dwóch, tak bywa,
A kiedy burza morska żeglarzy opada, *
Na Sparty to mieszkance znać, na Menelaja ANDROMACHE (w więzach). Ręce związane tak srodze, MOLOSSOS. O matko, pod twemi pióry ANDROMACHE. Przez waszą nienawiść gnany, MOLOSSOS. Ojcze! ANDROMACHE. U łona zmarłej macierzy MOLOSSOS. O biada, matko, o biada! MENELAOS. Do grobu z wami! Precz! ANDROMACHE. O mężu, ty mężu luby. MOLOSSOS. Gdzież znajdę ja takie pieśni, ANDROMACHE. Upadnij-że na kolana, MOLOSSOS (pada do stóp Menelaosa). Drogi! ANDROMACHE. Łzami ciemnemi się poję: MOLOSSOS. O jakże śmierć ta mnie boli, MENELAOS. Cóż leżysz u mych stóp? Wraz z twą macierzą, Na scenę zbliża się powoli, prowadzony przez służbę,
PELEUS (wołając już z daleka). Was pytam się i tego, co mordować gotów: (Do pokojowca, który go prowadzi)
Ty — prędzej! Nie czas zwlekać. I jeżeli kiedy, (Do Andromachy)
Odpowiedz mi, dlaczego związali ci ręce ANDROMACHE. Oto w jaki niecny Zgotować... I patrz! teraz żadnej się ohydy PELEUS. Zdjąć pęta, nim wam wszystkim coś złego się stanie! MENELAOS. Ja czynić to zabraniam, niepodległy tobie, PELEUS. A cóż to za gospodarz w mym domu nastawa MENELAOS. To branka moja z Troi, raczże to rozważyć! PELEUS. To syna mego syna łup, gdy zburzył Troję. MENELAOS. Co moje to i jego, co jego to moje! PELEUS. Na dobro, na zło nigdy! Nie, aby mordować! MENELAOS. Nie wyrwiesz jej z mej ręki, jak chcesz, rzecz swą prowadź! PELEUS. Od berła mego krew ci pocieknie z tej głowy! MENELAOS. Pomacaj! Chodź-no bliżej! Nie ujdziesz mi zdrowy! PELEUS. Mężczyzną może jesteś, tchórzu z tchórzów rodu?! Okryła was tą hańbą, wyście wszyscy mieli Nauczy was rozdzierać to nikczemne łono, PRZODOWNICA CHÓRU. Z małego nieraz język rodzi spór bez granic, MENELAOS. Jak można mieć za mądrych — niechże mi kto powie — Dostatnia, aby z taką nie siadywać społem We wojnach zyskał rozgłos, on, co do tej pory PRZODOWNICA CHÓRU. Zakończcie raz te zwady, tak najlepiej przecie, PELEUS. O jakżeż to się dzisiaj w naszej ziemi dzieje! Wyniosły was na szczyty, do których ktoś drugi (Do klęczącej jeszcze Andromachy)
Powstań, powstań z ziemi, (Do jednego z sług)
Tak ręce-ś jej skrępował, ty łotrze?! Miast jeńców, (Do Molossa)
Chodź, dziecię, stań tu przy mym boku, PRZODOWNICA CHÓRU. Zaciekli są ci starcy w swego gniewu szale MENELAOS. Szafujesz obelgami, tak cię złość porywa! PELEUS. Poprowadź mnie, o dziecię, chwyć się mego buku ANDROMACHE. O starcze, niech bogini zleje swoje łaski Niewieścia tylko słabość, zaś to dziecko moje PELEUS. A cóż to za niewieście, niedorzeczne słowo? CHÓR. Raczej mi było nie rodzić się wcale, *
Lepiej fałszywych poniechać zdobyczy, Wabiąco wszystkim te chęci się złocą, PIASTUNKA (Hermiony). Najdroższe me niewiasty! Cóż to za gromada Tam, w domu, moja pani, znaczy, Hermiona, PRZODOWNICA CHÓRU. Słyszymy krzyki służby w pałacu — z tej samej HERMIONE. Ojej! Ojej! PIASTUNKA. Co czynić, lube dziecko? Chcesz oszpecać ciało? HERMIONE. Ajaj, ajaj! PIASTUNKA. O dziecię, zakryj piersi, przyodziej to łono! HERMIONE. Po co mi łono to kryć? PIASTUNKA. Bolejesz tak, że chciałaś uśmiercić mu żonę? HERMIONE. Boleję, boleję i żyć PIASTUNKA. Małżonek ci tej winy snać nie zapamięta. HERMIONE. Ten w rękach moich miecz — PIASTUNKA. Czyż miałam dać ci umrzeć, dziewko oszalała? HERMIONE. Ojej, mój losie! ojej! PIASTUNKA. Dlaczego tak rozpaczać? Nic to nie pomoże! HERMIONE. Rzuciłeś mnie, ojcze, że jestem, jak łódź, PIASTUNKA. Nie chwalę zbytku krzywdy, którąś wyrządziła PRZODOWNICA CHÓRU. Człek, widać, jakiś obcy szybkimi krokami ORESTES. Tu zamek jest — powiedzcie, nieznane mi panie, PRZODOWNICA CHÓRU. I owszem, ale któż się pyta temi słowy? ORESTES. Orestes moje miano. Agamemnonowy To życie, czy szczęśliwa — Spartanki Hermiony HERMIONE. O gwiazdo, coś żeglarzom śród burz zaświeciła, ORESTES. W czem ci pomódz? Ach! sprawy to dziwne! HERMIONE. Ta sama, którą dała Helena, Tyndara ORESTES. O raczże przyjść z pomocą, zbawicielu Febie!... HERMIONE. Po części ja się sama wtrąciłam w niedolę, ORESTES. Kobietę cóż bezdzietną zasmucać tak może, HERMIONE. . ORESTES. Czy mąż twój jaką inną upodobał sobie? HERMIONE. W swej brance, Hektorowej żonie, zaślepiony. ORESTES. To źle, co tutaj rzekłaś, gdy kto ma dwie żony. HERMIONE. Tak jest... Ukarać chciałam tę niewiastę wrogą. ORESTES. Kobiecą na kobiecie chciałaś mścić się drogą? HERMIONE. Powzięłam myśl zabicia jej i jej bękarta. ORESTES. Nie żyją? Czy też jeszcze droga ci otwarta? HERMIONE. Peleus ich ocalił, człek, co złych nie karze. ORESTES. Czy inny kto brał jeszcze udział w tym zamiarze? HERMIONE. Mój ojciec, co w tym celu przybył tutaj z domu. ORESTES. I uległ rękom starca! HERMIONE. Uległ rękom sromu ORESTES. I by cię mąż nie skarał, o to jesteś w trwodze? HERMIONE. Odgadłeś. A i słusznie ukarze, cóż bowiem, W wszelakich bezeceństwach dobrze wyćwiczone, PRZODOWNICA CHÓRU. I znowu na płeć swoją pomstujesz! I owszem, ORESTES. O, mędrcem był ten człowiek, co nauczył ludzi Wojennej, przebaczyłem to ojca, atoli PRZODOWNICA CHÓRU. Krewieństwo to potęga! Gdy będziesz w potrzebie, HERMIONE. O ślubie naszym ojciec wyrokować będzie, ORESTES. Ty starca się nie lękaj; bądź mi też spokojna Że raz się zaplątawszy, już z nich nie uleci! CHÓR. Fojbosie, co wzniosłeś w Ilionie Pod Aresowe nogi, *
Nad Simoisu brzegami
A i Atrydów kwiat Matki rodzonej trupem nie położy — *
Helleńskich niewiast tłum PELEUS. Ftiockie wy niewiasty, dajne-że mi, proszę PRZODOWNICA CHÓRU. Peleju, dobrześ słyszał, ukrywać nie mogę — PELEUS. Niczego nie ukrywaj, powiedz, z jakiej trwogi? PRZODOWNICA CHÓRU. Przed mężem, że ją wygna — taka jest przyczyna. PELEUS. Dlatego, że mu chciała zamordować syna? PRZODOWNICA CHÓRU. I owszem, a i onej branki też się boi. PELEUS. Czy z ojcem, czy z kim innym wyszła z ziemi mojej? PRZODOWNICA CHÓRU. Z Agamemnona synem. Oboje stąd wyśli. PELEUS. A w jakiej-że nadziei? Zaślubić ją myśli? PRZODOWNICA CHÓRU. Zamierza również zabić i twojego wnuka. PELEUS. Z zasadzki czy też boju otwartego szuka? PRZODOWNICA CHÓRU. Z druhami swymi z Delfów w Luksjasza[18] świątyni. PELEUS. O rety! straszne rety! Źle wszystko się czyni. Na scenę wpada GONIEC. Ojej! Ojej! O starcze! Co za wieść to sroga PELEUS. Biada! GONIEC. Odgadłeś już, Peleju! Niema między nami PRZODOWNICA CHÓRU. O starcze! ach! co czynisz? (Pelej się słania na ziemię)
Strata to bez miary, PELEUS. Już mnie niema! Już mnie głos opuszcza, GONIEC. Chcesz-li, aby tłuszcza PELEUS. O dolo! Jakżeż na mnie twe brzemię się wali GONIEC. Skorośmy zawitali do przybytku Feba, Poświęcić, by wzrok napaść wspaniałym widokiem. Stanęła ciżba zbrojnych za wawrzynowemi Prawdziwie, jako dzikie, płochliwe gołębie, CHÓR. Hej! Patrzcie, te mary! Przynoszą do domu cne zwłoki! PELEUS. O raty! ludzie! przeraty! PRZODOWNICA CHÓRU. Zginąwszy w polu bitwy, pozyskałby sławę PELEUS. O śluby, nieszczęsne śluby! CHÓR. Gore! Niech warga ma — gore!, PELEUS. Gore! Ja z wami — ach! gore!, PRZODOWNICA CHÓRU. Bóg zesłał nam tę dolę, wszystko idzie z Boga! PELEUS. O latorośli ma droga! PRZODOWNICA CHÓRU. Przed dziećmi czemuż umrzeć nie dały ci losy? PELEUS. Mam sobie wydzierać włosy?! PRZODOWNICA CHÓRU. O starcze, tyleś przebył i dziś nikt nie zgadnie, PELEUS. Bezdzietny, osamotnion, z tą goryczą na dnie PRZODOWNICA CHÓRU. Daremnie ci zaślubin życzyli bogowie! PELEUS. Pustkowie! Samo pustkowie! PRZODOWNICA CHÓRU. Sam będziesz się przechadzał po samotnym domu. PELEUS. Czem dla mnie gród mój?! Nikomu PRZODOWNICA CHÓRU. Hej! hej! THETIS. Peleju! Pamięć dawnych naszych ślubów zmusza Panować będą w kraju. Gdyż na ziemskiej niwie ANDROMACHE. O cześć ci, Przedostojna! Cześć, małżonko słodka, Do stóp Peljonowych, gdziem ongi twą postać CHÓR. W przemnogiej postaci BŁAGALNICE Błagalnice.
Osoby dramatu.
Rzecz dzieje się przed świątynią Demetery w Eleuzis.
AITHRA przed świątynią Demetery.
Do ciebie, Demetero, eleuzyjskiej ziemi Z domowin wyprowadził one szyki zbrojne. CHÓR MATEK. Sędziwa Pani! Aby je sfora dzikich zwierząt jadła, *
Patrz! jak mnie rani
Miłosne dzieląc rozkosze, *
Do świętych ołtarzy przychodzę, W tej gorzkiej drodze,
Inny się znowu rozpoczyna bój: *
Taką mam żądzę nieprzepartą łez, Wysokiej TEZEUSZ. Cóż to za jęki słyszę w tej świątyni bożej? AITHRA. Te oto w żałobie TEZEUSZ. A któż to tak straszliwie zawodzi u bramy? AITHRA. Adrasta, króla Argu, ponoć tutaj mamy. TEZEUSZ. A te chłopięta przy nim, czy to jego syny? AITHRA. Nie, wodzów tych, co padli z wojennej przyczyny. TEZEUSZ. Dlaczego właśnie ku mnie wyciągają dłonie? AITHRA (wskazując na Adrasta i Chór). Powody znam, lecz tych się racz zapytać o nie. TEZEUSZ (do Adrasta). Ty, co tak w płaszcz się kryjesz, zwracam się do ciebie: ADRASTOS. Zwycięski władco Aten! Tak się oto stało. TEZEUSZ. A cóż mam ci uczynić? Ciekawy-m powodu. ADRASTOS. Świadomy! mojej zgubnej, wojennej wyprawy. TEZEUSZ. I owszem, dość w Helladzie narobiłeś wrzawy. ADRASTOS. Straciłem co najlepszych z mojej świty zbrojnej. TEZEUSZ. Ten zawsze bywa skutek niszczycielskiej wojny. ADRASTOS. Więc chcę, ażeby miasto wydało ich zwłoki. TEZEUSZ. Hermesa ufny posłom, chcesz je pogrześć? ADRASTOS. Kroki TEZEUSZ. Cóż mówią, choć tak słuszne jest twoje żądanie? ADRASTOS. Nie zawsze umie szczęście znosić człek szczęśliwy. TEZEUSZ. Po radę więc przyszedłeś, czy po inne dziwy? ADRASTOS. Padliśmy, lecz o pomoc prosimy twą chwałę. TEZEUSZ. Ty sam-li tego żądasz, czy też Argos całe? ADRASTOS. O grób dla zmarłych wszyscy proszą Danaowie. TEZEUSZ. Na Teby po coś wysłał siedmiorakie mrowie? ADRASTOS. Dla sprawy dwu mych zięciów to wszystko stało się. TEZEUSZ. A komuś córki swoje poślubił w Argosie? ADRASTOS. Z ziomkami żadne krewieństw nie wiążą mnie pęta. TEZEUSZ. Za obcych więc argiwskie wydałeś dziewczęta? ADRASTOS. Tydeus i Polynejk Tebańczyk me zięcie. TEZEUSZ. A któż to spowodował to zamążpojęcie? ADRASTOS. Z ciemnemi Apollona wróżbami rachuby. TEZEUSZ. Cóż Fojbos rzekł, te córek twych kojarząc śluby? ADRASTOS. Że lwu mam i dzikowi oddać swoje córy. TEZEUSZ. Jak wróżby-ś wytłumaczył, pochodzące z góry? ADRASTOS. Że zbiegi to, co nocą przyszły pod me ściany. TEZEUSZ. O dwu mówisz — jak jeden, jak jest drugi zwany? ADRASTOS. Tydeus i Polynejk wzięli się do bójki. TEZEUSZ. I córkiś dał, jak zwierzom, na pastwę tej dwójki?! ADRASTOS. Mniemałem, że dwa walczą potwory tej chwili. TEZEUSZ. A czemu swe ojczyste granice rzucili? ADRASTOS. Tydeus zbiegł, zabiwszy rodzonego brata. TEZEUSZ. A czemu syn Ojdypa ze swych Teb ulata? ADRASTOS. Pod klątwą rodzicielską, bał się spełnić zbrodni — TEZEUSZ. Najrozumniej zrobił i najgodniej, ADRASTOS. Lecz tamci w domu ciężką zadali mu bliznę. TEZEUSZ. Zapewne go zdradziecko okradł brat rodzony? ADRASTOS. Chcąc bronić go, ofiarą padłem tej obrony. TEZEUSZ. Widziałeś płomień ognia? pytałeś wróżbiarzy? ADRASTOS. Ach! w miejsce ugodziłeś, co najbardziej parzy. TEZEUSZ. Ruszyłeś, nie sprzyjały bóstwa najwidoczniej. ADRASTOS. Amfiaraosowej na przekór wyroczni. TEZEUSZ. Więc łatwoś się odwrócił z bożej woli szlaków? ADRASTOS. Uległem naporowi tych młodych junaków. TEZEUSZ. Porywu usłuchałeś, miast słuchać przestrogi. ADRASTOS. O najmężniejsza głowo w helleńskiej dzierżawie, Pogrzebać je na wieki, złożyć je do ziemi. PRZODOWNICA CHÓRU. W tem, co mnie tak boli, TEZEUSZ. I jam się o to spierał, kiedy mi mówiono, Wprowadził ład, że ludziom wlał rozum do głowy, I tak zniszczyłeś gród swój. I los się twój sroży, PRZODOWNICA CHÓRU. Pobłądził, ale błądzić wszak to rzecz człowieka, ADRASTOS. Nie po to ja przychodzę, bym miał w tobie sędzię Ku ziemi i ku słońcu i ku Demeterze, PRZODOWNICA CHÓRU. Potomku Pelopsowy! I nas tu przywiodły CHÓR. Podnieś się, biedna, ach! podnieś W tej ziemi Kadmowej! Te dzieci, TEZEUSZ (spostrzegłszy płaczącą Aithrę). Dlaczego płaczesz, matko, tą wiotką zasłoną AITHRA. Ojej! TEZEUSZ. Nie tobie krzyczeć nad ich losem »biada«. AITHRA. Nieszczęsne białogłowy! TEZEUSZ. Nie jesteś z ich rodu. AITHRA. Mam rzec ci, co dla ciebie przyda się i grodu? TEZEUSZ. Mów! Nieraz mądrość spływa i z wargi niewieściej. AITHRA. A przecie lęk mam wyznać, co w sercu się mieści. TEZEUSZ. To brzydko przyjaciołom dobre taić rzeczy. AITHRA. Nie będę zatem milczeć, aby kiedyś w człeczej Spoglądać będzie z trwogą. Nie pójdziesz z pomocą, PRZODOWNICA CHÓRU. Rzekłaś, droga pani, TEZEUSZ. O matko! Uczyniłem ja słuszności zadość: Lecz pragnę, niech i lud mój swą uchwałę poda, CHÓR. Bogate w stadniny koni *
Niech on i dalej pogoni,
Największym klejnotem miasta *
Ocalże, grodzie Pallady, TEZEUSZ (do Herolda). Że urząd ten sprawujesz i na tym urzędzie Z radością trud ten znosi... Ha! Któż to tak śmiało POSEŁ. Któż tutaj samodzierżcą? Komuż chęć wyjawię TEZEUSZ. Słuchaj, ty człeku ze świata: POSEŁ. Kraj to niepośledni, Wypada rychło z łaski i za swe usłużne TEZEUSZ. O, szczwany i w języku biegły to wysłaniec! Równości żądać większej dla państwa? Gdzie zbożna PRZODOWNICA CHÓRU. Fe! fe! Jakżeż to nieraz chełpią się ogromnie POSEŁ. Już mówię. Co do sporu, tyś takiego zdania, Bądź przy tem, jeśli jest już, wygnać go w te pędy — Bitewnym przez swą pychę, a ty ich pogrzebem PRZODOWNICA CHÓRU. Zeus dość już nas ukarał, więc po cóż nam ciska ADRASTOS. Ty łotrze! — TEZEUSZ. Milcz, stul gębę, Adraście! Twe słowo W Kreonie swego pana. Na taką też drogę O głupcy! Raczcie spojrzeć na te ludzkie drogi! PRZODOWNICA CHÓRU. Gdy święta sprawiedliwość tak ci ukochana, POSEŁ. Pozwolisz, bym się krótko rozprawił z twem słowem? TEZEUSZ. Mów, owszem, wszak milczenie nie jest twym narowem. POSEŁ. Argiwskich nigdy trupów nie wyniesiesz z granic. TEZEUSZ. I mnie sam też wysłuchaj; nie miejże mnie za nic. POSEŁ. Wysłucham, i ktoś inny też przemawiać może. TEZEUSZ. Wyniosę z ziem Azopa i do grobu złożę. POSEŁ. Wprzód trzeba ci się zmierzyć z oszczepów nawałą. TEZEUSZ. Nie takich ja już przepraw zniosłem część niemałą. POSEŁ. Czy może po rodzicu masz tę dzielność w darze? TEZEUSZ. Gdy idzie o złoczyńców, innych ja nie karzę. POSEŁ. I ty i gród wasz ciągle trudami zajęty. TEZEUSZ. Kto trudów nie żałuje, bujne zbiera sprzęty. POSEŁ. Chodź! Smocze tobie włócznie dzień zgotują znojny. TEZEUSZ. Jak można z zębów smoczych doczekać się wojny? POSEŁ. Przekonasz się! I teraz pycha cię rozsadza. TEZEUSZ. Daremnie! Twych przechwałek nie wstrząśnie mną władza To na nic się nie przyda! PÓŁCHÓR PIERWSZY. Ach! przebiednych wodzów ach! PÓŁCHÓR DRUGI. Cóż to za krzyk jest? Przecz on PÓŁCHÓR PIERWSZY. Jakżeż wojenny ten trud PÓŁCHÓR DRUGI. Zali rozstrzygnie go miecz, PÓŁCHÓR PIERWSZY. Zyskowny to byłby los! *
PÓŁCHÓR DRUGI. Lecz przy kim szczęścia jest blask — PÓŁCHÓR PIERWSZY. Tak! Sprawiedliwy to Bóg PÓŁCHÓR DRUGI. Nikt inny, tylko on sam PÓŁCHÓR PIERWSZY. Nie zawsze Bóg, śląc swój dar, PÓŁCHÓR DRUGI. Dawny przeraża cię znój:
PÓŁCHÓR PIERWSZY. Od Kalichoru tych wód PÓŁCHÓR DRUGI. Oby Bóg skrzydła mi dał, PÓŁCHÓR PIERWSZY. Wzrok by tam ujrzał twój, PÓŁCHÓR DRUGI. Jak też z bitewnych tych pól *
PÓŁCHÓR PIERWSZY. Nieba przyzywam ja znów, PÓŁCHÓR DRUGI. O Zeusie, ratować nas chciej! PÓŁCHÓR PIERWSZY. Przyjm naszych modłów dań, PÓŁCHÓR DRUGI. Twój klejnot[23] cudzy ma kraj, GONIEC. Niewiasty! Z wiadomością jawię się przyjemną, PRZODOWNICA CHÓRU. Że wracasz w swe strony GONIEC. W całości i zrobiły wszystko, co w tym względzie PRZODOWNICA CHÓRU. W który Zwycięstwa znak Zeusowi? Tem podziel się z nami! GONIEC. Słoneczny, jasny promień, co pory nie zmyli, Rzuciły się na siebie, powstał zamęt dziki, Z posiewu zębów smoczych, straszliwie się niosła Chce piąć się po drabinie ku szczytom, gdzie może PRZODOWNICA CHÓRU. Tej chwili niespodzianej dożywszy, i w bóstwo ADRASTOS. Przecz, Zeusie, mówią ludzie, że są tak bogaci GONIEC. Gdy pod murami miasta szalał bój ten krwawy, ADRASTOS. A zwłoki są? Wszak o nie toczyły się boje. GONIEC. Są z nami hufców siedmiu pokonani wodze. ADRASTOS. A reszta, co poległa na śmiertelnej drodze? GONIEC. Na wieki pogrzebana w Kitaironu żlebie. ADRASTOS. A kto ją tam pochował? Dowiem się od ciebie? GONIEC. Tezeusz, u cienistej Eleuterji skały. ADRASTOS. A zaś niepogrzebione zwłoki gdzie zostały? GONIEC. W pobliżu; bliskiem wszystko, co człowieka nęci. ADRASTOS. Czy słudzy przy zbieraniu zwłok byli zajęci? GONIEC. Żadnego niewolnika ja tam nie widziałem. ADRASTOS. A może sam Tezeusz zajął się ich ciałem?[24]. GONIEC. Ach! Jakżeż on się zajął! Wielbiłbym go za to! ADRASTOS. Sam rany obmył ze krwi, wylanej bogato? GONIEC. Posłanie sam zgotował, sam ich nakrył płótnem. ADRASTOS. Dla męża cnego rodu przykrem to i smutnem. GONIEC. Przecz ma się dolą bliźnich bliźni zrażać człowiek? ADRASTOS. Ach! czemu razem z nimi nie zamknąłem powiek? GONIEC (wskazując na Chór matek). Daremny płacz i w tych tu żal rozbudzasz wielki. ADRASTOS. W tym względzie ja w nich widzę swe nauczycielki. CHÓR. Tu szczęście, tam straszny znów los! Patrzeć na dzieci mych poległych skon, *
Przecz Czasu odwieczny ten Bóg
Lecz oto widzę, że niosą już ciała Na scenę wnoszą ciała poległych siedmiu wodzów; na czele pochodu Tezeusz i Adrastos.
ADRASTOS. Pieniami jęknijcie nowemi CHÓR. O dziecię, jak witać cię mam. ADRASTOS. Ojej! Ojej! CHÓR. Jakiż to spotkał mnie los! ADRASTOS. Ajaj! CHÓR. Złamany żywot mój! ADRASTOS. Cios to — CHÓR. Największy to cios! ADRASTOS. Zali nie widzisz, o Argos, CHÓR. I mnie ono widzi: bez dziatek,
ADRASTOS. Przynieście nieszczęsne te zwłoki, CHÓR. Chciej-że je przynieść, chciej! ADRASTOS. O masz je, masz! — CHÓR. Najcięższy mam ja ból! ADRASTOS. Och! Och! CHÓR. Za matki wołasz »och!« ADRASTOS. Słysz — — CHÓR. Zwól nas i siebie, zwól! ADRASTOS. Czemuż Kadmejskie zastępy CHÓR. O! czemuż małżeńskie me śluby ADRASTOS. Widzicie to nieszczęść morze, CHÓR. Oblicze swoje paznogciami ranię ADRASTOS. Jej! jej! O ma dusza, ma dusza! CHÓR. Zabójcze widziałeś związki, Nawiedzonego przez nieba, TEZEUSZ. Już wówczas chciałem pytać, kiedyś swoje skargi ADRASTOS. Posłuchaj. Nie wbrew woli mej twa rada płynie, Czy widzisz tego męża? Grom go raził z nieba: Syn jej, Partenopaios, Arkadyjczyk. W ziemie Co były nam nieznane. A że umysł człeczy CHÓR. Na swą ja ciebie niedolę TEZEUSZ. Zacnemu zaś synowi Ojklesa już sami ADRASTOS. Wiem jedno, że się tobie podda moja dusza. TEZEUSZ. Kapanej, który zginął od gromu Zeusza — ADRASTOS. Ma grzebion być osobno, jako zewłok święty? TEZEUSZ. Tak stanie się, powiadam. Śmiertelne zaś szczęty ADRASTOS. Tamtemu gdzie grobowiec wzniosą twoje dłonie? TEZEUSZ. Mogiłę mi osypię tutaj, przed świątynią. ADRASTOS. Z pogrzebem jego słudzy niech koniec uczynią. TEZEUSZ. A nam się zająć tymi. Niech więc orszak ruszy. ADRASTOS. Za dziećmi idźcie, matki, wy, pełne katuszy. TEZEUSZ. Zaiste, niestosowna, Adraście, twa rada! ADRASTOS. Czyż tknąć się zwłok swych dzieci matkom nie wypada? TEZEUSZ. Zginęłyby, ujrzawszy zeszpecone zwłoki. ADRASTOS. Ranami kryte ciała gorzkie to widoki! TEZEUSZ. Więc po cóż im żałoby przyczyniać w ich doli? ADRASTOS. Zostańcie więc, o matki, choć was serce boli! Przynieście tu ich kości!... Biedni ludzie! Zali Wychodzi za orszakiem pogrzebowym.
CHÓR. O najbiedniejsza ja z matek, *
Siedm matek, siedmiu my synów Żywe się liczę w mej nędzy,
Łzy tylko mi pozostały, Na skale ponad świątynią Demetery jawi się
EUADNE. Jakież to blaski bez końca PRZODOWNICA CHÓRU. Nie widzisz tego stosu? Wzniesion blisko ciebie, EUADNE. Oto u kresu już stoję — PRZODOWNICA CHÓRU. Twój ojciec się tu zbliża, on, Ifis sędziwy, IFIS. O, biedny i ja, starzec przebiedny! Przychodzę, Z podwójną się katuszą spotkawszy na drodze: EUADNE. Dlaczego tak się pytasz? Patrz, na tej opoce, IFIS. O, córko! Co za wiatry przygnały tu ciebie? EUADNE. Lękałam się twych gniewów, gdyby ci był znany IFIS. By ojciec wiedział o tem, czyż to nie przystoi? EUADNE. Źle sądziłbyś, nie znając przyczyn mego kroku. IFIS. Lecz powiedz, w jakim stroju narzucasz się oku? EUADNE. Dla rzeczy niepośledniej lśnię w takiej ozdobie. IFIS. Przy zmarłym tak się jawić nie godzi się tobie. EUADNE. Do czynu-m niezwykłego tak się przystroiła. IFIS. A po co blisko-ś stosu? Po co-ć ta mogiła? EUADNE. Przychodzę, aby odnieść zwycięstwo na świecie. IFIS. A jakież to zwycięstwo? Odpowiedz mi, dziecię. EUADNE. Zwyciężyć chcę kobiety, co pod słońcem żyją. IFIS. Ateny może sztuką? Roztropnością? Czyją? EUADNE. Mój ojcze, sztuką cnoty. Chcę ledz obok męża. IFIS. Na jakież to zagadki duch się twój wytęża? EUADNE. Zmarłego Kapaneja stos mnie dziś zabierze. IFIS. Wobec całego ludu nie mów w takiej mierze. EUADNE. Niech wszyscy Argejczycy dowiedzą się o tem. IFIS. Lecz ja ci nie pozwolę! Zabiorę z powrotem. EUADNE. Nie sięgną mnie twe ręce. Tobie-ć nieprzyjemnie, PRZODOWNICA CHÓRU. O jakąś ty, niewiasto, rzecz spełniła czarną! IFIS. Argiwskie białogłowy! Ginę już ach! ginę! CHÓR. Ach! gorzką masz dzisiaj godzinę, IFIS. Nieszczęśliwszego człeka gdzież wy dziś znajdziecie?! CHÓR. Ach! ty na świecie IFIS. O raty i przeraty! Dlaczegóż, niewiasto, W powtórnem naszem życiu złe naprawić biedy, CHÓR. I oto już niosą umarłych popioły, CHŁOPIĘTA (synowie siedmiu poległych wodzów). Przynoszę, przynoszę, CHÓR. Ojej! Ojej! *
CHŁOPIĘTA. O raty! przeraty! Ach! w jakież ja progi *
CHÓR. Ojej! Ojej!
CHŁOPIĘTA. Odeszli! Poszli! Gdzie mój ojciec? ach! *
CHÓR. Słyszycie, ojce, waszych dzieci płacz?
CHŁOPIĘTA. Jeżeli tylko zezwoli to Bóg, Któż uśpić mnie będzie mógł? *
CHŁOPIĘTA. Snać widzę cię przed sobą, ty mój ojcze złoty! CHÓR. O tak, jak cię słodkiemi okrywa pieszczoty! CHŁOPIĘTA. Lecz dziś twe zachęty, pochwały CHÓR. Matce i tobie pozostawił żal,
CHŁOPIĘTA. Zda mi się, że ten ciężar na śmierć mnie zagniecie! CHÓR. Do serca go przycisnę, daj mi proch ten, dziecię! CHŁOPIĘTA. Słysząc to, płaczę! Snać serce CHÓR. Odszedłeś, synu! Rozwiałeś się w nic! TEZEUSZ. Adraście i niewiasty wy z Argos! Przed sobą Przynieśli prochy ojców, popioły rycerzy, ADRASTOS. My wiemy, Tezeuszu, ile łask od ciebie TEZEUSZ. Niech spełni się życzenie. Cóż wam jeszcze zrobię? ADRASTOS. Wart jesteś, by los sprzyjał i miastu i tobie. TEZEUSZ. I wam niech wszystko pójdzie na szczęście i zdrowie! ATHENE. Posłuchaj, Tezeuszu, co-ć Atena powie Poręczy za nich słowem, że nigdy tej ziemi Ajgialeju, wodzem stanąwszy na czele, TEZEUSZ. Posłuszny-m twemu słowu, o Pani łaskawa, CHÓR. Chodźmy, Adraście, i bądźmy gotowi ION Ion.
Osoby dramatu.
Rzecz dzieje się w Delfach przed świątynią Apollona.
HERMES.
Atlas, który potężnie spiżowymi bary Obyczaj, co każdemu dziś Erechteidzie Zabawiał się żywiących, teraz zaś włodarzy, Wchodzi ION. Oto promienny wóz słońca, Dla tych, co po bożą
Hej, sługo ty moja wspaniała, Unosi słońca pochodnia, *
O, trud-ci ja spełniam niepłony
Ale już dalej Nie będę: Wszelakie ptactwo zwycięża!... Owe dla ludzi PIERWSZE PÓŁCHÓRU niewiast ateńskich, służebnic Kreuzy. A więc nie tylko w Atenach DRUGIE PÓŁCHÓRU. Patrz! widzisz lernejską żmiję, PIERWSZE PÓŁCHÓRU. Widzę. A tutaj ktoś obok Iolaj, on[27], DRUGIE PÓŁCHÓRU. Patrz! na skrzydlatym rumaku
PIERWSZE PÓŁCHÓRU. Na wszystko zwracam ja oczy! DRUGIE PÓŁCHÓRU. Popatrzcie tu, moje lube! PIERWSZE PÓŁCHÓRU. Na Enkeladową zgubę DRUGIE PÓŁCHÓRU. To ona, moja Pallada! PIERWSZE PÓŁCHÓRU. A ten płomienny grom, DRUGIE PÓŁCHÓRU. Ognistym jego tchom, CHÓR. Pytam cię, stróżu świątyni, ION. Nie, cudzoziemki, nie można! CHÓR. A czy mi warga twa zbożna — — ? ION. Co ci powiedzieć ma ninie? CHÓR. Prawda, że w ziemi średzinie Stoi Fojbosa gmach? ION. Tak, wełnianemi wstęgi owinięty, CHÓR. Tak nam mówiono. ION. Pod dach CHÓR. Teraz już wszystko wiem. ION. Tem, co jest wolno, niech świat się napawa! CHÓR. Posłał mnie władca, mój pan, ION. A w czyim domu wasze życie płynie? CHÓR. W Pallady znajduje się mieście ION (do wchodzącej na scenę Kreuzy). Żeś z domu szlachetnego i zacną masz duszę, KREUZA. Nie mylisz się naprawdę, nieznany mi człecze, ION. A cóż to za zagadka, pani nieszczęśliwa? KREUZA. Już nic! już nic! Napięta opadła cięciwa! ION. Kim jesteś? Skąd przybywasz? Jak się kraj twój zowie KREUZA. Kreuza mi na imię, zaś ateńskie miasto ION. Z słynnego jesteś grodu i na zacnym łanie KREUZA. I tyle mego szczęścia. Z resztą cóż ja zrobię?! ION. Czy prawdą jest, na Boga! co świat opowiada — KREUZA. Co? O co mi się pytasz? Powiedz, słucham rada. ION. Że przodek twego ojca urodził się z ziemi? KREUZA. Erychtoń. Lecz dziś szczęście w rodzie się nie plemi. ION. Że z ziemi go podniosła Atena, nie gadka? KREUZA. Dziewiczą jednak ręką! Nie ona jest matka. ION. Że dała, jak na różnych obrazach się czyni — ? KREUZA. Tak, córkom Kekropsowym, zaniknąwszy go w skrzyni. ION. Że te otwarły skrzynkę i za czyn zuchwały — KREUZA. Zginęły, ubroczyły krwią swą ścianę skały. ION. I owszem... A to prawda czy też bajka żywa — ? KREUZA. Co niby? Mów! Odpowiem... Czasu dość mi zbywa. ION. Że ojciec Erechteus siostrą twą w ofierze — KREUZA. Tak, zabił! Dla ojczyzny poświęcił ją szczerze. ION. A ty jak ocalałaś z grona sióstr jedyna? KREUZA. Niemowlę — pierś mnie jeszcze tuliła matczyna. ION. Że ojca twego potem ziemia pochłonęła? KREUZA. Trójząb go ubił morski, on jest sprawcą dzieła. ION. Czy ono miejsce zwie się »Długie Skały«? Powiedz. KREUZA. Przecz pytasz? Przecz mnie spędzasz na wspomnień manowiec? ION. Rad miejscu Feb i rada błyskawica Feba. KREUZA. Oj rada! Lecz mnie ujrzeć je była-ż potrzeba?!... ION. Co bogu tak jest miłe, tobie sprawia wstręty? KREUZA. Nie! Tylko tam spełniono postępek nieświęty. ION. A któryż z Ateńczyków ma cię zaślubioną! KREUZA. Człek obcy, nie Ateńczyk, nazywa mnie żoną. ION. Z wielkiego pewnie rodu dała ci go Dola? KREUZA. Potomek Zeusa, Ksutos, syn jego Ajola. ION. A jakżeś ty, Atenka, poszła w ręce obce? KREUZA. Z Eubeją sąsiadują naszych granic kopce. ION. Podobno li cieśnina morska je oddziela? KREUZA. Wraz z ludem Kekropsowym zmógł nieprzyjaciela. ION. Z odsieczą się pojawił i dostał twą rękę? KREUZA. Tak, niby dar wojenny, za męstwo w podziękę. ION. Czy z mężem czy też sama przybyłaś w te strony? KREUZA. Z nim. Jeszcze do Trofonia udał się w pokłony. ION. Czy poszedł dla wyroczni, czy też z ciekawości? KREUZA. I tam i tu dla jednej tylko sprawy gości. ION. Czy chodzi o plon ziemi, czy o dzieci może? KREUZA. Bez dzieci my, choć dawno wspólne mamy łoże. ION. Więc nigdy macierzyństwa nie dały ci nieba? KREUZA. O moje macierzyństwo zapytaj się Feba. ION. Szczęśliwa-ś, tylko w jednem tem nieszczęsna wielce. KREUZA. A ciebie pozazdrościć jakiej rodzicielce? ION. Ja jestem sługą bożym, to wszystko, niewiasto. KREUZA. Kupiony-ś, czy cię w darze poświęciło miasto? ION. Żem sługa Loksyasza, tyle wiem, nic więcej. KREUZA. O, teraz żal mi ciebie, twej doli dziecięcej. ION. Że nie wiem, kto mnie spłodził i kto matką moją. KREUZA. Tu mieszkasz, czy gdzieindziej? Kościół twą ostoją? ION. Dom boga jest mym domem, gdzie li sen mnie zmorzy. KREUZA. Czy dzieckiem czy młodzieńcem przybyłeś w dom boży? ION. Nie, dzieckiem. Tak ci mówią, którym wiedzieć zda się. KREUZA. A któraż cię Defijka karmiła w swym czasie? ION. Karmiła? Nie wiem o tem... Tę, co mnie chowała — KREUZA. Współczuję ach! nieszczęściu, ja, nieszczęsna cała — ION. Uważam za swą matkę, prorokinię boską. KREUZA. A któż cię, nim dojrzałeś, otaczał swą troską? ION. Ołtarze mnie żywiły i pielgrzymów grona. KREUZA. O biedna twoja matka, kimkolwiekbądź ona! ION. Zapewne błąd niewiasty jakiejś dał mi życie. KREUZA. Godziwieś przyodziany, w dobrym jesteś bycie. ION. Ten bóg, któremu służę, on mnie przyodziewa. KREUZA. Azaliś nie dochodził nigdy swego drzewa? ION. Wskazówek nie mam żadnych w tej mierze. KREUZA. Niestety! ION. Kto ona? Wspólność klęski pociesza człowieka. KREUZA. Toć dla niej przed małżonkiem przyszłam tu zdaleka. ION. Więc powiedz, czego żądasz? Pomogęć niezwłocznie. KREUZA. Z ust Fojba chcę tajemną usłyszeć wyrocznię. ION. O zwierz się, ja uczynię, co potrzeba dalej. KREUZA. Posłuchaj-że wyznania. Jednak wstyd mnie pali! ION. Nic zatem nie wyjednasz! Wstyd bóstwo nieskore. KREUZA. Rzekła mi przyjaciółka, że z Fojbem komorę — ION. Że była żoną Fojba?... Odstąpże odemnie! KREUZA. Dzieliła, że mu dziecko dała potajemnie. ION. Śmiertelnik ją pohańbił, przeto wstyd padł na nią. KREUZA. Tak twierdzi, i że z cierpień zeszła się otchłanią. ION. Gdy z bóstwem się miłosnym połączyła splotem? KREUZA. Na świat wydawszy chłopię, rzuciła je potem. ION. Czy umarł porzucony syn, czy żywie jeszcze? KREUZA. Nikt nie wie. To jej słowo ma wyjaśnić wieszcze. ION. Gdy zginął, to na jakiej mógł on zginać drodze? KREUZA. Boję się, że zwierz dziki zadał śmierć niebodze. ION. A na czem to opiera niewiasta mi obca? KREUZA. Na miejsce powróciwszy, nie znalazła chłopca. ION. A śladu krwi przelanej nie zastała może? KREUZA. Bynajmniej, choć przetrząsła wszelakie rozdroże. ION. A dawnoż to, gdy chłopiec zniknął z tego świata? KREUZA. Jeżeli żyłby dotąd, miałby twoje lata. ION. Bóg skrzywdził i w nieszczęściu biedna matka tonie. KREUZA. Już potem nigdy dziecka nie poczęła w łonie. ION. A jeśli Feb je zabrał i gdzie chowa skrycie? KREUZA. To źle, że sam używa, drugim niszcząc życie. ION. Ach! jakżeż to z mym losem zgodne do ostatka. KREUZA. I tobie pewnie w sercu twoja biedna matka? ION. Nie wzruszaj mnie! Niech żal mój niepamięć przysłania. KREUZA. Już milczę. Lecz odpowiedz na dalsze pytanie. ION. A wiesz-li, w czem najsłabsza twoja strona będzie? KREUZA. Wiem to, że niedomaga ona w każdym względzie. ION. Wyjawić, co sam skryć chce, czyż to łatwo bogu? KREUZA. Na wspólnym on Hellady zasiada trójnogu. ION. Wstydzi się swego czynu. Nie badaj go zatem. KREUZA. Dla tej, co przezeń cierpi, los strasznym jest katem. ION. W tej sprawie prorokować nie wolno nikomu, Jeżeli to się jego sprzeciwia ochocie? PRZODOWNICA CHÓRU. Na różnych ludzi różne upadają pięście, KREUZA. I tam i tu, Fojbosie, złoś onej kobiecie Wchodzi KSUTOS. Wprzód pierwsze moje słowo niech przyjmą niebiosy — KREUZA. Bynajmniej! Jenoś przyszedł w chwilę mojej troski. KSUTOS. Uprzedzać nie chcąc wieszczby Fojbosa, nadmienia, KREUZA. Do błogiej KSUTOS. Niech będzie! ION. Ja służbę spełniam zewnątrz, zaś w wnętrza świątyni KSUTOS. I owszem. Wiem już wszystko, o bożych tłómaczy Jak słyszę, spólną właśnie ofiarę zabili KREUZA. Pomodlę. W Loksyaszu niechże chęć się wznieci, ION. Co znaczyć ma to ciągłe bluźniercze biadanie Za gwałty im zadane, na takiejby szali CHÓR. Do ciebie, dziewico boża, Więc raczcie spojrzeć mu w lice *
Albowiem szczęście li wtedy Co do mnie przyznaję rada,
O ty, Panowe schronisko Dzieciętom, spłodzonym przez boga, ION. Hej! służebna ty gromado, co przy słupach tej świątyni PRZODOWNICA CHÓRU. Jest w przybytku, przyjacielu, nie przestąpił progów jeszcze, KSUTOS (do Iona). Szczęścia, synu! Tak rozpocząć godzi się tu wardze mojej. ION. Ja mam szczęście, ty miej rozum, dobrze będzie nam na świecie. KSUTOS. Daj się w rękę pocałować, pozwól się uścisnąć, dziecię! ION. Masz-li rozum, przyjacielu? Czy ci bóg odebrał zmysły? KSUTOS. Że miłować chcę, co miłe, przeto władze moje prysły? ION. Puść! Nie tykaj! Porwiesz wieńce, które, widzisz, trzymam w ręku! KSUTOS. Nie rabunku się dopuszczam, własność biorę mą bez lęku. ION. Odejdź, proszę, bo naciągnę tę cięciwę, w serce-ć strzelę. KSUTOS. Nie uciekaj, gdyż, zobaczysz, dobrzy będziem przyjaciele! ION. Do rozumu doprowadzać obcych błaznów ja nie lubię. KSUTOS. Strzelaj! Morduj! Chcesz-li ojca rodzonego oddać zgubie? ION. Ty mój ojciec? Jaki ojciec? Słyszę to i śmiech gotowy! KSUTOS. Nie! Rzecz cała się wyjaśni w ciągu dalszej tej rozmowy. ION. Co mi powiesz? KSUTOS. Żeś mym synem, to jest prawda dziś jedyna. ION. Kto ci rzekł to? KSUTOS. Bóg, co ciebie jako mego chował syna. ION. Wmawiasz w siebie. KSUTOS. Nie! Wyrocznie pouczyły mnie tak boże. ION. Źleś to sobie wytłómaczył. KSUTOS. Co? Niedobrze słyszę może? ION. Powiedz, jak brzmią słowa Feba? KSUTOS. Ten, którego spotkasz w drodze — ION. W jakiej drodze? KSUTOS. Teraz właśnie, gdy z świątyni tej wychodzę — ION. Co z nim będzie? KSUTOS. To jest syn mój! Takie są wyroczni plony. ION. Syn rodzony czy przydany? KSUTOS. I przydany i rodzony. ION. Mnie pierwszego więc spotkałeś? KSUTOS. Nie inaczej, dziecko moje! ION. Skądże? KSUTOS. Nie wiem. Razem z tobą z podziwu jak wryty stoję. ION. Któraż matka mnie powiła? KSUTOS. Tego ja ci nie wyjaśnię. ION. Feb nie mówił? KSUTOS. Nie pytałem z wielkiej tej uciechy właśnie. ION. A więc ziemia mnie zrodziła? KSUTOS. Dzieci się nie rodzą z ziemi. ION. Więc skąd jestem twoim synem? KSUTOS. Liczę z słowy się bożemi. ION. Zacznijmy więc z innej beczki. KSUTOS. Będzie, synu, lepiej, juści! ION. Zakazany-ś lubił owoc? KSUTOS. Młodość czasem się rozpuści. ION. Nimeś córkę Erechteja wziął za żonę? KSUTOS. Nigdy potem. ION. Więc z nią chyba mnie spłodziłeś? KSUTOS. Zgodne to jest z czasu splotem. ION. Lecz skąd ja się wziąłem tutaj? KSUTOS. Nie mogę dać odpowiedzi. ION. U pityjskiej byłeś skały kiedy przedtem? KSUTOS. W święto Bacha. ION. Kto cię gościł? KSUTOS. Ten, co z panny delfickiemi — ION. Ciebie, gacha. KSUTOS. Tak, pomiędzy szalejące tam Menady. ION. Trzeźwy byłeś, czy po winie? KSUTOS. O, na Bacha niema rady! ION. A więc tam się ja począłem? KSUTOS. Ano, dziecię, w takiej porze — ION. Lecz skądże się tu dostałem? KSUTOS. Porzuciła panna może. ION. A więc wolny ja, nie sługa! KSUTOS. To też przyjmij ojca we mnie. ION. Przeto ufać trzeba bogu! KSUTOS. Owszem, mówisz niedaremnie. ION. Cóż mam sobie życzyć więcej — KSUTOS. Widzisz teraz, co potrzeba. ION. Niż być synem syna Zeusa? KSUTOS. To ci dały dzisiaj nieba. ION. Mam uściskać w tobie ojca? KSUTOS. Owszem, jeśli wierzysz w Boga. ION. Witam, ojcze! KSUTOS. Lube słowo! Nazwa dla mnie wielce droga! ION. Oto dzień jest, co się zjawił — KSUTOS. Szczęściem wielkiem mnie on darzy. ION. Droga matko! Zali kiedy dotknę się twej słodkiej twarzy? PRZODOWNICA CHÓRU. Gdy władców dom szczęśliwy i nam szczęście świeci. KSUTOS. Jak dobrze Bóg to zrządził, że się ma nadzieja ION. Nie jednakowa rzeczy jest postać. — To mogę Inaczej znowu zbliska. Masz we mnie człowieka, Spoglądać będzie zezem? [Wówczas albo żona To witam, to znów żegnam pielgrzymów i względów PRZODOWNICA CHÓRU. Szlachetnieś to powiedział, bowiem nie ku zgubie KSUTOS. Zaprzestań mów podobnych i ucz się na świecie Milczenie zachowajcie, służebne! Zdaleka ION. Więc pójdę, lecz do szczęścia brak mi jednej rzeczy: CHÓR. Już ja to widzę, ach! Czy jakiś podstęp nie kryje się może *
Jakże postąpić nam? Niechże przekleństwo na człowieka spadnie,
Mą sprawą KREUZA. O starcze! Erechteja ty ongi piastunie, Słonecznej żył na świecie! Puść się ze mną społem PIASTUN. O córko! Godnych przodków godną chodzisz drogą KREUZA. Ostrożnie stawiaj kroki, wiedzie cię twa pani. PIASTUN. Patrz! Noga ma powolna, duch mój rzeźki święcie. KREUZA. Opieraj się na lasce, bacz na każdym skręcie. PIASTUN. Ot, macam ślepym kijem, wzrok mam już przekrótki. KREUZA. To prawda!... Niech nie zmogą cię starości skutki. PIASTUN. Ha! Staram się, lecz na to chyba niema środka. KREUZA. Niewiasty, służebnice me od kołowrotka, PRZODOWNICA CHÓRU. Ach! Boże! KREUZA. Ten wstęp mi nic dobrego snać nie zapowiada. PRZODOWNICA CHÓRU. O biada! KREUZA. Więc źle dla domu wróżą te boskie wyrocznie? PRZODOWNICA CHÓRU. Zagłada nam zagraża, cóż ma dusza pocznie? KREUZA. Więc jakież macie wieści? Jest powód do trwogi? PRZODOWNICA CHÓRU. Powiedzieć, czy też milczeć w tej godzinie srogiej? KREUZA. Powiedzieć, jeśli coś mi grozi w tej godzinie, PRZODOWNICA CHÓRU. Wyjawię, choćbym szczezła i zginęła ninie: KREUZA. Ach! umrę! PIASTUN. Córko moja! KREUZA. Cóż ja dzisiaj zrobię? PIASTUN. Giniemy, dziecko moje! KREUZA. O rety! O rety! PIASTUN. Daj jeszcze spokój jękom! KREUZA. Już ginę z boleści! PIASTUN. Poczekaj. KREUZA. Jakież jeszcze mam otrzymać wieści? PIASTUN. Czy los ten w równej mierze dotyka i pana, PRZODOWNICA CHÓRU. Loksyasz tylko jemu podarował syna, KREUZA. Do bólu przyłączacie mi, wy moje sługi, PIASTUN. Azali syn rzeczony dopiero się pocznie PRZODOWNICA CHÓRU. Już zrodzon jest, młodzieńczym w swej wyroczni bytem KREUZA. Co mówisz? Ach! Co mówisz?! Jakżeż niesłychaną PIASTUN. I mnie! Lecz słowo Boga jakiż skutek wieńczy? PRZODOWNICA CHÓRU. Ten synem, tak Bóg mówił, którego się zdarzy KREUZA. O raty! O przeraty! Któż zły los mój przetnie? PIASTUN. Z kim spotkał się, rzuciwszy świątynne podwoje. PRZODOWNICA CHÓRU. Widziałaś go, zamiatał u świątynnej brony — KREUZA. Precz gdzieś z helleńskich ulecieć mi pól, Śród gwiazd wieczora, PIASTUN. A wiesz-li, jakiem ojciec nazwał go imieniem? PRZODOWNICA CHÓRU. »Ionem«, że on pierwszy zaszedł ojcu drogę. PIASTUN. Zdradzeni my, królowo, bo i mnie też społem Wzrastało w bożym domu, iżby o niem w świecie PRZODOWNICA CHÓRU. O jakżeż ja oszustów nienawidzę srodze, PIASTUN. Ze wszystkich ten największy ma cię spotkać smutek: Używszy podstępnego, zgładzić wraz ze świata — PRZODOWNICA CHÓRU. Ja także, droga pani, chcę dzielić twą dolę: KREUZA. Jak, duszo, przemilczeć to mam? Bacząc na każdy krok, Takie dobywasz rozkosze,
Złotymi lśniący kędziory, *
Powiłam ci potem syna, Na biednej spełniłeś zbrodnię!
Do ciebie, synu Latony, I palma o bujnym włosie PRZODOWNICA CHÓRU. O jakież to się nieszczęść rozwarły pokłady! PIASTUN. O córko, snać się tobie napatrzeć nie mogę, KREUZA. Opowiem ci, staruchu, chociaż wstyd mnie bierze. PIASTUN. Opowiedz. Z przyjaciółką zapłaczę ja szczerze! KREUZA. Więc słuchaj. Znasz Kekropsa skały — nazywamy PIASTUN. Znam. Obok jest tam ołtarz Pana i kaplica. KREUZA. Przed laty — bój tam straszny stoczyłam, dziewica. PIASTUN. Bój jaki? Łzy mi z oczu twa mowa wyciska. KREUZA. Z Fojbosem wbrew mej woli byłam ongi bliska. PIASTUN. Więc to, o córko moja, com przeczuwał może? KREUZA. Mów! Jeśliś przeczuł prawdę, wszystko ci wyłożę. PIASTUN. Płakałaś pokryjomu snać w bolesnej sprawie. KREUZA. To było. Teraz wszystko-ć nieszczęście wyjawię. PIASTUN. Jak potem załatwiłaś ten swój związek z bogiem? KREUZA. Powiłam! Nie przerażaj się tem słowem srogiem! PIASTUN. Gdzie, kto rozwiązał ciebie? Samaś-li cierpiała? KREUZA. Tak, sama, w onej grocie, gdziem mu się oddała. PIASTUN. Gdzież dziecko, byś już w synie znalazła oparcie? KREUZA. Nie żyje, dzikim ptakom rzucon na pożarcie. PIASTUN. Nie żyje? Srogi Fojbos nie dał mu opieki? KREUZA. Nie! Chowa się w Hadesie ten mój syn daleki. PIASTUN. Kto dziecko twe porzucił? Przecież nie ty sama? KREUZA. Ja! Nocą, w powijakach! Wie to ona jama. PIASTUN. Rzucając swego syna, miałaś świadka z sobą? KREUZA. Z mą byłam tajemnicą i z moją żałobą. PIASTUN. Jak mogłaś samo dziecko pozostawić w grocie? KREUZA. Jak? Łzy lejąc obficie, skarg miotając krocie. PIASTUN. Nieszczęsny krok, lecz większa tu jest boga wina. KREUZA. Jak ku mnie wyciągała rączki ta dziecina! PIASTUN. Ku piersi czy przytułku szukając w objęciu? KREUZA. Ku łonu, gdzie się krzywda nie działa dziecięciu. PIASTUN. A cóż sobie roiłaś, porzucając dziecię? KREUZA. Że bóg mi je ocali, boć to jego przecie. PIASTUN. O w jakiejż to przepaści szczęście domu tonie! KREUZA. Dlaczego płaczesz, starcze, zasłaniając skronie? PIASTUN. Bo widzę twą i ojca twojego niedolę. KREUZA. To los! Nic nie trwa wiecznie w naszem ludzkiem kole. PIASTUN. Przestańmy płakać, córko! Rzućmy już te żale! KREUZA. Co robić? Człek w nieszczęściu jest bezradny cale. PIASTUN. Na bogu wprzód się pomścij, na sprawcy twych losów. KREUZA. Jak walczyć śmiertelnikom z władcami niebiosów?! PIASTUN. Ha! Ogień podłóż, córko, pod Fojba świątynię! KREUZA. Mam cierpień dość! Lękam się! Tego nie uczynię! PIASTUN. Więc na to, co możliwe, waż się! Zabij męża! KREUZA. Nie! Dawna jego wierna miłość mnie zwycięża. PIASTUN. Dlatego zabij chłopca, co jest przeciw tobie! KREUZA. Lecz jak? Jeśli podołam, z radością to zrobię. PIASTUN. Zebrawszy swoje sługi, uzbrój-że ich w noże. KREUZA. I owszem. Lecz gdzie czyn ten dokonać się może? PIASTUN. W namiotach, gdzie przyjaciół swych biesiadą gości. KREUZA. Mord w jasny dzień! I w sługach wielki brak męskości. PIASTUN. A! tchórzysz? Przeto sama radź sobie w tej biedzie. KREUZA. O znam ja chytry środek, który nie zawiedzie. PIASTUN. I w tym i w tamtym razie z pomocą-ć pospieszę. KREUZA. Znasz bój, który z bogami zwiodły ongi rzesze — PIASTUN. Gigantów na flegryjskieh polach? Znam... KREUZA. Gorgonę PIASTUN. Snać ku pomocy synom w tej z bogami wojnie. KREUZA. Pallada ją zabiła, wystąpiwszy zbrojnie. PIASTUN. Lecz jakąż miała postać ta potworna siła — KREUZA. Na piersiach, na pancerzu żmija kręgi wiła. PIASTUN. Podanie, co mi zdawna w pamięci zostało — KREUZA. Że skórą jej Atena pokryła swe ciało. PIASTUN. Że oręż ten Pallady egidą się zowie — KREUZA. Od czasu walk, co ongi zwiedli je bogowie. PIASTUN. Lecz jakież on twym wrogom zadać może rany? KREUZA. A znasz ty Erychtonia? Pewnie że ci znany... PIASTUN. Wasz pierwszy, urodzony z ziemi przodek włady? KREUZA. Ten, kiedy na świat przyszedł, dostał od Pallady — PIASTUN. Co dostał? Co się wahasz. Słowo to li wraże? KREUZA. Dwie krople z krwi Gorgony dostał ongi w darze. PIASTUN. A jakież ich działanie na istocie człeczej? KREUZA. Zabójcza jednej siła, druga chorych leczy. PIASTUN. A jakżeż umieściła je na dziecka ciele? KREUZA. W zawiązce pozłocistej. Potem je w udziele PIASTUN. Zaś po ojca skonie KREUZA. Tak jest. I dziś je noszę na ręki przegubie. PIASTUN. Jak rzecz się ma z tym darem? Usłyszeć to lobię. KREUZA. Krwi kropla, co od rany ciekła, z pustej żyły — PIASTUN. Tak, jakież się potęgi w jednej z nich ukryły! KREUZA. Od chorób broni człeka, podsyca mu życie. PIASTUN. A w drugiej jaka moc się zagnieździła skrycie? KREUZA. Zabija, gdyż jest jadem żmijowym Gorgony. PIASTUN. Osobno, czy też razem nosisz dar niepłony? KREUZA. Osobno, gdyż dobrego ze złem się nie łączy. PIASTUN. Masz wszystko, co potrzeba. Teraz bądźmy rączy — KREUZA. Młodzieńca to zabije. Ty spełnisz me chęci. PIASTUN. A gdzie i w jaki sposób? Radź! Spełnię najświęciej. KREUZA. W Atenach, gdy przestąpi progi mego domu. PIASTUN. Nikomu nie spodoba się ten plan, nikomu. KREUZA. Czy może co przeczuwasz, co i mnie się zdaje? PIASTUN. Niewinnej mord zarzucą — takie już zwyczaje. KREUZA. Pasierbów, tak się mówi, nie lubią macochy. PIASTUN. Tu zabij, a nie doznasz podejrzeń ni trochy. KREUZA. Tem prędzej uraduje się zemstą me serce. PIASTUN. Podstępnie też uprzedzisz i męża-szalbiercę. KREUZA. Posłuchaj, co masz robić. Kosztowny bez miary PIASTUN. Do domu gościodawców skieruj teraz stopy, CHÓR. Bogini rozstajnych dróg, Kierujesz ścieżkami nocy *
Jeśli nie uda się cios, Dawnej świetności, aby w jej dziedzinie
Boga mnie będzie wstyd, * Widzicie teraz wy, SŁUGA. Niewiasty, czy nie wiecie, gdzie też zastać mogę PRZODOWNICA CHÓRU. Współtowarzyszu w służbie, czemuś taki skory? SŁUGA. Ścigają nas, źle dzisiaj z naszą panią będzie: PRZODOWNICA CHÓRU. O rety! Co powiadasz! Czy może z powodu, SŁUGA. Odgadłaś. I o sobie też coś usłyszycie. PRZODOWNICA CHÓRU. A jakżeż na jaw wyszły te nasze knowania? SŁUGA. Widocznie bóg bezprawiu zwyciężać zabrania PRZODOWNICA CHÓRU. Ach! błagam cię, opowiedz! Z tą samą godziną SŁUGA. Wyroczną mąż Kreuzy rzuciwszy świątynię, Nasz Ksutos i tak powie: »Pociecho jedyna, Roznieca hen! u góry swoje światło lśniące, Trucizny też zabójczej domieszał doń zcicha, Mów, starcze! Tyś mi przecie nadskakiwał, skrycie CHÓR. Wszelkie nadzieje prysły. W śmiertelne odejdzie mroki. KREUZA. Służebnice! tak mnie gonią, że mnie rzeź już nie ominie! PRZODOWNICA CHÓRU. Znamy, biedna, to nieszczęście, co na ciebie dzisiaj spada. KREUZA. Ledwiem z domu się wyrwała, by ujść śmierci! Ach! gdzie rada!?... PRZODOWNICA CHÓRU. Schron w świątyni, nie gdzieindziej! KREUZA. Na cóż zda się? PRZODOWNICA CHÓRU. U ołtarzy! KREUZA. Prawo żąda śmierci mojej! PRZODOWNICA CHÓRU. Jeśli w ręce się dostaniesz! KREUZA. Oto już czereda w zbroi — PRZODOWNICA CHÓRU. Siądź przy ogniu! Jeśli zdradnie ION. Hej, ojcze Kefizosie, ty z obliczem byka, W objęcia macoszyne!... Poznałem twą duszę KREUZA. Zabraniam w imię boże oraz w imię moje, ION. Cóż Feb ma dziś do ciebie i ty co do Feba? KREUZA. Poświęcam i oddaję życie w służbę nieba. ION. A mnie pragnęłaś otruć, chocia-m własność boska? KREUZA. Już ty nie Loksyaszów, ojcowa-ś jest troska. ION. Lecz byłem nim! Ten Ojcem, co myśli o synie. KREUZA. Dziś ja na twojem miejscu zajęłam świątynię. ION. Bezbożna-ś, ja żadnego-m nie jest winien sromu. KREUZA. Pragnęłam tylko sprzątnąć wroga mego domu. ION. Nie zbrojnie-m ja cię naszedł, przecz twój gniew się sroży? KREUZA. Ty żagwię w dom mój rzucasz, a to przecie gorzej. ION. Hjo! Jakież to są żagwie? Jakież to pochodnie? KREUZA. Dziedzictwo-ś chciał mi zabrać przemocą, niegodnie. ION. Dziedzictwo mego ojca! Taka jego wola! KREUZA. Do grodu ateńskiego cóż ma syn Aiola? ION. Nie słowem go uwolnił, osłonił go zbrojnie. KREUZA. Do ziemi praw nie mają sprzymierzeni w wojnie. ION. Do mordu więc o przyszłość pchała cię obawa? KREUZA. Ażebym nie zmarniała, gdy wejdziesz w me prawa. ION. Bezdzietna-ś, więc zazdrościsz ojcu memu syna. KREUZA. Bezdzietnej to rabujesz dobra. To przyczyna. ION. Udziału w ojcowiźnie nikt mi więc nie przyzna? KREUZA. To jedno, tarcz i dzida, to twa ojcowizna. ION. Rzuć ołtarz ten, rzuć bóstwu zbudowane stopnie. KREUZA. Twa noga niech tak matkę, gdy ją ujrzysz, kopnie. ION. Ty, morderczyni moja, chcesz się wymknąć karze? KREUZA. Nie tu, gdzie myślisz krwią mą pokalać ołtarze. ION. Na wieńcach bożych umrzeć chciałabyś tej chwili? KREUZA. Skrzywdziłabym jednego z tych, co mnie skrzywdzili. ION. O źle, że śmiertelnikom nadali bogowie Z świątyni wychodzi PYTYA. Powstrzymaj się, mój synu! Z wyroczni trójnoga ION. Witam cię, matko moja, choć mnieś nie zrodziła! PYTYA. Tak zowią mnie tu wszyscy, nazwa dla mnie miła. ION. Słyszałaś, jak ta zdradnie zabić mnie pragnęła. PYTYA. Słyszałam. Zbyt pochopnyś do krwawego dzieła. ION. Czyż mają nam bezkarnie uchodzić morderce? PYTYA. Macocha dla pasierbów zawzięte ma serce. ION. My zasię dla macochy, co nam krzywdę czyni. PYTYA. O nie tak, gdy do ojca odchodzisz z świątyni. ION. Co czynić mam, odpowiedz, jakie masz rozkazy? PYTYA. Do grodu ateńskiego przybyć masz bez zmazy. ION. Bez zmazy człek, co zabił swoje krzywdziciele. PYTYA. Ty nie mów tak! Posłuchaj, rady ci udzielę. ION. O mów! Dla ciebie wszystko najchętniej poświęcę. PYTYA. Azali widzisz sprzęt ten, który trzymam w ręce? ION. Koszyczek widzę stary, owinięty w zwoje. PYTYA. W koszyku tym znalazłam ciebie, dziecko moje. ION. Co mówisz?! O nieszczęsnej powiadasz mi sprawie. PYTYA. Milczałam, ale teraz wszystko ci wyjawię. ION. Milczałaś, choć upłynął odtąd czas tak długi? PYTYA. Bóg pragnął cię policzyć między swoje sługi. ION. A teraz mnie już nie chce? Po czem sądzić o tem? PYTYA. Odnalazł ci rodzica i śle ci z powrotem. ION. Z rozkazu czy dla innej milczałaś przyczyny? PYTYA. Loksyasz mi nakazał, abym cię, jedyny — ION. O dokończ, co zaczęłaś, za słowo cię biorę! — PYTYA. — Znalazłszy, na dzisiejszą zachowała porę. ION. Na jaką, powiedz, korzyść, czy na jaką szkodę? PYTYA. W pieluszkach tych znalazłam twoje ciałko młode. ION. Bym matkę swą odszukał, podajesz sposoby? PYTYA. Chce bóg, czego nie pragnął snać aż do tej doby. ION. Szczęśliwy dzień to dla mnie, dzień objawień rzadki. PYTYA. Więc zabierz to i szukaj teraz śladów matki! ION. Przebiegnę całą Azyę i krańce Europy. PYTYA. Idź, sam tego dociekaj, wpadłszy już na tropy. Nie wiedział nikt, że mam to i że przed ludzkiemi ION. Ach! Ach! Łzy mi gorąco ze źrenicy płyną, Woli samego boga, który mi, o dziwie! KREUZA. O jakiż to jest dla mnie widok niespodziany! ION. Ty milcz! Już ty za wielkie widzisz tu przemiany! KREUZA. Nie myślę dłużej milczeć! Gniewasz się daremnie! ION. Pochwycić ją! Świętego przybytku zakała KREUZA. Mordujcie! Zabijajcie! Dłonie już niczyje ION. A cóż to za niewiasta! Chce zabrać, co moje. KREUZA. Przyjaciół drogich sobie znalazło się dwoje. ION. Jam drogi ci, a chciałaś mordować mnie przecie. KREUZA. Rodzicom cóż droższego, jeśli nie ich dziecię?! ION. Zaniechaj raz tych krętactw! Fałszu ci dowiodę. KREUZA. Do tego właśnie zmierzam — nie na swoją szkodę. ION. Czy próżny jest ten koszyk, czy w sobie co mieści? KREUZA. Pieluszki, w których ciebie rzuciłam w boleści. ION. Czy możesz je opisać, nim ci je pokażę? KREUZA. Jeżeli nie opiszę, śmierć ja przyjmę w darze. ION. Zdumiewa mnie ta pewność siebie coraz więcej. KREUZA. Jest tkań tam, którą tkałam w mej dobie dziewczęcej. ION. Dziewczęta różne wzory tkają w swojej wiośnie. KREUZA. Robota nieszczególna, snać pierwsza przy krośnie. ION. Przedstawia co? bom wierzyć nie bardzo gotowy. KREUZA. Gorgony wizerunek w pośrodku osnowy. ION. O Zeusie! Jakiż los to z rąk twych na mnie idzie! KREUZA. Są żmije na obwodzie, niby na egidzie. ION. Masz wstęgi i pieluszki! Znalazłem je oto! KREUZA. O dawna rąk dziewiczych przy krośnie roboto! ION. Cóż jeszcze jest ponadto? Możeś li — odgadła? KREUZA. Dwóch smoków są tam jeszcze złociste widziadła. ION. Ateny dar, z nim każe pono chować dzieci? KREUZA. Ten przykład Erychtonia z lat nam dawnych świeci. ION. A na cóż te ozdoby? Czemu służą one? KREUZA. Na szyi ma je dziecko nowonarodzone. ION. Są smoki... A z tem trzeciem jakie powiesz związki? KREUZA. To wieniec, com go splotła z zielonej gałązki ION. O matko ma najdroższa! Jakże jestem skory KREUZA. O dziecię, ty dla matki droższe, niż blask słońca, ION. Rodzico ty ma droga! W głowie mi się roi, KREUZA. O hej! O hej! ION. Wszystkiego bym się, matko, spodziewał tu prędzej. KREUZA. Dotychczas czuję trwogę. ION. Że może nie masz jeszcze, choć mnie masz... KREUZA. O, miła ION. Opatrzność to sprawiła! Taka dola nasza! KREUZA. O, nie bez gorzkich łez ION. I moje ty wyrażasz i twe szczęście własne! KREUZA. Już bez potomstwa nie zgasnę, ION. O matko, spraw to dla mnie, by i ojciec, proszę, KREUZA. Co mówisz? ach! ION. Dlaczego? KREUZA. Innej krwi ty, innej! Jak się boję! ION. Bękarta więc nosiło młode łono twoje? KREUZA. Tak! Ślubów mych, synu kochany, ION. O! gminny mój początek! Skąd się wziąłem? Powiedz! KREUZA. Gorgony zabójczyni — ION. Ciemny twych słów manowiec — KREUZA. Co przy niej, ION. Biada! KREUZA. Ona ION. Cóż on się tu liczy? KREUZA. W skrytej się ze mną ION. Mów! We mnie na twe słowa jasna radość gości! KREUZA. Płacząca, bolejąca, ION. Me szczęście, jeśli prawdę rzekłaś, matko miła! KREUZA. W pieluszki-m cię zawinęła. ION. Okrutny spełniłaś czyn! KREUZA. Niech mi uwierzy mój syn, ION. Tak ja cię zabiłem bez mała! KREUZA. Goniła nas straszna nawała To tu, to tam znowu miecie PRZODOWNICA CHÓRU. Patrzący na to wszystko, niechże umysł człeczy ION. O losie, co tysiączne sprowadzasz przemiany Na boga swoja winę i mówisz, żem Feba KREUZA. Przenigdy! Na Atenę, co w walce zwycięskiej ION. Dlaczego więc innemu przyznał swego syna? KREUZA. Nie mówi, że mu dzisiaj jego zwraca dziecię. ION. Czy prawdę, czy kłam mówił bóg w wyroczni swojej, KREUZA. Posłuchaj, co mi wpadło. Dla twojego dobra ION. Z tą myślą tak się łatwo pogodzić nie mogę, Czy on, czy ktoś z śmiertelnych... Ha! Z promiennem licem, ATENA. Zostańcie! Jam nie wrogiem, który was przestrasza, Mieć będzie czterech synów, a ci swoją władzą, Uciechy niech ma Ksutos, niechaj żyje w złudzie. ION. Wszechmocnego córko Zeusa, o Pallado! Słowa twoje KREUZA. I mnie słuchaj: Fojbosowi ja wyrzutów już nie robię, ATENA. Nawróciłaś się, to dobrze! Zacnie, że już chwalisz Boga! KREUZA. Powracajmy synu miły! ATENA. Ja za ścieżki też waszemi! ION. Przezaszczytna towarzyszko! KREUZA. Opiekunko naszej ziemi! ATENA. Na pradawnym zasiądź tronie! ION. Szczytne dla mnie panowanie! CHÓR. Synu Zeusa i Latony, Apollinie! Niech się stanie TROJANKI Trojanki.
Osoby dramatu.
Rzecz dzieje się pod Troją.
Wielki namiot, część obozu greckiego pod Troją. W głębi gród Ilionu. Przed namiotem z brankami trojańskiemi leży Hekabe, ongi królowa Troi.
POSEIDON. Poseidon, z słonych głębin egejskiego morza Ojczystych chcą powrócić po latach dziesięciu, Na scenie jawi się ATENA. Czy wolno najbliższego po ojcu krewniaka POSEIDON. I owszem, bo krwi związek, czuję najwyraźniej, ATENA. Powolność twoją cenię. To, co ci me słowo POSEIDON. Czy wieści mi przynosisz od władców na niebie? ATENA. Dla Troi, w której teraz jesteśmy, przychodzę, POSEIDON. Czy może porzuciłaś ową zawiść ciemną ATENA. Nasamprzód racz powiedzieć: Czy chcesz w mojem dziele POSEIDON. I owszem. Przedewszystkiem to jedno postanów: ATENA. Po stronie nienawistnej ongi Troi staję. POSEIDON. Od jednej przecz ku drugiej nakłaniasz się zwadzie. ATENA. Toć mnie i mą świątynię znieważono zdradnie! POSEIDON. Kasandrę gdy przemocą wziął Ajas z świątyni. ATENA. I za to nic mu złego żaden Grek nie czyni. POSEIDON. Twą mocą Achajowie zburzyli gród Troi. ATENA. Dlatego ich ukarzę przy pomocy twojej. POSEIDON. Jak myślisz to urządzić? Jam cię poprzeć gotów. ATENA. Szczęśliwych im odmówię do kraju powrotów. POSEIDON. Na słonych głębiach morza, czy jeszcze na lądzie? ATENA. Gdy, chcąc do domu jechać, na okręty wsiądzie Burzami, potop hufce, by się Achajowie POSEIDON. Tak stanie się, nie trzeba długich słów, by wszytki HEKABE (podnosząc się z ziemi). Podnieś-że głowę ninie, Abyś płynęła z nim razem! Nie pląsów-ci one sługą... Z domu wywlekli mnie starą, PIERWSZE PÓŁCHÓRU. Czemu tak krzyczysz, Hekabo? Straszny, straszliwy jest los HEKABE. Argejski już sternik przy sterze, PIERWSZE PÓŁCHÓRU. Biada mnie, rzeszy branek! HEKABE. Nie wiem, lecz mi się zdaje, PIERWSZE PÓŁCHÓRU. Ojej! Ojej! Czy Achaje HEKABE. Ojej! Ojej! Ach! Cóż się stało z twą władzą. *
DRUGIE PÓŁCHÓRU. Z namiotu Agamemnona HEKABE. O dziecię, uspokój-że się! DRUGIE PÓŁCHÓRU. Zali przysłano już posła? HEKABE. Rzeczą to będzie losu. DRUGIE PÓŁCHÓRU. Ojej! Ojej! Do Argosu. HEKABE. Ojej! Ojej!
CHÓR. Ajaj! Ajaj! Jakież skargi Młoda-ci jestem, młoda, *
I łany też Penejowe, I miodem płynie i mlekiem!
Od wojsk Danaów w pędzie Jakież rozkazy nowe? TALTHYBIOS. Hekabo, znasz mnie dobrze, boć nieraz na szaniec HEKABE. Drogie Trojanki moje, TALTHYBIOS. Już los wasz rozstrzygnięty, jeśli to was trwoży. HEKABE. Ajaj! TALTHYBIOS. Przeróżni was panowie dostaną w udziele. HEKABE. Która któremu przypadnie? TALTHYBIOS. Nie wszystko tak odrazu! Powiem ci dokładnie. HEKABE. Najnieszczęśliwsza z branek, TALTHYBIOS. Król Agamemnon wybrał i zabrał ją sobie. HEKABE. Na niewolnicę Spartanki, TALTHYBIOS. Nie! Tajną miłośnicę pragnie mieć z tej branki. HEKABE. Z niej, z poświęconej TALTHYBIOS. Miłością do wróżbitki natchnęły go losy. HEKABE. Na nieba! TALTHYBIOS. Nie honor to jest dla niej dzielić króla łoże? HEKABE. A ono dziecko moje, TALTHYBIOS. Masz w myśli Polyksenę, czy pytasz — o kogo? HEKABE. Komu przydzielił ją los? TALTHYBIOS. Na grobie Achillesa będzie służyć błogo. HEKABE. Zalim ją na to rodziła. TALTHYBIOS. Za szczęście licz to córce! Tam jej nie jest krwawo! HEKABE. Mów, jakże to rozumiesz? Ona jeszcze żyje? TALTHYBIOS. Los taki, że jej ręce nie skrzywdzą niczyje. HEKABE. A biedna odzianego w spiż Hektora żona? TALTHYBIOS. Achilla syn ją dostał, jego dzisiaj słucha. HEKABE. A ja, ta siwa starucha, Kostura, TALTHYBIOS. Odyssej, król Itaki, weźmie cię w swe progi. HEKABE. Ach! ach! PRZODOWNICA CHÓRU. Twa dola jest ci znaną, pani, lecz naszemi TALTHYBIOS. Co tchu mi po Kasandrę niech służba pospieszy! HEKABE. Nie myśli nikt podpalać, tylko opętana,
Na scenę wbiega z płonącemi pochodniami w ręku
KASANDRA. Zapal mi, zapal pochodnię, Szczęśliwe jest nasze pobranie *
Hej! w tańce! hej! w pląsy dokoła! O Hymenaju, Hymenie, PRZODOWNICA CHÓRU. Nie chwycisz-że, królowo, córki opętanej? HEKABE. Hefaiście, co pochodnię zapalasz przy ślubie KASANDRA. O matko, skroń mi uwieńcz, zwycięstwo jest z nami! I w domu: Wdowy marły, a ojcowie starzy, PRZODOWNICA CHÓRU. Jak głośno ty się śmiejesz z nieszczęść twego rodu! TALTHYBIOS. Gdyby nie to, że zmysły twoje przez Apolla KASANDRA. Służalec wykapany! Bo jak zwać inaczej Wróżącem mi, iż życia Hekabe dokona (Do Talthybiosa)
Gdzie jest okręt twego pana, na który dziś wsiadać muszę? PRZODOWNICA CHÓRU. Widzicie, jak Hekabe, oniemiała srodze, HEKABE. Zostawcie mnie w spokoju, kochane dziewczęta! Równego im! Bądź w Troi, bądź w helleńskiej ziemi, Nie stanie już ta przy mnie... Więc po cóż mi cała CHÓR. Nad Ilionem Przed Zeusową iliońską córę!«[35] *
Wszystkie się ludy Taniec rozpęta
Właśnie w tym czasie Ta jego zdradziecka stal!... ANDROMACHE. Achajskie uwożą mnie pany! HEKABE. Ajaj! ANDROMACHE. Przecz nucisz peany? HEKABE. Ojej! ANDROMACHE. Płaczesz-li klęski tej? HEKABE. Jak boli! ANDROMACHE. Płaczesz niedoli — HEKABE. Dzieci!... ANDROMACHE. Wszystko nam leci!... *
HEKABE. Tak! Szczezła już Troja! Dostatek — ANDROMACHE. O szczezł! HEKABE. Już niema mych dziatek! ANDROMACHE. Och! Och! HEKABE. Wszystko me poszło w proch! ANDROMACHE. I moje! HEKABE. Los padł na Troję — ANDROMACHE. Krwawy! HEKABE. Gruz, popiół sławy!...
ANDROMACHE. O przybądź, mężu mój! HEKABE. W Hadzie zakończył znój — ANDROMACHE. Zbawco małżonki, wróć! * HEKABE. Achajów zgubo ty — ANDROMACHE. Sam-tu, Pryamie cny, HEKABE. I weź mnie w śmierci łódź! ANDROMACHE. O, wy wielkie tęsknice! HEKABE. O nieszczęsne me łany, Już was żegnam na zawsze! PRZODOWNICA CHÓRU. Ach! jakaż w tem się ulga w dniach zniszczenia mieści, ANDROMACHE. Ach! widzisz-li to wszystko, rodzicielko męża, HEKABE. Wzdyć widzę, jak Bóg małych podnosi, a znowu ANDROMACHE. Wraz z synem idę w jasyr! Tak, nasza wielmożność HEKABE. O, straszna jest konieczność! Przed chwilą odemnie ANDROMACHE. Ach! Ach! Więc się twej córce jakiś Ajas wtóry HEKABE. Bezmierne, niezliczone są nieszczęścia moje! ANDROMACHE. Zginęła Poliksena, na Achilla grobie HEKABE. Więc to jest, co Talthybia rzekła mi zagadka ANDROMACHE. Na oczy-m ją widziała i zeszedłszy duchem HEKABE. Ojej mi! Jak cię, córko ma, zamordowano! ANDROMACHE. Zginęła! Jak zginęła! Lecz choć grób ją skrywa, HEKABE. Nie! Umrzeć, a żyć dalej, to nie znaczy jedno! ANDROMACHE. O matko rodzicielko! Racz wysłuchać słowa, Do dawnych tęsknią czasów, gdy im było lepiej. Pierwszego, rada idzie za drugim i dzieli z nim łoże.] (Do Hekaby)
Więc widzisz, że ja gorszą widzę dla się wróżbę, PRZODOWNICA CHÓRU. Jednakie mamy losy. Płacząc swojej biedy, HEKABE. Na statku nigdy noga moja nie postała — Zwierzają swoje losy. Toć i mnie te klęski. TALTHYBIOS. Małżonko największego Frygów bohatera! ANDROMACHE. Co stało się? Nie dobrze twój początek wróży — — TALTHYBIOS. To dziecko — — jakżeżby się wyrazić? — — już dłużej — — ANDROMACHE. Co? Pragną nas rozdzielić? Dać je w inne ręce? TALTHYBIOS. Do rąk Achajów źdźbło to nie pójdzie dziecięce. ANDROMACHE. Więc co? Zostawić w Frygii chcą je — na nasienie? TALTHYBIOS. Sam nie wiem, jak ja tobie ten zły los wymienię! ANDROMACHE. Pochwały godny lęk to, lecz nie w szczęsnej sprawie! TALTHYBIOS. Gdy powiem: Syn twój umrze!, serce ci zakrwawię. ANDROMACHE. Największe to nieszczęście, jakie mnie dotknęło! TALTHYBIOS. Na wszechnaradzie Greków Odyssa to dzieło. ANDROMACHE. O raty! O przeraty! Dokądże to zmierza?! TALTHYBIOS. Powiedział: »Precz ze synem pierwszego rycerza!« ANDROMACHE. »Trza strącić go« — powiedział — »z wyniosłych baszt Troi!« Nadzieja się twa dzisiaj, dlatego też radzę, ANDROMACHE. O jakżeż cię, me dziecko drogie, wyróżnili! Daremnie w powijakach pierś cię ma karmiła, PRZODOWNICA CHÓRU. O Trojo! Że tak mogła jedna ci jedyna TALTHYBIOS. Dalej, mój chłopcze młody! I ku rodzinnej wieży, (Do służby)
Brać go!... Ach! takie to rzeczy HEKABE. O, syna biednego synie! Czegóż nam jeszcze potrzeba CHÓR. Pszczół żywicielki, Salaminy *
Kiedy go porwał gniew o konie, Zatrzymał i do wybrzeży
Więc najpiękniejszą tę straż Tutaj po mężu popada *
Erosie! Erosie! Ach! Na dolę MENELAOS. O cudny blasku słońca, który w chwale swojej Po żonę, choć nią była mi przedtem. Chcę w drogę HEKABE. O ty podporo ziemi i na ziemi wzniośle MENELAOS. Co? Modły niespodziane zasyłasz? O dziwie! HEKABE. Że zabić swą małżonkę chcesz, i ja to chwalę! Wyprowadzona z namiotu jawi się HELENA. Przygrywka niewesoła! Trwogę we mnie budzi! MENELAOS. Nie bardzo w to wchodzono. Na śmierć cię lud cały HELENA. Mam prawo rzec choć słówko, że niezasłużenie MENELAOS. Nie spierać się przyszedłem, jeno zabić ciebie. HEKABE. Wysłuchaj, Menelaju, nim ją śmierć pogrzebie, MENELAOS. Tak, godzę się na zwłokę. Niech mówi, jeżeli HELENA. Być może, czy ci dobrze, czy źle tu zagramy, Dlatego ja też na to, coby mi twa sroga Że możną on ze sobą sprowadził boginię. PRZODOWNICA CHÓRU. Królowo, broń-że dzieci, broń ojczystej ziemi HEKABE. Nasamprzód przeciw twojej szkalowania modle Urody najprzedniejszej i że twoje zmysły Jak powróz zaczepiałaś lub ostrzyłaś noże PRZODOWNICA CHÓRU. Tak, zabij. Menelaju! Miej przodków na względzie MENELAOS. Podzielasz ze mną zdanie, że dom za gamratem Kiprydę chce w to wmieszać. Ukamienowanie HELENA. Przypadam ci do kolan, przybita i trwożna — HEKABE. Nie zdradzaj padłych dla niej towarzyszów broni; MENELAOS. Starucho! Już ja z nią się pokrótce załatwię! HEKABE. Na jednym z nią pokładzie siąść tobie nie radzę. MENELAOS. Dlaczego? Czyżby może przybrała na wadze? HEKABE. Nie kochał ten prawdziwie, kto dalej nie kocha. MENELAOS. Więc, iżby mi do głowy nie przyszła myśl płocha, CHÓR. Tak więc Achajom na łup *
Już tobie ja u twych stóp
O luby! O mężu mój! Na jakiś zabłądził manowiec? *
Menelajowa gdy łódź Gromem ugodzi, *
Ajaj! Ajaj! Z ludźmi, niosącymi zwłoki Astyanaksa, wchodzi TALTHYBIOS. Hekabo! Li jednego statku pośród fali I uwieńczywszy według możności w twej doli HEKABE. Na ziemi złóżcie tarczy Hektorowej koło! Jeżeli to się szczęściem nazywa. W tej dobie Lał z czoła się Hektora, gdy spiżową zbroję PRZODOWNICA CHÓRU. Z dobytków zagrabionych nie wielka ci kupa HEKABE. Nie przeto, byś w wyścigach lub strzelaniu z łuku PRZODOWNICA CHÓRU. Przeszywasz, przeszywasz mi duszę HEKABE. Strojami ja cię dzisiaj przyozdabiać muszę, Rycerskich wojowników! Acz schodzisz pospołu CHÓR. Ajaj! Ajaj! HEKABE. Ojej! Ojej! CHÓR. Hymny pogrzebne piej! HEKABE. Oj biedna, biedna ja! CHÓR. Ach! Nie da znieść się już niedola twa! HEKABE. Rany-ć uśmierzę obwiązkami! Boże! CHÓR. Tłucz sobie głowę, tłucz! HEKABE. O me najdroższe kobiety! CHÓR. Co znaczy krzyk ten?!... HEKABE. O rety! CHÓR. Biada o! biada Zali w tej chwili złej TALTHYBIOS. Dalej-że, porucznicy, którym poruczono HEKABE. Więc ten jest kres mych nieszcześć! Tu koniec niedoli — TALTHYBIOS. Szalejesz! Twa niedola rozstraja cię ninie. (Do służby)
Hej! brać ją! Nie żałować! W Odysseja ręce HEKABE. Raty! Przeraty! O raty! CHÓR. Widzi, a przecie runęło HEKABE. Raty! Przeraty! O raty! CHÓR. Jak dym ten skrzydlaty, I ogień nieci
HEKABE. O ziemio, kolebko mych dzieci! CHÓR. Och! Och! HEKABE. O dziatki, CHÓR. Przyzywasz tych, biedna, co drzemią HEKABE. Na pował się rzucę, ja stara, CHÓR. W żałobie ja klękam przy tobie HEKABE. Ciągną nas, wloką — CHÓR. Ten ból! HEKABE. Do obcych mnie ciągną rozłogów Ojej! Ojej! CHÓR. Śmierć swą przesłoną mroczy *
HEKABE. O grodzie! o bóstw świętych chramy! CHÓR. Strach! Strach! HEKABE. O ziszcza, CHÓR. Runiecie, bez śladu na świecie HEKABE. Nie poznam ojczyzny ja swej — CHÓR. Już blisko, a przebrzmi nazwisko, HEKABE. Słyszycie, chwytacie — — CHÓR. Ten grom? HEKABE. Trzęsie się, trzęsie się miasto CHÓR. O nieszczęśliwy grodzie!... FENICYANKI Fenicyanki.
Osoby dramatu.
Rzecz dzieje się przed pałacem Oidipusa w Tebach.
IOKASTE. O ty, który królując na złotym rydwanie Powstrzymać nie mogący, wraz ku mnie się zwróci Śpiew Sfingi i w nagrodę bierze kraj ten, książę, Tamtego do ojczyzny przywołać z powrotem. OCHMISTRZ Antygony. O chlubo ojcowskiego domu, Antygono! Więc wejdę po tych schodach cedrowych na górę ANTYGONA. Pomóż-że, pomóż mnie, młodej, OCHMISTRZ. Tu schwyć się mnie, panienko! Przyszłaś w samą porę: ANTYGONA. Hekato, ty córko Latoi! OCHMISTRZ. Nie liche tu zastępy przyszły z Polinikiem: ANTYGONA. Czy wszystko w porządku mamy — OCHMISTRZ. Uspokój się! Bezpieczną jest grodu postawa!... ANTYGONA. Któż jest ten z białą kitą. OCHMISTRZ. To wódz jest, ma królewno! ANTYGONA. A jak on się zowie? OCHMISTRZ. Z mykeńskiem pono miastem pochodzenie wiąże, ANTYGONA. O jak wspaniały! O jak przeraźliwy! OCHMISTRZ. Syn Ojneja, Tydej! Pierś on swoją ANTYGONA. Aha, staruszku! Już wiem: Polinejkowej żony... OCHMISTRZ. Tak, wszyscy Aitolowie zbrojni w tarcz, a biją ANTYGONA. A skądże znasz to wszystko? Skądże rozum taki? OCHMISTRZ. Poznałem na pawężach ich godła i znaki. ANTYGONA. A tam koło pomnika Zetosa kto bieży? OCHMISTRZ. To jest Parthenopaios, Atalanty dziecię. ANTYGONA. Niechże go z ziemi tej zmiecie, OCHMISTRZ. Tak stań się! Lecz ich najazd słuszny, więc mi trwoga, ANTYGONA. A gdzież jest ten, co wraz ze mną OCHMISTRZ. O, tam on — widzisz? — stoi w pobliżu mogiły ANTYGONA. Coś poznaję, lecz nie bardzo oku OCHMISTRZ. Niebawem sam tu przyjdzie ku twojej uciesze ANTYGONA. A — staruszku — zapytać się spieszę. OCHMISTRZ. To wieszczek Amfiaraj, moja ty królewno! ANTYGONA. O Heliosa córko i Latony, OCHMISTRZ. Nieustannie mierzy nasze mury — ANTYGONA. O Pomsto i wy, Zeusowe Chciałby brać w plon OCHMISTRZ. A teraz ma królewna niech do domu rusza, CHÓR DZIEWIC FENICKICH. Tyryjskie rzuciwszy morze, Ta zbożna czeladź nasza — *
Przez miasto z cnych dziewic grona
O ty dwuczuba opoko,
Oto Ares przeponury Miastu temu klęskę zada, *
Wokół miasta groźnie sterczy POLYNEIKES. Z łatwością mnie odźwierni, zasuwy tej chwili Atoli ja się lękam, że schwycić mnie mogą PRZODOWNICA CHÓRU. Na fenickiej płacie POLYNEIKES. Ojdipus, syn Lajosa, mym ojcem. Iokasta, PRZODOWNICA CHÓRU. O mężu, z Agenora dziećmi spokrewniony, IOKASTE. Ten krzyk fenicki wasz, Do piersi przytuli! Do warg *
Ohaj! Ohaj! *
O moje dziecię, o haj! Po tobie, *
A w domu starzec, pozbawiony wzroku. *
Słyszę, iż gdzieś w obcej ziemi Srom na nas ściągasz olbrzymi, *
Jak się należy *
Niech zginie PRZODOWNICA CHÓRU. Niewiasta rodzić musi śród wielkiej boleści, POLYNEIKES. Czy źle czy dobrze robię, juści to nie żarty Jest pociąg do ojczyzny. Jeśli kto inaczej IOKASTE. Zawzięcie niszczy jakiś Bóg Ojdipa plemię! Wspominać! Trzeba znosić wszystkie losy swoje! POLYNEIKES. Wypytaj się o wszystko, nie milcz w żadnej sprawie, IOKASTE. A więc nasamprzód o to, co jest po mej woli POLYNEIKES. Najbardziej ze wszystkiego! Opisać się nie da! IOKASTE. A na czem to polega? W czem wygnańców bieda? POLYNEIKES. To głównie, że nic mówić otwarcie nie można. IOKASTE. Tak, mowa niewolników musi być ostrożna. POLYNEIKES. Trza możnych niedorzeczną znosić samowolę. IOKASTE. Rzecz przykra razem z głupcem głupca grywać rolę. POLYNEIKES. Dla zysku trza, naturze wbrew, uginać szyję. IOKASTE. Lecz mówią, że wygnaniec nadziejami żyje? POLYNEIKES. Nadzieja się uśmiecha, lecz z spełnieniem zwleka. IOKASTE. Czy czas nie udowadnia, że zawodzi człeka? POLYNEIKES. Ma urok dla biedaków słodki jakby z nieba. IOKASTE. A z czegoś żył, nim żona-ć dostarczyła chleba? POLYNEIKES. Bywało go dzień jeden, na drugi niewiele! IOKASTE. Nie wsparli cię ojcowscy drodzy przyjaciele? POLYNEIKES. Aj, matko! Gdzie przyjaciel, jeśli człowiek w biedzie? IOKASTE. Szlachectwo nie pomogło-ć? Świat na rodach jedzie! POLYNEIKES. Złem bieda jest. Szlachectwo chleba mi nie dało. IOKASTE. Ojczyzna więc jest dla nas dobrem, jakich mało? POLYNEIKES. Jak drogą jest, nikt tego nie opisze w świecie. IOKASTE. Bo Argos jak przybyłeś? I po co? Mów, dziecię. POLYNEIKES. Loksyasz Adrastowi obwieścił wyrocznię. IOKASTE. Co? Jaką? Mów! Nieznana mi całkiem widocznie! POLYNEIKES. Że z dzikiem i lwem córki swoje ślubem spęta. IOKASTE. Z imieniem twem cóż mają wspólnego zwierzęta? POLYNEIKES. Ja nie wiem. Jeno bóg mnie wysłał tam na szczęście. IOKASTE. Bóg mądry!... A jak przyszło żony twej zamęście? POLYNEIKES. Noc była, kiedym stanął w przedsionku Adrasta. IOKASTE. Noclegu szukający, wygnan z tego miasta? POLYNEIKES. Tak jest. Następnie przyszedł tułacz drugi jeszcze. IOKASTE. Kto taki? Także ścigan przez losy złowieszcze? POLYNEIKES. Tydeusz, tak się zowie, z Ojneja poczęty. IOKASTE. A skądże was Adrastos porównał z bydlęty? POLYNEIKES. Bo starliśmy się z sobą, gdzie się kto położy. IOKASTE. Tak zgadł syn Palaosa myśl wyroczni bożej? POLYNEIKES. I córki swe w małżeństwo oddał nam tej chwili. IOKASTE. Czy źle ci jest w tym związku, czy też jak najmilej? POLYNEIKES. Do dzisiaj na swe życie skarżyć się nie mogę. IOKASTE. A jak zdołałeś wojsko nakłonić w tę drogę? POLYNEIKES. Obydwom zięciom przysiągł Adrastos, że obu PRZODOWNICA CHÓRU. I Eteokl się zbliża! Chce miasto ETEOKLES. Z miłości k’tobie, matko, przychodzę tej chwili. IOKASTE. Mityguj się, bo nigdy popędliwość, synu, Z Danaów stoisz wojskiem. Boga tu na sędzię POLYNEIKES. Wyraża się wzdyć prawda zawsze jak najjaśniej, Że prawnie postąpiwszy we wszelakim względnie. PRZODOWNICA CHÓRU. Nie jestem wychowaną tak, jak wy, ma dziatwo, ETEOKLES. Gdyby tak każda dusza była tu gotowa Wojennej się lękając, drżąc przed Mykeńcami, PRZODOWNICA CHÓRU. Do złych-ci ja postępków nigdy słów okrasy IOKASTE. Nie z samych niedomagań składa się sędziwe, Z grodami, sprzymierzeńca z sprzymierzeńcem. Młody Ni tobie ani Tebom, owszem, źródłem sromu PRZODOWNICA CHÓRU. Odwróćcie to nieszczęście od nas, o bogowie! ETEOKLES. Pusta matko, słów szermierka! Zmarnowany drogi czas Jeden tylko jest warunek, jakem już poprzednio rzekł. POLYNEIKES. A przez kogo mnie tu ginąć? Czy bezpieczny tak jest on ETEOKLES. Jest przy tobie, tutaj, blisko! Widzisz dłoń tę? No i cóż? POLYNEIKES. Widzę, zbytek śmierć przeraża, widzę, że go oblazł tchórz! ETEOKLES. Więc ruszyłeś z taką chmarą, ażeby jednego zmódz? POLYNEIKES. Od zuchwale śmiałych wodzów lepszy jest przezorny wódz. ETEOKLES. Ufny-ś w rozejm! Kiedyindziej czybyś taką gębę miał? POLYNEIKES. Po raz wtóry. Żądam berła! Mojej ziemi zwróć mi dział! ETEOKLES. Tu nikt niema do żądania! Mój tu dom jest! Ja tu pan! POLYNEIKES. Chcesz mieć więcej nad swą cząstkę? ETEOKLES. Mówię: Precz stąd! Z tego-m znan! POLYNEIKES. Wy ołtarze bóstw ojczystych — ETEOKLES. Które dzisiaj zburzyć chcesz! POLYNEIKES. Czy słuchacie — — ETEOKLES. Co? Najeźdźcy swej ojczyzny, swoich leż? POLYNEIKES. Białokonnych bóstw świątynie! — — ETEOKLES. Gardzą tobą! POLYNEIKES. Hej! o hej! ETEOKLES. Ty mnie wygnać chciałbyś z niej. POLYNEIKES. To bezprawie! O bogowie! ETEOKLES. Pomóż ci mykeński bóg! POLYNEIKES. O, bezbożnik! ETEOKLES. Lecz nie zdrajca, nie, jak ty, ojczyzny wróg! POLYNEIKES. Co, złupiwszy, precz wygania! ETEOKLES. Nawet ci już nie dam żyć. POLYNEIKES. Ojcze, słyszysz, co ja cierpię? ETEOKLES. A co czynisz, słyszv wzdyć? POLYNEIKES. I ty, matko! ETEOKLES. O nie tobie zaklinać się na jej skroń! POLYNEIKES. Miasto moje! ETEOKLES. Idź do Argos! Idź lernejską wzuwać toń! POLYNEIKES. Pójdę, pójdę! Dank ci, matko! ETEOKLES. Nieproszony jesteś gość! POLYNEIKES. Pozwól ojca mi zobaczyć! ETEOKLES. Nie pozwolę! Dość już, dość! POLYNEIKES. Może lube siostry moje?... ETEOKLES. Żadną miarą! Ruszaj w świat! POLYNEIKES. O me siostry! ETEOKLES. Siostry wzywasz ty najgorszy z w szystkich brat?!... POLYNEIKES. Bądź szczęśliwa, matko moja! IOKASTE. Jeśli tu jest szczęściem ból! POLYNEIKES. Już ty nie masz swego syna! IOKASTE. Zwól mnie bóg z tych cierpień, zwól! POLYNEIKES. Butnie z nami się obchodzi... ETEOKLES. A ty ze mną — rzecz jest w tem! POLYNEIKES. A przy jakiej staniesz bramie? ETEOKLES. Czemu pytasz? Niech ja wiem! POLYNEIKES. Chcę cię ubić! ETEOKLES. I ja ciebie!... To największa moja chęć!... IOKASTE. Cóż wy, dzieci, zamyślacie? POLYNEIKES. Czyn pokaże! Święć się, święć! IOKASTE. A czyż, mówcie, nie przeraża was ojcowskiej klątwy grom? ETEOKLES. Niech się stanie, co się stanie, niechaj runie cały dom! POLYNEIKES. O nie prędko miecz mój spocznie, ta we krwi skąpana stal! ETEOKLES. Wynoś mi się! Samolubem[42] już cię nazwał ojciec nasz. CHÓR. Kadmos z Tyra tu swej drogi Tak kazały nieb wyrocznie —, *
Tu Aresa potwór smoczy, Śle i bada, bada, strzeże,
I ciebie też, synu Iony, W tym cudzoziemskim języku ETEOKLES (do jednego z świty). Ty idź i niech tu przyjdzie syn Menojkeowy, KREON. O, dużom się nachodził, chcąc zobaczyć ciebie. Tebańskie obszedł bramy, u czat się pytałem, ETEOKLES. I jam cię pragnął widzieć, Kreoncie! Twej rady KREON. Słyszałem, że na Teby spogląda z pogardą, ETEOKLES. Nic nie wiem. Pilniejszego cóż będzie tą dobą? KREON. Argiwski jakiś jeniec w naszych murach gości. ETEOKLES. A jakież on o tamtych przyniósł wiadomości? KREON. Że wojsko Argiwczyków ruszy się za chwilę, ETEOKLES. Gród Kadma wyśle wojsko — — KREON. Młodość wzrok ci mroczy. ETEOKLES. Kto żyw, niech wyskoczy! KREON. Nie liczna garstka nasza, ich siły ogromne. ETEOKLES. O, w gębie tylko mocni, dobrze o tem pomnę! KREON. W Helladzie dumne Argos budzi strachu wiele. ETEOKLES. Zobaczysz, wnet te pola trupem ich zaścielę. KREON. I owszem. Lecz to będzie zadanie olbrzymie. ETEOKLES. Ja wojska w murach miasta przecież nie zatrzymię. KREON. Przezorność li zwycięża, to najlepsza rada. ETEOKLES. Więc radzisz, że się innej drogi brać wypada? KREON. Tak, różnej, nim na jedną wszystko stawisz kartę. ETEOKLES. Więc lepszy wypad nocą, niż pole otwarte? KREON. Bylebyś się z powrotem mógł przedrzeć! To-ć radzę, ETEOKLES. Noc bardzo sprzyja wszystkim, najbardziej odwadze. KREON. O, strasznie niebezpiecznie, kiedy mrok się szerzy. ETEOKLES. Więc może napaść wcześniej? tak koło wieczerzy? KREON. To może popłoch rzucić! My zwyciężyć mamy! ETEOKLES. Na tyłach głębie Dirki są dla nas jak tamy! KREON. Tu jedno tylko zbawi: przezorność ostrożna! ETEOKLES. Konnica czyżby na nich natrzeć dziś nie można? KREON. Argiwski huf się w polu zasłonił wozami. ETEOKLES. Co czynić? Mamy-ż wrogom gród ten oddać sami? KREON. Bynajmniej! Masz-li rozum, dobrze się zastanów! ETEOKLES. Więc który-ż ma najlepszy być z tych naszych planów? KREON. Podobno siedmiu wodzów moc się tu zjawiła? ETEOKLES. A co mają wykonać? Nie wielka to siła. KREON. Przeciwko bramom miasta, mówię, ruszyć mają. ETEOKLES. Co tedy? Raz już trzeba zakończyć z tą zgrają. KREON. Ty również siedmiu mężów staw przy bramach grodu. ETEOKLES. A jak? Czy w pojedynkę? Na czele narodu? KREON. Na czele. Trzeba wybrać najdzielniejsze grono. ETEOKLES. Rozumiem. By od murów wroga odpalono. KREON. Podwodzów daj, nie wszystko jeden widzieć może. ETEOKLES. Na mądrość czy na śmiałość zważać przy wyborze? KREON. Na jedną i na drugą! Czem jedna bez drugiej?! ETEOKLES. Obejdę teraz baszty i wedle zasługi Mój dom — dziś to potwierdzam na wychodnem! Bratem CHÓR. Sprawco powszechnej niedoli Czyż cię nie boli, Przez pola, przez ugory *
O kniejo, pełna zwierzyny! Byłaby wówczas ta hali Czyż kazirodne ach! łoże
Wydałaś, ziemio, wydała, Niechaj na sławy szczycie TEIREZIAS. Prowadź mnie naprzód, córko! Dla ślepca tyś okiem, KREON. Teireziaszu, śmiało! Już do przyjacieli TEIREZIAS. No, jestem... Po coś wzywał mnie, Kreonie miły? KREON. Pamiętam. Lecz odetchnij, zbierz-że swoje siły, TEIREZIAS. Nie przeczę, że cokolwiek znużony przychodzę. KREON. I dla nas dobrym znakiem niech będzie zwycięski TEIREZIAS. Wobec Eteoklesa zacisnąłbym usta Oszukać będzie łatwo, trzymają w ukryciu KREON. Nie odchodź-że, mój druhu! TEIREZIAS. Puść starego człeka! KREON. Uciekasz? TEIREZIAS. Ja? Nie! Szczęście od ciebie ucieka. KREON. Chcę słyszeć, jak utrzymać kraj w tych klęsk nawale. TEIREZIAS. Chcesz tego, czego wkrótce już nie zechce-z wcale? KREON. Nie miałbym chcieć ojczyzny wyrwać z tej powodzi? TEIREZIAS. Koniecznie tego pragniesz? Tak ci o to chodzi? KREON. A czegóż trzeba więcej pragnąć człowiekowi? TEIREZIAS. Więc boże ci wyroki ma warga wysłowi. KREON. O tutaj, bardzo blisko, tuż przy tobie stoi. TEIREZIAS. A niechże precz ucieka od wyroczni mojej! KREON. To syn mój! Gdy potrzeba, milczenie zachowa. TEIREZIAS. Koniecznie mówić przy nim? Ma słyszeć me słowa? KREON. Ucieszy się, słyszący, co nas zbawić może. TEIREZIAS. Więc słuchaj: takie oto są wyroki boże: KREON. Coś powiedział? Co wyrzekłeś do mnie? TEIREZIAS. Co prawdą jest. Uczynić trzeba to niezłomnie. KREON. O, wielkieś wypowiedział zło w chwili tak małej. TEIREZIAS. Dla ciebie! Dla ojczyzny ratunek wspaniały! KREON. Nie słucham! Nie słyszałem! Ojczyzna niech ginie! TEIREZIAS. Już nie ten, widzę, człowiek! Już się cofa ninie! KREON. Idź sobie! twoje wróżby w żadnej mi potrzebie! TEIREZIAS. Przepadła cała prawda, gdyż pogrąża ciebie? KREON. Zaklinam na kolana, na twe siwe włosy! TEIREZIAS. Ofiary tej żądają nieśmiertelne losy. KREON. Milcz! W mieście ani słowa jednego w tym względzie. TEIREZIAS. Mam milczeć? Grzeszyć każesz? Nie! tego nie będzie! KREON. Więc dziecko mi ubijesz? Rzucasz je na burzę? TEIREZIAS. Nie! inni go zabiją!... Ja mu tylko wróżę! KREON. Skąd na mnie i na syna spada los tak krwawy? TEIREZIAS. I słusznie o to pytasz, wchodzisz w jądro sprawy I dzieci twe rodzone. Haimon swą osobą PRZODOWNICA CHÓRU. Kreonie, czemu milczysz? Głos ci zamarł w krtani! KREON. Co mówić?!... Ja swych myśli nie ukrywam wcale — I ja się też obejdę bez pochlebnych zwrotów, MENOIKEOS. Gdzie mi uciec? Gdzie? Pod jakie nieba? KREON. Gdziekolwiek, byle tylko precz stąd, jak najdalej. MENOIKEOS. Ty powiedz, ja wysłucham: Gdzie kto mnie ocali? KREON. Przez Delfy idź... MENOIKEOS. A potem? Powiedz, ojcze, powiedz. KREON. W etolski kraj... MENOIKEOS. A potem na jaki manowiec? KREON. Thesprocki... MENOIKEOS. Zali z świętą zetknę się Dodoną? KREON. Odgadłeś... MENOIKEOS. A któż w drodze będzie mi obroną? KREON. Bóg ciebie poprowadzi. MENOIKEOS. Gdzież są jakie środki? KREON. Ja w grosz cię zaopatrzę. Znika. MENOIKEOS. Żegnaj, ojcze słodki! Bez musu przeznaczenia idą pod te mury CHÓR. Do niw, do niw, Zabójczą moc, * Lecz w jakiś czas, Precz, wroga miecz! GONIEC. O hej! Jest tam kto z stróżów u pałacu bramy? IOKASTE. A jakąż to wiadomość od ciebie dostaniem? GONIEC. O, żyw jest! Nie lękaj się! Zbawiam cię tej trwogi. IOKASTE. A jakże się trzymają siedmiobramne ściany? GONIEC. Nienaruszone stoją! Gród niepokonany! IOKASTE. Czy już się na kopije zwarto z Argiwami? GONIEC. Na ostre, jeno Ares, który walczył z nami, IOKASTE. Na Boga!... A Polyneik? Ten mój synek złoty GONIEC. Dotychczas żyje jedno i drugie twe dziecię. IOKASTE. Niech Bóg cię błogosławi! Lecz jak odparliście GONIEC. Kreonta syn, gdy, stojąc na warowni szczycie, Potęgę Argejczyków, co z tarczmi lśniącemi Potnijskie[45] pędzą konie, przystanąć nie mogą. Warowni, liczbę-ś widział niemałą, jak z góry Złorzecząc, tak się pusząc, postać przygarbioną PRZODOWNICA CHÓRU. Zwycięstwo rzeczą piękną! O będę szczęśliwa, IOKASTE. Bogowie nam sprzyjają i los nam życzliwy. Tak zda się, nie uniknął za te moje śluby GONIEC. Nie pytaj! Dotąd szczęście raduje ci duszę. IOKASTE. Coś w tem podejrzanego. Usłyszeć to muszę. GONIEC. I czegóż jeszcze pragniesz? Żyją twoje dzieci! IOKASTE. Chcę wiedzieć, czy w czem innem szczęście mi też świeci! GONIEC. Puść, puść mnie! Syn twój nie ma tam giermka przy boku. IOKASTE. Coś skrywasz, coś mojemu chcesz zataić oku. GONIEC. Z dobremi złej mi wieści łączyć się nie godzi. IOKASTE. Nie? Chyba żebyś mi się ulotnił jak złodziej. GONIEC. Ajaj! Przecz, dobre wieści słyszawszy tej chwili, I hufcom Kadmosowym ten zamiar najkrwawszy, Zwycięstwa twego pomnik i czy Argos zbawisz!« IOKASTE. O wyjdź-że z dumu, wyjdź-że, córko Antigone! ANTIGONE (wyszedłszy z pałacu). O moja rodzicielko! W jakiej znów żałobie IOKASTE. Zagłada grozi, córko, twym braciom przestroga! ANTIGONE. Co mówisz? Co? IOKASTE. Już stają na deptaną ziemię. ANTIGONE. O rety! IOKASTE. Tak!... Lecz chodźmy ratować swe plemię! ANTIGONE. Ach! dokąd iść z tych komnat? IOKASTE. Ku wojsku! Do braci! ANTIGONE. Wstyd iść pomiędzy tłumy. IOKASTE. Wstyd na tem nie straci! ANTIGONE. Co czynić mam? IOKASTE. Pogodzić! K’temuś powołana. ANTIGONE. A w jaki sposób? IOKASTE. Ze mną padłszy na kolana. ANTIGONE. Więc spieszmy się! Coprędzej! Każda zwłoka wiąże. IOKASTE. Popędzaj! Gdy przed walką jeszcze popaść zdążę, CHÓR. O grozo gróz! Jakiż to mroźny dreszcz *
O ziemio, broń! Dwa wilki, chciwe krwi, PRZODOWNICA CHÓRU. Lecz oto, widzę, Kreon idzie k’nam. Przestanę Wchodzi KREON. Co czynić? Zali ciebie opłakiwać wprzódy, PRZODOWNICA CHÓRU. Kreonie, niema siostry, poszła [a z nią w stronę KREON. A cóż się znowu dzieje? Niechże mi kto powie! PRZODOWNICA CHÓRU. Słyszała, że do walki stanęli synowie KREON. Co mówisz?! Tak o syna zajęły mnie troski, PRZODOWNICA CHÓRU. Twa siostra poszła dawno. Winna być z powrotem. KREON. O bycie GONIEC. Ach! jakże się wyrażę? Ach! od czego zacznę?!... KREON. Po wszystkiem! Cóż dobrego wróży ten początek? GONIEC. Powtarzam ach! bo straszny mej nowiny wątek! KREON. Do nieszczęść już doznanych co za ból znów ostry? GONIEC. Już niema ich na świecie, synów twojej siostry! KREON. Ach! dla mnie i dla miasta co za straszna stypa! GONIEC. Ach! gdyby czuł, zabiłaby go ta żałoba! KREON. Ach! cóż to za nieszczęście na mą głowę spada? GONIEC. O drugiem tem nieszczęściu jakże przyjmiesz wieści? KREON. Czyż może być nad tamtą większa ton boleści? PRZODOWNICA CHÓRU. Zacznijcie, zacznijcie lamenty! KREON. Więc taki kres zesłano-ć, Iokaste biedna, GONIEC. Że wyszło nasze miasto z tej bitewnej mątwy W krwi jego się zanurzy!« O, haniebny wieniec Z impetem rzuci włócznię ku wielkiej uciesze PRZODOWNICA CHÓRU. Nieszczęścia następują-ć, Ojdipie, na pięty! GONIEC. Posłuchaj, jaka jeszcze inna klęska spada Zmarłego mierz wyciągnie, z bólu oszalała, CHÓR. Nie tylko do uszu dociera Który nawiedził dom, ANTIGONE. Żadna zasłona — nic! — Ojej! Ojej!
Z tych moich warg *
Pod zamku próg
Ona ku swojej rozkoszy Gdy, przenikliwy,
Ach! Ten gorzki zdrój, *
Po kim zawodzić? OJDIPUS. A! Na światło z mroku
ANTIGONE. Nieszczęsną niosę ci wieść: OJDIPUS. O dolo, dolo sroga! ANTIGONE. Nie iżbym pragnęła ciebie Tę mątwę OJDIPUS. Ajaj! ANTIGONE. Czemu jęczysz?! OJDIPUS. Rozumiem, zginęli synowie! ANTIGONE. Przed całym światem gorzkie lejąc łzy, Na kwieciem zasłanej łące Wszystko w tym jednym dniu! To wszystko dziś, PRZODOWNICA CHÓRU. Na dom Ojdipa mnogie spadły klęski. KREON. Zaniechać tych żałości! Czas jest o pogrzebie OJDIPUS. O dolo! Od samego jestem nieszczęśliwy Był siewcą, jakby przeczuł, że wroga istota KREON. I owszem, owszem, proszę, nie padaj do kolan! (Do służby) Te jedne zwłoki zaraz do domu zanieście! ANTIGONE. Ach! cóż to za nieszczęścia przyszły do nas w gości? KREON. Nie mnie to dziś zawdzięczasz, lecz Eteoklowi. ANTIGONE. Chęć głupia! Kto jej słucha, w głupca się przemienia. KREON. Czy nie jest obowiązkiem wypełniać zlecenia? ANTIGONE. Bynajmniej, gdy nikczemne, gdy podłe otwarcie. KREON. Nie wolno takich rzucać — co? — psom na pożarcie? ANTIGONE. Tak karząc go, wy prawu nie będziecie służyć. KREON. Co? wroga, co swe miasto, choć nie wróg, chciał zburzyć? ANTIGONE. Swych losów nie przypłacił życiem w tę godzinę? KREON. Zapłacić ma i grobu utratą swą winę. ANTIGONE. Zawinił? W czem? Iż żądał swej cząstki z powrotem? KREON. Pogrzebu nie dostąpi on nigdy; wiedz o tem! ANTIGONE. Niech cały gród powstanie! Ja brata pogrzebię! KREON. Jeżeli to uczynisz, pogrzebiesz i siebie. ANTIGONE. Przy drogich spocząć grobach nie przynosi sromu! KREON (do służby). Natychmiast mi ją schwycić i zawlec do domu! ANTIGONE (obejmując ciało Polyneika). Przenigdy! Z rąk ja tego me wypuszczę ciała! KREON. Wbrew woli twojej wyrok wola nieb wydała. ANTIGONE. Umarłych krzywdzić również przeciw woli bożej. KREON. Do piasku wilgotnego nikt mi go nie złoży! ANTIGONE. Na matkę Iokastę zaklinam cię, panie. KREON. Nie uda się! Daremne wszelkie zaklinanie! ANTIGONE. Przynajmniej pozwól zwłokom użyczyć kąpieli. KREON. O nie! I tego prawa gród ci nie udzieli. ANTIGONE. A może mi pozwolisz pozakrywać rany. KREON. I ten jest dla zmarłego honor zakazany. ANTIGONE (całując zwłoki Polyneikesa). Najdroższy! Ucałuję przynajmniej twe wargi. KREON. Z ślubami weselnymi nie godzą się skargi. ANTIGONE. Czy będę kiedy, myślisz, syna twego żoną? KREON. Mus! Jakąż małżeńskiego łoża ujdziesz stroną? ANTIGONE. W poślubnej pierwszej nocy będę Danaidą![46] KREON. O jakież to z ust twoich czelne groźby idą! ANTIGONE. Na miecz stalowy klnę się! On niech to rozsądza! KREON. A czemu zerwać związek taka w tobie żądza? ANTIGONE. Chcę z ojcem zakosztować tułaczego chleba. KREON. Myśl zacna, lecz nie mądra. Zaniechać ją trzeba. ANTIGONE. I umrzeć chcę z nim razem — mówię-ć usty swemi. KREON. Idź, syna mi nie morduj! Uciekaj z tej ziemi! OJDIPUS. Pochwały godna miłość, ty drogie me dziecię — ANTIGONE. Jeżeli wyjdę zamąż, będziesz sam na świecie. OJDIPUS. Nie! Zostań! Bądź szczęśliwa! Mnie klęski zostały! ANTIGONE. A któż cię wspierać będzie, ojcze ociemniały? OJDIPUS. Tam padnę, gdzie paść dola przeznaczyła krwawa. ANTIGONE. Gdzie Edyp? Gdzie zagadki odgadniętej sława?! OJDIPUS. Przepadła! Dzień wywyższył, dzień strącił z wyżyny. ANTIGONE. Więc ja cię nie odstąpię, ojcze mój jedyny! OJDIPUS. Wstyd córce z ślepym ojcem włóczyć się bez domu! ANTIGONE. W skromności żyjąc, sławy dostąpię, nie sromu. OJDIPUS. Zaprowadź mnie do matki, chcę dotknąć jej głowy. ANTIGONE. Tą ręką jej się dotknij, bólu Ojdipowy! OJDIPUS. O matko ma, o żono, z niewiast najbiedniejsza! ANTIGONE. Tu leży wszelkich nieszczęść ofiara dzisiejsza! OJDIPUS. A gdzie są Eteokla, Polyneika zwłoki? ANTIGONE. Tu obok siebie leżą w tej śmierci głębokiej. OJDIPUS. O połóż rękę ślepca na martwe ich skronie! ANTIGONE. Tu, tu, na martwe ciała kładź-że swoje dłonie! OJDIPUS. O droga, o krwi biedna biednego rodzica! ANTIGONE. O wy Polyneikesa przenajdroższe lica! OJDIPUS. O spełnia się dziś, córko, wróżba Loksyasza! ANTIGONE. Czy w nowem ma nieszczęściu dusza ugrząść nasza?! OJDIPUS. W Atenach zginę śmiercią błędnego tułacza. ANTIGONE. W attyckiej ziemi jakiż kąt ci Bóg wyznacza? OJDIPUS. Kolonos, Poseidona ów przybytek boży, ANTIGONE. Chodź-że, mój ojcze stary, OJDIPUS. Jużem-ci gotów, iść mogę, ANTIGONE. Biedna ja, prawda! Ni jedna OJDIPUS. Boję się, boję! ANTIGONE. Tędy, tędy, ojcze mój, OJDIPUS. Ojej! Ojej! ANTIGONE. Ta twoja dola, ten ból! O tak! OJDIPUS. Oto ja jestem ten mąż, ANTIGONE. Wciąż jeszcze myślisz, wciąż Niepogrzebiony leży! OJDIPUS. Do swych rówieśnic idź! ANTIGONE. Dość mi łzy własne pić! OJDIPUS. Bogom modłami służ! ANTIGONE. Mają ich dosyć już! OJDIPUS. Idź w niedostępny bór. ANTIGONE. Był ongi czas OJDIPUS. O synowie mej ojczyzny! Oto jestem Edyp, człek, Szczęśliw będzie, kto sam jeden zdusił Sfingi straszną moc, CHÓR. Zwycięstw bogini wspaniała! |
III. TRAGEDYE LUDZI ZWYCZAJNYCH ELEKTRA Elektra.
Osoby dramatu.
Rzecz dzieje się u granic ziemi argiwskiej, w górach, przed zagrodą Elektry. Akcya rozpoczyna się przed wschodem słońca.
Na scenie WIEŚNIAK. Argiwski grodzie stary! Inacha odmęty, Lecz więzi ją w komnatach, ponieważ się trwoży, Zadawać, niech wie o tem, że on na to miano ELEKTRA. O nocy czarna, gwiazd tych złocistych macierzy! WIEŚNIAK. Przecz dla mnie, dziewko biedna, marnujesz tak życie? ELEKTRA. Przyjaciel, równy bogom, jesteś dla mnie, druhu! Ażebyś, powróciwszy z roboty, swą duszę WIEŚNIAK. Gdy tak ci się podoba, idź, choć wbrew mej radzie —
Na scenie jawi się w towarzystwie Pyladesa i świty
ORESTES. Pyladzie! Z pośród wszystkich tyś sam mi pozostał Uczynić ją spólniczką krwawego i, wreście, ELEKTRA. Przyspieszaj kroku, czas woła! * Pobudź-że dalej swe wargi, *
Przyspieszaj kroku, czas woła! *
Pobudź-że dalej swe wargi,
Trzeba mi z głowy zdjąć Niechaj się głośna skarga rozprzestrzenia, *
Ach! rań sobie głowę, rań!... K’tobie skieruje ona CHÓR DZIEWIC MYKEŃSKICH. Agamemnona płodzie! ELEKTRA. Nie święta, nie żadne stroje Na moich sukien łachmany! CHÓR. Wielka jest nasza bogini[49], ELEKTRA. Od skargi biednego człeka On, syn sławnego rodzica! PRZODOWNICA CHÓRU. Na dom twój i Helladę spadła klęska ostra, ELEKTRA. O biada mi, niewiasty!... Narzekać przestanę. ORESTES (zastępując jej drogę). Stań, biedna! Nic ci złego nie zrobią me dłonie. ELEKTRA. Na Fojba! Nie zabijaj! Na klęczkach cię proszę. ORESTES (chwytając ją za rękę). O, zabić raczej innych, to dla mnie rozkosze. ELEKTRA. Precz! odstąp! Nie dotykaj, czego-ć prawo wzbrania! ORESTES. Nikt niema tu większego prawa dotykania. ELEKTRA. A czemuż uzbrojony czaisz się za domem? ORESTES. Wysłuchaj, a wnet wszystko będzie ci znajomem. ELEKTRA. Wysłucham. W twych ja ręku! Odemnie-ś silniejszy! ORESTES. O bracie wieść ci niosę tej chwili dzisiejszej. ELEKTRA. Czy żyw jest, czy też umarł? O drogi, odpowiedz! ORESTES. Żyw! Naprzód wieść ci dobrą przynosi wędrowiec... ELEKTRA. Niech szczęście ci nagrodzi słodkie wieści twoje. ORESTES. Pragnąłbym, byśmy szczęście posiedli oboje. ELEKTRA. Śród jakich dróg się trudzi ten człek utrudzony? ORESTES. Niejeden lud poznając i niejedne strony. ELEKTRA. A może nawet nie ma powszedniego chleba? ORESTES. Ma, owszem. Lecz tułaczom nędz nie szczędzą nieba. ELEKTRA. Więc jakie polecenie masz od mego brata? ORESTES. Czy żyjesz, a gdy żyjesz, jak się wszystko-ć splata? ELEKTRA. Nasamprzód — czy nie widzisz zbiedzonej postaci? ORESTES. Ból gryzie cię. Człek, widząc to, wesołość traci. ELEKTRA. A głowa postrzyżona — pukli ani szczątka! ORESTES. Po ojcu czy po bracie żałobna pamiątka? ELEKTRA. Bo cóż od nich droższego może być dla człeka? ORESTES. A brat — jakże to mniemasz? — od siostry ucieka? ELEKTRA. Wiem, kocha mnie. Lecz druh to, dziś odemnie zdala. ORESTES. Mów, cóż ci dzisiaj w grodzie mieszkać nie pozwala? ELEKTRA. Zabójcze mnie tu więzi małżeństwo, to powód. ORESTES. Żal brata!... Męża twego mykeński rodowód? ELEKTRA. Nie takie żywił ojciec nadzieje w mej sprawie. ORESTES. Opowiedz-że mi wszystko, bratu to wyjawię. ELEKTRA. Zdaleka odeń mieszkam, w tej chatce wieśniaczej. ORESTES. Dom dobry dla pastuchów albo dla kopaczy. ELEKTRA. Mąż biedny, ale zacny, dusza dla mnie zbożna. ORESTES. W czem zbożność okazuje, jeśli wiedzieć można? ELEKTRA. Przenigdy nie śmiał zbliżyć się do mego łoża. ORESTES. Pogardza, czy go czystość powstrzymuje boża? ELEKTRA. Dostojność mego rodu ma przytem na względzie. ORESTES. Co? takie mu małżeństwo przyjemnem nie będzie? ELEKTRA. Ten — mniema —, co mnie wydał, postąpił bez prawa. ORESTES. Rozumiem. Przed Oresta zemstą jest obawa. ELEKTRA. Tak, lęka się on tego. Lecz i w Boga wierzy. ORESTES. Zaiste, człek to zacny! Dank mu się należy. ELEKTRA. Ach! gdyby raz już wrócił ten mój nieobecny! ORESTES. A matka czy pochwala ten postępek niecny? ELEKTRA. Nie dzieciom, jeno mężom sprzyjają kobiety. ORESTES. A czemże cię Ajgisthos tak skrzywdził, niestety?! ELEKTRA. Bym dziatwę miała lichą, temu mnie przydzieli. ORESTES. Miał lęk, byś nie zrodziła przypadkiem mścicieli? ELEKTRA. Do tego, widać, zmierzał. Ale mi zapłaci! ORESTES. Czy wie, żeś jest dziewicą, małżonek twej maci? ELEKTRA. Nic nie wie. Dlań ta sprawa jest dotąd tajemną. ORESTES (wskazując na Chór). A tym czy wolno słuchać twej rozmowy ze mną? ELEKTRA. Nie zdradzą ani twego ani mego słowa. ORESTES. Orestes jak się w Argos, wróciwszy, zachowa? ELEKTRA. Na ostrym mieczu wszystko!... Niewczesne pytanie! ORESTES. Morderców aby zgładzić, zali sił mu stanie? ELEKTRA. Miał siłę wróg, i on swe wytęży ostatki! ORESTES. A ty czy się przyczynisz do zabójstwa matki? ELEKTRA. Niech zginie od tej samej, co ojciec, siekiery. ORESTES. Mam donieść mu, że taki jest twój zamiar szczery? ELEKTRA. Ha! umrę, byle Matka wyzionęła ducha! ORESTES. Dlaczego słów tych twoich Orestes nie słucha!... ELEKTRA. Czyż jabym go poznała? Chyba nigdy w świecie! ORESTES. Nie dziwno, rozdzielono was od dziecka dziecię. ELEKTRA. Li jedenby go poznał w mych przyjaciół kole. ORESTES. Zapewne ten, co wyrwał z rąk śmierci pacholę. ELEKTRA. Tak, dawny piastun ojca, staruszek zgrzybiały. ORESTES. A zwłoki rodzicielskie zali grób dostały? ELEKTRA. Dostały, jak dostały, rzucone za progi. ORESTES. O biada! Co ty mówisz?! Litość budzi srogi Opowiedz-że mi wszystko, abym mógł się z bratem PRZODOWNICA CHÓRU. Ta sama chęć i w mojem również sercu wzrasta. ELEKTRA. Opowiem, gdy żądacie. Tak oto się składa, A ta się w barwnych sukniach idajskich panoszy, PRZODOWNICA CHÓRU. Twój mąż, widzę, nadchodzi. Wraca do zagrody, WIEŚNIAK. A cóż to są za ludzie przed moimi progi? Czy może czegokolwiek chcieć odemnie raczą? ELEKTRA. Najdroższy, bez podejrzeń! Niechże mi uwierzą WIEŚNIAK. Co? żyje? patrzy jeszcze na słoneczne rano? ELEKTRA. Tak mówią i nie wierzyć im niema przyczyny. WIEŚNIAK. A pomny losów ojca ten twój brat jedyny? ELEKTRA. Tak myślę. Ale tułacz wiele nie wydoła. WIEŚNIAK. Dla ciebie ci nie mają żadnych zleceń zgoła? ELEKTRA. I owszem, chcą się poznać z moimi losami. WIEŚNIAK. Ty w części im opowiedz, w części widzą sami. ELEKTRA. O wszystkiem-ci już wiedzą, znają me rozkosze. WIEŚNIAK. Więc czemu już do izby nie weszli?... O, proszę, Gościniec otrzymacie — ot, jaki się mieści ORESTES. To człowiek jest, co tai swe małżeństwo z tobą, ELEKTRA. Tak, on mnie, żałobą ORESTES. Dowody ludzkiej cnoty nie są utwierdzone, Człek z ludu, nic on nie ma, czemby się chełpliwie PRZODOWNICA CHÓRU. Me serce teraz większa rozpala już radość, ELEKTRA (do Wieśniaka). Ubóstwo swego domu znając, czemu gości WIEŚNIAK. Jeżeli są w istocie szlachetni, to w chlebie ELEKTRA. Jeżeliś już zawinił, że się z swą chudobą WIEŚNIAK. Chcesz, pójdę i starcowi o wszystkiem, co trzeba, Jak ciało pielęgnować, gdyby zachorzało. CHÓR. O wy przesławne okręty, *
Hen! od eubejskich wybrzeży Nadsłuchujące pędzą nimf gromady.
Mówił mi pielgrzym, co wrócił z Ilionu *
A zasię w polu środkowem tej tarczy Na niebios świetlistej łące, STARZEC. Gdzie jest ta moja młódka, ta moja królowa, Ta córa? Do tej chaty jak stroma jest droga! ELEKTRA. Czemu zapłakana STARZEC. Daremnie!... Lecz we mnie Zobaczę zarzezane i ślady krwi świeżej ELEKTRA. Słowa niegodne mędrca. Rzecz to oczywista STARZEC. Włóż stopę, w jego ślady, a nuż się dowiecie, ELEKTRA. Na drodze kamienistej komu się zdarzyło STARZEC. A możebyś poznała go po onej przędzy ELEKTRA. Czy nie wiesz, że dziecięce miałam jeszcze lata STARZEC. A gdzież są twoi goście? Chętnie ich zobaczę, ELEKTRA. Szybkimi właśnie z izby wychodzą krokami. STARZEC. Szlachetnie wyglądają, ale wygląd mami. ORESTES (który tymczasem w towarzystwie Pyladesa wszedł na scenę). Powitać, stary człeku! Niechże mi też powie ELEKTRA. On jeszcze mego ojca piastował, ten stary. ORESTES. I brata ci ocalił, by nie szedł na mary? ELEKTRA. Ocalił, jeśli jeszcze brat mój jest na świecie. ORESTES. A cóż mi się, staruchu, tak przypatrujecie? ELEKTRA. Oresta widzi druha, więc mu jest wesoło. ORESTES. Drogiego Orestesa!... (Wskazując na starca) Cóż tak skacze wkoło? ELEKTRA. I ja się temu dziwię... Nie wiem, co się stało! STARZEC. Podziękuj bogu, córko Elektro, ma chwało! ELEKTRA. Za to, czego nie mamy, czy za to, co mamy? STARZEC. Za skarb, który zyskujesz dziś, w chwili tej samej. ELEKTRA. Dziękuję już... Lecz k’czemu wszystko zmierza? powiedz! STARZEC. Racz spojrzeć, kto przed tobą... Najdroższy... wędrowiec... ELEKTRA. Że zmysły postradałeś, już dawno się boję... STARZEC. Że brata twego widzę, więc te zmysły moje — — — ? ELEKTRA. Co mówisz, ty mój stary?! Rzecz to niestworzona! STARZEC. Orestes między nami, syn Agamemnona! ELEKTRA. Lecz po czem go poznajesz, bym mogła dać wiarę? STARZEC. Nad brwią ujrzałem bliznę, owo piętno stare — ELEKTRA. Co mówisz?! I mym oczom znak-ci ten jest bliski! STARZEC. Więc czemu jeszcze zwlekasz paść w brata uściski? ELEKTRA. Nie zwlekam, starcze drogi! Twoje już dowody ORESTES. I jam cię nareście ELEKTRA. Nie myślało me serce niewieście — ORESTES. I jam się nie spodziewał... ELEKTRA. Tyś to, brat jedyny? ORESTES. Tak, ja, ten twój współłowiec, jeżeli me czyny CHÓR. Jesteś, o jesteś, ty dniu opieszały, ORESTES. Tak stań się! Powitania pierwsza rozkosz zbożna Lecz teraz, powiedz, starcze, boś się w samą porę STARZEC. Przyjaciół nie masz żadnych, moje biedne dziecię, ORESTES. Ażeby dojść do celu, jak działać należy? STARZEC. Wziąć życie Thyestydzie i twojej macierzy! ORESTES. Tak! pragnę tego wieńca. Lecz jak go dostanę? STARZEC. Do grodu dziś nie dotrą chęci niekłamane. ORESTES. Włócznicy strzegą króla? Pełno tam jest straży? STARZEC. Tak!... Sen z trwogi przed tobą rzadko mu się darzy. ORESTES. Wiem dobrze. Niech mnie, starcze, inna wesprze rada. STARZEC. Posłuchaj, oto właśnie coś na myśl mi wpada. ORESTES. Bodajbym dobrze pojął twe słowa zważone! STARZEC. Widziałem Ajgisthosa, wlokąc się w tę stronę. ORESTES. Gdzieś widział go? Mów! Serce z ciekawości ginie! STARZEC. Od pól tych niedaleko; zaraz przy stadninie. ORESTES. Co robił?!... Ach! nadzieja rośnie nad pojęcie! STARZEC. Zda mi się, że o nimfach myśli, o ich święcie. ORESTES. Dla dzieci, które są już, czy dla przyszłych dziatek? STARZEC. Ofiarę on gotuje, to wiem na ostatek. ORESTES. Jest z hufem, czy ma tylko domowników z sobą? STARZEC. Ma służbę. Nikt z Argiwów nie jest z nim tą dobą. ORESTES. A służba czy nie pozna, jeśli mnie zobaczy? STARZEC. Nikt ciebie z nich nie widział, wędrowcze tułaczy! ORESTES. A będą nam oddani, gdy zwyciężym w walce? STARZEC. I owszem, bo nie myślą inaczej służalce. ORESTES. Jak dotrzeć dziś do niego? Gdzie skierować stopy? STARZEC. Do rzeźni idź, tam on cię zobaczy w te tropy. ORESTES. Zda mi się, że przy drodze leżą jego włości. STARZEC. Spostrzegłszy cię, odraza zaprosi cię w gości. ORESTES. A gość to będzie gorzki, jeśli Bóg pozwoli! STARZEC. Co potem masz uczynić, sam już myśl w swej doli. ORESTES. I owszem. A gdzie teraz matka moja bawi? STARZEC. Jest w Argos, lecz na ucztę również się pojawi. ORESTES. Dlaczego tak odrazu nie jest męża bliska? STARZEC. Ma lęk, że lud się na nią z obelgami ciska. ORESTES. Rozumiem. Nienawidzą ją wszyscy w tem mieście. STARZEC. Tak, dobrze nikt nie życzy zbrodniczej niewieście. ORESTES. A jakżeż ja zabiję ją i jego razem? ELEKTRA. Mą rzeczą będzie matkę uśmiercić żelazem. ORESTES. Naonczas i ja z tamtym dobrze się załatwię. ELEKTRA. I starzec dopomoże swej kochanej dziatwie. STARZEC. Tak stanie się. Lecz jakie masz plany co do niej? ELEKTRA. Niech starzec Klytaimnestrze zaraz się pokłoni STARZEC. Już dawniej, czy też dzisiaj? Jak powiedzieć można? ELEKTRA. Że dzień właśnie dziesiąty, odkąd jestem chora. STARZEC. Lecz jakże ma sprowadzić śmierć matki ta pora? ELEKTRA. Pojawi się, słysząca o mojej chorobie. STARZEC. Azali ci się zdaje, że myśli o tobie? ELEKTRA. Tak, świetne narodziny swemi łzy obleje! STARZEC. Być może, lecz w tej sprawie jakie masz nadzieje? ELEKTRA. Jeżeli się pojawi, umrze wraz niecnota. STARZEC. Do domu twego wejdzie — musi wejść w te wrota. ELEKTRA. Czyż wówczas trudno zejść jej do Hadu przystani? STARZEC. Rad umrę, skoro ujrzę, iż się pomścisz na niej. ELEKTRA. Nasamprzód pokaż bratu, jaką ma iść drogą. STARZEC. Do miejsca, gdzie ofiarę składa Ajgist bogom? ELEKTRA. A potem matce powiedz to, com ci zleciła. STARZEC. Tak niby przez twe usta, moja córko miła? ELEKTRA (do Orestesa). Do czynu więc! Z morderstwem ty jesteś na przedzie! ORESTES. Już spieszę, tylko niechże kto mnie tam powiedzie. STARZEC. I owszem! rad zawiodę cię do jego progów. ORESTES. Ojczysty pomóż Zeusie, postrachu mych wrogów! ELEKTRA. O Hero, ty władczyni mykeńskich ołtarzy! ORESTES. Zwycięstwo daj nam dzisiaj! Los ściga nas wraży! ELEKTRA. O daj nam pomścić ojca! Nie zacieraj zbrodni! ORESTES. Ulituj się nad nami! Litości my godni! ELEKTRA. Ulituj się swych dzieci, wszak wyszliśmy z ciebie![52] ORESTES. Ty ojcze nasz, którego dziś mogiła grzebie! ELEKTRA. O ziemio, której oto dotykam się ręką! ORESTES. Pomóżcie swojej dziatwie, skończcie raz z jej męką! ELEKTRA. Zgromadźcie wszystkich zmarłych, wiedźcie ich na boje! ORESTES. Tych wszystkich, którzy ongi rozburzyli Troję! ELEKTRA. A którym w duszy wzgarda dla morderców leży. ORESTES. Czy słyszysz ty, coś tyle zniósł od mej macierzy? ELEKTRA. On słyszy, ten nasz ojciec! A teraz do dzieła! ORESTES. Wiem wszystko już! ELEKTRA. A pokaż, żeś jest mąż! Żeś godnie CHÓR. Odwieczna baśń, aż do ninie Z przesłodkich pieśni znan, *
Rozwarły się bramy świątynne,
Wtedy to, wtedy powytrącał Bóg *
Tak dawna baśń ta opowiada nam... PRZODOWNICA CHÓRU. Ehej! Ehej! Tumani tutaj złuda? łoskot się dobywa, ELEKTRA. Cóż stało się, me drogie? Czy co grozi komu? PRZODOWNICA CHÓRU. Wiem tylko, że się ku nam jęk śmiertelny słania! ELEKTRA. I ja, jakkolwiek z dalsza, słyszałam wzdychania. PRZODOWNICA CHÓRU. Dalekie to rzęrzenie, lecz dobrze je słyszę. ELEKTRA. Wrogowie, czy też nasi jęczą towarzysze? PRZODOWNICA CHÓRU. Nic nie wiem, zbyt się kłócą te krzyki złowieszcze. ELEKTRA (dobywając nóż, aby się przebić). Wezwanie to do śmierci! Po co zwlekać jeszcze? PRZODOWNICA CHÓRU. Powstrzymaj się! Nic przecie nie wiesz, co się dzieje! ELEKTRA. Padliśmy! Niema wieści! Straciłam nadzieję! PRZODOWNICA CHÓRU. Nadejdą! Zamordować króla wszak nie łatwo! Na scenę wpada POSEŁ. Mykeńska, chwałą zwycięstw otoczona dziatwo! ELEKTRA. Kto jesteś? Czem poręczysz prawdę mowy swojej? POSEŁ. Nie widzisz, że przed tobą sługa brata stoi? ELEKTRA. Najdroższy! Twojej twarzy, straszną czając trwogę, POSEŁ. Tak, zmarł! Ja to powtarzam dla twojego serca! ELEKTRA. Nareszcie sprawiedliwość nadeszła, bogowie! POSEŁ. Kiedyśmy z tego domu odeszli z powrotem, Zaś na to rzekł Orestes: »Jesteśmy z Tessalii, Niech giną nasze wrogi!« Na myśli miał ciebie Odrzecze na to tamten, — »o ty władco grodu! — CHÓR. Stań-że do tańca z nami, ELEKTRA. O światło! O poczwórny ty zaprzęgu Słońca! CHÓR. Przygotuj dla jego czoła Znów będą ELEKTRA (wróciwszy z izby, na widok Orestesa, który w towarzystwie Pyladesa i służby, niosącej zwłoki Ajgisthosa, wchodzi na scenę). Zwycięski Orestesie, zwycięskiego synu ORESTES. Nasamprzód dziękuj bogom, Elektro, gdyż oni Tej dziatwie napowietrznej przekaż ciało krwawe! ELEKTRA. Powiedzieć muszę słówko, jakkolwiek się boję. ORESTES. Dlaczego? Mów! Bez trwogi! Niema przyczyn dla niej! ELEKTRA. Natrząsać się z umarłych! Niejeden to zgani! ORESTES. Wyrzutów nikt nie będzie robił ci tej pory. ELEKTRA. Nasz naród do szemrania i obwiniań skory. ORESTES. Mów, siostro, co li zechcesz. Na nieprzejednanem ELEKTRA. Niech tak będzie! Od czego ja zacznę Na czele Hellenczyków, ty, co nigdy w ziemi Zakwitłszy na czas krótki. Co się innych tyczy PRZODOWNICA CHÓRU. Straszliwie wam zapłacił sprawca nieszczęść wielu, ORESTES. Do izby wnieść te zwłoki i okryć, by krwawa ELEKTRA (patrząc w kierunku drogi, wiodącej do miasta). Powstrzymaj się! Tu inna troska nam wyrasta. ORESTES. Czy jacy pomocnicy spieszą tu od miasta? ELEKTRA. Nie! Widzę rodzicielkę! Naszą widzę matkę! ORESTES. Więc sama tak się pięknie narzuca nam w siatkę? ELEKTRA. I w takiej lśni karocy, w takiej sukni złotej! ORESTES. Co czynić? Czy mordować? Mamy dość ochoty? ELEKTRA. Ujrzawszy postać matki, litujesz się wielce? ORESTES. Ach! jakże śmierć mam zadać naszej rodzicielce?! ELEKTRA. Co mego i twojego rodzica zgubiła? ORESTES. Fojbosie! Jakże błędna twej wyroczni siła! ELEKTRA. Któż inny nie pobłądzi, gdy Apollon w błędzie?! ORESTES. Śmierć zadać każe matce to jego orędzie! ELEKTRA. Cóż szkodzi, jeśli ojca pomścisz w tę godzinę? ORESTES. Niewinny, matkobójstwa ściągam na się winę! ELEKTRA. A jeśli go nie pomścisz, postąpisz niegodnie. ORESTES. Za matkę ja zapłacę, spełniwszy tę zbrodnię! ELEKTRA. A komu nie zapłacisz, gdy on nie pomszczony? ORESTES. Zły duch w postaci bóstwa popchnął mnie w te strony. ELEKTRA. Z trójnoga ci wieszczący? Czyż przypuścić można? ORESTES. Nie sądzę też, by wieszczba ta była tak zbożna! ELEKTRA. W tchórzostwo nie popadaj na wzór podłych osób. ORESTES. Więc mamże ją uwikłać w ten sam chytry sposób? ELEKTRA. W ten sam, w jaki zabiłeś Ajgista, jej męża. ORESTES. Więc spełnię straszne dzieło, jeśli tu zwycięża CHÓR. Witaj, królowo argolidzkiej ziemi, Na rozburzone zapędzi ich morze. KLYTAIMNESTRA. Trojanki, zejdźcie z wozu! Niechże mi pomogą ELEKTRA. Nie wolno-ż i mnie, matko, tknąć się dłoni twojej KLYTAIMNESTRA. Mam tutaj dosyć branek! Nie łudź się daremnie! ELEKTRA. Azali i ty branki nie zrobiłaś ze mnie? KLYTAIMNESTRA. Nikt inny, tylko ojciec sprawy to wiadome — Plan taki, jaki nigdy nie powinien w głowie Wstępuje w jego ślady, szuka przyjaciela. ELEKTRA. Masz prawo tak przemawiać, jeno, że ohyda KLYTAIMNESTRA. I teraz to powtarzam, nie cofnę, com rzekła. ELEKTRA. A jeśli mnie wysłuchasz, nie sprawisz mi piekła? KLYTAIMNESTRA. Bynajmniej. Mów, jak każe ci twe serce baczne. ELEKTRA. A zatem mówić będę i od tego zacznę: Zabiwszy już małżonka, ojcowski dobytek PRZODOWNICA CHÓRU. W małżeństwie traf li rządzi. Widzą nasze oczy, KLYTAIMNESTRA. Od dawna zawsześ ojca kochała, me dziecię, ELEKTRA. Za późno, macierzy, KLYTAIMNESTRA. Na siebie, nie na niego z trwogi baczyć muszę. ELEKTRA. Lecz czemu mąż twój ze mną taką toczy wojnę? KLYTAIMNESTRA. On taki! Lecz i serce twe jest niespokojne. ELEKTRA. Bo cierpi, lecz się chyba prędko uspokoi. KLYTAIMNESTRA. I on nie będzie również krzywy córce mojej. ELEKTRA. Pyszałek! Pośród naszej rozpiera się włości. KLYTAIMNESTRA. O widzisz, znów się jadzisz! Nowe wszczynasz złości! ELEKTRA. Już milczę — z trwogi przed nim, o tak, z trwogi wielkiej! KLYTAIMNESTRA. Poprzestań! Na co-ć trzeba twojej rodzicielki? ELEKTRA. Słyszałaś, żem dopiero wstała po połogu, Jak każe nam obyczaj. Ja-ć się na tem pono KLYTAIMNESTRA. Ta winna to uczynić, co cię rozwiązała. ELEKTRA. Sama się rozwiązałam — oto pomoc cała. KLYTAIMNESTRA. Co? Dom twój jest tak całkiem pozbawion sąsiadów? ELEKTRA. Nikt z swoją się przyjaźnią nie kwapi do dziadów. KLYTAIMNESTRA. Więc pójdę i że dziecko dni ma przepisane, ELEKTRA. Idź, idź pod dach ten biedny. Suknię ci osmoli Wyświadcza łaskę tobie, a ty za zatratę CHÓR. Kara dościgła grzech! *
Powrotna fala praw, A ona, ten potwór żony, KLYTAIMNESTRA (z wewnątrz). O dzieci! Nie mordujcie swojej rodzicielki! CHÓR. Słyszycie krzyk ten wielki? KLYTAIMNESTRA (j. w.). Ratunku! Raty! Przeraty! CHÓR. I ja żałuję, że na tej Gdzież drugi ród ten naszą zamieszkuje ziemię, ORESTES. O Ziemio! O Zeusie! ty boże, ELEKTRA. Nie! Ja tu winna jestem i ja z tobą płaczę! CHÓR. O dolo, gorzka dolo matki-rodzicielki! *
ORESTES. Okrutnyś hymn zemsty, o Febie, Na jakie zwrócę się łany, ELEKTRA. O gore mi! o gore! Gdzież zwrócić mam serce? CHÓR. Wiatr inny, o tak, inny powiał duszy twojej!
Widziałaś, o siostro ty miła, CHÓR. Wiem, że-ć się serce krajało, *
ORESTES. Dotknęła się mego lica CHÓR (do Elektry). O najbiedniejsza z nędzarzy!
ORESTES. Jam nie spoglądał w jej lice — ELEKTRA. Ja dodawałam zachęty, CHÓR. Mord najstraszliwszy spełniono! ORESTES. Masz, zakryj zwłoki macierzy, ELEKTRA. Idź, miła ty, czy nie miła! CHÓR. Oby z nią razem ustało KASTOR. Agamemnona synu, posłuchaj! Dwóch braci Okręty druzgocącej, jawim się w tej ziemi Wyroczni kazał matkę zabić. Od tej pory CHÓR. Czy wolno nam, Zeusa synowie, KASTOR. Wolno, bo krew was nie plami, ORESTES. A ja czy mogę tu z wami KASTOR. Możesz, gdyż mord twej macierzy CHÓR. Bogowie i bracia jesteście KASTOR. Jest Przeznaczenie na świecie — ELEKTRA. Cóż dla mnie Fojbos tu znaczy? KASTOR. Wspólne tu wasze siły Ślą wam niebiosy — ORESTES. Niedawnom cię ujrzał, straciwszy za młodu, KASTOR. Ma dom i męża-kochanie, ORESTES. Czem człek jest bardziej stroskany, KASTOR. Krzep się i nie trać ducha! ELEKTRA. Pierś przytul do piersi mojej, ORESTES. Niech mnie obejmie twe ramię! KASTOR. Każdego słowo to złamie, ORESTES. Już cię nie ujrzę po wiek! ELEKTRA. Już nie popatrzę ja ci w oczy bratnie! ORESTES. To moje z tobą rozmowy ostatnie! ELEKTRA. Żegnaj mi, grodzie! ach! ORESTES. Ach! już odchodzisz odemnie! ELEKTRA. Tak, jestem już w drodze, ORESTES. Weź, Pyladesie, Życie nieutrudzone KASTOR. Tym śluby są w myśli. Ty zasię do ziemi CHÓR. Żegnajcie! Cieszcie się, kto cieszyć się umie! HELENA Helena.
Osoby dramatu.
Rzecz dzieje się w Egipcie, na wyspie Faros.
Pałac królewski. Obok grobowiec Proteusza.
Przy grobowcu HELENA. Tu oto płyną Nilu nieskalane wody, Upajał się, jeżeli baśnie prawdę głoszą. I jestem tu, zaś męża wojenna zawieja TEUKROS. Któż w zamku tym warownym berło władzy trzymie? Przepodłe, znienawidzą bogowie! Na ziemi HELENA. Jakiemiż to słowy TEUKROS. Zbłądziłem! Gniew mnie uniósł więcej, niż wypada. HELENA. Kim jesteś? kim? i skądże przybywasz w te strony? TEUKROS. Z krainy nieszczęśliwych Achajów przychodzę. HELENA. Nie dziwy, że Heleny nienawidzisz srodze. TEUKROS. Nazwisko moje Teukros, rodzimą ostoję HELENA. A tu do nadnilowych skądś się wziął zagonów? TEUKROS. Przybłęda, wypędzony z swej ojczystej niwy. HELENA. A któż ciebie wypędził, człeku nieszczęśliwy? TEUKROS. Telamon, własny rodzic, przyjaciel jedyny. HELENA. Dlaczego? Snać z jakiegoś nieszczęścia przyczyny? TEUKROS. Że Ajas, brat mój, zginął pod murami Troi. HELENA. A jakże to? Czy może poległ z ręki twojej? TEUKROS. Na własny miecz się nadział, padł od swego miecza. HELENA. Oszalał! Tak nie czyni zdrowa dusza człecza. TEUKROS. Achilles, syn Peleja, chyba ci jest znany? HELENA. I on co do Heleny miał ożenku plany. TEUKROS. Gdy legł, o jego zbroję wszczęli spór rycerze. HELENA. I to zgubiło brata? W jakiejże to mierze? TEUKROS. Że inny dostał zbroję, on śmierć zadał sobie. HELENA. I ciebie to zgubiło, że on dzisiaj w grobie? TEUKROS. Tak, ginę, bo z nim razem nie wybrałem skonu. HELENA. I tyś był, przyjacielu, w grodzie Ilionu? TEUKROS. I burząc jego twierdzę, i siebiem zmarnował. HELENA. Czy padł, trawiony ogniem? W gruzach się pochował? TEUKROS. Gdzie mury jego stały, ani ślad nie został. HELENA. Przez ciebie los, Heleno, tak Frygów wychłostał! TEUKROS. I nas. Achajów, również! Nieszczęście jest wszędzie. HELENA. Gdy padła ona twierdza, ile czasu będzie? TEUKROS. Lat płodnych prawie siedem mija od tej chwili. HELENA. A ileście pod Troją czasu przepędzili? TEUKROS. Miesiące po miesiącach lat dziesięć minęło. HELENA. A z nią, z ową Spartanką, czy skończone dzieło? TEUKROS. Za włosy wziął Menelaj i wlókł ją z powrotem — HELENA. Widziałeś nieszczęśnicę, czy słyszałeś o tem? TEUKROS. Jak ciebie, tak na własne widziałem ją oczy. HELENA. A może mamidłami jakiś bóg was mroczy. TEUKROS. Gadajmy o czem innem nie mówmy już o niej. HELENA. Tak pewną jest ta pewność? Nic jej nie przegoni? TEUKROS. Widziałem, tak, i duch mój widzi ją i ninie. HELENA. Menelej czy z małżonką jest w swojej dziedzinie? TEUKROS. Ni w Argos jego niema, ani nad Eurotą. HELENA. Z nieszczęsną dla nieszczęsnych rzekłeś to ochotą! TEUKROS. Z małżonką ponoć przepadł, takie wieści chodzą. HELENA. Argiwy powracali nie pod jedną wodzą? TEUKROS. I owszem, ale burza rozbiła okręty. HELENA. A jakich wód zwichrzone niosły ich odmęty? TEUKROS. Płynęli właśnie środkiem egejskiego morza. HELENA. Nikt nie wie, czy go pomoc ocaliła boża? TEUKROS. Nie! W Grecyi raczej myślą, że przepadł w tej burzy. HELENA. O rety!... Thestiadzie jakże szczęście służy? TEUKROS. Co? Ledzie? I ją również kryje już mogiła. HELENA. Czy może hańba córki nieszczęsną zabiła? TEUKROS. Podobno stryczek zdławił szlachetną jej szyję. HELENA. Dwu synów Tyndarowych żyje czy nie żyje?[57] TEUKROS. Nie żyje a i żyje. Dwie są o tem wieści. HELENA. A która z nich jest lepsza? (Na stronie) O moja boleści! TEUKROS. Ku gwiazdom wyniesieni, są jako bogowie. HELENA. Przepięknie-ś to powiedział!... Co druga wieść powie? TEUKROS. Dla siostry się przebiwszy, wyzionęli ducha. Boleścią... Po com przybył w te królewskie progi? HELENA. Sam wiatr ci wskaże drogę, ty zaś te rubieże TEUKROS. Niewiasto! Cnieś to rzekła! Wdzięczność ma bez granic! HELENA. W tej wielkich strapień rozterce Na moje smutki, rozpacze!?
Skrzydlate córki Ziemi, CHÓR branek helleńskich. Na kędzierzawej łące, Gdzie złotych skier tysiące
HELENA. Ojej! Ojej! Nieszczęsną ach! zabójczynię, CHÓR. Ajaj! Ajaj! Z niebieskiej przypłynął góry, HELENA. Któż z Frygów — o raty! przeraty! —, Do mej siedziby w gości, PRZODOWNICA CHÓRU. Los nęka cię, wiem o tem, lecz dla ludzkiej dziatwy HELENA. O jakaż, drogie moje, dola nieszczęśliwa Niewinna, lecz cóż ze mną ma niewinność czyni!? PRZODOWNICA CHÓRU. Skądkolwiek się, Heleno, ten nasz przybysz bierze, HELENA. Wyraźnie mi powiedział, że zginął małżonek. PRZODOWNICA CHÓRU. I kłamstwa się rozsiewa bez żadnych osłonek. HELENA. Rozsiewa się i prawdę, łatwą do poznania. PRZODOWNICA CHÓRU. Twój umysł, miast ku dobru, ku złemu się skłania. HELENA. Lęk straszny mnie popędza i trwoga mnie goni. PRZODOWNICA CHÓRU. A ci z tego pałacu czy życzliwi-ć oni? HELENA. Życzliwi, prócz jednego, co się stara o mnie. PRZODOWNICA CHÓRU. Wiesz, odejdź od grobowca, radzę ci niezłomnie. HELENA. Dlaczego? W jakim celu? Jaka stąd nadzieja? PRZODOWNICA CHÓRU. Do zamku idź, ażeby się wnuki Nereja, A ona ci o wszystkiem opowie. Gdy ninie HELENA. Słucham, drogie, waszych rad! CHÓR. Z naszą wolą wzywasz nas! HELENA. Co za gorzki, straszny czas! CHÓR. Nie obwieszczaj naprzód zła! *
HELENA. Ach! gdzież mi się podział mąż? CHÓR. Wróż li dobro sobie, wróż! HELENA. Zali leży w grobie już? CHÓR. Co-ć się zdarzy w doli twej,
HELENA. Ach! na świadka ja w tym czasie CHÓR. Że nie żyje —? HELENA. Na mą szyję CHÓR. Niechże, niech HELENA. O Trojo ty biedna! Przez czyny Paznogciem lice różowe MENELAOS. O ty, coś Oinomaa na pisańskim torze Pelopsie, nie zginąłeś, kiedy ucztę z ciebie Ażeby ciekawości nie wzbudzało moje STARUSZKA (w bramie uchylonej). A któż to tam u bramy? Cóż to za niecnota MENELAOS. Staruszko! Juści słowa twoje nie rozkosze! STARUSZKA. A pójdziesz ty mi precz stąd?! Tędy droga, tędy! MENELAOS. Nie gwałtuj! Nie groź pięścią. Nie bądź mi tak wściekła! STARUSZKA. Sam sobie jesteś winien! Nie słuchasz, com rzekła. MENELAOS. Zamelduj-że mnie państwu, wszystko dobrze będzie. STARUSZKA. O, ładnieby mnie twoje sprawiło orędzie! MENELAOS. Rozbitek, cudzoziemiec, któż mnie ruszyć może?! STARUSZKA. Pomocy szukaj w innym, lecz nie w naszym dworze! MENELAOS. Nie! Tutaj chcę się dostać! Spełnij me żądanie. STARUSZKA. Natrętnik! Zaraz ci się, co trzeba, dostanie. MENELAOS. Ach! ach! Gdzie to się moje zastępy podziały!? STARUSZKA. W swym własnym może domu żyłeś pełen chwały. MENELAOS. O Boże! Co ja znoszę! Jakżeż los się zmienia! STARUSZKA. Dlaczego w łzach twe oczy?! Po czem te westchnienia? MENELAOS. Po doli mej szczęśliwej, a dzisiaj minionej! STARUSZKA. Idź łzami się zalewać w swe ojczyste strony. MENELAOS. A cóż to za kraina? Dom jakiego pana? STARUSZKA. Proteja; zaś Egiptem ziemia ta nazwana. MENELAOS. Egiptem?!... O ja biedny! Gdzie ja się dostałem! STARUSZKA. Nilowi cóż zarzucisz w jego pięknie całem? MENELAOS. Zaiste, nic! Nad własną ubolewam dolą! STARUSZKA. Losy nie tylko ciebie, lecz i innych bolą. MENELAOS. Czy w zamku król, o którym warga twa wspomina? STARUSZKA. W tym grobie on; synowa to dzisiaj dziedzina. MENELAOS. A syn ten gdzie jest teraz? Za domem czy w domu? STARUSZKA. Za domem. Nie przepuści on z Greków nikomu. MENELAOS. A jakaż jest w tem wszystkiem moja wina żywa?! STARUSZKA. Helena, córka Zeusa, w dworcu tym przebywa. MENELAOS. Co mówisz?! Co powiadasz?! Powtórz to! Otwarcie! STARUSZKA. Tyndara dziecko, mówię. Była ongi w Sparcie. MENELAOS. Skąd przyszła? Obznajmij mnie ze sprawy wszystkiemi. STARUSZKA. Z Lakedajmonu przyszła i jest dziś w tej ziemi. MENELAOS. A kiedy?... (Do siebie) Czyżby z groty wziął kto żonę moją? STARUSZKA. Nim jeszcze Achajowie stanęli pod Troją. MENELAOS (sam). Co rzec? Co tu powiedzieć? Słowa, które słyszę, U królów! Lecz cóż robić, gdy taka potrzeba?! CHÓR. Słowa ja wróżki-dziewicy HELENA. I oto znowu wracam pod pomnik grobowy, Że wróci, tą wędrówką wyćwiczon tułaczą, MENELAOS. Dlaczegóż to obrazie szalonej kobiety, HELENA (do Chóru). Ktoś skrzywdzić mnie tu pragnie, zastępuje drogę MENELAOS. Nie jestem ja rabusiem ni sługą zbrodniarza. HELENA. A strój nosisz ohydny, który mnie przeraża. MENELAOS. Rzuć trwogę i pohamuj szybkie kroki swoje. HELENA. Dopadłszy tego grobu, już bezpieczna stoję. MENELAOS. Kim jesteś?... Przed mem okiem co za obraz stawa!?... HELENA. A ty co zacz? Te same mam się pytać prawa. MENELAOS. Snać większe podobieństwo nigdy się nie złoży. HELENA. O Boże! Gdyż odnaleźć druha dar to boży! MENELAOS. Z Hellady, czy też z tego kraju jesteś rodem. HELENA. Z Hellady. I ty swoim pochwal się wywodem. MENELAOS. Podobnaś do Heleny nad wyraz! O, wiera! HELENA. A ty do Menelaja, aż mi dech zapiera! MENELAOS. O, najnieszczęśliwszego masz tutaj człowieka! HELENA. Pójdź w żony swej objęcia! Zbyt długo już czeka! MENELAOS. Co? Żony? Jakiej żony?... Od mej sukni wara! HELENA. Tak, żony, którą wziąłeś z rąk ojca, Tyndara. MENELAOS. Przyjazne szlij nam widma, Hekate świecąca! HELENA. Nie z widm ci ja przydrożnej bogini tysiąca. MENELAOS. Dwu niewiast ja małżonkiem przecież być nie mogę. HELENA. A którąś-że to drugą wziął na życia drogę? MENELAOS. Tę, w grocie tam ukrytą, z Frygii przywiezioną. HELENA. Ja tylko, żadna inna, jestem twoją żoną. MENELAOS. Czy zmysły mnie odbiegły? Bielmo jakieś mroczy? HELENA. Małżonki nie poznajesz, patrząc w moje oczy? MENELAOS. Pewności nie mam żadnej, choć ta sama postać. HELENA. Przyglądnij się, gdzież lepszych ci dowodów dostać? MENELAOS. Podobnaś! tak, zaprzeczać ja się nie ośmielę. HELENA. Nad oczy twe gdzież lepsi są poręczyciele? MENELAOS. W tem sęk, że druga żona jest tam, w grocie mojej. HELENA. Nie ja, lecz tylko obraz mój przebywał w Troi. MENELAOS. Postaci, obdarzone wzrokiem, któż je tworzy? HELENA. Z eteru są; niewiasta-ć wyszła z ręki bożej. MENELAOS. Kto z bogów dał jej kształty? Prawisz istne dziwy. HELENA. Hera, by ze mną Paris nie bywał szczęśliwy. MENELAOS. Że byłaś tu i w Troi, jakżeż to się stało? HELENA. W przeróżnych miejscach imię może być, nie ciało. MENELAOS. Precz! Dość przyniosłem nieszczęść, dość okrutnej kary. HELENA. Porzucasz mnie, by puste uprowadzać mary? MENELAOS. Szczęśliwa bądź, gdyż tamtej podobna-ś Helenie. HELENA. Znalazłam cię, lecz mężem już cię ach! nie mienię! MENELAOS. Ja więcej tamtym[61] trudom wierzę, niźli tobie. HELENA. Odemnie któraż z niewiast w większej jest żałobie? GONIEC. O, długom ja się błąkał po cudzej krainie, MENELAOS. Czy może dzicz napadła na wasze pustkowie? GONIEC. Cud stał się niepomierny, na świecie jedyny. MENELAOS. Mów! Wyjaw mi pospiechu twojego przyczyny. GONIEC. Powiadam, żeś napróżno znosił tyle trudów. MENELAOS. Żal dawny!... Ale dzisiaj cóż za cud to cudów? GONIEC. Małżonka twoja uszła w powietrzne przestwory Przetrwawszy czas, o ile było mi go trzeba, (Spostrzegłszy Helenę).
O, witaj, córko Ledy! Więc tu widzę ciebie. MENELAOS. Więc tak się mają sprawy. Ze słowami posła HELENA. Najdroższy mój małżonku! Boleść zwyciężona! MENELAOS. I ja, żeś w mych uściskach... Tak bujny jest wątek HELENA. Włosy się moje podnoszą Która w mem sercu gości. MENELAOS. Kto ach! kto słodycz wypowie HELENA. W dobro się zło przemieniło MENELAOS. Tak, posieść szczęście ci trzeba! Do nieba Gdzie dwoje wspólne ma łoże, HELENA (do Chóru). O drogie, me drogie! Ma dusza MENELAOS. Ty mnie masz, ja ciebie! Tysiące HELENA. Co powiem?! Któż, wiecie, na świecie MENELAOS. Ty w moim! A ze mną mój lud W nieszczęsne jej mury... Na Boga! HELENA. Ach! ach! Jakże gorzka ta droga, MENELAOS. O mów! Niechże usłyszę! Wszystko-ć z ręki nieba. HELENA. Wstręt czuję dziś do tego, co mówić mi trzeba. MENELAOS. A jednak mów! Człek chętnie przeszły ból wspomina. HELENA. Rozfalowana MENELAOS. Jakież to bóstwo, czy też losów bieg HELENA. Hermes, małżonku, syn boży, syn boży MENELAOS. Lecz któż cię tu kazał nieść? HELENA. Płakałam i dziś mi z pod powiek MENELAOS. Co? Hera? A skąd, powiedz, ta złość jej niemiła? HELENA. O raty! Nieszczęścia wy moje! MENELAOS. I po tym cię wyroku tak skrzywdziła Hera? HELENA. Wiera! MENELAOS. Jakżeż to idzie? HELENA. Ta mnie przyrzekła bowiem Parysowi. MENELAOS. Któż twe nieszczęście wysłowi! HELENA. Nieszczęsną przenieszczęśliwie MENELAOS. Miast ciebie HELENA. O, grzebie MENELAOS. Cóż to ma znaczyć? HELENA. Nie żyje! MENELAOS. A gdzie jest nasza córka? Żyje Hermione? HELENA. Bez męża, o mężu, bez dziatek, MENELAOS. W nieszczęściu-ś pogrążył mnie grubem, HELENA. A mnie, przeklętą sprawczynię tej doli, PRZODOWNICA CHÓRU. Jeżeli was w przyszłości losy nie zawiodą GONIEC. I ja tę waszą radość chcę podzielić szczerze, MENELAOS. Mój stary! radzi słyszym i rozmowę twoją. GONIEC (wskazując na Helenę). Nie ona-ć to sprawczynią naszych klęsk pod Troją? MENELAOS. Bynajmniej! Bóg mamiące zesłał nam widziadło: GONIEC. Co? Nasze to nieszczęście z obłoku się wzięło? MENELAOS. Tak jest, to było Hery i trzech bogiń dzieło. GONIEC. Ta żywą jest istotą? Co? I twoją żoną? MENELAOS. I owszem, prawdę-ć tobie daję potwierdzoną. GONIEC. O córko! Jak przedziwną jest istota Boga Niezmiennej szczęśliwości nie zna nikt na świecie. MENELAOS. Ponieważ, mój staruszku, zniosłeś bardzo wiele Jednakiej uczestnicy, jeśli Bóg pozwoli, GONIEC. Tak stanie się, mój władco! Lecz jakże marnemi PRZODOWNICA CHÓRU. I ja tak samo myślę. I ja się nie mylę, HELENA. I owszem!... Tak, jak dotąd, dobrze ma się sprawa, MENELAOS. Za jednym mnie zachodem pytasz o zbyt, wiele. HELENA. O, lepsza twa odpowiedź, niż pytanie moje, MENELAOS. Pod Troją przebyliśmy lat dziesięć, a potem HELENA. O rety! Tyle czasu! Ocalon, tej chwili MENELAOS. Niewiasto! Słowa twoje podobne do gromu! HELENA. Masz zginąć z ręki męża, pana tego domu. MENELAOS. A cóż ja uczyniłem, że mnie zabić może? HELENA. Przychodzisz mu nie wporę: chce posiąść me łoże. MENELAOS. Co mówisz? Któż o rękę mej żony się stara? HELENA. I gwałt chciałby mi zadać — lecz odemnie wara! MENELAOS. Czy który z wielkomożów, czy pan tej dzierżawy? HELENA. Proteja syn, król ziem tych, tak na mnie łaskawy. MENELAOS. Zagadki starej sługi rozwiązanie mamy. HELENA. U której barbarzyńców przystanąłeś bramy? MENELAOS. U tej!... A, jak żebraka, precz mnie odegnano! HELENA. Prosiłeś o jałmużnę?... O krwawiąca rano! MENELAOS. Tak było, jenom tego wyrazu nie użył. HELENA. Już wiesz, jakby zalotnik rad mi się przysłużył. MENELAOS. Tak, wiem, a tylko nie wiem, czyś mu się poddała. HELENA. O nie! Nienaruszona moja wierność cała. MENELAOS. A któż mi to poręczy? Radbym wierzyć tobie. HELENA. Nie widzisz nieszczęsnego łożyska przy grobie? MENELAOS. Trzcinową widzę podściel, ale cóż ci po niej? HELENA. Przed jego zabiegami szukam tutaj schroni. MENELAOS. Czy taki tu obyczaj, czy też brak ołtarzy? HELENA. Tu nic mi, jak w świątyni, złego się nie zdarzy. MENELAOS. Więc wywieść cię nie mogę przez tego człowieka? HELENA. Śmierć raczej, niśli ręka moja ciebie czeka. MENELAOS. Najnieszczęśliwszy z ludzi byłbym ci ja wtedy! HELENA. Uciekaj z tego kraju! Uniknij tej biedy! MENELAOS. Mam rzucić tę, dla której zburzyłem gród Troi?! HELENA. O lepsze to, niż ginąć dziś dla ręki mojej. MENELAOS. Niegodna to Ilionu porada, niemęska. HELENA. Ty króla nie ubijesz, choćbyś chciał — w tem klęska. MENELAOS. Nie sięgnie go żelazo? Niema takich mieczy? HELENA. Spróbuj! Mędrzec się chwyta li możebnych rzeczy. MENELAOS. A cóż to? Mam się milczkiem dać spętać?! Na nieba! HELENA. W kłopocie widzę jesteś!... Tu podstępu trzeba. MENELAOS. Po czynie umrzeć słodziej, niśli po bezczynie. HELENA. A jednak jest nadzieja, jest środek jedynie — — — MENELAOS. W przekupstwie, czy odwadze, czy wymownem słowie? HELENA. Jeśli się król o twojem przybyciu nie dowie. MENELAOS. Któż da mu znać? Nikt nie wie, kto jest u tych progów. HELENA. Ma w domu pomocnicę, podobną do bogów. MENELAOS. Głos jakiś idzie z kątów, co proroctwa niesie? HELENA. Nie, siostrę ma przy sobie, Theonoe zwie się. MENELAOS. Nazwisko jak wyrocznia. Cóż ta nam wypłata? HELENA. Wszechwidną jest, o tobie powiadomi brata. MENELAOS. Więc umrę! Niema rady, ukryć się nie można? HELENA. A może ją nakłoni nasza prośba zbożna? MENELAOS. Do czego? Masz nadzieję? W czem jest nasza siła? HELENA. By bratu obecności twej nie objawiła. MENELAOS. Czy wówczas da się uciec? Czy nas nie wyśledzą? HELENA. Tak, da się! nigdy bez niej, tylko za jej wiedzą. MENELAOS. To twoja rzecz; niewiasta z niewiastą się łączy. HELENA. Kolana jej uścisnę chyba jak najrączej. MENELAOS. A jeśli naszej prośby ona nie wysłucha? HELENA. To ja muszę iść zamąż, ty wyzioniesz ducha. MENELAOS. Więc zdradzisz, w musie mając wykręty gotowe. HELENA. Przysięgę uroczystą składam na twą głowę — — MENELAOS. Że zginiesz, a odrzucisz wszelkie związki zdradne? HELENA. Tak, od jednego miecza! Przy twym boku padnę. MENELAOS. Więc podaj mi prawicę, pragnę mieć porękę. HELENA. Tu, masz ją! Gdy ty umrzesz, i ja skończę mękę. MENELAOS. I ja, pozbawion ciebie, nie myślę żyć dalej. HELENA. Jak umrzeć, byśmy przytem i chwałę zyskali? MENELAOS. Wprzód z tobą, potem z sobą na tej tu mogile PRZODOWNICA CHÓRU. O sprawcie to bogowie, aby w dom Tantala HELENA. O biedna ja niewiasta! Nieszczęsne me losy! Z pałacu, w towarzystwie służebnic z pochodniami w ręku, wychodzi
THEONOE (do jednej i drugiej służebnicy). Ty nieś przed mymi kroki płonącą pochodnię, I twego sobowtóra... (Do Menelaosa) O, żal mi, żal ciebie! HELENA. Dziewico, do twych kolan przypadam i szczerze Lecz wybaw nas z niedoli. Swej się szlachetności Nie gardził. W całej Grecy i taką się li ceną PRZODOWNICA CHÓRU. Twe słowa budzą litość, a i twoja postać MENELAOS. Bym klękał u twych kolan, juści nie wypada, Lecz tego ja zaszczytu, jeśli to zaszczytem Chciał spędzić nas z grobowca, ja jednym zawodem PRZODOWNICA CHÓRU. Ty, dziewico, zadaj kres tej sprawie: THEONOE. Z natury mam ja w sobie dość woli i siły, Z czemś ty się u mogiły odezwał, w te pędy PRZODOWNICA CHÓRU. Nie będzie ten szczęśliwy, kto cnotę bezcześci — HELENA. Co wieszczki tej dotyczy, mój Menelaosie, MENELAOS. Posłuchaj mnie: od kiedy bawisz na tym dworze HELENA. Co mówisz? Snać pod dobrą wyrzekłeś to wróżbą MENELAOS. Czy mogłabyś którego ze stajennych ludzi HELENA. Udałoby się może. Lecz którymi szlaki, MENELAOS. Niepodobieństwo, prawda! A gdybym się w bramy HELENA. O nie przemilczałaby twego przedsięwzięcia MENELAOS. Nie mamy nawet łodzi, by zbiedz z ręki kata — HELENA. A może coś mądrego niewiasta wydębi? MENELAOS. Zła wróżba! Lecz jeśli to ma nas z tych obrotów HELENA. Po białogłowsku będę żałować cię srodze MENELAOS. A jakżeż to ma zbawczo zmienić nasze losy? HELENA. Poproszę, jako mąż mój utonął, nie żyje, MENELAOS. Przypuśćmy, że pozwoli, jakąż wtedy siłą HELENA. Poproszę go o statek, że niby się godzi MENELAOS. I owszem. Tylko jedno: Może czynić wstręty HELENA. W Helladzie, tak mu powiem, inne są w tym względzie MENELAOS. Tem sprawę tę naprawisz. Potem, mając ciebie HELENA. Ty przedewszystkiem musisz być przy tem i oni, MENELAOS. A skoro na kotwicy będzie łódź, tej chwili HELENA. Ty wszystkiem masz kierować. Oby tylko w żagle MENELAOS. Nareszcie mnie ocalą niebiosa łaskawe. HELENA. Od ciebie! Tyś sam jeden dotarł do ostoi, MENELAOS. Zaiste, przyodziany łachmanów ostatkiem, HELENA. Na dobre-ć wyszła strata wspaniałej odzieży, MENELAOS. Czy razem z tobą wejść mam w tego domu progi, HELENA. Pozostań, bo jeżeli chciałby zadać tobie Włos obciąć, szaty białe na czarne zamienię CHÓR. O ty, co swoje leże Przemelodyjne wydobywasz tony *
Niejeden-ci z Achajów, Płomieniem pochodni swojej
Co Bogiem, co nie Bogiem, co jest między jednem Albowiem w całej Helladzie niestety! *
O głupi, co się chwały chcą dobijać w wojnie, W otoczeniu świty wraca z polowania THEOKLIMENOS (zbliżając się do grobu ojca). Witaj, pomniku ojca! Złożyłem cię w grobie Helena z postrzyżonymi włosami i w szatach żałobnych, wychodzi z pałacu.
Powiedz, czemu na żałobne szaty Zmieniłaś suknię białą? Gdzież twój włos bogaty? HELENA. O władco — tym tytułem już cię dzisiaj darzę —! THEOKLIMENOS. I jakaż to cię znowu katuje zagłada? HELENA. Menelej — jak to wyrzec?! — nie żyje! O biada! THEOKLIMENOS. [Niemiła wieść, jakkolwiek sprzyja doli mojej.] HELENA. Tak, od niej i od tego, co był śmierci świadkiem. THEOKLIMENOS. Więc z wieścią — a czy pewną? — wszedł tu ktoś ukradkiem? HELENA. Tak, przyszedł! Oby miał się według moich chęci! THEOKLIMENOS. Dokładniej chcę usłyszeć! Gdzie on? Gdzie się kręci? HELENA. Ot, siedzi, przycupnąwszy, na stopniach mogiły. THEOKLIMENOS. O, jak go szpeci łachman, Apollinie miły! HELENA. O biada! Tak zapewne i mąż mój odziany! THEOKLIMENOS. Skąd rodem on? Skąd przybył na te nasze łany? HELENA. Grek, jeden z Achajczyków, druh mojego męża. THEOKLIMENOS. A jaką, mówi, śmiercią zmarł on? Od oręża? HELENA. Najopłakańszą, w morskim utonął odmęcie. THEOKLIMENOS. Po jakich obcych wodach płynął w swym okręcie? HELENA. O Libji on się brzegi rozbił bezportowe. THEOKLIMENOS. A ten jakżeż sam jeden ocalił swą głowę? HELENA. Szczęśliwszy od dostojnych bywa człowiek płony. THEOKLIMENOS. Gdzie statku szczęt zostawił, przybywszy w te strony? HELENA. Gdzie sam był winien zginąć zamiast Meneleja. THEOKLIMENOS. Na jakiejż go tu łodzi przygnała zawieja? HELENA. Zabrali go przypadkiem płynący żeglarze. THEOKLIMENOS. Zabrane zamiast ciebie gdzie to licho wraże? HELENA. Obłoczny twór masz w myśli? Uniósł się w powietrze. THEOKLIMENOS. Któż myślał, że cię, Trojo, jakieś nic tak zetrze! HELENA. Ach! Wobec Priamidów i jam zawiniła! THEOKLIMENOS. Czy męża-ć on pogrzebał? Kryje go mogiła? HELENA. Bynajmniej, nie pogrzebał! Nieszczęsne me losy! THEOKLIMENOS. Dlatego więc obcięłaś jasne swoje włosy? HELENA (wskazując na grobowiec, dwuznacznie). Kimkolwiek jest, co jest tu, zawsze drogi będzie. THEOKLIMENOS. Czy jest po czem żałować? Jest słuszność w tym względzie? HELENA. A łatwoby ci było zapomnąć swej siostry? THEOKLIMENOS. Nie!... Trwać chcesz przy tym grobie w swej żałobie ostrej? HELENA. Przecz szydzisz? Niech umarły w spokoju spoczywa! THEOKLIMENOS. Unikasz mnie, dla męża wierność twoja żywa! HELENA. Od dziś już nie! W małżeńskie prowadź mnie pielesze. THEOKLIMENOS. Za późno mi to przyszło. Lecz i tak się cieszę. HELENA. Wiesz co? O tem, co było, zapomnąć już trzeba. THEOKLIMENOS. Za jaką cenę? Chlebem płacę za kęs chleba! HELENA. Zawrzyjmy z sobą pokój. Wybacz mojej winie! THEOKLIMENOS. Wybaczam. Wszelka przykrość niech jak wiatr przeminie. HELENA. Więc błagam cię u kolan, przyjacielu drogi! THEOKLIMENOS. Mów, o co mnie tak prosisz, obejmując nogi? HELENA. Małżonka umarłego chcę złożyć do grobu. THEOKLIMENOS. Co? jego cień? Odnaleźć go niema sposobu. HELENA. U Greków taki zwyczaj, że gdy o topielce — THEOKLIMENOS. Rzecz idzie?... Pelopidzi są w tem mądrzy wielce — HELENA. Całunów pustych zwoje rzuca się do wody. THEOKLIMENOS. Tak grzeb go, jako pragniesz; wznieś mu grób w tym kraju. HELENA. W ten sposób grześć rozbitków nie mamy zwyczaju. THEOKLIMENOS. A w jaki? Nie znam greckich przepisów w tej mierze. HELENA. Co trzeba naszym zmarłym, morze od nas bierze. THEOKLIMENOS. Więc jakie dla zmarłego zgotować zapasy? HELENA (wskazując na Meneleja). On wie, ja nie! Szczęśliwą byłam w inne czasy. THEOKLIMENOS. Z radosną, mój przybyszu, jawisz się nowiną. MENELAOS. Nie dla mnie i nie dla tych, którzy w głębiach giną. THEOKLIMENOS. Jak grzebie się zmarłego, co w morzu przepada? MENELAOS. Do środków odpowiednio, jakie kto posiada. THEOKLIMENOS. Bierz, ile tylko zechcesz. Wszystko zrobię dla niej. MENELAOS. Wprzód krew podziemnym bóstwom trzeba wylać w dani. THEOKLIMENOS. Z jakiego, mów, zwierzęcia? Usłucha twej rady. MENELAOS. Z jakiego dasz! Przyjęte będzie to bez zwady. THEOKLIMENOS. My obcy zarzynamy konia lub też byka. MENELAOS. Czemś przecież nienagannem masz uczcić umrzyka. THEOKLIMENOS. Me trzody obfitują w bezskaźne ofiary. MENELAOS. Przynoszą także puste, lecz nakryte mary. THEOKLIMENOS. I owszem. Czegóż jeszcze chcą przepisy twoje? MENELAOS. Był dzielnym wojownikiem, trzeba dać i zbroję. THEOKLIMENOS. Dostojny ja podarek złożę Pelopidzie. MENELAOS. I piękny dasz mu owoc, który z ziemi idzie. THEOKLIMENOS. Co dalej? Jak na morzu człek się z tem obchodzi? MENELAOS. Wioślarzy potrzebuje ten pogrzeb i łodzi. THEOKLIMENOS. A przedział między statkiem a brzegiem jak długi? MENELAOS. Że z biedą można z lądu falne dostrzedz smugi. THEOKLIMENOS. Skąd we czci jest u Greków ten obyczaj? — powiedz. MENELAOS. By zwłok znów nie wyrzucił ten morski manowiec. THEOKLIMENOS. Dostarczę wam fenickiej, chyżonośnej nawy. MENELAOS. To godne Meneleja, żeś nań tak łaskawy. THEOKLIMENOS (wskazując na Helenę). A bez niej czyż ten obrzęd nie jest równie łatwy? MENELAOS. To matki obowiązek, żony albo dziatwy. THEOKLIMENOS. Więc bez niej przy pochowku obyć się nie można? MENELAOS. Praw zmarłym nie wydziera żadna dusza zbożna. THEOKLIMENOS. Niech będzie! Dobrze dla mnie pobożną mieć żonę. (Do Heleny) MENELAOS. Twą rzeczą, pani młoda, kochać tego męża, HELENA. Tak stań się! Mąż mój nigdy gniewem nie zapłonie Wszyscy wchodzą do pałacu. Pozostaje
CHÓR. Wypadłszy z gór swych, w dal Co cudzą gdzieś uszła stroną, — *
Gdy śród tych błędnych dróg, Na krzewy zlodowaciałe!
Gdy tak na wszystko nieczuła, I wy, lube Muzy, by śpiewem *
Nie bacząc, czem prawa jest siła, Bachijskie w cześć Bromiosa HELENA (do Chóru). Me drogie! Wszystko dobrze poszło nam w tym domu. Pomagać nam i język trzymać za zębami. THEOKLIMENOS (do służby). W porządku idźcie, słudzy, z grobowymi dary. HELENA. O drogi mój małżonku! Obowiązek zleca Ażebyś dał zlecenie co do onej łodzi, THEOKLIMENOS (do jednego z sług). Idź, ponieś orędzie, HELENA. Dowódcą, kto mężowi sprawia grób ten w darze. THEOKLIMENOS. Rzecz prosta. Słuchać muszą wszyscy go żeglarze. HELENA. Raz jeszcze wydaj rozkaz, by im był w pamięci. THEOKLIMENOS. Po dwakroć i po trzykroć — według twojej chęci. HELENA. O żyj i niech mi żyją i pomysły moje! THEOKLIMENOS. A niech ci lic nie niszczą łez zbytecznych zdroje! HELENA. Ten dzień wdzięczności mojej dowody ci poda. THEOKLIMENOS. Co znaczą ludzie zmarli? Trudów dla nich szkoda! HELENA. I tam mnie coś pociąga i tu, na tę grzędę. THEOKLIMENOS. Od Meneleja gorszym mężem ci nie będę. HELENA. Człowiekiem-ś bez zarzutu. Brak mi tylko szczęścia. THEOKLIMENOS. Od ciebie to zależy, od twego zamęścia. HELENA. Nie dziś uczę się miłość odpłacać miłością. THEOKLIMENOS. Mam udział wziąć w wyprawie? — towarzyszyć gościom? HELENA. Byś sługom, królu, służył, to mi się nie widzi. THEOKLIMENOS. Dam pokój. Cóż mi zwyczaj, który Pelopidzi MENELAOS. O Zeusie! Zwią cię ojcem i rozumnym bogiem! Nie padniem, nie dotarłszy do celu... Cierpienie CHÓR. Dalej, fenicka ty z Sydonu łodzi, * Gdzie nasza rzeka swe odmęty toczy.
Abyśmy mogły z tej ziemi A ten ku ciepłym je krajom. *
I wy, pędzący przez błonie Jakkolwiek w warowni Apolla[71] GONIEC (do Theoklimenosa, który właśnie wychodzi z pałacu). W sam raz cię tu zastaję w twym domu, o królu! THEOKLIMENOS. Cóż stało się?... GONIEC. O inną postaraj się żonę, THEOKLIMENOS. Na nogach? Czy się może na skrzydłach uniosła? GONIEC. Menelej, co tu przybył, by udawać posła THEOKLIMENOS. Straszliwe mówisz rzeczy!... Dowiedzieć się godzi, GONIEC. Na tej, którą ty dałeś przybyszowi. W drogę, THEOKLIMENOS. A jakżeż to? Chcę wiedzieć! Przecież się nie zdarzy, GONIEC. Gdy pałac twój królewski rzuciwszy, ta boża Z łatwością, co potrzeba, myśmy na pokładzie O zmarłym ani słówkiem już nie napomyka, Do steru przystąpiwszy, krzyknie: »Teraz zwrotem PRZODOWNICA CHÓRU. Nie sądziłabym nigdy, by tak nas i ciebie THEOKLIMENOS. O, jak mnie usidliły podstępy kobiece! PRZODOWNICA CHÓRU (zastępując mu drogę). Dokąd, władco, krok twój zmierza? Kogo ubić chce twój miecz? THEOKLIMENOS. Gdzie mnie woła Sprawiedliwość! A ty z drogi mojej precz! PRZODOWNICA CHÓRU. Płaszcza twego nie popuszczę! Zło cię pędzi! Powiedz sam! THEOKLIMENOS. Rządzić panem chcesz, ty sługo!? PRZODOWNICA CHÓRU. Bo życzliwość w sercu mam! THEOKLIMENOS. O nie dla mnie, gdy nie puścisz! PRZODOWNICA CHÓRU. Choćby mi tu przyszło ledz! THEOKLIMENOS. Ubić siostrę chcę najgorszą! PRZODOWNICA CHÓRU. Najcnotliwszą, o tem wiedz! THEOKLIMENOS. Wszak zdradziła! PRZODOWNICA CHÓRU. Piękna zdrada, gdy zniewala nas do cnót! THEOKLIMENOS. Narzeczoną dała — PRZODOWNICA CHÓRU. Temu, co miał większe prawa wprzód. THEOKLIMENOS. Kto mieć może większe prawo? PRZODOWNICA CHÓRU. Ten, co wziął ją z ojca rąk. THEOKLIMENOS. Los mi dał ją! PRZODOWNICA CHÓRU. Los odebrał! Oto jaki rzeczy krąg! THEOKLIMENOS. Nie ty sądzić masz me kroki! PRZODOWNICA CHÓRU. Jeśli lepszy jest mój sąd? THEOKLIMENOS. Ja tu rządzę — PRZODOWNICA CHÓRU. Lecz nie na to, byś bezprawny spełniał błąd! THEOKLIMENOS. Czy chcesz umrzeć? PRZODOWNICA CHÓRU. Owszem, umrę! Ale ty wbrew woli mej JEDEN Z DYOSKURÓW. Pohamuj gniew niesłuszny, co podrywa ciebie, W tej sprawie Ojcowskiego li przykazu siła THEOKLIMENOS. O Ledy wy synowie i Zeusa! Swej ostrej CHÓR. W przemnogiej postaci CYKLOP Cyklop.
Osoby dramatu.
Rzecz dzieje się na Etnie w jaskini Cyklopa Polyfema.
SYLEN. Przez ciebie, Bromju, znoszę przetysiączne znoje — Polyfem zwie się pan nasz! O godzino-sromu! CHÓR. O zacnych ojców płodzie ty, Wróć, bo kamieniem palnę w łeb, Zdala od twoich słodkich dróg SYLEN. No, bądźcie mi już cicho! Niech parobcy zgonią CHÓR. I owszem, ale czemu tak spieszyć należy? SYLEN. Greckiego łódź okrętu widzę u wybrzeży ODYSEUSZ. Jest woda gdzie źródlana? Mówcie, przyjaciele! SYLEN. Dziękuję, ale z jakim los cię krajem wiąże? ODYSEUSZ. Z Itaki Odyseusz, kefaloński książę. SYLEN. A! chytry syn Syzyfa, gaduła i złodziej. ODYSEUSZ. I owszem, lecz obrażać wcale się nie godzi. SYLEN. A skądże na Sykelji ujrzeliśmy ciebie? ODYSEUSZ. Z Ilionu, po trojańskiej przybywam potrzebie. SYLEN. No, jakże? do ojczyzny nie znalazłeś drogi? ODYSEUSZ. Przemocą mnie tu wicher zapędził złowrogi. SYLEN. Ha! widzisz, i mnie również los podobny boli. ODYSEUSZ. Więc takżeś tu się dostał na przekór swej woli? SYLEN. Tak, wówczas, gdy mi Bromja porwali zbójowie. ODYSEUSZ. A powiedz, kto tu mieszka? jak się kraj ten zowie? SYLEN. To Etna, szczyt najwyższej sykelijskiej góry. ODYSEUSZ. I owszem, lecz gdzież miasta okoły i mury? SYLEN. Tu niema ich — te głazy to pustka przeklęta. ODYSEUSZ. Lecz któż tu przemieszkuje? Czy tylko zwierzęta? SYLEN. Cyklopi, jaskiniarze, nieznający domu. ODYSEUSZ. Kto pan tu? lub czy ród ten nie służy nikomu? SYLEN. Nomadzi; nikt nikogo słuchać tu nie może. ODYSEUSZ. A czem ich pożywienie? Czy sieją też zboże? SYLEN. Ich strawą serki kozie, mleko, baranina. ODYSEUSZ. A trunek Bromjosa — co? nie znają wina?! SYLEN. Przenigdy! zbyt bezpłodną zamieszkują ziemię. ODYSEUSZ. A bywa też gościnne to Cyklopów plemię? SYLEN. Tak, — mówią — najsmaczniejsze z gości są mięsiwa. ODYSEUSZ. Co gadasz? Ludożercza to czerń obrzydliwa? SYLEN. Ktokolwiek tutaj przybył, co tchu go pożarto. ODYSEUSZ. A Cyklop gdzie? czy w domu? Dowiedzieć się warto. SYLEN. Na Etnie, tam! ze sforą psów wyprawia łowy. ODYSEUSZ. A jakżeby stąd czmychnąć? Masz środek gotowy? SYLEN. Niestety, Odyseju! ot, pomógłbym chętnie. ODYSEUSZ. Odstąpcie nam żywności, wyszła nam doszczętnie. SYLEN. Nie mamy nie, prócz mięsa, jak rzekłem w tej chwili. ODYSEUSZ. Ha! trudno — niechże się tam człek czembądź posili. SYLEN. Jest także ser figowy, jest i mleko krowie. ODYSEUSZ. Więc pokaż! Brać na oślep nie idzie na zdrowie. SYLEN. A ile ja też złota — powiedz mi — zarobię? ODYSEUSZ. Nie złoto, Dionyza trunek mam przy sobie. SYLEN. O chwilo przenajsłodsza! chwilo utęskniona! ODYSEUSZ. A mam go od synalka bożego, Marona. SYLEN. Od tego, com go chował jak swe własne dziecię? ODYSEUSZ. Od syna Bachowego, mówię prawdę przecie. SYLEN. Na statku masz ten trunek, tę rozkosz bez miary? ODYSEUSZ. Nie, tutaj, w tej ot! sakwie, popatrz się, mój stary. SYLEN. Co? tego naraz w gębę wystarczyć nie może! ODYSEUSZ. Dwa razy mamy tyle, niśli jest w tym worze. SYLEN. O jakaż mi się słodka krynica odsłania! ODYSEUSZ. A możebyś skorzystał naprzód bez mieszania? SYLEN. No, juści! inny handel, gdyś się napił krztynę. ODYSEUSZ. Przy sakwie jest i kubek. SYLEN. Me serce jedyne! ODYSEUSZ. Masz! SYLEN. Rety! jaki zapach! ODYSEUSZ. Widzisz zapach? proszę! SYLEN. Nie widzę go, na boga! lecz czuję! wspaniały! ODYSEUSZ. Więc kosztuj, by nie były li w słowach pochwały. SYLEN. Oj dana! już mnie Bachus przywołuje w tany! ODYSEUSZ. Co? dobrze płucze gardło ten trunek cacany? SYLEN. Wybornie! toć mi poszedł aż w palce u nogi. ODYSEUSZ. I złota ci sypniemy, przyjacielu drogi. SYLEN. Nalewaj tylko wino, złoto już poświęcę. ODYSEUSZ. A teraz gdzież te sery i mięso jagnięce? SYLEN. Przyniosę bez zbytecznej o mych panów troski. Gdzie wino, tam i miłość budzić się zaczyna: PRZODOWNIK CHÓRU. Posłuchaj, Odyseju! pogawędźmy sobie. ODYSEUSZ. Gadajcie jak ze swoim, krzywdy wam nie zrobię. PRZODOWNIK CHÓRU. Więc Troję wraz z Heleną już wy tam wzięliście? ODYSEUSZ. Padł cały ród Priama. PRZODOWNIK CHÓRU. Ano, oczywiście, SYLEN. Mój książę Odyseju! Najtłustsze ci wiodę Zabieraj te i w drogę, byś nie popadł w zgubę, ODYSEUSZ. Zginiemy! Starcze, rady! Co ja tu uczynię? SYLEN. Ha! trzeba gdzieś się ukryć! Dalej! W tę jaskinię! ODYSEUSZ. Zła rada! Sam do sieci idzie-li półgłówek. SYLEN. Bynajmniej! W tej jaskini pełno jest kryjówek. ODYSEUSZ. Nie mogę! Cóżby na to powiedziała Troja, CYKLOP. Do pracy! do roboty! Cóż to się tu dzieje? CHÓR. Toć widzisz, że je wznoszę do Zeusa, nad chmury — CYKLOP. A jadło me gotowe? potrawy me stoją? CHÓR. Są, tylko każ się na smak zdobyć swej gardzieli. CYKLOP. Do garnców czyście mleka dostatnio naleli? CHÓR. Gdy zechcesz, to i beczkę wypić nie zawadzi. CYKLOP. Mleko owcze? czy krowie? czy mieszane — w kadzi? CHÓR. Do woli! Tylko proszę, nie połknij mnie społem. CYKLOP. O jam w usposobieniu nie tak zbyt wesołem, SYLEN. Niestety! aż gorączkę mam od tego bólu. CYKLOP. Któż śmiał ci łeb tak wyprać? powiedz mi, dziadulu. SYLEN. O, ci, gdym chciał ich wstrzymać na rabunku drodze. CYKLOP. Nie wiedzą, żem jest bogiem i z bogów pochodzę? SYLEN. Mówiłem im, lecz oni, jak zbóje zwyczajni, CYKLOP. Doprawdy? Chybaj, brachu! wyostrz nóż co żywo SYLEN. Po zwykłej, panie, strawie, taki przysmak świeży ODYSEUSZ. Cyklopie! racz też w swojej wysłuchać miłości, Ten chłystek — wolnym targiem, a teraz, pijany SYLEN. Cóż się tobie marzy? ODYSEUSZ. Tak, jeżeli kłamię. SYLEN. Ha! słuchaj mnie, Cyklopie! ha! na wielkie znamię CHÓR. Niech ciebie licho weźmie! sam widziałem przecie CYKLOP. Kłamiecie! Radamantys mniej u mnie ma wiary ODYSEUSZ. W Itace nasze gniazdo; gród Ilionu duży CYKLOP. To wyście dla Heleny, dla takiego sromu, ODYSEUSZ. Tak, my! A przebyliśmy straszne, krwawe znoje. CYKLOP. Ohydna to wyprawa! Niema w tem zalety ODYSEUSZ. Bóg na nas to nałożył, nie ludzie wyniośli. I ugość nas, rozbitków, i daj sukien w darze, SYLEN. Ja lepszą dam ci radę, Cyklopie! Ty z mięsa CYKLOP. Bogactwo to bóg mędrców, a reszta, ludkowie, Na wznak się położywszy, biorę wiadro mleka ODYSEUSZ. O biada! jam w trojańskiej nie zginął potrzebie, Spójrz na to, co się dzieje! Gdy mi swem obliczem CHÓR. Gardzieli wielkiej rozdziaw spust — ODYSEUSZ. O Zeusie, co ja mówię! wszak widziałem rzeczy, PRZODOWNIK CHÓRU. Odpowiedz, niech i nasze ucho to usłyszy? ODYSEUSZ. Dwóch wybrał straszny zbrodniarz i na ręku zważył — CHÓR. O! jakże to się stało? Mów, biedny! Słuchamy. ODYSEUSZ. W tej chwili, gdyśmy weszli do skalistej jamy, Zaś reszta mych przyjaciół, nakształt trwożnych ptaków, PRZODOWNIK CHÓRU. O jakże byłbym szczęśliw, gdybym mógł w te tropy ODYSEUSZ. Posłuchaj, jaką karę mam na tego zwierza PRZODOWNIK CHÓRU. Rozkoszy mniej Azyatów przyniosą mi lutnie, ODYSEUSZ. Z ogromnej on z napoju Bachusa radości PRZODOWNIK CHÓRU. Rozumiem: chcesz go ubić gdzieś w puszczy głębokiej, ODYSEUSZ. Przenigdy! Na podstępie oprę się w tej chwili. PRZODOWNIK CHÓRU. Na jakim? Mądrość twoją dawno mi wielbili. ODYSEUSZ. Ja sam mu tej przyjemnej odradzę wyprawy Ociosam go z gałęzi i, zaciąwszy, włożę PRZODOWNIK CHÓRU. Hej! hej! ODYSEUSZ. A potem razem z tobą, z twymi przyjacioły PRZODOWNIK CHÓRU. A ja, przyjaźni święte zawarłszy sojusze, ODYSEUSZ. Tak! pal ten jest ogromny, przychodzisz mi w porę. PRZODOWNIK CHÓRU. Stu wozów ciężar wielki podniosę wysoko, ODYSEUSZ. Cicho! cicho! mój zamysł poznaliście ninie — Człowieka, co wymyślił takie przedsięwzięcie. CHÓR. Któż pierwszy z nas tu stanąć ma, CYKLOP. Hej-że! płynę, pełen trunku Towarami het! nabity! CHÓR. Cudny blask mu w oczach świeci. ODYSEUSZ. Cyklopie, słuchaj, znam się na Bacha sposobie CYKLOP. A jakim on jest bogiem? Odpowiedz mi, proszę. ODYSEUSZ. Największe on śród ludzi obudza rozkosze. CYKLOP. Odbija mi się w gardle bóg twój coraz słodziej. ODYSEUSZ. To bóstwo opiekuńcze, nikomu nie szkodzi. CYKLOP. Lecz czemu lubi mieszkać w tym skórzanym worze? ODYSEUSZ. Gdzie tylko zechcesz, wszędzie rad przebywać może. CYKLOP. Lecz w skórze mieszkać bogom wcale nie przystoi! ODYSEUSZ. Cóż skóra, jeśli on jest miłym duszy twojej! CYKLOP. Pić lubię go, do skóry tylko wstręt mnie bierze. ODYSEUSZ. Więc pij go, mój Cyklopie, i raduj się szczerze. CYKLOP. A braciom mym nie warto zanieść tego trunku? ODYSEUSZ. Pij sam, większego będziesz zażywał szacunku. CYKLOP. A moim przyjaciołom mogę zanieść wina? ODYSEUSZ. Pomiędzy pijanymi bój i swar się wszczyna. CYKLOP. O, choćbym się i upił, nikt mnie nie zaczepi. ODYSEUSZ. Jeżeliś jest pijany, w domu zostać lepiej. CYKLOP. Głupi, kto się nie bawi, mając trochę w czubie. ODYSEUSZ. Lecz mądry siedzi w domu, ja tę mądrość lubię. CYKLOP. Jak radzisz, mój Sylenie, mam pozostać w domu? SYLEN. Pozostań! Poco wino dawać ladakomu! CYKLOP. Jak wełna, tak się wokół ruń zielona ściele — SYLEN. A w słońcu pić, Cyklopie, to istne wesele! CYKLOP. Dlaczego stawiasz kubek poza mną, mój drogi? SYLEN. Ażeby kto nie zwędził. CYKLOP. Sam masz chęć kradzieży! ODYSEUSZ. Ja? »Nikt«, lecz jakiż mi się gościniec dostanie? CYKLOP. Z twych druhów z ciebie będzie ostatnia biesiada. SYLEN. Godziwieś uczcił gościa! Łaska to nielada! CYKLOP. A łotrze! Toć mi Bacha wypijasz tajemnie! SYLEN. Całuje mnie, bom piękny! zakochał się we mnie! CYKLOP. Nie ciebie on, lecz ty go całowałeś, drabie. SYLEN. Nie! mówił, że się w moim zakochał powabie. CYKLOP. Nalewaj! dalej! spiesz się! tylko pełną czaszę! SYLEN. Zobaczę, jak smakuje; dobre wino nasze! CYKLOP. Gałganie! dawaj zaraz! SYLEN. Nie prędzej dam tobie, CYKLOP. Złodziejski ty podczaszy! SYLEN. Co za wino! nieba! CYKLOP. Toć patrzaj! wargi czyste, jak i włosy moje. SYLEN. Wprzód wdzięcznie ułóż ramię — patrz, jak ja się poję — CYKLOP. Ha! trutniu! co ty robisz? SYLEN. Anoć piję przecie! CYKLOP. Przybyszu! ty usługuj, on mi jest na zdradzie. ODYSEUSZ. Przynajmniej ja się dobrze znam na winogradzie. CYKLOP. Nalewaj-że! ODYSEUSZ. Nalewam, tylko milczę, panie. CYKLOP. Kto napił się troszeczkę, milczeć nie jest w stanie. ODYSEUSZ. Masz, pij, a nie pozostaw w kubku ni kropelki! CYKLOP. Mądre drzewo winograd! Cześć mu się należy. ODYSEUSZ. Napiwszy się, wiesz, dobrze po dobrej wieczerzy, CYKLOP. Oj dana! SYLEN. Więc Zeusa Ganymedem mam ci być, Cyklopie? CYKLOP. Zabieram go Zeusowi z Dardanosa ręki. SYLEN. Ratunku, dzieci! Hańba czeka moje wdzięki! CYKLOP. Kpisz ze mnie, żem pijany, ty podła gadzino!? SYLEN. O rety! Już ja czuję, źle się skończy wino. ODYSEUSZ. Hej! dzieci Dionyza! Poco czekać więcej! CHÓR. Będziemy wszyscy twardzi jako dyamenty, ODYSEUSZ. Hefajście, książę Etny! pozbądź się sąsiada Przez tego, który wszystkim urąga zuchwale, CHÓR. Już obcęgi wnet pochwycą ODYSEUSZ. A! milczcie mi, bydlęta! niech was! Na zawiasy CHÓR. Tak, milczmy! Tak, i oddech zatrzymajmy w szczęce. ODYSEUSZ. A teraz do jaskini i za pal rękami! PRZODOWNIK CHÓRU. Rozkazuj, kto z nas pierwszy ma się oprzeć ciałem PÓŁCHÓR I. Dalekośmy od wejścia, pomożem niewiele. PÓŁCHÓR II. A nam tu codopiero okulały nogi. PÓŁCHÓR I. Nam stało się to samo — posłuchajcie, chłopy: PÓŁCHÓR II. Co, stojąc zwichnęliście? PÓŁCHÓR I. Pełno też popiołu ODYSEUSZ. A tchórze! Z wami walczyć to byłby ostatek! CHÓR. Dlatego, że mi żal jest grzbietów i łopatek, ODYSEUSZ. Te, łotrze, nuty twoje są-cić dla mnie stare, CHÓR. I owszem — gdy przy taczkach inny za mnie stanie! CYKLOP. Zwęglone moje oko! żar mnie jeszcze pali! CHÓR. Cyklopie, ładnie śpiewasz! Śpiewaj-że tak dalej. CYKLOP. O biedny-m ja! nieszczęsny, połamany cały! PRZODOWNIK CHÓRU. Cyklopku, co tak wrzeszczysz? CYKLOP. A niech tę godzinę! PRZODOWNIK CHÓRU. Okropnie coś wyglądasz! powiedz, czemu? CYKLOP. Ginę! PRZODOWNIK CHÓRU. Pijany wpadłeś w ogień? Któż na cię nastawa? CYKLOP. »Nikt!« mówię: »Nikt!« PRZODOWNIK CHÓRU. Jeżeli nikt, poco ta wrzawa? CYKLOP. Oślepił mnie! PRZODOWNIK CHÓRU. Kto — mówisz? CYKLOP. »Nikt«. PRZODOWNIK CHÓRU. Więc jesteś zdrowy. CYKLOP. Na ciebie takie zdrowie! PRZODOWNIK CHÓRU. Chyba żeś bez głowy: CYKLOP. Cicho! kpin nie znoszę. PRZODOWNIK CHÓRU. Cyklopku, nigdzie! CYKLOP. Byś wiedział dokładnie, PRZODOWNIK CHÓRU. Ba! trunek to jest mocny, nikt go nie przemoże. CYKLOP. Na boga! Czy uciekli, czy są jeszcze w jamie? PRZODOWNIK CHÓRU. Wykradli się po cichu — o! są tam! nie kłamię! CYKLOP. Gdzie? Gdzie? PRZODOWNIK CHÓRU. O tam, za ścianą. CYKLOP. A po której ręce? PRZODOWNIK CHÓRU. Po prawej. CYKLOP. Gdzie? PRZODOWNIK CHÓRU. Przy skale. CYKLOP. A! klątwa tej męce. PRZODOWNIK CHÓRU. Patrz, teraz uciekli. CYKLOP. Którędy? Toć nie tędy, tak jakeście rzekli. PRZODOWNIK CHÓRU. Nie mówię, że tamtędy. CYKLOP. Więc gdzie? PRZODOWNIK CHÓRU. Krążą właśnie CYKLOP. Niech was piorun trzaśnie! PRZODOWNIK CHÓRU. Przenigdy! Oto teraz ktoś na ciebie czeka. CYKLOP. Kto? PRZODOWNIK CHÓRU. »Nikt«. CYKLOP. A gdzie ty jesteś, sprawco klęski mojej? ODYSEUSZ. Tu, dość od ciebie zdala, Odyseusz stoi. CYKLOP. Co mówisz? Zmieniasz imię? ODYSEUSZ. Odysej się zowię, CYKLOP. A! spełnia mi się dzisiaj dawna przepowiednia, ODYSEUSZ. Przeklęty bądź! Mnie dziś się dostało w udziele, CYKLOP. Przenigdy! Ja z tej turni urwę kawał głazu CHÓR. A my z Odyseuszem płyńmy w kraj daleki, IV. TRAGEDYE SZAŁU HERAKLES SZALEJĄCY Herakles szalejący.
Osoby dramatu.
Rzecz dzieje się w Tebach.
W głębi sceny zamknięty i niezamieszkany dom Heraklesa tuż przy świątyni Zeusa-Zbawiciela. W świątyni otwartej widać na około ołtarza siedzącą rodzinę Heraklesa.
Ze świątyni wychodzi AMFITRYON. Któż nie zna Argejczyka, mnie, Amfitryona — Rodzinne znów odzyskać, złagodzić mą dolę, Zeusa-Zbawiciela, w tym tu bożym domu, MEGARA. O starcze, ty, coś zburzył gród Tafiów, na wojnę Pod skrzydła swoje tulę, ciągle niebożątka AMFITRYON. Nie łatwo, córko moja, radzić nam wypadnie, MEGARA. Trzebaż ci jeszcze strapień? Życie-ć tak się śmieje? AMFITRYON. Rad żyję i rad żywię niepłoną nadzieję. MEGARA. I ja. Lecz wierzyć trudno, w co się wierzyć nie da. AMFITRYON. Przez samą choćby zwłokę już się zmniejsza bieda. MEGARA. Pośrednim ja się czasem, pełnym bolu, trwożę. AMFITRYON. Ze wszystkich tych utrapień wywiedzie nas może, CHÓR STARCÓW TEBAŃSKICH. Pod ten świątynny dach I ty, staruchu, *
O nie zwalniajcie nóg,
Patrzcie, te dzieci Jakichto, Grecyo, straciłabyś wojów, PRZODOWNIK CHÓRU. Lecz oto już się zbliża, widzę, ku świątyni LIKOS. Jeżeli mi jest wolno, zapytam się żony Swą sławę ufundował, mordując bydlaki? AMFITRYON. Ile się tyczy Zeusa, niech Zeus broni syna. Radości w kole bogów. Idź-że do Foloi, Zależnym i od trafu. Niechże ci te słowa Dźwięk słów mi tylko został, wszystkie inne siły, PRZODOWNIK CHÓRU. Człekowi szlachetnemu na wątku nie zbywa, LIKOS. Krzycz sobie, spiętrzaj słowa, wysilaj swą pracę PRZODOWNIK CHÓRU. Synowie ziemi, których ongi Ares dziki MEGARA. Pochwała wam, starcowie! Bo któż o tem nie wie, I mądry — ten ma prawo żądać w każdym czasie, PRZODOWNIK CHÓRU. Jeżeliby kto rękę na twoją stateczność AMFITRYON. Bynajmniej nie tchórzostwo ni życia pragnienie Wołałyby od matki i dziada. A wreście MEGARA. I ja cię również błagam, byś do jednej łaski LIKOS. I owszem, zaraz każę otworzyć im bramy... MEGARA. Za matką skieruj kroki, moja dziatwo biedna, AMFITRYON. Napróżno więc, Zeusie, było dla nas danem Lecz zbawiać swe krewieństwo, to dla ciebie dziwy! CHÓR. W uroczyste naprzód tony *
I Centaurów lud rozniesie, A świadkami tej pogoni
Potem stanie W mykeńskiego służbie króla, *
Jak szczęśliwie
Ku meockiej wielorzekiej Spłynął poprzez głąb Euksynu. *
Odbył inne też wyprawy: A na dziatki tego człeka
Co widzę? Śmiertelne już szaty MEGARA (z dziećmi). Gdzie rzezak jest nas biednych? Niech już raz się ruszy Któremi się karmiłam z słów waszego ojca! Ach! jakżeż, jak ta skrzętna, żółtoskrzydła pszczoła, AMFITRYON. Podziemne proś-że duchy, niewiasto!... Do ciebie Nie wiedzieć, gdzie w powietrze! Niechże mi kto powie, MEGARA. He, starcze, co ja widzę? Najdroższego męża? AMFITRYON. Ja nie wiem. I mój wzrok się zdumiony wytęża. MEGARA. To on, co zmarłych, mówią, zamieszkał dzierżawy. AMFITRYON. A może po dniu białym senne chodzą zjawy? MEGARA. Co gadać! Cóżby mogło snuć się w głowie mojej! HERAKLES. Ogniska mego dachu, witam! Witam ciebie, AMFITRYON. Najdroższy! Światło słońca dla twego rodzica! HERAKLES. Ten popłoch! Czy z nieszczęściem spotykam się nowem? MEGARA. Giniemy!... Wybacz, starcze, jeżeli ze słowem HERAKLES. Od czego ty zaczynasz?! O, na Apollina! MEGARA. I braci mi i ojca zła wzięła godzina. HERAKLES. Co mówisz? Co się stało? Legli w boju? Kiedy? MEGARA. Król Likos, pan tej ziemi, on sprawcą ich biedy. HERAKLES. W otwartym zmógł ich boju, czy na buntu drodze? MEGARA. Wszczął bunt i w mieście Kadma ujął rządów wodze. HERAKLES. Dlaczego w twych i starca oczach przestrach świeci? MEGARA. I ojca zamordować chciał i mnie i dzieci. HERAKLES. Co mówisz? Ta go sierot przeraża gromadka? MEGARA. Że kiedyś śmierć Kreonta pomszczą, swego dziadka. HERAKLES. Cóż znaczą te na synach śmiertelne całuny? MEGARA. Wdzialiśmy strój śmiertelny, stosowny do truny. HERAKLES. Ojej! Gwałtowną śmiercią paść mieliście srogo? MEGARA. Mówiono, żeś ty umarł, z przyjaciół nikogo! HERAKLES. A czemuż tem zwątpieniem przejęła się dusza? MEGARA. Mieliśmy takie wieści od Eurysteusza. HERAKLES. Przecz dom opuściliście i ognisko ono? MEGARA. Zmuszeni. Ojca nawet z łóżka wywleczono. HERAKLES. Nie wstydził się tak zelżyć starego człowieka? MEGARA. Bogini, której służy, wstydowi daleka. HERAKLES. Więc wszyscy mnie odbiegli druhowie? To dziwy! MEGARA. Azali ma przyjaciół człowiek nieszczęśliwy? HERAKLES. O walkach z Minyami czy już zapomnieli? MEGARA. Powtarzam: człek w nieszczęściu nie ma przyjacieli. HERAKLES. Rzucicie wy te z głowy żałobne przepaski?! Eurysthejowym ongiś, i z hydrą zarazem, PRZODOWNIK CHÓRU. Tak, ojciec winien stawać w swych dzieci obronie, AMFITRYON. Wypada ci być druhem dla druhów, mój synu, HERAKLES. Gdzież więcej bywa czasu, niźli go potrzeba? AMFITRYON. Jest w mieście dużo takich, którzy łakną chleba, HERAKLES. Że w grodzie mnie widzieli, mało mnie to boli. AMFITRYON. Więc dobrze. Teraz w domu powitaj ognisko, Zapewne król jest nowy, za chwilę się zjawi, HERAKLES. Tak zrobię! Słusznie mówisz. Popędzę tej pory AMFITRYON. W Hadesie więc, mój synu, przebywałeś w końcu? HERAKLES. I zwierza trzygłowego przywlokłem tu słońcu. AMFITRYON. Po walce, czy ci bóstwo dało go zwyczajnie? HERAKLES. Po walce. A i święte zobaczyłem tajnie[75]. AMFITRYON. Czy w domu Eurystheja jest dzisiaj to zwierzę? HERAKLES. W Hermione, w gaju Pani podziemnej ma leże. AMFITRYON. Eurysthej wie, że jesteś już na naszym świecie? HERAKLES. Nie! Naprzód chciałem ujrzeć, co się tutaj plecie. AMFITRYON. A czemuś tam pod ziemią bawił snać bez kresu? HERAKLES. Tezeja-m jeszcze pragnął wydobyć z Hadesu AMFITRYON. A gdzie on? Czy już wrócił do ojczystej niwy? HERAKLES. Do Aten on się udał, ogromnie szczęśliwy, Ten ma go, ten go nie ma, lecz wszyscy gotowi CHÓR. Młodość to rozkosz, a starość to brzemię! *
Gdyby mój rozum posiedli niebianie, Plemieniu swoich czcicieli,
Nigdy ja Muz z Charytami I pieśni śpiewam młodzieńcze *
Przepiękne śpiewa peany Z jednej strony wchodzi na scenę Amfitryon z drugiej LIKOS. W sam czas. Amfitryonie, wyszedłeś z komnaty. AMFITRYON. Człowieka nieszczęsnego prześladujesz, książę, LIKOS. Gdzież teraz jest Megara? Gdzie wnuki Alkmeny? AMFITRYON. O ile sądzić mogę, pewnem zda się prawie — LIKOS. Cóż zda ci się? Co sądzisz? Na jakiej podstawie? AMFITRYON. Że klęczy tam, na stopniach ołtarza i modły — LIKOS. O życie? Nadaremnie! One już zawiodły! AMFITRYON. Zmarłego też małżonka nadaremnie wzywa. LIKOS. Zapewne! Żadna dusza nie ujrzy go żywa. AMFITRYON. Tak! Chyba że bóg jaki wskrzesiłby go z grobu. LIKOS. Idź, sprowadź ją tu zaraz, nie ma już sposobu! AMFITRYON. Spełniwszy twoją wolę, miałbym udział w zbrodni. LIKOS. Gdy tak cię to przeraża, będzie najdogodniej, AMFITRYON. Idź! Idziesz, gdzie iść musisz! O twoim spokoju CHÓR. Oto już zmienia się los: Co mściwym ciosem płacicie za cios, LIKOS (za sceną). Ojej mi! Ojej! *
CHÓR. Poczyna rozbrzmiewać dom LIKOS. Kadmosa wszystka ziemio! Podstęp mnie tu grzebie! CHÓR. Gubiłeś innych, w odwecie Niechże ci? gniecie, niech gniecie!
Pieśni, o pieśni, pląsy, tany *
Bóstwa, tak, bóstwa mają oko Raz się zamglą: własny zdradnie
Uwieńcz, Ismenie, swe czoło! *
O ty krewieństwo łoża: Gdy zakochany bóg
Ach! ach! Na scenę wjeżdża z Lissą (jędzą szaleństwa) IRYS. Nie bójcie się, wy starcy, jeśli Nocy plemię, LISSA. Po mieczu i kądzieli krew mam bez przywary — Gdy wolno, chcę was przestrzedz, zanim się potkniecie, IRYS. Ty się błędów nie doszukuj ani w mym ni w Hery czynie. LISSA. Z złej na dobrą ja cię drogę chcę sprowadzić tu jedynie. IRYS. Nie rozumu tu nas uczyć wysłała cię dzisiaj Hera. LISSA. Słońca wzywam tu na świadka, że się niechęć we mnie zbiera Z błędnych oczu błyskawicą strzela wokół, jak on ryczy, CHÓR. Raty! Przeraty! O biada! Rozbija szczęście człowieka Lissa przewściekła! SŁUGA. Siwi starcowie! PRZODOWNIK CHÓRU. Cóż mi wołanie twe powie? SŁUGA. W pałacu strasznie się składa — — PRZODOWNIK CHÓRU. Już tu zbyteczna twa rada — — SŁUGA. Dzieci zabite! CHÓR. Ajaj! SŁUGA. Tak jest! Biadajcie! Jest po czem! To znaj! CHÓR. O przeraźliwy to mord SŁUGA. Nie było większej klęski śród naszego grojca! PRZODOWNIK CHÓRU. Jak nam opiszesz tę dolę, ach dolę SŁUGA. Przy Zeusa ołtarzysku ofiary już stały Alkmeny syn miał w ręce pochwycić pochodnię Nizosa, a był przecie w swym domu. Nareście W twarz, serce mu odrazu przeszył strzałą wrażą: I we śnie go pogrążył. Padając na ziemię, CHÓR. Był najgłośniejszy mord i nie do wiary, Kogóż ja wprzód AMFITRYON. Zali nie mogą Cicho! ach! cicho — CHÓR. Płaczę boleśnie, CHÓR. Ojej! Okrutna rzeź! AMFITRYON. Śmierć mi zadacie! CHÓR. Ze snu się zrywa! AMFITRYON. Mówię ci, weź się stąd, weź! CHÓR. Nie mogę, nie mogę ach! AMFITRYON. Sza! ucho przyłożę, CHÓR. Śpi? AMFITRYON. Owszem, śpi! CHÓR. Więc płacz! AMFITRYON. Ach! płaczę! ach! CHÓR. Zaguby dziatek — AMFITRYON. Ojej! CHÓR. Nieszczęścia syna. AMFITRYON. Litość-że miej! CHÓR. O starcze! AMFITRYON. Cicho! O cicho! Zaczyna CHÓR. Krzywdy ci ręce nie zrobią niczyje! AMFITRYON. Słyszycie!? Słyszycie?! CHÓR. Było ci umrzeć, kiedy, mszcząc się braci AMFITRYON. Precz! precz! o starcy! Precz od tego domu! Popłoch posieje śród ludzi! PRZODOWNIK CHÓRU. Dlaczegoś tak na syna zagniewał się, boże? HERAKLES. Ha! Jeszcze-ć ja oddycham i widzę, co trzeba — Z tych wszystkich niepewności! Nie widzą me oczy, AMFITRYON. Mam, starcy, iść naprzeciw własnej klęsce swojej? PRZODOWNIK CHÓRU. I my pójdziemy z tobą, jak druhom przystoi. HERAKLES. Dlaczego płaczesz, ojcze, i zakrywasz lica? AMFITRYON. Mój synu, boś mym synem, chociaż źle się stało. HERAKLES. Cóż stało się, że tak jest przybite twe ciało? AMFITRYON. Sam bóg, doznawszy tego, rzewne lałby ślozy. HERAKLES. Szumne słowo! Lecz powiedz, w czem mi szukać grozy? AMFITRYON. Sam widzisz, jeśli wszystkie masz znów zmysły w głowie. HERAKLES. Czym spełnił jaką zbrodnię? Niech mi ojciec powie! AMFITRYON. Tak, powiem, jeśliś mordu już utracił żądzę. HERAKLES. Zagadki mówisz, ojcze! W zagadkach wciąż błądzę. AMFITRYON. Ja śledzę, czyś się zbył już opętania biedy. HERAKLES. Nie pomnę, bym miał zmysły opętane kiedy. AMFITRYON. Starcowie! Zdjąć synowi mojemu te pęta? HERAKLES. A kto je włożył na mnie? Rzecz to niepojęta! AMFITRYON. Dość wiesz o swej niedoli, więcej nie wymienię. HERAKLES. Czy to, co wiedzieć pragnę, wyjawi milczenie? AMFITRYON. O Zeusie! Z tronu Hery idzie ta zagłada! HERAKLES. Czy na nas z tamtej strony jaka klęska pada? AMFITRYON. Swe straty pogrzeb teraz! Pozostaw boginię! HERAKLES. Zginąłem! O nieszczęściu jakiem mówisz ninie? AMFITRYON. O dzieciach, o ofiarach! Trupy na podłodze! HERAKLES. O rety! Co za widok! Jak mnie rani srodze! AMFITRYON. Bez boju bój stoczyłeś, synu, z dziećmi swemi. HERAKLES. O jakim mówisz boju? Kto je sprzątnął z ziemi? AMFITRYON. Ty, łuk twój i ktoś z bogów, co winę ponosi! HERAKLES. Co mówisz? Co za klęskę twój mi język głosi? AMFITRYON. Szalałeś, o bolesne zapytujesz sprawy. HERAKLES. Więc może i małżonki zbójca jestem krwawy? AMFITRYON. To wszystko, co tu widzisz, to rąk twoich dzieła. HERAKLES. Okrutna na mnie chmura niedoli spłynęła. AMFITRYON. Dlatego tak ja strasznie na twój los się żalę. HERAKLES. Czy może i dworzyszcze rozwaliłem w szale? AMFITRYON. Wiem jedno, żeś jest zgoła nieszczęśliwy, synu! HERAKLES. Gdzie szału giez mnie dopadł, sprawca tego czynu? AMFITRYON. Gdyś ogniem się ofiarnym zajął u ołtarza. HERAKLES. O biada! Po cóż jeszcze moja dusza zważa TEZEUSZ. Przychodzę tu na czele ateńskiego chłopa, Twojemu Heraklowi, albowiem mą duszę AMFITRYON. O książę mój, oliwnorodnej panie góry! TEZEUSZ. Co znaczy ta przemowa? Ten twój wstęp ponury? AMFITRYON. Na gorzki nas bogowie smutek narazili. TEZEUSZ. Po czyich-że więc dzieciach tak płaczesz tej chwili? AMFITRYON. Syn mój nieszczęsny je spłodził TEZEUSZ. Weselszych nie szczędź wyrazów! AMFITRYON. Radbym wysłuchał rozkazów. TEZEUSZ. Walą twe słowa, jak młot! AMFITRYON. W lot wszystko szczezło, w lot! TEZEUSZ. I cóż on zrobił? AMFITRYON. Słał, TEZEUSZ. To dzieło Hery!... Któż przy trupach siedzi? AMFITRYON. Mój syn tak się biedzi, TEZEUSZ. Jej! jej! AMFITRYON. Nie znajdziesz takich powiek, TEZEUSZ. Dlaczego tak zakrywa płaszczem biedną twarz? AMFITRYON. Człowieka przed sobą masz, TEZEUSZ. W godzinie takiej, AMFITRYON. Rzuć tę zasłonę — TEZEUSZ. Hej! wzywam cię człowieku, z pod onej pokrowy HERAKLES. Czy widzisz, Tezeuszu. jak padły me dzieci? TEZEUSZ. Słyszałem. Teraz oczom cała prawda świeci. HERAKLES. Przecz każesz mi się spotkać ze słońca blaskami? TEZEUSZ. Śmiertelnyś! Człek śmiertelny bogów nie poplami. HERAKLES. Od strasznej tej zakały uciekaj coprędzej! TEZEUSZ. Na druha druh nie może ściągać zemsty jędzy. HERAKLES. I owszem. Żem ci dobrze uczynił, nie przeczę. TEZEUSZ. Więc litość mam nad tobą dziś, nieszczęsny człecze. HERAKLES. O tak, litości godzien swych dziatek morderca. TEZEUSZ. Że los twój tak się zmienił, nie ukoję serca. HERAKLES. Czy może być gdzie większa niedoli potęga? TEZEUSZ. Do stropu niebieskiego twe nieszczęście sięga. HERAKLES. Dlatego pragnę umrzeć! Iść mi stąd potrzeba! TEZEUSZ. Czy myślisz, że twe prośby co obchodzą nieba? HERAKLES. Bóg dumny, lecz ja również dumny wobec boga! TEZEUSZ. Milcz! Milcz! Spotka cię pomsta jeszcze bardziej sroga! HERAKLES. Już tylem się jej najadł, nie zmieści się więcej! TEZEUSZ. Co zrobisz? Gdzie poniesie cię ten gniew jarzęcy? HERAKLES. Pod ziemię, skąd przybyłem. Umrę! To ja zrobię! TEZEUSZ. Wyrażasz się, jak prostak! Tyle powiem tobie. HERAKLES. O dobrze ci przyganiać! Nie masz żadnej troski. TEZEUSZ. To mówi z złem obyty mój Herakles boski?! HERAKLES. Za dużo mam już tego! Przebrała się miara! TEZEUSZ. Ty, ludzi dobroczyńca i przyjaciel? Wara! HERAKLES. Nic ludzie nie pomogą, Hera tu zwycięża! TEZEUSZ. Zapłacze kraj, takiego utraciwszy męża! HERAKLES. Posłuchaj, jaką broń mam na wywody twoje, Nie Zeusa mam. U piersi-m jeszcze był, w kolebie, Doczekam, żyjąc dalej w tych promieniach słońca, TEZEUSZ. Odgadłeś, że li Zeusa żona, nie zaś inni Bogowie zaś nie cierpią? Juści, że za karę HERAKLES. Dodatek to do mojej niedoli! Dokładnie Uchodzić. Człek śmiertelny, gdy go zajdzie burza, O gorzka tych uścisków rozkoszy! Jak płoną TEZEUSZ. O podnieś się, nieszczęsny! Stłum-że łez tych zdroje! HERAKLES. Nie mogę! Snać stężały wszystkie członki moje. TEZEUSZ. Nieszczęście zwalić może najsilniejszych ludzi. HERAKLES. Ach! w skałę się zamienić! Tak mnie ból ten trudzi. TEZEUSZ. Poprzestań, podaj rękę, druh ci dopomoże. HERAKLES. Krwią zbroczon, o twe szaty bym się otarł! Gorze! TEZEUSZ. Nie bronię! Otrzyj-że się! To nie jest przyczyna! HERAKLES. Swe dzieci utraciwszy, mam dziś w tobie syna. TEZEUSZ. Mej szyi chwyć się ręką, ja cię poprowadzę. HERAKLES. Przymierze dwóch przyjaciół! Jeden stracił władzę AMFITRYON. Syn ziemi, w takie dzieci płodnej rodzicielki! HERAKLES. Tezeju, obróć-że mnie w stronę dziatwy mojej. TEZEUSZ. Czy ulgę ci to sprawia? Lek to, który koi? HERAKLES. I ojcu chciałbym także paść jeszcze w ramiona. AMFITRYON. Chodź, synu! Pierś ma równą chęcią przepełniona. TEZEUSZ. Więc całkiem zapomniałeś o swych znojach, bracie? HERAKLES. Cóż one wszystkie znaczą przy dzisiejszej stracie? TEZEUSZ. Ta miękkość nie u wszystkich spotka się z pochwałą. HERAKLES. Osłabłem? Siłę-m dawniej posiadał niemałą. TEZEUSZ. O bardzo!... Gdzieś się podział, słynny Heraklesie?! HERAKLES. A jakimś był tam w dole, w ucisku okresie? TEZEUSZ. Na duchu byłem słabszy od każdego człeka. HERAKLES. Więc nie dziw się, że ból mi niszcząco dopieka. TEZEUSZ. Chodź teraz! HERAKLES. Żegnaj, starcze! AMFITRYON. I ja żegnam ciebie! HERAKLES. Jak rzekłem, pogrzeb dzieci. AMFITRYON. A mnie kto pogrzebie? HERAKLES. Ja. AMFITRYON. Wrócisz? HERAKLES. Kiedy dzieci będą już w mogile? AMFITRYON. Jak mówisz? HERAKLES. Ja do Aten w tę samą cię chwilę CHÓR. Odchodzim, biedna, zapłakana tłuszcza, ORESTES Orestes.
Osoby dramatu.
Rzecz dzieje się w Argos.
W głębi sceny pałac Agamemnona w Argos. W głębokiej nyży bramy głównej łoże Orestesa, na którem spoczywa, w głębokim pogrążony śnie. Przy nim siedzi
ELEKTRA (podniósłszy się). Nic niema tak strasznego, co się w ludzkiej mowie U bóstw znienawidzona Helena, a zasię W Argosie, zakazano ugaszczać nas w domu HELENA. O córko Klytaimnestry i Agamemnona, Ach! powiedz, jakie dzisiaj twoje bytowanie ELEKTRA. Cóż powiem ci, Heleno? Toć sama na oczy HELENA. Jak dawno on złożony tą swoją chorobą? ELEKTRA. Od chwili, kiedy przelał krew, co go zrodziła. HELENA. Ach! biedny on i matka, biedna jej mogiła! ELEKTRA. Z rozpaczy dzisiaj ginę! Taka losów droga! HELENA. Wyświadczysz mi przysługę? Proszę cię, na boga! ELEKTRA. Nad bratem czuwać muszę, nie znajdę sposobu. HELENA. Nie mogłabyś się udać do mej siostry grobu? ELEKTRA. Do siostry, a mej matki? Jakie masz zamiary? HELENA. Z zalewek i mych włosów złożysz jej ofiary. ELEKTRA. Do drogiej pójść mogiły nie przystoi-ć wcale? HELENA. Na widok Argiwczyków ze wstydu się spalę. ELEKTRA. Haniebna wprzód ucieczka, wstyd spóźniony potem. HELENA. Masz słuszność, ale ranisz swego słowa grotem. ELEKTRA. Dlaczego Mykeńczyków twe oczy się boją? HELENA. Wstyd ojców, których syny zginęli pod Troją. ELEKTRA. O głośne też na ciebie wznosi Argos wrzaski. HELENA. Dlatego wybaw z trwogi, nie skąp mi swej łaski. ELEKTRA. Nie mogłabym ja spojrzeć na mogiłę matki. HELENA. Czyż godzi się, by służba nosiła me datki? ELEKTRA. Masz przecież Hermionę, wypełnić to umie. HELENA. Panienka nie powinna obracać się w tłumie. ELEKTRA. Lecz winna dług tej spłacić, co się nią zajęła. HELENA. Masz słuszność. Za twą radą wypełnienie dzieła ELEKTRA. Naturo! Jakże człeka ty upadlasz srodze, CHÓR MŁODYCH NIEWIAST ARGIWSKICH. Sza! sza! O pocichutku! ELEKTRA. Nie zbliżaj się do łoża! Tamtędy! tamtędy! CHÓR. Słucham w te pędy! ELEKTRA. Niechże mu szept wasz niewieści Niech mu tak cicho gra, CHÓR. Ta warga ma ELEKTRA. Tłum szept swój, tłum!
CHÓR. Powiedz mi, przyjaciółko, ELEKTRA. Przy życiu on-ci jeszcze, lecz oddech ma krótki. CHÓR. Ach! Co za smutki! ELEKTRA. Zabijesz mi go, jeżeli CHÓR. Cierpi, niewinny człek, ELEKTRA. .
CHÓR. Popatrz na łoże! ELEKTRA. Twój go, nieboże, CHÓR. Sądziłam przecie, ELEKTRA. Na wszystko w świecie CHÓR. Śpi twardo. ELEKTRA. Zaiste! *
CHÓR. Jakie są wróżby? ELEKTRA. Śmierć, śmierć, bo cóżby?! CHÓR. Los już sprowadza ELEKTRA. Fojbosa władza CHÓR. I słusznie! ELEKTRA. Ja przeczę! PRZODOWNICA CHÓRU. Podejdź-że, podejdź, panno Elektro, do łoża ORESTES (do siebie). O jakie ty nam słodkie wyświadczasz przysługi, Ogarnął w mej potrzebie, ty luba pieszczoto, ELEKTRA. Usnąwszy, ileś ty mi zgotował radości! ORESTES. Podźwignij, ach! podźwignij! Pianą jestem zlany — ELEKTRA. Obtarłam, słodka służba. Chętnie moje ręce ORESTES. Podeprzyj bok mi bokiem, odgarnij mi z lica ELEKTRA. O biedne, pełne brudu, zwichrzone kędziory, ORESTES. Na łóżko mnie znów połóż, bo gdy ustąpiły ELEKTRA. Dla chorych pożądaną rzeczą jest posłanie, ORESTES. Do góry mnie znów podnieś i połóż mnie bokiem, ELEKTRA. Czy nie chcesz stanąć nogą na ziemi i chwilę ORESTES. Najchętniej!... Że zdrów jestem, może mi się uda ELEKTRA. Posłuchaj-że mnie, bracie! Słóweczko jedynie, ORESTES. Masz wieści? Jeśli dobre, przyjmij za to dzięki, ELEKTRA. Stryjaszek Menelaos przybył, z nawy swemi ORESTES. Co mówisz? Zabłysnęło światło w mojej nocy? ELEKTRA. Tak, jest już. A na dowód moich słów — wiedz o tem, ORESTES. Jeżeli samby wrócił, los godzien zazdrości, ELEKTRA. Zaiste! Córki spłodził Tyndaros, przykłady ORESTES. Ty tylko bądź mi inną. Nie w słowie jedynie, ELEKTRA. O rety! bracie drogi! Znów masz błędne oczy! ORESTES. Zaklinam cię, o matko! Syn się w prośbach wije: ELEKTRA. 0 bracie nieszczęśliwy! Leż-że mi spokojnie — ORESTES. Fojbosie! Oto znowu zgraja mnie opadnie ELEKTRA (obejmując Orestesa). Nie puszczę cię, powstrzymam, byś mi nie uciekła ORESTES. Puść! Puść mnie! O nie krępuj ty, z Eumenid jedna, ELEKTRA. Nieszczęsna ja, nieszczęsna! Któż mi dopomoże, ORESTES. Daj-że mi łuk napięty, podarunek Feba! Odpędzę zmory wściekłe, gdy za mną pogonią. Upomnę cię łagodnie, byś swojej żałobie ELEKTRA. Przenigdy! Z tobą umrę, z tobą żyć też będę. CHÓR. Ojej! W drogę, jak, nie wiem, daleką *
Rety! Te ciągłe łzy i rozpacze? *
Lecz oto ku nam tu idzie Hołd Tantalidzie! MENELAOS. O domie, i z radością witam znowu ciebie, Oresta, i że długie niewidzianą lata ORESTES. Tu jestem, ja, Orestes, którego twe oczy MENELAOS. Bogowie! Czyj to upiór? Czyjeż widmo, czyje? ORESTES. Tak, prawda, choć żyw jestem, z bólu już nie żyję. MENELAOS. O, jakżeś się opuścił! Te włosy w nieładzie? ORESTES. Nie wygląd mnie przybija, mój czyn mi na zdradzie. MENELAOS. Ziemica jakby szklana, nieruchoma, mętna! ORESTES. Sił siła się pozbyłem, nie zbędę się piętna. MENELAOS. O jakżeś zniekształcony — ponad wyraz wszelki! ORESTES. Mordercę masz przed sobą biednej rodzicielki. MENELAOS. Słyszałem, jeno nie mów o tem nazbyt wiele. ORESTES. Nie mówię, Bóg mnie w straszne pogrążył topiele. MENELAOS. A cóż ci tak dolega? Cóż cię tak ugina? ORESTES. Sumienie! Na sumieniu straszna ciąży wina. MENELAOS. Wytłómacz się! Co mądre, winno być też jasne. ORESTES. Z zgryzoty, mówiąc krótko, tak haniebnie gasnę, MENELAOS. Zabójcza to potęga, lecz zbyć się jej można. ORESTES. I z szału — mści się na mnie śmierć matki bezbożna. MENELAOS. Którego dnia raz pierwszy przyszło to na ciebie? ORESTES. Napadu-m dostał zaraz po matki pogrzebie. MENELAOS. Gdzie, w domu, czy przy stosie miałeś napad wraży? ORESTES. Gdy w nocy przy jej kościach siedziałem na straży. MENELAOS. Sam byłeś, czy kto z ziemi podniósł cię tej chwili? ORESTES. Pylades. Myśmy razem matkę mą zabili. MENELAOS. A jakież to cię dręczą widziadła, mój chory? ORESTES. Zda mi się, że trzy czarne, jak noc, widzę zmory. MENELAOS. Już wiem, o jakich myślisz, lecz ich nie wymienię. ORESTES. I słusznie się wstrzymujesz, groźne to są cienie. MENELAOS. Więc one za krew matki swym szałem cię karzą? ORESTES. Ach! z jakąż mnie ścigają zajadłością wrażą! MENELAOS. Kto czyn popełnił srogi, cierpieć musi srodze! ORESTES. Usprawiedliwić można, żem szedł po tej drodze. MENELAOS. Nie zwalaj na śmierć ojca! Tego jeszcze trzeba! ORESTES. Feb radził zabić matkę, zwalam to na Feba. MENELAOS. Zapomniał, jak się czystość odróżnia od plamy. ORESTES. Czemkolwiek są bogowie, bogów słuchać mamy! MENELAOS. Loksyasz nie pomaga-ć w twej doli ponurej? ORESTES. Ociąga się, to cecha jest bogów natury. MENELAOS. Jak dawno, kiedy życie matki skończyło się? ORESTES. Dzień szósty. Jeszcze ogień tli się na jej stosie. MENELAOS. O, prędko mszczą bogowie rozlaną krew matki. ORESTES. Nie mądry-ć ja, lecz druhom druh jest ze mnie rzadki. MENELAOS. Masz pomoc stąd, żeś pomścił krzywdę rodziciela? ORESTES. Dotychczas nie. Kto zwleka, ten jej nie udziela. MENELAOS. A miasto jak się patrzy na twój czyn? Przytomnie? ORESTES. Nienawiść ma. Nikt słowa nie przemówi do mnie. MENELAOS. Obrzędnie czyś z krwawego oczyszczon już błota? ORESTES. Gdzie przyjdę, tam przedemną zamykają wrota. MENELAOS. By wygnać cię, któż za tem jak najbardziej stoi? ORESTES. Ajaks, co ma do ojca żal jeszcze z pod Troi. MENELAOS. Rozumiem. Palameda mści on w tę godzinę. ORESTES. Toć jam go nie mordował! Z trzech powodów ginę[77]. MENELAOS. Ten trzeci? Ajgisthosa dręczą cię stronnicy? ORESTES. Tak, oni, im podlega teraz lud stolicy. MENELAOS. Agamemnona berło dają-ć z jego władzą? ORESTES. Bynajmniej. Toć mi nawet i żyć dziś nie dadzą. MENELAOS. Co myślą z tobą czynić? powiedz mi dokładnie. ORESTES. Dziś jeszcze na mnie wyrok w ich sądzie zapadnie. MENELAOS. Wypędzą, czy masz umrzeć, lub nie? Co się stanie? ORESTES. Mam umrzeć z rąk mieszkańców przez kamienowanie. MENELAOS. Dlaczego nie uciekasz za ojczyzny krańce? ORESTES. Gdy zbrojni otaczają mnie wokół pohańce? MENELAOS. Obywatele, mówisz, czy też rząd Argosu? ORESTES. Chcą wszyscy, bym krwawego doznał tutaj losu. MENELAOS. Zaiste! Ostateczna dola cię spotkała! ORESTES. Dlatego dzisiaj w tobie ma nadzieja cała, U ojca zaciągnięty. Czem jest przyjaźń osób, PRZODOWNICA CHÓRU. Patrzajcie! Z zasępionem idzie tu obliczem ORESTES. Zginąłem, Meneleju! Twarz mi wstydem płonie: TYNDAREOS. Gdzież znajdę Menelaja, mojej córki druha? MENELAOS. Witaj, starcze, coś z Zeusem dzielił łoże żony! TYNDAREOS. Mój zięciu, Menelaju, bądź mi pozdrowiony! MENELAOS. Przecz nie? Kochałem ojca, którego jest synem. TYNDAREOS. On z jego krwi pochodzi, ten podły wyrzutek? MENELAOS. Tak, z jego!... Nieszczęśliwy, szanuj jego smutek. TYNDAREOS. Zdziczałeś, bawiąc długo w dzikich ludzi kraju. MENELAOS. Krewieństwo swoje kochać jest w Greków zwyczaju. TYNDAREOS. I tego, który nowy obyczaj wprowadza? MENELAOS. Świętością jest dla mędrca konieczności władza. TYNDAREOS. Przy swojem kładź się zdaniu, ja przy swem się kładę. MENELAOS. I gniew i wiek podeszły złą nam dają radę. TYNDAREOS. O mądrość ty dla niego chcesz się sprzeczać ze mną? I krew cudzą przeleje, nie wolno mu z domu Ma córka, śmierć poniosła według swej zasługi, PRZODOWNICA CHÓRU. Zazdrości godzien człowiek, komu dobra dziatwa ORESTES. O starcze, mówiąc z tobą, obawiać się muszę, Lecz z chęci mej, by ojca mścić, początek wzięło. Małżonki Odysseja ręka Telemacha PRZODOWNICA CHÓRU. Dla mężów w ich niedoli żony są przeszkodą, TYNDAREOS. Zuchwały-ś i pokory nie znasz w swojej mowie Mam sobie to, że udam się na zgromadzenie ORESTES. A idź-że, idź! Spokojniej pomówię i gładziej MENELAOS. Daj spokój!... Właśnie bowiem rozważam w swej duszy ORESTES. Rozważań teraz nie kończ, mnie wysłuchaj pierwej MENELAOS. Masz słuszność, mów! Niekiedy dla nas milczeć lepiej, ORESTES. Więc zacznę... Od zwięzłości korzystniejszą będzie Dla ciebie! Nie zabijaj swojej Hermiony, PRZODOWNICA CHÓRU. Ja również, choć kobieta, obliguję ciebie, MENELAOS. Szanuję, Orestesie, wielce twoją głowę Zapada w głąb, natomiast podnosi się nagle, ORESTES. O ty, co bić się umiesz tylko dla kobiety, PYLADES. Szybciej, niśli wypadało, zgoniłem ulice miasta, Chcą cię zabić i twą siostrę, dlatego tak lud się tłoczy. ORESTES. Zginęliśmy! Naszą dolę zaraz ja ci tu rozścielę. PYLADES. I jam zginął, razem bowiem giną zawsze przyjaciele. ORESTES. Menelaj się jak najpodlej obszedł z siostrą mą i ze mną. PYLADES. Nikczemnikiem wszak się staje człek, co żonę ma nikczemną. ORESTES. Jakby wcale tu nie przybył, tak, przybywszy, jest nam niczem. PYLADES. Czy naprawdę już powrócił? Spotkałeś się z tem obliczem? ORESTES. Wrócił — późno, lecz dość wcześnie, by okazać, że nas zdradza. PYLADES. Czy i żonę swą przepodłą do ojcowskich ziem sprowadza? ORESTES. O, nie on ją tutaj przywiózł, ona go tu sprowadziła. PYLADES. Gdzież ta zguba Achejczyków, gdzież jest ta gamratka miła? ORESTES. W moim domu, jeśli jeszcze moim zwać mi go wypada. PYLADES. Powiedz, z bratem twego ojca jakaż była twa narada? ORESTES. By na śmierć on nie zezwolił, na śmierć mą i siostry mojej. PYLADES. O, na boga! Cóż on na to? Wiedzieć mi to snać przystoi. ORESTES. Wykręcił się, jak to czynić zwykły niecne przyjacioły. PYLADES. W jaki sposób? Mów, a wszystko będę wiedział, jak ze szkoły. ORESTES. Był przed chwilą tutaj człowiek, co te zacne spłodził córy. PYLADES. Tyndar, mówisz? Pewnie gniewny o swej córki los ponury? ORESTES. O tak, zgadłeś! ponad ojca wyżej sobie tego ceni. PYLADES. On powrócił i nic na to, że tak wy dziś potępieni?! ORESTES. Nie do korda on już skory, dzielny tylko przy kobiecie. PYLADES. W wielkiej wyście opresyi, śmierci snać nie unikniecie. ORESTES. Tam już chyba sąd wydają zgromadzeni w sprawie naszej. PYLADES. Jakiż wyrok tam wydadzą? Mów, bo dola twa mnie straszy. ORESTES. Śmierć lub życie! Małe słowo, a największe kryje rzeczy. PYLADES. Razem z siostrą rzuć te progi i do lepszej uchodź pieczy. ORESTES. Czy nie widzisz, jakie zewsząd otaczają tu nas straże? PYLADES. Tak, zaparte są ulice, wszędzie zbrojnych tłumy wraże. ORESTES. Tak my dzisiaj osaczeni, niby miasto przez huf wroga. PYLADES. Spytaj, co się dzieje ze mną, i mnie dola gniecie sroga. ORESTES. A dlaczego? Los twój, druhu, świeżeby mi zadał blizny. PYLADES. Ojciec Strofios się zagniewał i wypędził mnie z ojczyzny. ORESTES. Osobiście go dotknąłeś, czy w publicznej jakiej sprawie? PYLADES. Żem ci pomógł matkę zabić, tem mu serce, mówił, krwawię. ORESTES. Biedny! Ściga cię ma zbrodnia! Winni tego my się stajem. PYLADES. Znieść mi trzeba to nieszczęście, wszak nie jestem Menelajem. ORESTES. Nie masz strachu, że cię Argos może zabić ze mną razem? PYLADES. Nie! Z tokijskiej jestem ziemi! Nie liczę się z ich rozkazem. ORESTES. Straszne, straszne jest pospólstwo, gdy złoczyńców ma na czele. PYLADES. Lecz gdy dobrych ma doradców, wzdyć dobrego zdziała wiele. ORESTES. Owszem. Teraz się naradźmy — PYLADES. Czy dziś będzie najdogodniej ORESTES. Wytłómaczyć może miastu — PYLADES. Żeś nie spełnił żadnej zbrodni? ORESTES. Że pomściłem krew rodzica — PYLADES. Jeszcze większa spadnie burza. ORESTES. Czy też milczkiem dać się zabić, przycupnąwszy? PYLADES. To śmierć tchórza! ORESTES. Cóż więc robić? PYLADES. Czy, zostawszy, masz nadzieję wybawienia? ORESTES. Nie mam żadnej. PYLADES. A ucieczka losu twego czy nie zmienia? ORESTES. Gdy się uda — PYLADES. Lepiej uciec, niż pozostać na tej grzędzie. ORESTES. A więc pójdę. PYLADES. Idź! I owszem! Taka śmierć piękniejsza będzie. [ORESTES. Sprawiedliwa jest ma sprawa. PYLADES. Przekonać ich o powodzie!] ORESTES. Tak! uniknę nazwy tchórza! PYLADES. Prędzej, niż zostając w grodzie. ORESTES. Może kto się ulituje — PYLADES. Nad szlachetnym twoim rodem. ORESTES. Żem śmierć ojca pomścić pragnął. PYLADES. Tak, to jasnym jest powodem. ORESTES. Idźmy! Hańbą dla mężczyzny paść bez sławy. PYLADES. To ci chwalę. ORESTES. Zawiadomić siostrę o tem? PYLADES. Tego ci nie radzę wcale. ORESTES. Lałyby się łzy — PYLADES. Nie dobrą byłoby to wróżbą zasię. ORESTES. Tak, istotnie, lepiej milczeć. PYLADES. Zyskasz przytem i na czasie. ORESTES. Jedno tylko zastanawia — PYLADES. Cóż cię zastanawiać może? ORESTES. Może napaść mnie giez bogiń — PYLADES. Nie opuszczę cię nieboże! ORESTES. Przykro chorych się dotykać. PYLADES. Lecz nie dla mnie w twej chorobie. ORESTES. Mem szaleństwem się zarazisz! Wszystko bywa! PYLADES. Idź-że sobie! ORESTES. Nie masz trwogi? PYLADES. Dla przyjaciół wielkiem złem jest trwoga człecza. ORESTES. Więc, mych kroków kierowniku, idźmy! PYLADES. Słodka taka piecza. ORESTES. Na grób ojca mnie zaprowadź. PYLADES. A tam po co? W jakim celu? ORESTES. O ratunek chcę go błagać. PYLADES. Bardzo słusznie, przyjacielu. ORESTES. Matki mojej grób pominę. PYLADES. Bo też była twoim wrogiem. O pospólstwo nie dbający, poza miasto przeprowadzę. ORESTES. To się zowie mieć przyjaciół. Wobec nich najbliżsi krewni CHÓR. Szczęścia i cnoty potęga, *
Czyn piękny[78] nie piękny wielce, Chyba że godzien obrony,
Gdzie może być większy ból Agamemnona śmiał popełnić syn! ELEKTRA. Niewiasty! Czy Orestes pod szaleństwa świeżą PRZODOWNICA CHÓRU. Bynajmniej! Do Argejów poszedł, aby sprawy, ELEKTRA. Ach! Któż go też namówił do tego — słyszycie? PRZODOWNICA CHÓRU. Pylades. Lecz niebawem goniec nam opowie, Jawi się GONIEC. Córko Agamemnona, wojsk naszych hetmana, ELEKTRA. O rety! Zginęliśmy! Wiem ja, co się mieści GONIEC. Pelasgów sąd rozstrzygnął, karę na was dużą ELEKTRA. Ach! Spełnia się, co takie sprawiało mi dreszcze, GONIEC. Bramą wszedłem do miasta, powracając z pola, Pytałem się po drodze — »takie zbiegowisko? Natomiast całą sprawę z wygnaniem, że boży Albowiem ojca pomścił z swojej własnej woli, Przeróżni przyjaciele. Wkrótce się ukaże PRZODOWNICA CHÓRU. Wlepiłaś oczy w ziemię, nieszczęsna dziewico, ELEKTRA. Niech się rozpocznie, A dziś ten spotkał ich kres, *
Zginął, ach! zginął,
O, być mi na skale onej, Z Olimpu szczytu Że pośród jego owiec PRZODOWNICA CHÓRU. Oto nadchodzi twój brat, ELEKTRA. Ze łzami patrzę na to, że już tak nad grobem, ORESTES. Nie będziesz ty mi cicho, nie dasz-że spokoju ELEKTRA. Jak milczeć, gdy już gaśnie dla nas światło boże, ORESTES. Nie morduj! Argejczycy już mi dość sprawili ELEKTRA. O, żal mi lat twych młodych, żal mi, Orestesie. ORESTES. Na Boga! Nie budź we mnie słabości niemęskiej! ELEKTRA. Umrzemy! Jak nie płakać? Toć niema człowieka, ORESTES. Ten dzień rozstrzyga o nas. Trzeba dobyć miecza, ELEKTRA. Więc zabij-że mnie, bracie, niech się nikt nie puszy ORESTES. Nie! Dość mi dogodziła krwi matczynej plama! ELEKTRA. Tak, mieczem. Po twej śmierci już ja nie pożyję. ORESTES. Rozkoszy zażyj płonej, jeżeli rozkoszą ELEKTRA. O bracie mój najdroższy! W podobnej my szacie ORESTES. Rozrzewniasz mnie! Jednakim odpowiem uściskiem, ELEKTRA. Ach! Jeśli się już droga śmiertelna zaczyna, ORESTES. Przesłodkoby to było, lecz brak nam tej chwili ELEKTRA. Menelaj, tchórz, ten zdrajca naszego rodzica, ORESTES. Na oczy nie pokazał się. Mając nadzieję, PYLADES. Powstrzymaj się! A przedsię ganię twoją duszę, ORESTES. Cóż nagli cię, byś ze mną wszedł na śmierci drogę? PYLADES. Pytasz się? Żyć mi dalej bez twojej przyjaźni? ORESTES. Ty matki nie zabiłeś, jak ja, najwyraźniej! PYLADES. Zabiłem z tobą społem, więc wspólnie też zginę. ORESTES. Zachowaj życie ojcu! Nie kończ w tę godzinę! PYLADES. Daleko jesteś, widzę, za myślami memi! Mordował, z tobą radził, za co na cię głazem ORESTES. Ach! dożyć jeszcze tego, nim mnie śmierć zabierze. PYLADES. Więc odłóż cios śmiertelny, radzę ci to szczerze. ORESTES. Odłożę, aż na wrogu dokonam swej kary. PYLADES. A milcz, gdyż w tem do kobiet nie mam dużo wiary. ORESTES. Na tych polegać możesz, wierne w każdym względzie. PYLADES. Helenę gdy zabijem, to dlań przykrość będzie. ORESTES. Jakżeż to? Gotów jestem, jeśli tylko można. PYLADES. Miecz mamy. W twym się domu ukrywa bezbożna. ORESTES. Tak jest i już na wszystkiem swe pieczęcie kładzie. PYLADES. Zawcześnie. Wiano swoje wnet otrzyma w Hadzie. ORESTES. Gdzie sposób? Cudzoziemską ma służbę przy sobie. PYLADES. A jaką? Z Frygijczyków nic sobie nie robię! ORESTES. Szafarzy od pachnideł, mistrzów od zwierciadła. PYLADES. Tak, ona tutaj z Troi z wielkim zbytkiem spadła. ORESTES. Za mała dla niej Grecya! Świat-ci sobą trudzi. PYLADES. Co znaczą niewolnicy wobec wolnych ludzi! ORESTES. Rad umrę dziesięckrotnie, gdy sprawy tak stoją. PYLADES. I ja, bylebym tylko pomścił krzywdę twoją. ORESTES. Mów, działaj! Działać z tobą chęć ma najgorętsza. PYLADES. Że niby chcemy umrzeć, wejdziemy do wnętrza. ORESTES. Rozumiem to, lecz nie wiem, jak postąpić dalej. PYLADES. Na nasze przed nią klęski będziem narzekali. ORESTES. Że, w duszy się radując, zaleje się łzami. PYLADES. Tak w porze odpowiedniej będzie też i z nami. ORESTES. Jak potem rozegramy naszą walkę, człecze? PYLADES. Zabierzem z sobą w sukniach pochowane miecze. ORESTES. A jakżeż naprzód czeladź sprzątniemy ze świata? PYLADES. Pod klucz z nią! Po pokojach zamkniem ją do kata! ORESTES. A jeśli kto choć piśnie, to odrazu z nożem —? PYLADES. Sam przebieg rzeczy wskaże, co uczynić możem — — ORESTES. By zabić ją, Helenę!... Rozumiem dokładnie. PYLADES. Tem lepiej. Teraz słuchaj, co z tego wypadnie. Helladę, której ojców ona swą zakałą PRZODOWNICA CHÓRU. Niewiasty wszystkie winny gardzić Tyndarydą, ORESTES. Ach! Nie nad przyjaciela wiernego! Dobytek Utracił rozum człowiek, który się pozbywa ELEKTRA. Ratunek wynalazłam, sądzę, co zaświeci ORESTES. Opatrzność iście boska! Lecz jaki? Niech powie ELEKTRA. Posłuchaj! I ty także zwróć uwagę na to. ORESTES. Za trudy powodzenie płaci nam bogato. ELEKTRA. Ty znasz córkę Heleny? Lecz pytanie płone! ORESTES. Toć nasza wychowała matka Hermionę. ELEKTRA. Do Klytaimnestry teraz pobiegła mogiły. ORESTES. A jakie ci się z tego nadzieje zrodziły? ELEKTRA. Ofiary poszła złożyć na kurhanie matki. ORESTES. I owszem. Lecz jak nasze wiązać z tem wypadki? ELEKTRA. Pochwycić ją, gdy wróci, jako zakładnicę. ORESTES. Cóż z tego dla nas trojga? Rzecz idzie na nice! ELEKTRA. Jeżeliby Menelaj po Heleny skonie I chcąc przynajmniej córkę ocalić, da słowo, ORESTES. Masz umysł iście męski, moja siostro młoda, PYLADES. Tak stań się! Do Focydy tak ją zawiedź, boże! ORESTES. Lecz kiedy Hermione powróci nareście? ELEKTRA. Za lada chwilkę, myślę, dadzą nam ją nieba, ORESTES. Więc dobrze! Teraz czekać, siostro, tu u proga Odrazu wejść, lecz wrzasku narób co niemiara, ELEKTRA. Jeżeli głos nasz słyszysz, ojcze, w głębi ziemi, PYLADES. Krewniaku mego ojca, bądź także łaskawy ORESTES. Matkę-m zabił — PYLADES. Żelaza jęły się me dłonie. ELEKTRA. Do czynu was bez zwłoki parła moja siła. ORESTES. Dla ciebie-m to uczynił. ELEKTRA. I jam nie zdradziła! PYLADES. Swych dzieci słysząc prośbę, ojciec się nie wzbrania. ORESTES. Łzy składani ci w ofierze. ELEKTRA. A ja narzekania. PYLADES. Przestańmy! Oby nas już do czynu powiodły ELEKTRA. Drużki myceńskie, tu do mnie, CHÓR. Po co mnie pragniesz, królewno? ELEKTRA. Wy po tej stańcie ręce, wy zasię po owej CHÓR. Przecz mi jest dane ELEKTRA. Straszy mnie właśnie rachuba, PIERWSZE PÓŁCHÓRU. Więc idźmy! Dalej! Prędzej! Ja się nie polenię DRUGIE PÓŁCHÓRU. A ja znów od zachodu w chęci stanę rączej. ELEKTRA. Uważać jak najbaczniej! Mieć na wszystkie końce PIERWSZE PÓŁCHÓRU. Jak każesz, zrobię. ELEKTRA. O, miej-że baczność, ma droga! CHÓR. Ktoś się pojawił na drodze — Może to wieśniak jaki ELEKTRA. Już po nas! Zginęliśmy! Zapewne ktoś zdradnie CHÓR. Niech strach twój pryska! ELEKTRA. Uspokoiłaś mnie błogo! PIERWSZE PÓŁCHÓRU. Nie! Cisza jest w podwórzu... Lecz popatrz, czy z grodu DRUGIE PÓŁCHÓRU. I u nas jest tak samo, nadzieje nie zwiodły! ELEKTRA. A teraz się we wrótnie ucho moje wpili — Biedna ja, biedna niewiasta! CHÓR. Na wszystko mam oczy zwrócone. HELENA (z wewnątrz). O Argos pelasgijskie! O śmiertelne dreszcze! PIERWSZE PÓŁCHÓRU. Słuchajcie! Już do mordu przyłożyli rękę! DRUGIE PÓŁCHÓRU. Tak, zda się, że do mordu przyłożyli rękę! ELEKTRA. O Zeusa ty potęgo, o ty Zeusa siło! HELENA (j. w.). Umieram, Menelaju! Gdzie ty jesteś ninie? ELEKTRA. Bić! Ranić! Kłuć ją! Niech ginie! Mający w ręku, siecz, PRZODOWNICA CHÓRU. Sza! Cicho! Ktoś się zbliża... Słyszę czyjeś stopy, ELEKTRA. Niewiasty moje słodkie! W porę rzezi samej HERMIONE. Powracam pojednana z twą matką. Lecz trwogę ELEKTRA. Nie dziwno, do narzekań powodów niemało. HERMIONE. Bądź dobrą dla mnie wróżbą: jakaż rzecz jest nowa? ELEKTRA. I ma i Orestesa spadnie dzisiaj głowa. HERMIONE. Przenigdy! Wszakże ze mną pokrewne wy plemię. ELEKTRA. Na karki nam włożono konieczności brzemię. HERMIONE. Dlatego taki krzyk się z domu wydobywa? ELEKTRA. U stóp Heleny leży i litości wzywa — HERMIONE. Kto? Powiedz, bo inaczej bez żadnej ja wieści! ELEKTRA. Orestes życia błaga dla nas w swej boleści. HERMIONE. Więc słusznie, że się jęk ten rozlega po domu. ELEKTRA. Bo czegóż więcej płakać, niż takiego gromu?! Upadłszy, złącz swą prośbę z ich prośbą, spłakana, HERMIONE. Już idę do pałacu, już ja z waszym strachem ELEKTRA. Hej! wy tam pod dachem HERMIONE (wewnątrz). Ach! kogóż ja tu widzę?!... ORESTES (wewnątrz). Cicho! ty — jedyne ELEKTRA. Trzymajcie ją! Trzymajcie! Żelazo co prędzej CHÓR. Hu! przyjaciółki! hu! Ile nam starczy tchu! FRYGIJCZYK. Omało argiwski miecz Poprzez dorycki trójwrąb PRZODOWNICA CHÓRU. Cóż jest, Heleny sługo, ty idajski człeku? FRYGIJCZYK. O Ilionie! Ilionie! Łabędziopióry PRZODOWNICA CHÓRU. Co stało się, dokładnie mów, bo z tych przesłanek FRYGIJCZYK. Już niema, jej! niema cię już, Dwa lwy w zamkowe wtargnęły podwoje: Zaś drudzy myślą, że zdradnie PRZODOWNICA CHÓRU. A ty gdzie byłeś wówczas? Czyś uciekł z bojaźni? FRYGIJCZYK. O nie! jak najwyraźniej: I to skieruje wezwanie — PRZODOWNICA CHÓRU. A potem co się stało? Jakie znów nieszczęście? FRYGIJCZYK. Macierzy, idajska macierzy! Ale Orestes, bardziej od niej skory. PRZODOWNICA CHÓRU. Cóż dla ratunku domu Frygowie zrobili? FRYGIJCZYK. Krzyk usłyszawszy, tej chwili, Ten skrycie I z domu. PRZODOWNICA CHÓRU. To jedno mnie, to drugie napełnia głębokiem ORESTES. Gdzież jest człowiek, co zbiegł z domu i tak uszedł miecza mego? FRYGIJCZYK. U twych kolan leżę, panie, bo tak w naszym jest zwyczaju. ORESTES. Nie w Ilionie my jesteśmy, lecz w argiwskim przecie kraju. FRYGIJCZYK. Niż umierać, człek roztropny woli żyć, gdziekolwiek żyje. ORESTES. Tyś przyzywał Meneleja? Twe to wrzaski, czy też czyje? FRYGIJCZYK. Chyba tobie ku pomocy — wszak ty masz ku temu prawo! ORESTES. Więc Tyndara dzisiaj córka padła słusznie, choć tak krwawo? FRYGIJCZYK. Jak najsłuszniej! Że nie miała i trzech karków, szkoda duża! ORESTES. Nędznie schlebiasz, inak myślisz! Mam przed sobą kawał tchórza! FRYGIJCZYK. Czyż Hellady i czyż Frygii do zguby nam nie przywiodła? ORESTES. Poprzysięgnij, że nie schlebiasz, bo inaczej, duszo podła — FRYGIJCZYK. Poprzysięgam — na mą duszę! Niema fałszu w duszy mojej! ORESTES. Mów, czy też tak miecz przeraził wszystkich Frygów w waszej Troi? FRYGIJCZYK. Schowaj broń tę! Mordem świeci, groźne blaski wokół ciska. ORESTES. Lękasz się, byś nie skamieniał, jakbyś miał Gorgonę zbliska. FRYGIJCZYK. Nie chcę umrzeć!... Zaś Gorgona martwa rzecz to, czy też żywa? ORESTES. Drżysz przed śmiercią, niewolniku, która z nędzy cię wyrywa? FRYGIJCZYK. Każdy człowiek — i niewolnik — lubi słońca blask na świecie. ORESTES. Mądrze mówisz! Twa roztropność cię ocala! Odejdź przecie! FRYGIJCZYK. Nie zabijesz mnie? ORESTES. Precz z oczu! FRYGIJCZYK. Mile mówisz! ORESTES. Lecz za chwilę FRYGIJCZYK. To nie mile! ORESTES. Głupi jesteś! Mego miecza nie ubroczy ciecz twa krwawa, I spólnika, Pyladesa, jeśli rzuci nas, jak łupy, CHÓR. Jej, losie straszny! Jej! PIERWSZE PÓŁCHÓRU. Ja nie wiem, jak postąpić? Czy donieść wypada DRUGIE PÓŁCHÓRU. To bezpieczniej będzie. PIERWSZE PÓŁCHÓRU. O, patrz, jak dym się kłębi, jak swój obłok przędzie DRUGIE PÓŁCHÓRU. Zapalone pod zamek pochodnie CHÓR. Bóg sprawom świata Duch, mszczący winę tę, leje MENELAOS. O czynach usłyszawszy gwałtownych, przychodzę. Orestes, Pylades i Elektra ukazują się na płaskim dachu pałacu. Orestes trzyma Hermione jedną ręką, miecz zaś ma w drugiej. Obok niego Pylades i Elektra z zapalonemi pochodniami. ORESTES. Nie tykaj mi się zamków! Tobie, Menelaju, MENELAOS. Ha! Cóż to?! Zapalone widzę tam pochodnie! ORESTES. Co wolisz? Czy sam mówić, czy mnie słuchać? Dalej! MENELAOS. Ni jedno ani drugie, lecz słuchać cię muszę. ORESTES. Chcesz wiedzieć? Miecz ten córce twej wypruje duszę. MENELAOS. Helenę-ś zamordował, chcesz mord spełnić świeży? ORESTES. Niestety! Jakiś bóg ją wyrwał z mych obieży. MENELAOS. Mordujesz, potem kłamiesz! Szydy oczywiste! ORESTES. Ból sprawia mi to kłamstwo! Gdybym mógł, zaiste — MENELAOS. Co gdybyś mógł?... Snać z trwogi dusza mi uciekła! ORESTES. Hellady niszczycielkę rzucić na dno Piekła!... MENELAOS. Małżonki zwróć mi ciało, chcę je złożyć w grobie. ORESTES. Niech zwróci Bóg!... I córkę tę zabiję tobie! MENELAOS. Po mordzie mord chcesz spełnić, matkobójcze plemię? ORESTES. Mszczę ojca! Twa to wina, że poszedł pod ziemię. MENELAOS. Nie dość ci przylepionej do twych rąk krwi matki? ORESTES. Rad wszystkie-bym uśmiercił plugawe gamratki! MENELAOS. Ty także chcesz mieć udział w mordzie tym, Pyladzie? ORESTES. Milczenie jest przyznaniem. Na mej przestań radzie. MENELAOS. Na dobre ci nie wyjdzie! Masz skrzydła, mój ptaku? ORESTES. Uciekać nie zamierzam. Spalę dwór do znaku! MENELAOS. W perzynę chcesz obrócić ten dworzec ojcoski? ORESTES. Ażebyś ty go nie miał! Oto moje troski! MENELAOS. Zabijaj, ale gardłem zapłacisz najgodniej! [ORESTES. I owszem! MENELAOS. O, daj spokój! Poniechaj tej zbrodni!] ORESTES. Milcz! Cicho znieś nieszczęście, co spotkało ciebie. MENELAOS. Azaliś wart, by żyć tu? ORESTES. I władać na glebie. MENELAOS. Na jakiej? ORESTES. Na argiwskiej, na Pelasgów ziemi. MENELAOS. Jak wodę byś święconą lał? ORESTES. Rękami temi! MENELAOS. Przed bitwą jak ofiary składał? ORESTES. Jak ty! Cudnie! MENELAOS. Me ręce nie zbrukane. ORESTES. Lecz w sercu masz brudnię! MENELAOS. Do ciebie któż przemówi? ORESTES. Ten, kto czci rodzica. MENELAOS. A ci, którzy czczą matkę? ORESTES. Szczęśliwe to lica! MENELAOS. Nie twoje więc! ORESTES. Złej nigdym nie lubił kobiety. MENELAOS. Odejmiesz miecz od córki? ORESTES. Mylisz się, niestety! MENELAOS. Zabijesz dziecko moje? ORESTES. Nie mylisz się, juści! MENELAOS. Go czynić?! ORESTES. Idź do grodu i namów, niech puści — MENELAOS. Co? Kogo? ORESTES. Nas tu troje! Zabijać nas wara! MENELAOS. Lub córkę mi zabijesz? ORESTES. Taka będzie kara! MENELAOS. O biedna ma Heleno! ORESTES. A ja biedny-ć mało? MENELAOS. Na rzeź ją tu przywiozłem! ORESTES. Oby tak się stało! MENELAOS. Tysiączne zniosłem trudy! ORESTES. Ni jednego dla mnie. MENELAOS. Nieszczęsny ja! ORESTES. Sam-ś winien! Mówię to niekłamnie. MENELAOS. Masz w mocy mnie! ORESTES. Tyś sam się załapał w swe sieci, MENELAOS. Pomocy mi Danaów ziemia nie przyniesie? APOLLON. Uśmierzyć racz-że gniewy swe, Menelaosie! Małżonka, gdy bogowie Heleny urodę ORESTES. O wróżu Loksyaszu! Cóż za objawienie! MENELAOS. Heleno, córko Zeusa, żegnam cię i sławię APOLLON. Rozejdźcie się, gdzie komu wypadło, zarazem MENELAOS. Idę za rozkazem. ORESTES. I jam też, Menelaju, pogodzony z losem APOLLON. Więc idźcie! Niech wiedzie was droga, Ja zaś skieruję swe kroki, CHÓR. Wielka, wspaniała Nike! BACHANTKI Bachantki.
Osoby dramatu.
Rzecz dzieje się w Tebach.
DYONIZOS. A zatem na tebańskie przybyłem zagony, Nim inny kraj helleński zaprawię w uciesze, Należy uczcić boga, chyba udowodnię CHÓR. Azyi smug, * Któż tam hej!
Szczęśliwy, zaiste, człek, Coś szumnego tutaj boga, *
Jakżeż-ci on ujrzał świat? —
Tebański grodzie mój. *
Kuretów schronie, hej! Strojne w szyszaku trzy kity,
O, jakiż słodki, rozkoszny to żar, Mleko strugami płynie W Dyoniza cześć TEIREZJAS. Przy bramie kto? Wywołać Agenora plemię, Z domu wychodzi KADMOS. Poznałem właśnie głos twój, usłyszałem, panie, TEIREZJAS. I ja też ogromne KADMOS. Na wozie brać się w góry? Czy to jest wskazane? TEIREZJAS. Nie! Mniej byśmy tak bożą uczcili wszechwładzę! KADMOS. Więc ja cię tam, człek stary, starca poprowadzę. TEIREZJAS. Sam bóg nam dzisiaj drogę bez trudu pokaże. KADMOS. Czy miasto weźmie udział w tym bachanckim żarze? TEIREZJAS. My jedni mamy rozum, innym on nie służy. KADMOS. Więc chwyć się mojej ręki, po co zwlekać dłużej? TEIREZJAS. A ty na mem ramieniu oprzyj się i w drogę. KADMOS. Śmiertelny człek, bogami gardzić ja nie mogę. TEIREZJAS. Tu na nic mędrkowanie! Wszelkie z niebem kwasy KADMOS. Ponieważ dnia bożego nie widzisz, więc ja się PENTHEUS. Bawiłem poza domem, powracam do kraju Niewiasty oto nasze porzuciły domy Iż zginął od pioruna, gdy ta zaślubiny PRZODOWNICA CHÓRU. Ach! Cóż to za bezbożnik! Niebu ty na zdradzie TEIREZJAS. Gdy wątek mądry człowiek znalazł do przemowy, Ten sposób. Mąż zuchwały, pyskaty, a duży Zwykł czynić, że swe dziecko Zeus donosił w biodrze[84] Czyż ty się nie radujesz? Więc i on się cieszy, PRZODOWNICA CHÓRU (do Teirezjasa). W Fojbosie słowa twoje nie obudzą wstrętu, KADMOS. Syneczku mój! Teirezjas dobre-ć dał przestrogi! PENTHEUS. Precz z ręką tą! Idź, szalej, ile masz ochoty, A mistrz twój, nauczyciel tej błazeńskiej nędzy. TEIREZJAS. Zuchwalcze! Sam ty nie wiesz, co mówisz! O, mały Przez tego utrapieńca[85]. Nie z jasnowidzenia CHÓR. O zbożności boska ty, Gdy jego władza *
Co wędzidła nie chciał znać,
Na Cypru podążyć mi brzeg, *
Zeusowa latorośl, nasz król, Uśmierza! Rad-ci on raczy SŁUGA. Pentheju! Już jesteśmy! Jest i łup gotowy, Na cześć szumnego boga! Z nóg im spadły dyby PENTHEUS. Rozwiązać mu te ręce! Bo jestem ostatni, DIONIZOS. Nie trzeba samochwalby! Odpowiedź nie trudna: PENTHEUS. Wiem, owszem, miasto Sardes otacza dokoła. DIONIZOS. Ja stamtąd, ma ojczyzna to Lydia wesoła. PENTHEUS. Wprowadzasz nowy obrzęd, któż to ciebie zmusza? DIONIZOS. Dioniz mi nakazał, latorośl Zeusza. PENTHEUS. Więc Zeus tam jakiś nowy bóstwa nowe tworzy? DIONIZOS. Nie! Ten, który z Semelą obcował, król boży! PENTHEUS. Czy we śnie ci nakazał, czyli też na jawie? DIONIZOS. Twarz w twarz mi on polecił służyć świętej sprawie. PENTHEUS. A na czemże polega istota obrządku? DIONIZOS. Człek niewtajemniczony nie śmie znać jej wątku. PENTHEUS. Jest jaka na obrządku tym korzyść oparta? DIONIZOS. Nie wolno-ć tego wiedzieć, choć rzecz wiedzy warta. PENTHEUS. Wykręcasz mi się chytrze, a mnie świerzbią uszy. DIONIZOS. Bachijskie tajemnice nie dla grzesznej duszy. PENTHEUS. Widziałeś, mówisz, Zeusa. Jakżeż on wyglądał? DIONIZOS. Jak chciał, a nie bynajmniej, jakbym ja pożądał. PENTHEUS. I znowu się wywijasz! Któż za to co kupi?! DIONIZOS. Ktoś mądry dla głupiego zawsze będzie głupi. PENTHEUS. Czyś najprzód do nas przybył z orgiami swemi? DIONIZOS. Obchodzą je we wszystkiej niehelleńskiej ziemi. PENTHEUS. Mniej mają snać rozumu, niśli nasze kraje. DIONIZOS. W tym względzie chyba więcej. Inne tam zwyczaje. PENTHEUS. Czy za dnia się to wszystko odbywa, czy w nocy? DIONIZOS. Przeważnie w nocy, mroki mają więcej mocy. PENTHEUS. Dla kobiet niebezpieczna to pora i zdrożna. DIONIZOS. Sposobność dla zdrożności i w dzień znaleść można. PENTHEUS. O, gorzko mi zapłacisz za swoje wykręty! DIONIZOS. A ty za swą głupotę, za swój szał nieświęty! PENTHEUS. O, ćwik i frant ten Bachus, a czelny bez miary! DIONIZOS. Czem myślisz mi dogodzić? Jakie zadać kary? PENTHEUS. Nasamprzód tej cię bujnej pozbawię czupryny. DIONIZOS. Nie tykaj! Prawo do niej ma li bóg jedyny. PENTHEUS. A potem thyrs ten oddasz, który dzierżysz w dłoni. DIONIZOS. Sam wydrzyj Dioniza własność! Niech się broni! PENTHEUS. A potem ot! do ciupy każę zamknąć ciebie. DIONIZOS. Jeżeli ja tak zechcę, bóg z ciupy wygrzebie. PENTHEUS. Popróbuj go wywołać z pośród twej czeredy! DIONIZOS. On przy mnie tu jest blisko, widzi moje biedy. PENTHEUS. Gdzie? Gdzie? On swym widokiem oczu mych nie darzy! DIONIZOS. Lecz moje! Niewidzialny jest on dla zbrodniarzy! PENTHEUS. Hej! Bierz go! Szydzi ze mnie i z Teb! Bierz go! Okuj! DIONIZOS. Roztropny, nieroztropnym mówię: Dajcie spokój! PENTHEUS. A ja powiadam: Bierz go! Ja tu większy przecie. DIONIZOS. Sam nie wiesz, co poczynasz i kim ty na świecie! PENTHEUS. Penthejem, Echiona synem i Agawy. DIONIZOS. Twe imię już wskazuje, że dla cię łaskawy PENTHEUS. Hej! Precz z nim! A przy końskim żłobie DIONIZOS. Idę... A juści tego znosić ja nie muszę, CHÓR. Acheloa córko, słysz! Z wieczystego ognia smug *
Co za złość to, co za złość! Jeno potwór, jeno dziw,
Zali na Nysie, gdzie pośród swych leż Odprawiasz swe korowody, Tak mi mówiono —, DIONIZOS. O haj! O haj! JEDNA Z CHÓRU. Cóż to? cóż? Skąd ten głos, tak mi znan?! DIONIZOS. Haj! O haj! Znów wołam, znów! DRUGA Z CHÓRU. O haj! O haj! O panie wielki! INNA Z CHÓRU. Sza! moje druhy! Ziemia się porusza! W proch się rozpada, w kupy INNA Z CHÓRU. Dioniz jest w jego domu! CHÓR. Już oddajemy! JEDNA Z CHÓRU. Przed nami DIONIZOS (z wewnątrz). Rozniećcie, rozniećcie się godnie, INNA Z CHÓRU. Ach! ach! Nie szczędzić trzęsących się nóg!... DIONIZOS. Cudzoziemskie wy niewiasty! A więc taka trwoga trwóg PRZODOWNICA CHÓRU. Ty w bachanckich korowodach najprzedniejszy wodzu nasz! DIONIZOS. Ogarnęło cię zwątpienie z oną chwilą, gdy mnie w loch PRZODOWNICA CHÓRU. Tak! Bo jeśli szwank byś poniósł, któżby mój prowadził krok? DIONIZOS. Bez mozołu, bez wysiłku ocaliłem się ja sam. PRZODOWNICA CHÓRU. Jakto? Zali cię nie spętał? Nie skrępował ci tych rąk? DIONIZOS. I tu sobie pokpiewałem z jego trudów, z jego mąk — Że dotyka mych się członków, lecz nadzieja była czcza! Tutaj do nas! O, zapewne, wnet on zjawi się tu, wnet! PENTHEUS. Straszliwie mnie okpiono! Uciekł przybysz szczwany, DIONIZOS. Nie ruszaj się, daj spokój! Mówię-ć po przyjaźni! PENTHEUS. Powtarzam: Jak spętany uciekłeś z mej kaźni? DIONIZOS. Azalim ci nie mówił, że mnie ktoś odkupi? PENTHEUS. Kto taki? O, w wykrętach nigdyś nie był głupi! DIONIZOS. Ten, który stworzył wino dla duszy człowieczej. PENTHEUS. Dionizosa hańbisz, mówiąc takie rzeczy. DIONIZOS. Którego między sobą w tym tu grodzie mamy?[87] PENTHEUS. Rozkażę zamknąć baszty, wszystkie wokół bramy. DIONIZOS. Przez mury czyż nie mogą przejść mieszkańcy nieba? PENTHEUS. Mądrala-ś, o mądrala, lecz nie tam, gdzie trzeba! DIONIZOS. Przeciwnie! Gdzie największa konieczność, tam w głowie GONIEC. Tebański władco, królu Pentheju! Przychodzę PENTHEUS. A z jakąż ważną wieścią przychodzisz tu właśnie? GONIEC. Bachantki zobaczywszy, co uszły z tej ziemi, PENTHEUS. Nie bój się! Ma ręka GONIEC. We wierchy-m właśnie wchodził razem ze swem bydłem, Na białe im ramiona, a potem jelenie, Z wdzięczności...« Tak on pedział. I nam się wydało, Tych młódek opętanych strasznie na nie parły. A kiedy niema wina, niema też i boskiej PRZODOWNICA CHÓRU. Z władcami mówić szczerze, rzecz to groźna! Przecie PENTHEUS. Już widzę ja, że pożar tej bachanckiej buty DIONIZOS. Nie słuchasz mnie, Pentheju, lekceważysz zawsze PENTHEUS. Ty mnie nie ucz, proszę! DIONIZOS. Nie lepiej przyjść z ofiarą do boga potęgi, PENTHEUS. O, będzie miał ofiarę, skoro jak najzdrowiej DIONIZOS. Zemkniecie! A wstyd będzie, gdy tacy mocarze, PENTHEUS. A tom się na hultaja natknął! Czy go bijem, DIONIZOS. Kochanku! Ciągle jeszcze masz odwrotu drogę. PENTHEUS. Więc co? Być sługą sług swych na swą własną szkodę? DIONIZOS. Jeżeli chcesz, kobiety-ć bezbronne przywiodę. PENTHEUS. Ha! Znowu sidła na mnie! Knujesz, ile można. DIONIZOS. Chcę sztuką cię ocalić, czy to rzecz jest zdrożna? PENTHEUS. Związałeś się, by bezrząd tu utrwalić, człecze! DIONIZOS. Związałem się, tak! z bogiem! Bynajmniej nie przeczę. PENTHEUS. Stul pysk już!... A niechże mi kto zbroję wyniesie! DIONIZOS. Czy nie chciałbyś białogłów tych podpatrzeć w lesie? PENTHEUS. I owszem! jak najchętniej! Dałbym kupę złota! DIONIZOS. A skądże ci tak naraz przyszła ta ochota? PENTHEUS. Ohydny to jest widok — pijane kobiety! DIONIZOS. A zatem na ohydę chcesz patrzeć? O rety! PENTHEUS. Tak jest, lecz siedząc cicho pod smrekiem. To zrobię. DIONIZOS. Wytropię, choć się skryjesz! O tem pomyśl sobie. PENTHEUS. Rzecz słuszna! Więc otwarcie zjawię się w tym borze. DIONIZOS. Posłuchaj: Mam ja ciebie zaprowadzić może? PENTHEUS. I owszem, jak najprędzej! Nie żałuję-ć czasu! DIONIZOS. Niewieściej ci płótnianki trza do tego lasu. PENTHEUS. Mężczyzna, mam przedzierżgnąć się w babę? O, panie! DIONIZOS. Ażeby nie zabiło cię męskie ubranie. PENTHEUS. Cnie mówisz! Niby mędrzec — z dawnych lat najprościej. DIONIZOS. Dioniz mnie tych wszystkich nauczył mądrości. PENTHEUS. A jakżeby najlepiej wykonać twą radę? DIONIZOS. Na ciebie sam, co trzeba, w pałacu pokładę. PENTHEUS. Niewieście suknie? Ależ ja się wstydzę! Nie chcę! DIONIZOS. Więc z Menad skwitowałeś? Już cię to nie łechce? PENTHEUS. I jakże mnie przygodzie chcesz na to wesele? DIONIZOS. Nasamprzód włos przeciągnę-ć, rozczeszę, rozdzielę. PENTHEUS. Co więcej? Jakiż jeszcze strój, jeżeli łaska? DIONIZOS. Suknia po same kostki, na głowie przepaska. PENTHEUS. Czy jeszcze co prócz tego? Co? jakie odzienie? DIONIZOS. Bluszczowy pręt do ręki i skórki jelenie. PENTHEUS. Nie! babskich wdziać ja sukien nie mogę spokojnie, DIONIZOS. Ma krew się twoja polać z bachantkami w wojnie? PENTHEUS. Tak! prawda! Na prześpiegi chodźmy wprzód, to główna. DIONIZOS. Najmądrzej! Bo złem nigdy zła człek nie wyrówna. PENTHEUS. Lecz jak przed Kadmejczyków ukryję się okiem? DIONIZOS. Pustemi ulicami pójdziemy, nie tłokiem. PENTHEUS. Wyszydzą mnie bachantki, a szydu nikomu DIONIZOS. Jak chcesz! Lecz zawsze pewny bądź usługi mojej. PENTHEUS. Odchodzę. Tak się stanie: Ruszę stąd bądź w zbroi, DIONIZOS. Niewiasty! Oto mąż ten już w mój potrzask wpada. Rozumu władze zdrowe, gotów jest niewieście CHÓR. Kiedyż to nockę ja całą By biegły *
Bożych wyroków potęga Nie mnoży.
Szczęśliwy, kto z morskiej fali DIONIZOS. O ty, który źrenice zwracasz ku widokom, PENTHEUS. Przyglądam się — ha! cóż to?! — podwójnemu słońcu DIONIZOS. Bóg, który przedtem krzyw był, teraz jest — o nieba! PENTHEUS. He? Jak ci się wydaję? Wyznaj-że łaskawie; DIONIZOS. Widzący cię, wrażenie mam, że widzę obie. PENTHEUS. Zapewnem go poruszył, wywijając laską DIONIZOS. Na twe jestem usługi, pozwól, że zaczeszę PENTHEUS. Podaję! Podaję! DIONIZOS. I pas ci się rozluźnił i sukni okraje PENTHEUS. Dyć prawda, zwłaszcza prawy fałd mojej odzieży DIONIZOS. Pewnikiem mnie policzysz między przyjaciele, PENTHEUS. Chcąc dobrą być bachantką, czy mam trzymać w lewej, DIONIZOS. Potrząsać trzeba prawą i na nodze prawej PENTHEUS. A toć ja kithajrońskie wszystkie jary, panie, DIONIZOS. Tak, gdybyś chciał. Lecz przedtem, mówiąc między nami, PENTHEUS. Potrzeba jakiejś dźwigni? Podpory jakowej? DIONIZOS. Daj spokój! Jakże można burzyć nimf ołtarze, PENTHEUS. Tak, słusznie! Nic ja gwałtem kobietom nie zrobię. DIONIZOS. Ukryjesz się, jak musi — tam cię nikt nie czepi — PENTHEUS. Przypuszczam, że jak ptaszki, i od nich nie brzydsze — DIONIZOS. Aha! A więc ciekawość po to cię tam niesie? PENTHEUS. No, prowadź mnie przez Teby! W największej potrzebie DIONIZOS. Tak, sam dla dobra miasta ważysz się na — czyny, PENTHEUS. Może wrócę z matką?... DIONIZOS. — Że wszyscy cię zobaczą. PENTHEUS. Po to na tę rzadką DIONIZOS. I to szybko, duchem PENTHEUS. Czy myślisz, żem jest niewieściuchem? DIONIZOS. — Ramiona matki właśnie... PENTHEUS. Zmuszasz do wygody? DIONIZOS. Oj! prawda! do wygody! PENTHEUS. Czym nie wart? DIONIZOS. Choć młody, CHÓR. Huzia! hu! wściekłe psy! Któryż to z ludzi, który, *
Przeklęty go uniósł gniew, W tej-ci on myśli, o pani, Bez czci, bez pokory
Zjaw się jak byk, GONIEC. O ty, w Helladzie ongi tak szczęśliwe plemię PRZODOWNICA CHÓRU. Co jest? Czy od bachantek niesiesz jakie wieści? GONIEC. Syn Echiona zginął, Penthej! O boleści! PRZODOWNICA CHÓRU. Potężnie-ś się objawił, ty nasz szumny boże! GONIEC. Co mówisz, co powiadasz? Radujesz się może PRZODOWNICA CHÓRU. Nie wasza, na nie waszą śpiewam dzisiaj nutę! GONIEC. Czy myślisz, że już mężczyzn niema w naszem mieście? PRZODOWNICA CHÓRU. Dioniz, o Dioniz ma nademną władzę! GONIEC. Rozumiem! Lecz się cieszyć, jeśli kogo spotka PRZODOWNICA CHÓRU. Lecz powiedz, jakże zginął? — powiedz-że, mój złoty! — GONIEC. Rzuciwszy swe mieszkanie w tym tebańskim grodzie, Spadzisty jar lśnistemi źródłami się mieni. Znikł przybysz. Za to z niebios — wierzę temu święcie, Korzenie wydobywać te ręce niewieście, Dopadła Autonoe, a z nią całe chmary CHÓR. W pląs na cześć Bacha, w pląs! Albowiem zginął już smoczy PRZODOWNICA CHÓRU. Aliści widzę matkę Pentheja, Agawę — AGAWE. Bachantki azyjskie! PRZODOWNICA CHÓRU. Hej? AGAWE. Maik niesiemy w dom, Od gór go niesiemy, od gór, PRZODOWNICA CHÓRU. Widzę twój chór, AGAWE. W ostępie dzikich kniej, PRZODOWNICA CHÓRU. Śród jakich puszcz? AGAWE. Kithajron — — PRZODOWNICA CHÓRU. Kithajron? AGAWE. On PRZODOWNICA CHÓRU. Któż pierwszy wymierzył cios? AGAWE. Moja to chwała chwał! PRZODOWNICA CHÓRU. Szczęśliwą cię będzie zwał BACHANTKI. Tak zwią mnie bachantki. PRZODOWNICA CHÓRU. Kto drugi? AGAWE. Kadmosa — — PRZODOWNICA CHÓRU. Kadmosa? — AGAWE. Ród[88] *
AGAWE. Bierz udział w biesiedzie! PRZODOWNICA CHÓRU. Ja? AGAWE. Młody to jeszcze zwierz! PRZODOWNICA CHÓRU. Z tem mu na schwał — AGAWE. Bach się na łowach zna! PRZODOWNICA CHÓRU. Myśliwych król! AGAWE. Czy chwalisz? PRZODOWNICA CHÓRU. Co chwalę? AGAWE. Mnie?! PRZODOWNICA CHÓRU. Chwalić cię będzie ten gród! AGAWE. I Penthej mnie za ten łów — — PRZODOWNICA CHÓRU. Pochwali własny cię chów, AGAWE. Że taka lwia zdobycz — PRZODOWNICA CHÓRU. Wspaniała — AGAWE. Wspaniale — PRZODOWNICA CHÓRU. Złowiona — AGAWE. Mych rąk PRZODOWNICA CHÓRU. Więc niechaj twoją zdobycz, nieszczęsna niewiasto, AGAWE. Mieszkańcy pięknowieżej warowni na ziemi A przyjdź! drabinę przystaw do dworzyszcza ściany KADMOS. Na ziemię AGAWE. Mam prawo dzisiaj, ojcze, do największej chwały! A zwłaszcza mnie! O racz się przyjrzeć tej zdobyczy: KADMOS. O klęsko niepomierna, przed którą się bronią AGAWE. Że też to starość bywa tak zrzędna i oko KADMOS. Ach! ach! Gdybyście kiedy czyn swój pojąć miały, AGAWE. Cóż stało się smutnego? Jakie zło cię mroczy? KADMOS. Nasamprzód tam, ku niebu, podnieś-że te oczy. AGAWE. Podnoszę. Ale po co? Czy dowiem się może? KADMOS. To samo jest, czy coś się zmieniło w przestworze? AGAWE. Daleko promienistsze, to powiedzieć muszę. KADMOS. A ból jakiś niezwykły czy ci szarpie duszę? AGAWE. Ja nie wiem, co to znaczy... Jeno czuję, owszem: KADMOS. Czy słyszysz? Odpowiedzi dasz-że mi przytomne? AGAWE. Dawniejszych słów, mój ojcze, wcale już nie pomnę. KADMOS. A w czyje-że to progi weszłaś jako żona? AGAWE. Z posiewów zrodzonego smoczych Echiona. KADMOS. A jakie, powiedz, imię waszego jest syna? AGAWE. Pentheus, ma i męża pociecha jedyna. KADMOS. A z czyjej-że to głowy w ręku krew ci płynie? AGAWE. Z łba lwa, tak mi mówiły moje współłowczynie. KADMOS. O, przyjrzyj mu się bliżej, starczy mgnienie powiek. AGAWE. Co widzę? Cóż ja trzymam?! Wszak-ci to jest człowiek! KADMOS. Uważnie mu się przyjrzyj, popatrz, jak należy. AGAWE. Największą widzę zgrozę! O bólu macierzy! KADMOS. A co? Jak ci się widzi? Co? czy lwa to skronie? AGAWE. Nie! głowę Pentheusa dźwigają me dłonie! KADMOS. Skrwawioną, nim zdołałaś ją rozpoznać! Rety! AGAWE. Kto zabił? Kto dał do rąk nieszczęsnej kobiety? KADMOS. Okrutna, sroga prawdo, jawisz się nie w porę! AGAWE. Mów! Wypędź-że mi z serca niecierpliwą zmorę! KADMOS. Ty sama go zabiłaś, ty i siostry twoje! AGAWE. Padł w domu, czy gdzieindziej? O wy niepokoje! KADMOS. Gdzie ongi Aktaiona srogie psy rozdarły. AGAWE. Mów, po co na Kithairon poszedł ten mój zmarły? KADMOS. Szedł z boga drwić, wyszydzać szedł bachijskie szały. AGAWE. A w jaki my się sposób, powiedz, tam dostały? KADMOS. Utraciłyście zmysły i ten gród nasz z wami. AGAWE. Dyoniz zmógł! Jasnemi widzę to oczami. KADMOS. Nie chciałyście go uznać, lżąc jego obrządki. AGAWE. Gdzież, ojcze, są te drogie mego dziecka szczątki? KADMOS. Przyniosłem, wyśledziwszy z ogromnym mozołem. AGAWE. Czy dobrze członki jego trzymały się społem? KADMOS. [Porozrzucane. Leśny skrywał je manowiec.][89] AGAWE. Skąd szał nasz opadł także i Pentheja? Powiedz! KADMOS. Wam równy był, czcić boga wzbraniał się i za to Nie będziesz ciągnął, wnuku! Już ty, pisklę młode, PRZODOWNICA CHÓRU. Kadmosie, żal mi ciebie! Jednak zasłużenie AGAWE. Cóż stało się z mych losów, ty mój ojcze miły?!... DIONIZOS. On karę zasłużoną poniósł: szydził ze mnie A co zaś do Aresa córki, twojej żony, AGAWE. Błagamy, Dionizie! Zgrzeszyłyśmy, boże! DIONIZOS. Za późno! Wcześniej było kajać się w pokorze! AGAWE. Widzimy to, lecz nazbyt krwawa jest twa chłosta! DIONIZOS. I wyście mnie chłostały szyderstwem! Rzecz prosta! AGAWE. Tyś bóg, więc się nie równaj śmiertelnikom w złości. DIONIZOS. Zezwolił na to dawno Zeus z swej wysokości. AGAWE. Ojej! Więc nieuchronne, starcze, jest wygnanie! DIONIZOS. Przecz zwlekać? Co się stało, już się nie odstanie! KADMOS. O dziecię! Jakiż dzisiaj los nawiedził ostry AGAWE. Ojcze! Bez ciebie idę na życie tułacze! KADMOS. Przecz, córko, obejmujesz mnie swemi rękami? AGAWE. Z ojczyzny wyrzucona, w jakież pójdę strony? KADMOS. Ja nie wiem! Nie pomoże ci ojciec rodzony. AGAWE. Żegnaj mi, grodzie ojczysty, żegnaj mi, domie ty mój! KADMOS. Arystajowych poszukaj rozłogów![91] [AGAWE. Ojcze! nad losem twym płaczę! KADMOS. A mnie chwytają rozpacze AGAWE. Dioniz, wielki bóg. DIONIZOS. Ale i mnie strasznie bolą AGAWE. Bądź-że mi, ojcze, zdrów! KADMOS. Bądź zdrowa, córko-nieboga! AGAWE. Do sióstr mnie powiedźcie, do sióstr, Nie na Kithairon mi iść! CHÓR. W przemnogiej postaci V. DODATEK RHESOS Rhesos.
Osoby dramatu.
Rzecz dzieje się w obozie wojsk trojańskich.
PRZODOWNIK CHÓRU. Jeśli tam nie śpi jeszcze HEKTOR. Kto tam? Czyj głos to? Przyjaciel czy wróg? PRZODOWNIK CHÓRU. Wojenna straż. HEKTOR. A co za powód masz PRZODOWNIK CHÓRU. Nie trwóż się, książę! HEKTOR. Nie trwożę! CHÓR STRAŻY TROJAŃSKIEJ. Uzbrój-że dłoń I koniom w pysk HEKTOR. Zapowiedź trwóg PRZODOWNIK CHÓRU. W krąg ognia moc Na trud HEKTOR. Przychodzisz w samą porę, chociaż głosisz trwogę, Tym oto bystrym mieczem wytępić ich docna, PRZODOWNIK CHÓRU. Zbyt kwapisz się, a nie wiesz, co to jest, Hektorze! HEKTOR. A w jakimżby więc celu palili ogniska? PRZODOWNIK CHÓRU. Ja nie wiem, ale sprawa coś mi trochę śliska. HEKTOR. Ha! Cóż cię nie przerazi, jeśli drżysz tej chwili?! PRZODOWNIK CHÓRU. Tak nigdy nasi wrodzy ogni nie palili. HEKTOR. I nigdy tak haniebnie z pola nie czmychali. PRZODOWNIK CHÓRU. Tyś sprawił to, dlatego kieruj wszystkiem dalej. HEKTOR. Gdy wróg jest, broń do ręki, no, i dobra nasza! PRZODOWNIK CHÓRU. O, widzę spieszącego ku nam Ajnejasza! AJNEJAS (ENEASZ) (do Hektora). Dlaczego po obozie ku wojska rozpaczy HEKTOR. Od stóp do głów się zakuj, Ajnejasie, w zbroję! AJNEJAS. Cóż stało się? Czy może warty mówią twoje, HEKTOR. Uciekać chcą, na statki wszystek naród siada. AJNEJAS. A skądże ci ta pewność? Masz-że dowód jaki? HEKTOR. Noc całą palą ognie to najlepsze znaki: AJNEJAS. Więc po co uzbroiłeś to ramię, Hektorze? HEKTOR. Gdy będą, uciekając, pędzić na swe nawy, AJNEJAS. Bodajbyś tak roztropny był, mój druhu młody, Pytanie —: Jakżeż mogą bez złamania osi CHÓR. To samo zdanie ja mam, HEKTOR. Poddaję się, gdy wszyscy jednako w tej mierze O nocnych słysząc schadzkach, nazbyt łatwo mogą AJNEJAS. Wysyłaj jak najprędzej! Teraz plan twój gładki! HEKTOR. Z trojańskich tutaj ludzi któż mi gotów będzie CHYTRZEC (DOLON). Ja tego się dla kraju podejmę ryzyka! HEKTOR. Nazwisko ciebie godne i kochasz swą ziemię — CHYTRZEC. Potrudzę się, gdy trzeba... Ale jakiś zasób Opłaty za me trudy chyba mi przybędzie? HEKTOR. Uznaję. Lecz nagrodę sam ty wyznacz sobie. CHYTRZEC. Ochoty nie mam żadnej na królewską władzę. HEKTOR. Więc podaj się za zięcia Pryama. To-ć radzę. CHYTRZEC. Brać żonę z wyższych stanów? I to nie ochota! HEKTOR. Mam złoto, może zatem ciągnie cię do złota? CHYTRZEC. Mam dosyć go u siebie. Środków mi nie braknie. HEKTOR. Więc czegóż od Ilionu twoja dusza łaknie? CHYTRZEC. Z achajskich niech mi łupów przypadnie nagroda. HEKTOR. I owszem... Jeno wodzów byłoby mi szkoda. CHYTRZEC. Tych ubij. Z Menelajem nie rób ceremonii. HEKTOR. Za synem Oileia chętka twoja goni? CHYTRZEC. Do roli nie przydadzą się szlacheckie ręce. HEKTOR. Jakiegoż więc Greczyna dla ciebie poświęcę? CHYTRZEC. Że złota mi nie trzeba, już to rzekłem wprzódy. HEKTOR. Sam weźmiesz przy podziale, co chcesz, za swe trudy. CHYTRZEC. Zdobyczne zechciej łupy zawiesić w świątyni. HEKTOR. I cóż więc znaczniejszego Hektor ci uczyni? CHYTRZEC. Achilla daj rumaki! Trudy tego warte, HEKTOR. Twa chęć co do tych koni wprawdzie się mej chęci CHYTRZEC. To chwalę sobie; wiem też, że za swoje czyny Największy, właśnie biorę. Ty nie zazdrość, proszę, CHÓR. Na wielki się ważysz trud, CHYTRZEC. Więc pójdę... Lecz nasamprzód skieruję się w stronę PRZODOWNIK CHÓRU. Czy może w jakąś inną obleczesz się zbroję? CHYTRZEC. A jakże, odpowiednią dla złodziejskiej sztuki. PRZODOWNIK CHÓRU. Od mędrców człek rad mądrej zasłyszy nauki, CHYTRZEC. Swe plecy jak najszczelniej otulę w wilczurę, A zasię swoje nogi w jego tylne nogi, PRZODOWNIK CHÓRU. A niechże cię szczęśliwie sam Hermes powiedzie, CHYTRZEC. Napewne ocaleję i Odyssa głowę CHÓR. O Apollonie, I pozwól w wszechmocy swej *
Do floty wroga
Dla swego domu, dla ojczystych niw Odeprę, jak się należy, *
Kogóż w namiocie achajskim o skon GONIEC (w postaci pasterza). O, gdybym ja to zawsze mógł mieć takie wieści, HEKTOR. Te kmiotki cóż to mówię, za niezdarne piły! Mojego? Tam niech wieści twój język udziela GONIEC. Dyć prawda, wsiowscy ludzie piły i niezdary, HEKTOR. Pozostaw-że dla innych te chłopskie rozkosze, GONIEC. A właśnie coś w tym względzie zaraz się dowiecie, HEKTOR. Z jakiego ojczystego przybywa zagona? GONIEC. Z niw trackich on się zbliża. Jest synem Strymona. HEKTOR. Co? Rhesos w naszym kraju? Zali się nie mylę? GONIEC. Odgadłeś, oszczędziłeś słów mi drugie tyle, HEKTOR. A jakże on w idajskie przybywa Podhale, GONIEC. Dokładnie tego nie wiem. Wytłómaczyć da się. Doliny wszystkie wokół. Więc i my też lęku I konnych wielka liczba, tarczowników roty PRZODOWNIK CHÓRU. Gdy szczęście raz już zwróci na miasto swe oczy, HEKTOR. Od kiedy powodzenie przy moim orężu PRZODOWNIK CHÓRU. W istocie można szydzić z takiego przymierza, HEKTOR. Jest dość nas, cośmy Troi zawsze bronić radzi. PRZODOWNIK CHÓRU. Więc ufasz, że już w ręku masz te hufy wraże? HEKTOR. Tak ufam! I jutrzejszy ranek to pokaże. PRZODOWNIK CHÓRU. Niejedno Bóg przemienia. Miej przyszłość na względzie! HEKTOR. Przyjaciel, co się spaźnia, miłym mi nie będzie, PRZODOWNIK CHÓRU. Nie godzi się odpychać sprzymierzeńca, książę! GONIEC. Już na sam widok jego wroga lęk opadnie. HEKTOR (do Przodownika Chóru i Gońca). I twoja myśl jest dobra i ty mówisz składnie. CHÓR. Niechże córka Zeusowa, Strymon, który swe tonie,
Taka dzisiaj godzina, * Przyjdź że, jaw się i z boku
Wielki o! wyrósł król Z świtą wspaniałą jawi się RHESOS. Cny synu cnego ojca, witaj mi, Hektorze! HEKTOR. O Muzy śpiewającej synu i Strymona, Potrzaskać ich puklerze i tobie ich kraju RHESOS. I ja nie inny jestem, prostą chodzę drogą Nie wychylałem! Owszem, śród mroźnych obszarów CHÓR. O haj! O haj! W której mordercze ich ramię RHESOS. Za długą nieobecność płacąc, ja-ć dokażę, HEKTOR. Jeżeli tylko dzisiaj gród nasz oswobodzę, RHESOS. Najpierwsi pono z Greków są tutaj w tej chwili. HEKTOR. Obniżać ich nie będę, dość mnie natrapili. RHESOS. Ubijem ich odrazu, no i koniec będzie! HEKTOR. Wysoko sięgasz! Rzeczy miej bliższe na względzie! RHESOS. Zda mi się, wolisz dźwigać, niż nakładać brzemię. HEKTOR. Mam państwo dość rozległe, dość przestronną ziemię. RHESOS. Sam chcę z nieprzyjacielem spotkać się, Hektorze. HEKTOR. Przeciwko niemu darmo oręż się wysila. RHESOS. A przecież, jak mówiono, popłynął do Troi? HEKTOR. Popłynął i jest tutaj. Jeno, w złości swojej RHESOS. A po nim, gdy o męstwo idzie, któż jest drugi? HEKTOR. Ja myślę, że mu Ajas, również syn Tydeja Już raz on, jako żebrak, przedarł się w zamknięty RHESOS. Nie będzie w skrytobójczy sposób swego wroga HEKTOR. Lecz teraz się rozłóżcie obozem, na względzie CHÓR. Któż teraz pełni straż? Blask siedmioraki I. PÓŁCHÓR. Komuż straż pierwsza była przeznaczona? II. PÓŁCHÓR. Korojbos, syn Mygdona! I. PÓŁCHÓR. Jakiż był dalszy dział? II. PÓŁCHÓR. Kilików budzili I. PÓŁCHÓR. Na Likijczyków idzie zatem czas, *
CHÓR. Ale ja słyszę już, Swe fale, I. PÓŁCHÓR. Czemu nie wraca, wysłań przez Hektora, II. PÓŁCHÓR. Ostatnia, by wrócił, pora. I. PÓŁCHÓR. Może gdzie zabit legł? II. PÓŁCHÓR. I ja też się boję, I. PÓŁCHÓR. Lecz chodźmy teraz po likijską straż, Na scenę wkradają się z mieczem w ręku Diomedes i ODYSSEUS. Słyszałeś, Diomedzie? Złuda to, czy dzwoni DIOMEDES. Nie! Nie! To pobrzękują żelazne łańcuchy ODYSSEUS. Uważaj, abyś w mroku nie natknął na straże. DIOMEDES. Uważam, choć w ciemnościach stąpać trochę srogo. ODYSSEUS. A hasło czy pamiętasz, gdybyś zbudził kogo? DIOMEDES. Tak! »Fojbos!« Chytrzcowemi dam odpowiedź usty, ODYSSEUS. Tak jest. Lecz namiot wroga, widzę, że jest pusty. DIOMEDES. A Chytrzec nam powiedział, że tu swoje leże ODYSSEUS. Co znaczy to? Czy wojsko uszło gdzie znienacka? DIOMEDES. A może jest to na nas jakowa zasadzka? ODYSSEUS. Zuchwały jest-ci Hektor zwycięski, zuchwały! DIOMEDES. Co robić, Odysseju, gdy losy nie dały ODYSSEUS. Wrócimy do okrętów. Wysadzić go z siodła DIOMEDES. Ajnejasowi może lub też Parysowi, ODYSSEUS. A jakże poomacku tego my dokażem? DIOMEDES. Lecz wstyd nam będzie wracać do argiwskich łodzi, ODYSSEUS. A Chytrzec niesprzątnięty, wysłan na prześpiegi? ATHENE. Trojańskie czemu szyki rzucacie tej chwili? Nie wstrzyma go ni Achill, ani miecz Ajasa, ODYSSEUS. Władczyni ma, Ateno! Boć ja słyszę ciebie — ATHENE. Tu blisko i nie między siły trojańskiemi ODYSSEUS. Lub ty, Diomedesie, w pień mi wytniesz Traki, DIOMEDES. Rhesosa ja ubiję. A ty, mądry człecze, ATHENE. Lecz, widzę, Aleksandros idzie k’nam. Od straży DIOMEDES. Czy sam on się tu zbliża, czy z kimś ze swej rzeszy? ATHENE. Sam. Zda się, do Hektora kroczy legowiska, DIOMEDES. Sprzątnąwszy go, uprzedzić doniesienie trzeba. ATHENE. Nikt więcej nie wykona nad to, co mu nieba PARIS. Hej! wołam cię, mój bracie i wodzu, Hektorze! ATHENE. Kipryda ciebie strzeże. Nie trwóż się! Koleje I dzisiaj również z walną pomocą się jawię, PARIS. Życzliwaś nam jest zawsze, cnie usposobiona ATHENE. Nie lękaj się! Tu niema żadnych wrogich znaków, PARIS. Umiałaś mnie przekonać, przeto się nie boję. ATHENE. Idź! Troskę o twe sprawy już ja będę miała, Co tchu do swych okrętów uciekać!... Słyszycie?!... I. PÓŁCHÓR. Dalej! Dalej! ODYSSEUS. Musisz wiedzieć? Za mą krzywdę jeszcze dziś cię spotka śmierć! II. PÓŁCHÓR. Podaj hasło, bo inaczej w pierś ci tę wpakuję żerdź! ODYSSEUS. Stój! Bądź cicho! Uspokój się! I. PÓŁCHÓR. Bić go! bić go! Ku mnie w cwał! ODYSSEUS. Co? Rhesosa chcecie ubić! II. PÓŁCHÓR. Tego, co mnie ubić chciał! ODYSSEUS. Wstrzymaj-że się!... I. PÓŁCHÓR. Ani myślę! ODYSSEUS. Druha ubić zamiar masz? II. PÓŁCHÓR. Jakie hasło? ODYSSEUS. »Fojbos!« I. PÓŁCHÓR. Owszem! Dać mu spokój! Człek to nasz! II. PÓŁCHÓR. Nie wiesz, dokąd uszli oni? ODYSSEUS. Tędy, zda się! Tam, o! tam! I. PÓŁCHÓR. A na trwogę zali nie uderzyć nam? II. PÓŁCHÓR. Nie!... Bynajmniej!... Nie wypada czynić wrzasków w nocny czas. CHÓR. Cóż to był za człek? Że oto z rąk moich zbiegł? I. PÓŁCHÓR. Ha! Kto to mógł urządzić? Odyssej jedyny — II. PÓŁCHÓR. Tak myślisz? I. PÓŁCHÓR. Przecz II. PÓŁCHÓR. Odwagi zuchwałej, to jasna jest rzecz, I. PÓŁCHÓR. On z ludzi II. PÓŁCHÓR. Tak, on, Odyssej!... I. PÓŁCHÓR. Oręża *
CHÓR. Już on się wprzód I. PÓŁCHÓR. Odyssej, czy kto inny, przecież ja się trwożę, II. PÓŁCHÓR. Dlaczego? Mów! I. PÓŁCHÓR. Z bólu ukarze nas. II. PÓŁCHÓR. Skąd ta obawa? Skąd trwoga ta znów? I. PÓŁCHÓR. Toć przecie II. PÓŁCHÓR. Kto napadł? Mówcie — I. PÓŁCHÓR. Wszak gości
Jawi się POWOŹNIK RHESOSA. Ojej! CHÓR. Sza! Każdy baczenie miej! POWOŹNIK. Ojej! Ojej! CHÓR. Któż z sprzymierzonych tak jęczy? POWOŹNIK. Ach! Z rodzinnych szlaków PRZODOWNIK CHÓRU. Kto jesteś z sprzymierzeńców? Gdyż w tym nocnym mroku POWOŹNIK. Gdzie są trojańscy wodzowie? PRZODOWNIK CHÓRU. O ile wnosić mogę z tego, co słyszałem, POWOŹNIK. Strach! Niema wojska, strach! Z pomocą swoją PRZODOWNIK CHÓRU. Nie w żadnych on zagadkach o klęsce powiada: POWOŹNIK. Zło spadło na nas dzisiaj, lecz wielce niemiło I ja też nic nie rzekłem i usnąłem z nowa, PRZODOWNIK CHÓRU. Trackiego księcia giermku! Spotkało cię wiele HEKTOR (do Chóru). Jak mógł was tak oszukać pierwszy lepszy złodziej, CHÓR. Ajaj! POWOŹNIK. Dlaczego tym wygrażasz? Sztuczki masz gotowe, HEKTOR. Takie długie lata POWOŹNIK. Co zacz jest ten Odyssej, nie wiem, lecz powtórzę: HEKTOR. Jeżeli-ć tak się zdaje, owszem, myśl to sobie. POWOŹNIK. O, chciałbym ja, umarłszy, ledz w ojczystym grobie! HEKTOR. O, nie umieraj! Trupów dość zaległo niwy! POWOŹNIK. A gdzie ja się bez pana udam nieszczęśliwy?! HEKTOR. Mój dom da ci przytułek. Tam ulżysz swej męce. POWOŹNIK. Co? Miałyżby zbójeckie pocieszać mnie ręce? HEKTOR. Wciąż jedno i to samo powtarzać mi będzie! POWOŹNIK. Niech zginie, kto to zrobił!... Choć zawsze i wszędzie HEKTOR. Hej! Zabrać go, do domu zaprowadzić, chleba CHÓR. Dlaczego w sposób tak wrogi MUZA. Spojrzyjcie, Trojańczycy! Ja, co z siostry swemi Przybywam tu, bom syna zmarłego spostrzegła. PRZODOWNIK CHÓRU. O ile człowiekowi obcemu się godzi, *
MUZA. Niech zginie plemię Ojneja! Przez nią dziś klęska zaległa Wzywały natarczywie, stały się przyczyną, PRZODOWNIK CHÓRU. Fałszywie zatem tracki powoźnik, Hektorze, HEKTOR. Wiedziałem to... Nie trzeba było ani chwili MUZA. Nie! Ciemne łono ziemi snać go nie zagarnie! PRZODOWNIK CHÓRU. Żal matce pozostawmy, ty zasię, Hektorze, HEKTOR. Pospieszcie i powiedzcie, aby sprzymierzeni Na karki swych rumaków i, w ręku pochodnie CHÓR. Posłuszni królowi, orężem okryci, |
Abantys, starsza nazwa wyspy Euboi.
Achaia, w starożytności północne wybrzeże Peloponezu. Służy także na określenie Giecyi wogóle. Stąd
Achajowie, jedno z plemion starogreckich. Według legendy praojcem ich był Achajos, syn króla Ksutosa (zob. Ksutos). Pierwotną ich siedzibą Ftiotis w Tessalii.
Acheloos, dziś Aspropotamos (biała rzeka), 1) najgłówniejsza rzeka grecka, wypływa u stóp gór lakmońskich w północnym Epirze, wpada do morza iońskiego. 2) Bóstwo rzeczne, wyobrażane w postaci byka, z twarzą ludzką. Według Hezyoda syn Okeanosa i Tetydy, bóg ten głośny jest z walki, jaką stoczył z nim Herakles o Deianeirę. Wyobrażano go także w sztuce greckiej jako smoka z głową i ramionami ludzkiemi, albo jako starca z rogami.
Acheron (dziś Mavras albo Lakkiotikos lub też Phanariotikos), rzeka w Thesprotyi, prowincyi Epiru. Widok ponurej przepaści, którą przepływa, spowodował, że w legendzie greckiej jar ten stał się miejscem, z którego umarli zstępowali do piekieł, a i samą rzekę, podobnie jak dopływ jej Kokytos zmieniono w podaniach na rzekę świata podziemnego.
Achilleus (Achilles), syn króla Mirmidonów Peleusa (stąd Pelida) i nimfy morskiej, córki Nereusa, Tetydy. Miał sławę najpiękniejszego, najwaleczniejszego i najszybszego bohatera w wyprawie trojańskiej. Zabójca Hektora. Wychowany w domu ojcowskim w Ftyi, miał za nauczycieli Foiniksa i centaura Cheirona. Zginął za przyczyną boga Apollona z łuku Parysa. Czczono go w Grecyi, zwłaszcza na wyspie Leuke, w Sigeum nad Hellespontem, a także w Sparcie, Elis i innych miejscowościach jako półboga.
Adrastos, syn Talaosa i Lyzymachy, król w Argos, mąż Amfitei. Jedną z córek, Deipylę, oddał w małżeństwo Tydeiowi, drugą, Argeis, Polyneikesowi, bratu Antygony. Chcąc Polyneikowi dopómódz do odzyskania dziedzictwa, spowodował słynną wyprawę »Siedmiu przeciw Tebom«. Z pomocą rumaka Areiona udało mu się uciec z pod zdobywanego miasta. W dziesięć lat później wyruszył po raz drugi z potomkami poległych wojów, z tak zwanymi Epigonami, i gród tebański zdobył, przyczem jednakże stracił syna Aigialeusa. Zmarł w powrotnej drodze do Megary. Pierwotnie jednoznaczny z bogiem Dionizosem, czczony był w wielu miejscowościach Hellady.
Agamemnon, syn mykeńskiego króla Atreusa i Aeropy. Jeden z najprzedniejszych bohaterów wyprawy trojańskiej. Wypędziwszy przywłaszczycieli tronu ojcowskiego, stryja Tyestesa i jego syna. Aigistosa, który według podania zabił Atreusa, owładnął napowrót Mykenami i rozszerzywszy z czasem granice swego państwa, stał się najpotężniejszym władcą Hellady. Z żoną, Klytaimnestrą, miał syna Orestesa i kilka córek, między temi Ifigenię i Elektrę. Kiedy w porcie aulidzkim zebrała się z nim, jako głównym dowódcą na czele, flota grecka i z powodu ciszy morskiej nie mogła popłynąć dalej, poświęcił Agamemnon córkę swą Ifigenię, aby przez śmierć jej przebłagać zagniewaną Artemidę. W dziesiątym roku walk pod murami Troi powaśnił się z Achillesem o piękną brankę Briseis. Powróciwszy do domu z wieszczką Kasandrą, córką króla Troi, Pryama, i jego małżonki Hekaby, został tutaj zamordowany — według Homera — podczas uczty przez kochanka żony, Aigistosa, według tragików zaś przez nią samą w łaźni. Upadek Agamemnona stał się ulubionym przedmiotem tragedyi greckiej.
Agaue (Agawe), córka króla Kadmosa (zob. Kadmos), żona zrodzonego z zębów smoczych Echiona, matka Pentheusa (zob. Pentheus).
Agenor, syn Poseidona i Libyi, córki Epafosa (Apisa), król Fenicyi, małżonek Telefassy, ojciec Kadmosa, Foiniksa, Kiliksa i Europy. Gdy Zeus w postaci byka porwał Europę, Agenor wysłał w pościg synów swoich z nakazem, aby bez siostry nie ważyli się wrócić. Nie znalazłszy Europy, a obawiając się kary ojcowskiej, synowie Agenora, poniechawszy domu, w rozmaitych osiedlili się krajach.
Agraula (Agraulos lub Aglauros) w podaniu attyckiem jedna z córek króla Kekropsa Pallas Athene powierzyła jej w koszu nowonarodzonego Erichthoniosa z surowym nakazem, aby kosza nie otwierano. Za nieusłuchanie rozkazu bogini Aglauros wraz z współwinnemi siostrami dostała pomieszania i wraz z niemi rzuciła się ze skały. Z bogiem wojny Aresem miała córkę Alkippę. Mieszano Aglaurę z Ateną, która miała też świątynię na stokach ateńskiej Akropolis.
Ajakos (Eak), syn Zeusa i Aiginy, jednej z córek boga rzecznego Azoposa, urodził się na wyspie Oinone, która od imienia matki jego, przeniesionej tam przez Zeusa, chcącego ją w ten sposób uchronić przed gniewem zazdrosnej Hery, otrzymała nazwę Aiginy (Eginy). Ajakos, sam na bezludnej przebywający wyspie, uprosił Zeusa, aby mrówki przemienił mu w ludzi. Nad ludźmi tymi, od greckiego »myrmekes« (mrówki) zwiącymi się »Myrmidonami« panował jako król i miał z córką Skirona, Endeidą, dwóch synów, Telamona i Peleusa, z Nereidą Psamathe zaś syna Fokosa. Do potomków jego, Ajakidów, należał Pelida Achilles i Telamończyk Ajas.
Ajas, jeden, Lokryjczyk, syn Oileusa, brał udział w wyprawie trojańskiej. Po wzięciu Troi wtargnął pono do świątyni i zbeszcześcił córkę Pryama, wieszczkę Kasandrę. Za zbrodnię tę zginął w głębinach morza. Drugi, syn Telamona, obok Achilla najpiękniejszy i najwaleczniejszy z bohaterów greckich, którzy zdobywali Troję. Trojańczykom odebrał zwłoki Achillesa; nie otrzymawszy zbroi jego, którą nagrodzono Odyssa, popadł w szaleństwo i odebrał sobie życie.
Aigaios, ojciec Thezeusa, mityczny król Aten. Nie mając dzieci z żoną Metą, udał się po radę do trojzeriskiego króla Pitheusa, który mu własną podsunął córkę, Aithrę. Z związku tego urodził się Tezeusz.
Aigialeus, syn Adrastosa i Demoanasy, należał do Epigonów (zob. Epigony) i przy zdobywaniu Teb zabity był od Laodamasa.
Aigisthos, syn Thyestesa i córki jego Pelopii, która później wyszła za Atreusza. Podrzucony przez własną matkę, aby zginął, znaleziony został przez pasterzy i wykarmiony przez kozę (»aix«), stąd pochodzić ma jego nazwisko. Przyjęty za syna przez stryja. Atreusza, który mu kazał zabić własnego ojca. zamiast niego zabił tamtego. Co do dalszych losów zob. Agamemnon i Klytaimnestra.
Aiolos (Eolus), jeden z najsłynniejszych przodków ludu helleńskiego. »Podług zwykłej genealogii nie Eolus był synem Zeusa, lecz jego ojciec Hellen(os). Hellen miał trzech synów: Dorosa, Ksutosa i Eolosa, zaszczepców Doryjczyków, Achajczyków i Eoiów. Achejczycy wskutek połączenia się Ksutosa z Kreuzą spokrewnili się z łonami, których zaszczepił Ion. Ionowie pod jego wodzą wyszli do mniejszej Azyi i założyli tam nad wybrzeżem Karyi i Lidyi słynne osady: Efez, Milet, Myos, Lebedet, Kolofon, Pryene, Teos, Erytra, Foka, Klazomene, Chios i Samos. Przypisuje to tradycya staremu bohaterowi, co działo się dopiero we dwa wieki później. Dopiero po wtargnięciu Heraklidów bowiem do Peloponezu wyparci cofnęli się na północny brzeg półwyspu, skąd Ionów wyparli, Ionowie przyszli do Atyki, a stamtąd do mniejszej Azyi. Dowódcami zaś emigracyi tej byli synowie Kodrusa, Nelej i Androklos« (Węcl.).
Aithra, córka Pittheusa, była narzeczoną Bellerofona, później Aigeus, któremu Pittheus podsunął córkę, spłodził z nią Tezeusza.
Akamas, syn Tezeusza, razem z bratem Demofoonem towarzyszył Heraklesowi w jego wyprawach.
Akastos, syn Peliasa, jeden z uczestników kalydońskich łowów i wyprawy Argonautów po złote runo, zamordowanemu ojcu pogrzeb sprawił uroczysty, przepędził Medeję i małżonka jej Iazona i zasiadł na tronie ojcowskim Iolku. Żona jego Astydameia zakochała się w Peleusie, a gdy ten zaloty jej odrzucił, doniosła nie tylko żonie jego, że się jej sprzeniewierza, wskutek czego żona ta się obwiesiła, ale i Akastosowi, że Peleus zalecał się do niej, Astydamei. Odtąd Akastos czyhał na jego życie, zamach ten nie tylko został udaremniony, ale Akastos padł razem z żoną z ręki Peleja, który zdobył ich królestwo iolkijskie.
Akropolis, twierdza w miastach greckich, specyalnie oznacza twierdzę ateńską.
Aleksandros albo Parys (zob. Parys).
Alkatoos, syn Pelopsa, zaszczepca Megarejczyków (zob. Pelops).
Alkmene, córka Elektryona, króla Myken, małżonka Amfitryona, matka Ifiklesa, a przedewszystkiem spłodzonego z Zeusem Heraklesa (zob. Elektryon i Amfitryon).
Alpheios (Alfeus), dzisiaj Rufia, najgłówniejrza rzeka w Peloponezie. W mitologii czczono go jako bóstwo, syna Okeanosa i Tetydy.
Alkestis (Alcestys), córka króla Peliasa i Anaribii, jedyna z córek, która nie brała udziału w zamordowaniu ojca. Wyszła zamąż za Admetosa, króla w Pherai, przyjaciela Apollona. Poświęciła się za chorego małżonka, który też wyzdrowiał. Z podziemi Hadesu uwolnił ją Herakles.
Althaia, córka etolijskiego króla Thestiusa i Eurythemis. Wydano ją za Oineusa, syna kaledońskiego króla Porthaona. Z bogiem Bakchosem miała córkę Deianeirę, z Marsem zaś syna Meleagra. Gdy chłopiec ten miał dni siedm, przystąpiła do niej, siedzącej z synem przy kominku, jedna z Park i oświadczyła, że dziecko to będzie żyło dopóty, dopóki nie spali się głownia na kominku. Althaia pilnowała głowni i Meleager wyrósł na jednego z najsłynniejszych bohaterów. W wyprawie na dzika kaledońskiego, otrzymawszy nagrodę, odstąpił ją słynnej łowczyni Atalanie, do której zapłonął miłością. Przyszło wskutek tego do sporu między Etolijczykami a Euretami, przyczem Meleager zabił dwóch synów Thestiusa, braci swej matki. Althaia, dowiedziawszy się o zabójstwie, rzuciła głownię, od której zawisło życie syna, do ognia, odebrała sobie jednak życie, powiesiwszy się z rozpaczy.
Amaltheia, mitologiczna koza, która na Krecie karmiła Zeusa, gdy go matka jego Rhea z obawy przed pożerającym własne dzieci Kronosem tam ukryła. Według innych podań była ona nimfą.
Amazonki, jeźdźczynie mityczne, mieszkały nad rzeką Termodon, w Kapadocyi, u wybrzeży Euksynu (Czarnego morza). Zob. Herakles.
Amfanaia, siedlisko Kyknosa, zabitego przez Heraklesa, zapewne w południowej Tessalii, na pograniczu Lokrydy i w pobliżu Trachiny.
Amfiaraos, syn Oiklesa i Hypermnestry, wróżbita. Pod przymusem przekupionej żony swej Eriphyle wziął udział w wyprawie siedmiu przeciw Tebom. Rozłupana gromem Zensowym ziemia pochłonęła go wraz z rydwanem i woźnicą. Na cześć jego zbudowano świątynię, resztki jej istnieją do dzisiaj w Mavrodilissi, na południowy wschód od Oropos.
Amfion, syn Zeusa i Antiopy, brat Zethosa; z nim razem pomścił matkę na Dirce, która ją prześladowała. Do spółki z bratem otoczył Teby murami. Kamienie do budowy tej miał według legendy przywabiać grą na lirze. P. Dirke.
Amfipolis, miasto w pobliżu południowego wybrzeża Tracyi nad rzeką Strymonem, tuż przy jeziorze Kerkinites.
Amfitryon, syn Alkaiosa, króla Tiryntu, i Astydamei albo Laonomy albo Hipponomy, wnuk Perseusza. Od brata swego ojca, Elektryona, otrzymał wraz z ręką córki Alkmeny także i królestwo mykeńskie. Zabił w gniewie Elektryona, za co drugi jego stryj, Sthenelos, wypędził go wraz z Alkmeną z kraju. Uciekł do Teb, do króla Kreonta i zwyciężył króla Teleboów, Pierelaosa, zdradzonego przez własną córkę Komaitho, która podczas snu obcięła mu, z miłości do Amfitryona, złociste włosy, zapewniające mu nieśmiertelność. Zamordował ją przecież Amfitryon. Do pozostałej w Tebach żony jego Alkmeny zbliżył się Zeus i spłodził z nią Heraklesa.
Amymone (t. z. Beznaganna), córka Danaosa. Ojciec wysłał ją na poszukiwanie wody na suchem wybrzeżu Argosu, tutaj napadł ją satyr, aby gwałt jej zadać. Uwolnił ją Poseidon i spłodził z nią Naupliosa. Za jego sprawą trysnęło źródło lernejskie, zwane również Amymone. (Zob. Lerne).
Anauros, rzeka w Tessalii.
Anchises, członek królewskiego rodu trojańskiego. Zakochała się w nim Afrodite i dała mu syna Aineiasa (Eneasza), zjawiwszy mu się w postaci pasterki. Oślepił go grom Zeusa za zdradzenie tajemnicy tej miłości. Z płonącej Troi uniósł go na barkach syn Aineias.
Andromache, córka Eetiona, króla Teb w Mizyi, żona Hektora (zob. Hektor), z którym miała syna Astyanaksa. Ojca i siedmiu jej braci zabił jeszcze za dni jej młodości Achilles. Po upadku Troi i śmierci Hektora dostała się w ręce Achillesowego syna Pyrrhusa, któremu urodziła syna. Po śmierci Pyrrhusa weszła w związki małżeńskie z bratem Hektora, Helenosem, z którym również miała syna Kestinosa.
Andromeda, córka etyopskiego króla Kefeusa i Kassiopei. Wskutek chwalby Kassiopei, że piękniejszą jest od Nereid, Poseidon, chcąc pomścić obrażone córki Nerejowe, nasłał na kraj potwora morskiego, którego, według wyroczni boga Ammona, można było tylko zwyciężyć przez danie potworowi na pożarcie Andromedy. Przykutą do skały ujrzał Perseus (zob. Perseus), uwolnił ją, ubił potwora i wziął ją sobie za małżonkę. Athene przeniosła ją między gwiazdy.
Antigone, córka Ojdipusa (Edypa) i Iokasty, siostra Eteoklesa, Polyneikesa oraz Ismeny. Towarzyszyła ojcu w drodze wygnańczej do Kolonos, a po śmierci jego wróciła do Teb. Tutaj wbrew zakazowi Kreonta pogrzebała zwłoki brata Polyneika, za co skazaną została przez Kreonta na pogrzebanie żywcem. Syn Kreonta, Haimon, narzeczony Antigony, popadł z powodu tego w rozpacz i odebrał sobie życie.
Aphrodite (Afrodyta), zwana także Aphrogencyą (t. z. urodzona z piany) albo Kiprydą oraz Kithereią (od wyspy Cypru i Cytery, dokąd przeniósł się kult jednoznacznej z nią Astarty), grecka bogini miłości, łacińska Venus. Według jednych urodzona z piany morskiej (stąd Anadyomene), zapłodnionej przez nasienie Uranosa, według drugich córka Zeusa i Diony. Była żoną Hefaistosa, któremu się jednak sprzeniewierzała, między innymi z Hermesem, Aresem, Anchisesem i t. d. Za przyznanie jej pierwszeństwa co do piękności przyrzekła Parysowi Helenę i w ten sposób spowodowała wojnę trojańską. Od najstarszych miejscowości, w których specyalnie ją czczono, zwano ją także Pafią, Amatusyą i Idalią.
Apidanos, rzeczułka, wpływająca do rzeki Peneios w Tessalii.
Ares (łac. Mars), bóg wojny.
Arethusa (Aretuza), nimfa, córka Nerensa i Dorydy. Prześladowana przez boga rzecznego Alfeiosa, uciekła morzem do Sycylii i zmieniła się w źródło.
Argo, okręt, na którym odbyto słynną w podaniach greckich wyprawę po złote runo, stąd Argonauci, uczestnicy tej wyprawy.
Argos, w starożytności stolica peloponezkiej krainy Argolidy.
Argos (Argus), także Panoptes (wszystkowidzący), syn Agenora albo Inachosa, mityczny olbrzym z wielu oczami. Ubił olbrzymiego byka, który niszczył Arkadyę, udusił żmiję Echidnę, później na rozkaz Hery był stróżem Iony. Kamieniem zabił go Hermes, uśpiwszy go grą na fletni. Hera zamieniła go w pawia.
Argolis, kraina peloponezka, przecięta rzeką Inachosem.
Ariadne, córka Minosa, króla Krety, i Pazyfay, dała Tezeuszowi kłębek nici, za pomocą którego wydostał się po zabiciu Minotaura z labiryntu. Uciekła z Tezeuszem, została jednak zabita przez boginię Artemidę na wyspie Dia za sprzeniewierzenie się pierwszemu kochankowi, bogu Dionizosowi. Według innych Dionizos znalazł porzuconą przez Tezeusza Ariadnę na wyspie Naxos i poślubił ją, albo też Tezeusz musiał mu ją odstąpić. Po śmierci przeniósł ją Dionizos między niebiany, a dar ślubny, wieniec złocisty, umieścił śród gwiazd.
Asklepios (Eskulap), syn Fojbosa-Apollona, patron lekarzy, umiał sztuką swoją powoływać do życia nawet umarłych. Zginął za to od gromu Zeusa.
Astyanaks, syn Hektora i Andromachy.
Atalante, córka Iaziosa i Klymeny, z Arkadyi, słynna łowczyni, przez ojca porzucona na górze Parthenion, gdzie karmiła ją niedźwiedzica. Znaleźli ją myśliwi i wrócili rodzicom. Strzałami położyła trupem zasadzających się na nią Kentaurów Rhoikosa i Hylaiosa. Brała udział w wyprawie Argonautów oraz w łowach na dzika kaledońskiego, któremu pierwszą zadała ranę. Przyczyniła się do śmierci zakochanego w niej uczestnika łowów Meleagra. Długi czas nieprzystępna miłości, uległa w końcu Melaniosowi i miała z nim syna Parthenopaiosa, wyglądającego jak dziewica, i porzuciła go na górze Parthenion w Atyce.
Atlas, syn tytana Iapeta i Klymeny, brat Menoitiosa, Prometeusza i Epimeteusza, małżonek Pleiony, córki Okeanosa, niebo na barkach dźwigał — ponoć za karę, że brał udział w walce tytanów z bogami.
Ateny, stolica Grecyi, już w czasach starożytnych główne miasto, »Oko Hellady«, »Hellada Hellady«. Według tradycyi założył gród ten król Kekrops. Patronką miasta była bogini Pallas-Athene.
Athena. Athene, Athenaie, Pallas-Athene, Athenaia, Athenaa (łac. Minerva), z przydomkiem Tritogeneia (ponieważ miała się urodzić nad rzeką Triton), albo Glaukopis (od greckiego glaux — sowa, sowiooka, z powodu dziwnie błyszczących oczu), bogini wojny (jako taka utożsamiana z boginią zwycięstwa Nike), z przydomkiem Alalkomene (mężna), Alkidemos (obronicielka ludu), Areia (wojownicza), Alea (obronicielka), Promachos, Nikephoros (dawczyni zwycięstwa) itd. Była też boginią muzyki wojennej, boginią mądrości i z mądrością związanych poczynań artystycznych itd. Jako taka miała liczne przydomki, jak Ergane, Hygieia, Paronia itd.
Atreus, syn króla elidzkiego Pelopsa i Hippodamii, córki Ojnomaosa, wnuk Tantala, brat Thyestesa, małżonek Aeropy, za poduszczeniem Hippodamei zamordował wraz z Thyestesem przyrodniego brata Chrysipposa, uciekł do Myken, do Eurystheusa, i po śmierci tegoż w walce z Heraklidami objął po nim królestwo mykeńskie. Tutaj uwiódł mu żonę Thyesles. Ta ukradła mężowi jagnię o złotem runie, do którego przywiązane było posiadanie tronu, i dała je Thyestesowi. Wygnany wskutek tego Thyestes, chcąc się pomścić za to, nasłał na Atreusa jego syna, Pleisthenesa, którego wychowywał u siebie. Pleisthenes jednak, o którym Atreus nie wiedział, że jest jego synem, sam zginął z ręki ojca. Aby się pomścić na Thyestesie, zamordował Atreus jego synów i ciała ich podał ojcu do spożycia podczas uczty, na którą go, wrzekomo z nim się pojednawszy, zaprosił. Ze zgrozy z powodu tej zbrodni, miało słońce zmienić swój kierunek. (Zob. Aigisthos).
Atrydzi, potomkowie Atreusa, Agamemnon i Menelaos.
Attika (Atyka — może Ἀκτική, t. z. kraj nadbrzeżny) południowo-wschodnia ziemia Grecyi środkowej.
Aulis, miasto na wschodniem wybrzeżu Beocyi, na małym skalistym półwyspie pomiędzy dwiema zatokami. Tu poświęcono Ifigenię. (Zob. Ifigenia).
Axios (dziś Wardar), rzeka w Macedonii.
Ayros, rzeka w Macedonii.
Azopos, rzeka w Beocyi, wypływa z Kitheronu, oznacza boga rzecznego, który miał dwóch synów i wiele córek. Najbardziej znaną z nich jest Aigina. Uprowadził ją Zeus, Azopos, ścigając go, chciał na wozie swoim zdobyć Olimp, zginał jednak od gromu Zeusa.
Bachantki, towarzyszki Bachusa, uczestniczki wesołych jego orgii, występowały w skórze jeleniej lub tygrysiej, z wieńcem na głowie, z thyrsem, to jest prętem, owiniętym liśćmi winogradu czy bluszczu, w ręku.
Bakchos (Bachus), syn Iowisza i Semeli, córki tebańskiego króla Kadmosa. Semele, namówiona przez Herę, aby zażądała od kochanka, iżby ukazał się jej w całym swym blasku, od blasku tego zginęła. Zeus niedonoszony płód jej ukrył w swem biodrze i dziecko oddał potem na wychowanie siostrze Semeli, Inonie, małżonce Athamasa. Za sprawą zazdrosnej Hery oboje ci małżonkowie dostali szału, wskutek czego Hermes zabrał chłopca i zaniósł go na górę Nysę, gdzie, w jaskini, zajęły się nimfy jego wychowaniem. Bachus, sam wiecznie młody i wesoły, nauczył ludzi, celem uszczęśliwienia ich, uprawy wina.
Bellerofon, syn korynckiego króla Glaukosa i Eurymedy. Niewinnie oskarżony przez zakochaną w nim Anteę, małżonkę argejskiego króla Poetusa, jakoby na cześć jej nastawał, otrzymał pomoc bogów w postaci skrzydlatego rumaka, Pegaza, zwyciężył kilka szczepów azyatyckich, amazonki, oraz słynną potworę Chimerę.
Beocya, kraina w Grecyi.
Biblos, miasto w Fenicyi, ale Bibline (Βιβλίνη) miała być okolica w Tracyi, słynąca z uprawy wina. Według innych rzeczka Biblos na wyspie Naxos rozumiana. (Węcl.).
Boreas (wiatr północny, a właściwie wiatr, wiejący do Hellady od gór, położonych na północy), król tracki, syn Astraiosa i Eos (gwiaździstego nieba i jutrzni), brat Notosa (wiatru południowego) i Zefira. Przemieszkiwał w grocie trackiego Haimosu (góry balkańskie) albo mitycznych gór rhipajskich. Uwiódł córkę ateńskiego króla Erechtheusa, Oreithyię, z którą miał synów Kalaisa i Zetesa (t. j. Boreadów, którzy, wziąwszy udział w wyprawie Argonautów, uwolnili Phineusa od Harpyi), oraz córkę Kleopatrę. Według podań homeryckich spłodził w postaci rumaków dwanaście wiatronogich źrebców.
Bosporus (dziś po turecku Istambul Bogpasi), cieśnina morska, prowadząca z Czarnego Morza (Pontu) do Propontis (Morza Marmara). Nazwisko pochodzi podobno od mitologicznej Io, która cieśninę tę przepłynęła w postaci krowy.
Bromios (szumiący, szumnik) przydomek boga wina, Bacha.
Biały brzeg (Leuke akte — Λευκὴ ἀκτή) na jednej z wysp Euksynu (Morza Czarnego).
Chalibowie, lud w Poncie, na granicy dzisiejszej Armenii; według Herodota, Ksenofonta i innych wyrabiali najlepszą stal, stąd stal po grecku »chalyps« (χάλυψ).
Chalkodon, starodawny król Euboi, którego Amfitryon (zob. Amfitryon) wraz z Tebanami w bitwie pokonał i zabił.
Charyty, tyle co Gracye, boginie wdzięku. Pierwotnie była tylko jedna, później dwie, a w końcu trzy: Euphrosyne, Aglaia i Thalia. Uchodziły za córki Zeusa i Okeanidy Eorynomy, albo boga słońca: Aigly, lub Bakchosa i Aphrodyty.
Chersones, półwysep tracki (dziś Galipoli) nad cieśniną Helespontu (Dardanelów) z jednej, a nad zatoką Melas (Saros) z drugiej strony.
Chimaira (Chimera), potwora, według Hezyoda córka Tyfona i Echidny, mająca trzy głowy: lwią, kozią i smoczą; według Homera była z przodu lwem, z środka kozą, z tyłu smokiem. Wychował ją król lykijski Amisodaros, zabił zaś Bellerofon (zob. Bellerofon).
Chione, córka trackiego króla Boreasa (zob. Boreas) i Orithyi, kochanka Poseidona i matka Eumolpusa. Ażeby uniknąć wstydu, rzuciła dziecko do morza, uratował je przecież Poseidon, zaniósł do Etyopii i oddał na wychowanie córce swej Beuthezykimie.
Choes (χóες) czyli święto krużów obchodzono w drugim dniu tak zwanych Antesteryów, 12-go dnia miesiąca Ansteryon. Początek do święta miał dać Orestes, który przybył podobno do ateńskiego króla Pandyona właśnie w chwili uroczystej biesiady. Pandyon nie chciał odprawić Orestesa; ale ponieważ jeszcze nie był oczyścił się z krwi przelanej, nie pozwolił mu mieć udziału w uczcie. Ażeby więc z innym nie pił z jednego naczynia, postawiono osobny kruż przed każdym z uczestników. (Węcl.).
Cyklopi, według Homera potworne, ludożercze, olbrzymie plemię pasterskie z Polyfemem na czele. Według Hezyoda są to trzej tytani: Arges (świecący), Steroipes albo Asteropes lab Astrophaios (piorun) i Brontes (grzmot). Według późniejszych podań byli pomocnikami Hephaistosa, mającego kuźnię we wnętrzu wulkanicznej Etny.
Daidalos (Dedalus), mityczny przedstawiciej najstarszej, sztoki greckiej, zwłaszcza rzeźby, miał zbudować między innymi słynny »labirynt« Minotaurowi na Krecie. Jak wieść niosła, robił posągi, swobodnie się poruszające. Według późniejszego podania był synem Erechtydy Eupalamosa. Wychował sobie ucznia Tolosa, bojąc się jednak współzawodnictwa, strącił go, powodowany zazdrością, z Akropolis. Skazany przez Areopasa, uciekł na Kretę i stamtąd wraz z synem Ikarosem na Sycylię, gdzie, odwdzięczając się za gościnę, wzniósł królowi Kokalosowi wspaniałe budowle.
Danaidy, córki Danaosa (zob. Danaos).
Danaos, syn egipskiego króla Belosa, brat Aigyptosa, panował w Libii, powaśniwszy się jednak z bratem, uciekł wraz z 50 córkami do Argos, gdzie po wypędzeniu ostatniego potomka Inachosa, Gelanora, objął tron królewski. Pięćdziesięciu synów Aigyptosa zażądało ręki jego córek, pognawszy za nim do Argos. Danaos zgodził się, ale dał każdej córce sztylet, aby zamordowały mężów. W ślubnej porze uczyniły to wszystkie, prócz jednej, Hypermnestry, która narzeczonego swego, Lynkeusa, uratowała. Późniejsze podanie utożsamiło Danaidy z grzesznemi duszami, które za swe przewiny musiały nieustannie czerpać wodę do przedziurawionej beczki.
Dardanos, syn Zeusa i córki Allesa, Elektry, praojciec Trojańczyków, czyli Dardanów.
Delfy (po gr. Delphoi), starożytne miasto w starogreckiej ziemi fokijskiej, położone pod jedną z skał Parnasu. Poświęcone było pierwotnie bóstwom Gai, Poseidonowi i Temidzie. Zasłynęło jednak przedewszystkiem jako miejsce wyroczni Apollińskich.
Delosski staw, t. j. jezioro na wyspie Delos, obok miejsca urodzenia Apollona. Chowano na jeziorze tem święte łabędzie.
Demeter, córka Saturna i Rheii, bogini płodów ziemi, matka Persefony, lub Kory, porwanej przez Hadesa-Plutona, podczas gdy razem z towarzyszkami bawiła się na błoniu kwiecistem. Przez dziewięć dni szukała ją matka po całej ziemi, dopóki Helios (Słońce) nie powiadomił jej o losie córki. Z gniewu i rozpaczy porzuciła Olimp i ukryła się w pustyni, a skutek był ten, iż ziemia przestała rodzić. Zlitował się Zeus i pozwolił Persefonie opuszczać świat podziemny na wiosnę i lato i przebywać u matki.
Demos Palene leżał między Atenami a Maratonem. Była tam świątynia Pallady-Ateny.
Diktynna albo Britomartis, bogini kreteńska, odpowiadająca greckiej Artemidzie lub Hekacie. Prześladowana miłością króla Minosa, ścigana przez niego poprzez góry kreteńskie, rzuciła się z skały do morza. Dostała się jednak do sieci rybackiej (po gr. diktyon) i stąd jej nazwa.
Diomedes 1) syn Aresa i Kyreny, według innych Atlasa i Asteryi, król trackich Bistonów, właściciel klaczy, żywiących się mięsem ludzkiem. Zabił go Herakles i dał na pożarcie tym klaczom. Mord ten był wykonaniem jednej z dwunastu prac, zadanych Heraklesowi przez króla Eurysteusa.
Diomedes 2) syn Tydeia i Deipyli, córki Adrasta, po mieczu wnuk Oineusa, króla Kalydonu w Etolii, małżonek Aigialei, wnuczki Adrasta, jeden z największych bohaterów greckich w wyprawie na Troję. Powalił Hektora, którego jednak ochronił Apollon, zabrał rumaki Eneaszowi, zranił matkę jego, Afrodytę, oraz z pomocą Atheny boga Aresa itd. Stworzył liczne kolonie greckie w Italii dolnej. Oddawano mu cześć boską przeważnie na wyspach diomedejskich (dziś Isole Tremiti).
Dionizos, zob. Bakchos, nosił długi chiton wzorzysty, a na nim płaszcz barwy szafranu, pstrym spięty pasem, na płaszczu skórę jelenią. Wyobrażano go sobie w postaci młodzieńca o twarzy dziewiczej, z cerą biało-rumianą, o płowych, na plecy spadających włosach.
Dirke (Dirce), żona Lykosa, króla Teb, za prześladowanie Antyopy przywiązana została przez jej synów, Amfiona i Zetosa, do rogów byka, a potem przez Dionyzosa przemieniona w źródło. Pod Tebami było źródło tego samego nazwiska, tam też pokazywano grób Dirki. Podanie to święci tryumf w słynnej, w Neapolu znajdującej się olbrzymiej rzeźbie, znanej pod nazwą »Byk farnezyjski«.
Długa skała sterczała poza i ponad teatrem w Atenach.
Dyoskurowie (Διοσκοῦροι, synowie Zeusa), spłodzeni z Ledą Kastor i Polydeukes (Pollux), bracia Heleny, przeniesieni potem między gwiazdy.
Dyrfys zwała się góra na Euboi, w pobliżu cieśniny Eurypus.
Echinady (po łac. Oxiae Insulae), grupa wysepek blisko południowo-zachodniego wybrzeża rzeki Achelous. Dziś nazywają się Kurtsolari. Najgłówniejsza z nich nazywała się Doliche. Nazwa innej Tafos, której mieszkańcy osławieni byli z łupiestwa i rozbojów morskich.
Eleusis, miasto w Attyce, dziś wioska Levsina, słynna z uroczystości na cześć Demetery i Persefony (t. zw. misteryi eleuzyńskich — eleuzynii). W Eleuzyi były świątynie Tryptolemosa, Artemidy i Poseidona, dalej tak zwana studnia Kallichoros, gdzie niewiasty eleuzyńskie wykonały ongi pierwszy raz tańce i pieśni na cześć bogini.
Enianowie, mieszkańcy Tessalii.
Enkelados (Enceladus), syn Tartarosa i Gai, jeden z sturamiennych, wężonogich Gigantów; spoczywa pod Etną, a gdy się ruszy, wywołuje trzęsienie ziemi w Sycylii. W walce Gigantów przejechany został przez wojenny rydwan Ateny. Inny Enkelados był synem Aigistosa, narzeczonym Danaidy Amymony.
Epafos, syn Zeusa i przemienionej w krowę Iony. »Nazwisko Epafosa wyprowadzają od ὲπαφή, dotknięcie, za pomocą którego Zeus Ionie przywrócił postać ludzką. Atoli Epafos to samo, co egipski Apis, tak jak Io tem samem była, co Isis, i jako taka dalej tem, co Demeter i Persefona. Takie miał też niewątpliwie zapatrywanie poeta, bo inaczej nie wzywałby Epafosa, aby te dwie boginie przysłał krajowi na pomoc. Epafos był dalej zaszczepcą królów egipskich i fenickich, a zatem i Kadmosa; bo Kadmos, podług Scholiasty, był bratem Feniksa i Europy«. (Węcl.).
Epeiowie, tak nazwani od króla Epeusa, zamieszkiwali Elidę w Peloponezie.
Epigoni, synowie siedmiu bohaterów, którzy z Polyneikesem wyruszyli przeciw Tebom i w wojnie tej zginęli, oprócz Adrastosa. Chcąc pomścić śmierć ojców, przedsięwzięli w 10 lat później nową wyprawę przeciw Tebom i miasto zburzyli. Przewodził im Adrastos lub też Alkmaion. Nazwiska ich: Alkmaion i Amfilochos, synowie Amfiaraosa; Aigialeus, syn Adrastosa; Diomedes, syn Tydeusa; Promachos, syn Parthenopaiosa; Sthenelos, syn Kapaneusa; Thersander, syn Polyneikesa; Euryalos, syn Mekisteusa. Pozostał przy życiu tylko Aigialeus.
Erebos, miejsce pobytu zmarłych. U Hezyoda syn Chaosa, który z siostrą swą Nocą spłodził Eter i Hemerę, t. z. Dzień.
Erechtheus, według pierwotnej legendy jednoznaczny z Erychthoniosem (zob. Erichthonios), przodek Ateńczyków, zwany także Pandyonem, syn Erichthoniosa i ojciec bliźniąt Erechtheusa i Butesa, oraz bliźnich córek, Prokny i Philomeli.
Erichthonios, zaszczepca Ateńczyków. Ojciec jego Hefaistos. »Atena nie była powolną miłości Hefaistosa, dlatego Gea (χϑών) w łonie Erichthoniosa nosiła, ale Atena dziewicza opiekowała się dzieckiem, włożyła je do skrzynki i oddała córkom Agrauli na wychowanie, poleciwszy, aby skrzynki nie otwierano. Ciekawością zdjęte siostry Pandrozy otworzyły jednak skrzynkę i zoczyły dziecko, owite żmijami, które wyrzuciły na Akropolis. Erychthonios, wychowany w świątyni Ateny, wstąpił później na tron Attyki i położył zasługi około obrządku Pallady. Synem jego był Pandyon, założyciel obrządku Demetery i Dyonizosa; wnukiem zaś Erechtheus, którego synem Kekrops, a córką Kreuza. Agraulos albo Aglauros podług innej tradycyi miała być małżonką Kekropsa. Córki jej zwały się Pandrosos, Herse i Agraulos. Na imię Agrauli zwykły były niewiasty greckie przysięgać. Podług Hezychiusza była Aglauros lub Agraulos kapłanką Ateny, podług Harpo-krefyona Ateną samą. zapewne owe trzy imiona były po-prostu przydomkami Ateny. Na pamiątkę Erychthoniosa zachował się u Ateńczyków, mianowicie w wyższych warstwach społeczeństwa, zwyczaj zawieszania złotych wężów na szyjach dzieciom«. (Węcl.).
Eris, zwada, bogini kłótni.
Eros, bóg miłości, syn Afrodyty i nieodstępny jej towarzysz, często łączony razem z pokrewnemi postaciami Himerosa (Żądza) i Pothosa (Tęsknota). W teogonii Hezyoda i u Orfików jedno z bóstw najpotężniejszych, źródło wszelkiej płodności i wogóle stworzenia świata. Stąd
Eroty, uskrzydlone postaci chłopięce, towarzyszące wszelkiej uciesze ludzkiej, przy biesiadach, igrzyskach, winobraniu itd.
Erynyje (łacińskie Furie), boginiom przeznaczenia (Moirom) pokrewne strażniczki praw natury i mścicielki wszelakiej zbrodni. Według Hezyoda urodziła je Gaia z kropli krwi Uranosa, okaleczonego przez Kronosa, według innych córkami są tejże Gai (Ziemi) i Kronosa. Mieszkały w przybytkach świata podziemnego. Aischylos wprowadził je na scenę jako postaci w czarnych sukniach, z wężowymi wieńcami we włosach.
Nazywano je także Eumenidami, t. j. dobrotliwemi.
Eteokles, zob. Ojdipus.
Etna, góra wulkaniczna w Sycylii.
Eumelos, syn Admeta i Alkesty. Należał do wodzów w wyprawie przeciw Troi — miał konie, ustępujące tylko rumakom Achillesa. Podczas uroczystości pogrzebowych na cześć przyjaciela Achillowego Patroklosa byłby był otrzymał nagrodę zwycięstwa, gdyby się mu był wóz nie przewrócił. Ożeniony był z Iftimą, siostrą Penelopy, żony Odyssa.
Eumenidy, zob. Erynyje.
Eumolpus (tracki), syn Poseidona i Chiony, córki trackiego Boreasza. Według podania miał z Eleuzyńczykami przywędrować do Attyki, wojować z królem Erechtejem, założyć tajemnice eleuzyńskie i służbę w nich polecić swemu rodowi (Thuc. II. 15).
Euripos, cieśnina, rozdzielająca wyspę Euboję od Beocyi, nad nią leżały miasta portowe Chalcys i Aulis, na przeciwnych brzegach, połączone mostem.
Euristheus, syn Sthenelosa i Nikippy, wnuk Perseusza. »Zeus w radzie bogów przysiągł, że ten, co pierwszy z rodu Persydów się narodzi, ma panować nad wszystkimi innymi rodu tego potomkami; spodziewał się zaś, że władza ta dostanie się synowi jego, Heraklesowi, który już to przez ojczyma Amfitryona, już też przez matkę Alkmenę — gdyż obu dziadem był Perseusz — należał do rodu Persydów. Hera zaś, z nienawiści i zazdrości, przyspieszyła narodzenie się Eurysteusza, który w siódmym miesiącu przyszedł na świat. Prędzej więc od Heraklesa urodzony, Eurystej został królem Mycen, a Herakles jego wasalem (Apollod. 2, 4, 5). Zeus jednak złagodził dolę Heraklesa o tyle, że miał być wolnym, gdy prace, zadane mu przez Eurysieja (12 praw Heraklesowych), wykona. Eurystej tak bardzo go się lękał, że mu nigdy do Mycen przyjść nie pozwolił, lecz rozkazy dawał przez herolda. Po śmierci Heraklesa prześladował Eurystej też dzieci jego i żądał ich wydania od Ateńczyków, do których zaprowadził był je Ceyks. Ateńczycy odmówili wydania i wszczęła się wojna; pod Maratonem w bitwie przy źródle Makarya zginęli wszyscy synowie Eurysteja, a jego samego na ucieczce zabił Hylos lub Iolaos. Podług Eurypidesa schwytany dostał się w moc Alkmeny, która mu oczy kazała wykłóć«. (Węcl.).
Eurotas, dziś Iri, najgłówniejsza rzeka w peloponezkiej krainie lakońskiej (Lacedemonie).
Euryalos, syn Argiwczyka Mekisteusa, jeden z Epigonów, co zdobyli Troję. Brał udział w wyprawie Argonautów. Pod Troję udał się z Diomedesem, dowodził Mykeńczykami i zabił kilku najdzielniejszych Trojańczyków. Chował się u dziada Talaosa, uczestnika w wyprawie argonauckiej.
Eurytos, ojciec pięknej Ioli, która widocznie zdradziła ojca i miasto rodzinne i, jak szalona wybiegłszy ze zburzonego grodu, rzuciła się w objęcia Heraklesa.
Fazys (Phasis), rzeka na pograniczu Azyi Mniejszej i Kolchidy, dzisiaj Rion albo Rhion w transkaukazkiej gubernii Kutais, wpada do morza Czarnego. U dopływu rzeki tej leżało starożytne miasto tego samego nazwiska.
Filomela (Philomele), zob. Pandyon.
Fineus, król w trackiem mieście Salmydesos, mieszkał w pobliżu ujścia Bosforu i skał Symplegadzkich.
Foibos, przydomek boga Apollona.
Fryga, cyga, bąk, zabawka dzieci, używana była podczas uroczystości na cześć frygijskiej bogini Rheii.
Frygia, środkowy kraj północnej Azyi Mniejszej.
Ftya, miasto w Tessalii nad zatoką malijską.
Ganimed (Ganymedes), syn Trosa czy też Laodemona, króla Troi. Podczaszy i kochanek Zeusa. Według Iliady został z powodu niezwykłej piękności swej przeniesiony na Olymp, aby Zeusowi napełniał puhary, według innych porwał go Zeus w postaci orła lub w niezmienionej postaci własnej.
Geraistos, syn Zeusa i matki nieznanego nazwiska. Od niego wzięła nazwę miejscowość w Euboi.
Geryon (Geryones lub Geryoneus), legendarny właściciel licznych stad bydła, które pastuch Eurytion wypasał, z pomocą psa Orthrosa, na wyspie Erythei. Herakles, otrzymawszy od Erysteusza rozkaz uprowadzenia tych stad, wszystkie je wybił. Geryona wystawiano sobie w postaci olbrzyma o dwóch lub (częściej) a trzech ciałach, później o jednem ciele z trzema głowami i sześciu ramiony.
Giganci, według Homera, olbrzymi, przez bogów znienawidzony ród, który wcześnie wytępiono. Według Hezyoda, byli istotami boskiemi, synami Gai (Ziemi), świetnie uzbrojonemi. Gaia, zagniewana za strącenie Tytanów (zob. Tytani) do Tartaru, urodziła Uranosowi potwornych, niezwyciężonych olbrzymów o smoczych ogonach, którzy mieli wojować Zeusa i inne bóstwa. Na polach flegrajskich (zob. Phlegrai), umieszczanych zwykle w okolicach wulkanicznych, Giganci przypuszczali szturm do Olimpu, rzucając potężne skały i płonące pnie dębowe. W tej »Gigantomachii« zostali jednak pokonani przez bogów, którym z pomocą przyszedł Herakles. Jednego z Gigantów, Enkeladosa, zabiła Atena, Alkioneosa Dyonizos itd.
Glaukos 1) syn Syzyfa i Meropy, małżonek Eurymedy albo Eurynomy, ojciec Bellerofonta, król koryncki, w Lakedajmonie spłodził Ledę. Podczas uroczystości pogrzebowych na cześć Peliasa w Iolku czyli w Potniach zwyciężył go towarzysz Heraklesa Iolaos (zob. Iolaos), poczem rozszarpały go własne konie.
Glaukos 2) Jeden z bogów morskich, pierwotnie rybak, wieszczym obdarzony duchem, prorokował Argonautom, płynąc za ich statkiem.
Glaukos 3) Jeden z synów Pryama.
Glaukos 4) Syn króla Krety, Minosa.
Hades albo Aides (t. z. Niewidzialny), trzeci syn Kronosa i Rhei, przy podziale świata otrzymał władztwo nad światem podziemnym, miejscem pobytu zmarłych, których czyny surowo osądza razem z Ajakosem, Minosem i Radamanthysem. Za małżonkę miał Persefonę. Imię jego oznacza też wogóle siedzibę zmarłych.
Halai, miejscowość w attyckim powiecie Brauron, gdzie czczono Artemidę, nazywaną Artemis Brauronia (Ἄρτεμις Βραυρωνία). Był tam wizerunek drewniany (rzeźba) bogini, przeniesiony podobno z Tauryi. Stąd tażke Artemis Tauropolos.
Halirrhothios, syn Poseidona i nimfy Euryte. Zabił go Ares i bogowie, według tradycyi, sądzili zabójcę na Areopagu (na wzgórzu Aresowem, naprzeciw Akropolis ateńskiej) i wydali wyrok uwalniający. Halirrhothios zgwałcił był Alcyppe, córkę Aresa i Agraulosy.
Halkyone (Alkyone), małżonka Keyksa, króla w Trachis w Tessalii, zobaczywszy ciało męża, wyrzucone na brzeg, rzuciła się do morza. Oboje przemienieni zostali przez Zeusa i Herę, według innych przez Thetydę, w zimorodki.
Harmonia, córka Aresa i Afrodyty, żona Kadmosa. Przy zaślubinach dał jej Kadmos płaszcz (peplos) i naszyjnik, wykuty przez Hefaistosa. Dary te przyniosły obojgu nieszczęście. Przybywszy po ciężkiem życiu do Illyryi, oboje przemienieni zostali w węże. Zabójczy wpływ naszyjnika tego odczuli i inni: Amflaraos i żona jego Erifile, którą zamordował syn jej Alkmaion. Alkmaion dał potem naszyjnik córce Fegeusa, Alfesyboi czyli Arsynoi, a wreszcie córce Acheloosa Kallirhoi, którzy wszyscy wraz z Alkmaionem i Fegeusem zginęli. Synowie Alkmaiona zawiesili nieszczęsny ów naszyjnik i peplos w świątyni delfickiej.
Harmonia, czczona jako przedstawicielka ładu, porządku i zgodliwości, uchodzi też za matkę Muz i Charyt. Gdy ślub brała z Kadmosem, bogowie przyszli z darami. Demeter darowała zboże, Atena flety, odzienia i naszyjnik, Hermes lirę. Według innych naszyjnik roboty Hefaistosa darowała jej Afrodyta.
Hebros, rzeka w starodawnej Tracyi, dzisiaj Marica.
Hekabe (Hekuba), córka króla Dymasa, i druga żona Pryama, który miał z nią dziewiętnastu synów, między nimi Hektora. Niosąc w łonie późniejszego syna Parysa, śniła, że urodzi pochodnię, która zniweczy Troję. Najstarszy syn jej, Aisakos, tłómaczył sen w ten sposób, że mające narodzić się dziecko jej stanie się przyczyną upadku Troi. Wyrocznia się spełniła. Parys, porwawszy Helenę, sprowadził klęskę na gród ojczysty. Hekabe jest jedną z najtragiczniejszych postaci poezyi greckiej. Patrzała na śmierć swych synów i córki Polykseny, na losy córki Kasandry, która jako branka dostała się w ręce króla Agamemnona. Hekabe poszła w niewolę do Odyssa. Przedtem jeszcze miała wydrzeć oczy trackiemu królowi Polymestorowi i zabić dwóch jego synów, niszcząc się w ten sposób za zamordowanie dla zagarnięcia skarbów syna swego Polydora, poruczonego Polymestorowi na wychowanie.
Hekate (t. z. »działająca zdala«), córka Tytana Persesa (»świecącego«) i bogini gwiezdnej Asteryi. Uważaną była za boginię księżyca, strażniczkę dróg, zwłaszcza dróg rozstajnych, drzwi i bram. Ponadto była boginią porodu, rozmnożycielką stad i dawczynią bogactw. Jako bogini księżyca stała też w bliskim stosunku z bóstwami podziemnemi, strzegła bram Hadesu, stąd nazywano ją też boginią podziemną, czarną, ponurą, zsyłającą upiory i wogóle zjawiska, budzące strach i przerażenie.
Hektor, syn króla Troi, Pryama, i żony jego Hekaby, największy z bohaterów trojańskich. Mszcząc się za śmierć przyjaciela swego, Patroklosa, zabił Achillesa[94] i wlókł zwłoki jego naokoło mogiły Patroklosa, ostatecznie jednak oddał je — za bogate dary — Pryamowi, który zwłoki spalił i popioły godziwie pochował. Hektora czczono jako herosa.
Helena (Helene), córka Ledy, żony spartańskiego króla Tyndareosa, i Zeusa. Za radą Odysseusza kazał Tyndareos przysiądz licznym zalotnikom Heleny, że wybranemu przez nią małżonkowi przyjdą w razie skrzywdzenia go z pomocą. Gdy Parys porwał Helenę Menelaosowi, wezwał tenże książąt greckich, aby z nim razem wyruszyli na Troję. Po śmierci Parysa dostała się Helena bratu jego, Deifobosowi, aby potem wrócić znowu do Menelaja. Według starożytnego poety Stesichorosa, za którym poszedł Eurypides w »Helenie«, Parys porwał tylko widmo Heleny, rzeczywista jej postać dostała się dzięki pomocy bożej do Egiptu.
Z Menelaosem miała córkę Hermionę (zob. Hermione); według innych, była w końcu żoną Achillesa na »wyspie błogosławionych« Leuke. Mówią też podania, że Tezeuszowi urodziła córkę Ifigenię, Achillesowi zaś syna Euforiona. Czczono ją razem z Menelaosem oraz jej braćmi Kastorem i Polydeukesem jako bóstwa.
Helios, bóg słońca.
Helle, siostra Phrixosa, córka Athamesa i Nepheli. Chcąc ujść nienawiści macochy Ino, uciekła z bratem na grzbiecie złotorunego tryka. Uratował się jednak tylko Fryksos, Helle natomiast utonęła. Stąd nazwa cieśniny Hellespontu.
Hellespont (morze Helli, zob. Helle), dziś Dardanelle.
Helenos, syn Pryama, jeden z mężów Andromachy, panował po upadku Troi w kraju Molossów. Po śmierci jego objął tron syn jego i Andromachy, Molossos. Podobnie, jak siostra jego Kasandra, miał i on dar wieszczenia.
Hephaistos, syn Zeusa i Hery, bóg ognia, kowal bogów, który na prośby Thetydy wykuł zbroję dla syna jej Achillesa.
Hera, królowa niebios, małżonka władcy bogów, Zeusa. Według podań homeryckich, była Hera (łac. Juno) córką Kronosa i Rhei, a więc siostrą Zeusa, któremu, poślubiwszy go, dała Hefaistosa, Aresa, Eilaithyję oraz Hebę. Aby uchronić nowonarodzoną od żarłoczności Kronosa, Rheia oddała ją na wychowanie Okeanosowi i Tetydzie. Homer przedstawia Herę jako zazdrosną, kłótliwą, upartą, surową, właściwości, dające się tłómaczyć jej stanowiskiem jako patronki małżeństwa, którego zasady małżożonek jej, Zeus, zbyt często obrażał. Składano jej ofiary z krów i kóz, ponadto poświęcano jej z zwierząt bociany, pawie i pewien gatunek czapli, z roślin zaś lilije, jabłka granatowe i inne zioła, używane jako środki lecznicze przy rozmaitych chorobach niewieścich.
Pierwotnie była, zdaje się, boginią księżyca, od którego, według wyobrażeń starożytnych, zależne były menstruacye i porody.
Herakles (Herkules), syn Zeusa i Alkmeny, najsłynniejszy bohater legend helleńskich (starogreckich), ideał walecznego męża, który śród trudów i walk nieustannych dochodzi do szczytu i staje się najdoskonalszym pierwowzorem cnót męskich. O jego urodzeniu, życiu i czynach mówi legenda w ten sposób: Amfitryon, potomek Perseusza, syn Alkaiosa i tebanki Hiponomy, poślubiwszy Alkmenę, postanowił nie prędzej zbliżyć się do małżonki, dopóki nie zwycięży Telebojów, którym przypisywał winę, że wbrew własnej woli zabił swego teścia, Elektryona. Tymczasem Zeus zakochał się w Alkmenie i spłodził z nią Heraklesa. Alkmene, obawiając się zemsty Hery, małżonki Zeusa, porzuciła dziecko. Bogini Athene przywiodła Herę do miejscowości, w której porzucono Heraklesa i namówiła ją, iżby mu dała piersi. Dziecko ssało jednak z taką mocą, że Hera puściła je z wielkiego bólu, a wytryśnięte przytem mleko utworzyło na niebie drogę mleczną. Hera, mszcząc się na przeniewierczym Zeusie, ścigała Heraklesa od pierwszej chwili: gdy dziecko miało zaledwie ośm miesięcy, nasłała na nie dwa olbrzymie węże, atoli Herakles, pochwyciwszy jednego i drugiego, oba potwory zdusił w kolebce. W ośmnastym roku życia zabił lwa kithajrońskiego, który pustoszył stada Amfitryona i tesalskiego króla Thespiasa. Niezwykła siła młodzieńca tak zaimponowała Thespiasowi, że doprowadził mu pięćdziesiąt swych córek, iżby miały z nim dzieci. I to się stało. Herakles, wracając do Teb, spotkał się z posłami Ergeinosa, króla Orchomenosu, udającymi się do tego miasta po haracz stu wołów, poobcinał im nosy i uszy i, skrępowawszy im ręce powrozami, odesłał ich do ich pana. W wynikłej stąd wojnie Herakles stanął na czele Tebańczyków, zabił króla Ergeinosa, rozgromił zastępy Minyów i nałożył im haracz dwa razy większy, niż pobierany przez nich od Teb.
Poślubiwszy następnie Megarę, córkę Kreonta, miał z nią trzech synów: Therimachosa, Kreontiadesa i Deikoona, których jednak, dotknięty szałem, zamordował. Odzyskawszy zmysły, opuścił Teby i oczyszczony przez Thestiusa, udał się do Delfów. Z polecenia Pytyi miał iść w służbę do Eurystheusa. Od Hermesa otrzymawszy miecz, od Apollona niechybiające nigdy strzały, od Hefaistosa złocisty kołczan, od Pallady pancerz, ponadto wyciąwszy sobie maczugę z drzewa oliwkowego, zjawił się u Eurystheusa, który mu kazał dwanaście wykonać robót:
W gaju Zeusa, w arkadyjskiej Nemei, grasował lew spłodzony przez Tyfona, a którego ranić nie było można. Herakles zagnał go maczugą do jaskini, natarł potem na niego, zadusił go i zawlókł do Myken. Na pamiątkę tej walki założył igrzyska nemejskie i odtąd w miejsce przyłbicy i pancerza lwią posługiwał się skórą.
Następnie zabił potworną hydrę, żyjącą w bagnisku lernejskiem. Straszliwy ten żmij, pustoszący okolicę, miał 9 łbów, z których środkowy był nieśmiertelny. Herakles podjechał na wozie z Iolaosem do źródeł Amymony, gdzie potwór miał jaskinię, i wypędził go z niej płonącymi pociskami. Nie mógł go jednak pokonać, gdyż w miejsce uciętego łba wyrastały dwa nowe, a nadto pomagał hydrze rak olbrzymi, szczypiąc w ramię Heraklesa. Raka tedy Herakles naprzód zabił; potem z pomocą Iolaosa, który zapalił sąsiedni las gęsty, aby po ucięciu głów wypalić karki głowniami i tym sposobem zapobiedz odrastaniu łbów, Herakles, ściąwszy łeb nieśmiertelny, zakopał go w ziemi i ogromną przywalił skałą. Tułów rozpłatał i w żółci hydry zanurzył swe pociski.
Pojmawszy złotorogą łanię w Kerynei, złowił dzika, który pustoszył okolicę góry Erymanthosa w Arkadyi i żywcem przyniósł go do Eurystheusa, a ten tak się przeraził tym widokiem, że skrył się do beczki; wyczyścił w jednym dniu stajnię króla Augeiasa (Augiasza) w Elidzie; zajął kreteńskiego byka, którego król Minos, otrzymawszy go od Poseidona, wcielił do swego stada, zamiast ofiarować go bóstwu. Na byku tym Herakles przepłynął morze; przybywszy jednak do Eurystheusa, musiał, na rozkaz króla, puścić go wolno: byk pobiegł do Maratonu, a ponownie schwycić go musiał Tezeusz. Ósmą praca Heraklesa było zabranie ludożerczych koni Diomedesa; pokonał on naprzód stróżów przy korytach, a kiedy konie chciał wsadzić na okręt, natarło na niego wojsko Bistonów. Oddawszy konie jednemu z towarzyszów, Herakles pokonał Bistonów, zabił Diomedesa i konie, które tymczasem pożarły trzymającego je człowieka, sprowadził do Argos. Podług Eurypidesa jednak Herakles nie morzem, lecz lądem udał się do kraju Bistonów i to sam; przeprawiwszy się z Tracyi przez Hebros, gdyż wracał wzdłuż wybrzeża u stóp Pelionu aż do rzeki Anauros, gdzie stoczył walkę z Kyknosem.
Spełniwszy to, zdobył darowany przez Aresa pas królowej amazonek, Hippolity. Amazonki mieszkały nad rzeką Termodon w Kapadocyi nad Euxynem (Czarnem morzem). Podróż do Amazonek wiele ma podobieństwa do podróży Argonautów. Z Amazonkami Herakles i jego towarzysze musieli stoczyć bój, w którym Herakles pokonał i zabił dwanaście najbitniejszych Amazonek. Z liczby pojmanych Antyopę darował Tezeuszowi, Melanippę zaś, która wojskiem dowodziła, wydał, za co otrzymał pas Aresa.
W Erystei, zwanej później Gadeirą, mieszkał Geryon (lub Geryones), syn Chryzaosa i córki Okeanosa, Kalirrhoi, potwór trójciały, w środku prosty, a rozchodzący się od karku i od lędźwi. Posiadał on bydło maści czerwonej, którego strzegł Eurytyon i pies dwugłowy, Ortros. Udając się po owo stado Geryona, które też zdobył, przebył nie tylko wiele dzikich okolic Europy, ale był też w Libii i tam pod Tartesos wzniósł tak zwane słupy Heraklesowe.
Na zachodnich krańcach świata były sady Hesperyd, z jabłoniami, złote rodzącemi owoce. Strzegł ich smok, przez Tyfona spłodzony z Echiduą. Tam na końcu świata, gdzie niebo spoczywa na ziemi, Herakles zanurzył się aż do dna Oceanu i ludziom uspokoił fale morskie, a dalej ramię podłożywszy pod brzeg nieba, dźwigał je w domu Atlasa, z którego pomocą złote jabłka zdobył i zaniósł je Eurystheusowi.
Ostatnią, przez Eurysteja nałożoną mu pracą było wywiezienie z krainy zmarłych podziemnego trójgłowego psa Kerberosa (Cerbera), stróża Piekieł, pokazanie go służbodawcy i odprowadzenie z powrotem do Hadu.
Oprócz tych prac mówi legenda o walce Heraklesa z Gigantami i Kentaurami: Kiedy Zeus pokonał był Tytanów, ziemia, jako mścicielka ich, wydała Gigantów, z niezmiernemi brodami i włosami, mających smocze na nogach skarłupy, na polach »flegrejskich« (t. j. palących się) w Tracyi. Giganci rzucali w niebo odłamy skał i palące się drzewa. Według przeznaczenia Giganci mogli być pokonani przez bogów jedynie z pomocą śmiertelnika. Dlatego Zeus wezwał Heraklesa, przy którym stała Atena.
Najniebezpieczniejszego olbrzyma, Alkyonesa, który nie mógł być pokonany na miejscu, gdzie urósł, Herakles zabił pociskami, wywlókłszy go wpierw z pól flegrejskich. Drugiego, Portiryona, niemniej niebezpiecznego, co zgwałcić chciał Herę, zabili: Zeus piorunem a Herakles strzałami. Efialtesowi wystrzelił Apollon oko lewe, Herakles zaś prawe. W zabiciu reszty mieli udział: Dionizos, Atena, Hefaistos, Poseidon, Hermes i inni; atoli wszystkich Gigantów dobijały ostatecznie pociski Heraklesa.
Co do Kentaurów, w Foloi, na górze lesistej, pomiędzy Arkadyą a Elidą, Herakles zaszedł do Kentaura Folosa, który, otrzymawszy beczkę wina od Dionizosa, chciał ją otworzyć, aby uczcić Heraklesa. Gdy na żądanie Heraklesa beczkę otworzono, przywabieni zapachem szlachetnego wina zbiegli się Kentaurowie, uzbrojeni odłamami skał, płonącemi drzewami i siekierami i chcieli porwać napój. Folos uciekł, atoli Herakles stoczył walkę z tłumem, chyżym jak konie, silnym jak dzikie zwierzęta, a mądrym jak ludzie, posiadającym nadto boską naturę, a któremu matka Nefele (Chmura) pomagała ulewami, gdyż grunt śliski wskutek ulew niebezpieczny był dla Heraklesa, dla koni zaś niedogodny. Kentaurów, co wcisnęli się do jaskini, zabił Herakles głowniami, innych zabijał pociskami. Pobici Kentaurowie rozpierzchli się, największa ich część uciekła na przylądek Malea.
Ponadto, według podań arkadyjskich, etolijskich, trachidzkich i lidyjskich, Herakles uwolnił Hezyonę (zob. Laomedon), zmógł libyjskiego olbrzyma Antaiosa (Anteusza) i to w ten sposób, że tak długo trzymał go ponad ziemią, od zetknięcia z którą zależała moc Antaiosa, aż go udusił, zabił srogiego króla Egiptu, Busirisa, wraz z jego synem Amfidamosem, wyswobodził przykutego do skał kaukaskich Prometeusza a Tezeusza wywiódł z podziemi hadesowych, z miejsca umarłych.
Spełniwszy przeważną część tych czynów, wrócił do Teb, wydał Megarę za towarzysza swego Iolaosa i udał się do Ojchalii, gdzie król Eurytos obiecał córkę swą Iolę wydać za tego, ktoby go razem z synami prześcignął w strzelaniu z łuku. Jakkolwiek Herakles odniósł w próbie tej zwycięstwo, Eurytos córki mu nie dał, obawiajęc się wrzekomo ponownego napadu szaleństwa Heraklesa. Herakles, uwolniwszy tymczasem z Hadu żonę Admetosa, Alkestis, oszalał na nowo i w stanie tym strącił z murów Tiryntu Ifitosa, najstarszego brata Ioli. Mimo że oczyszczon był z tego mordu, w ciężką popadł chorobę i udał się do Delf po wyrocznię. Ponieważ Pytya odmówiła mu wyroczni, chciał obrabować świątynię delficką, pochwycił trójnóg i o posiadanie go toczył walkę z Apollonem, aż Zeus rozdzielił ich piorunem. Ostatecznie Pytya powiedziała mu, że wyzdrowieje, jeśli sprzeda się w niewolę i cenę kupna złoży, jako pokutę, królowi Eurytosowi. Na podstawie wyroczni tej Hermes sprzedał Heraklesa królowej lidyjskiej, Omfalii. W czasie służby tej przypadł udział Heraklesa w wyprawie Argonautów, i w łowach kalydońskich. Ukarał też Syleusa, lidyjskiego czy frygijskiego potwora, który wszystkich wędrowców zmuszał, iżby pracowali w jego winnicach, zabił Midasowego bękarta Lityersesa, żarłoka i pijaka, który wszystkich przechodniów zapraszał do swych biesiad, a potem kazał im żąć swą pszenicę, pozatem ukarał Kerkopów, krasnoludków złodziejskich, którzy śpiącemu Heraklesowi ukradli broń. Herakles przewiesił ich na drągu przez plecy, uwolnił ich przecież ze względu na ich humor wesoły.
Wysłużywszy czas przykazany u Omfalii, wyprawił się na Troję, aby ukarać Laomedona, ojca Hesyony, wziął potem miasto Pylos, zabił założyciela tego miasta, Neleusa, wraz z jego synami, prócz Nestora, walczył — według późniejszych podań — z Hadesem, a potem z synami lakedajmończyka Hippokoona. Połączywszy się w Tegei z córką króla Aleosa, Auge, która mu dała syna Telefosa, udał się do Kalydonu i tam starał się o rękę córki Oineusa, Deianeiry, walczył o posiadanie jej z bogiem rzecznym Acheloosem, którego też zwyciężył. W drodze do Trachis spotkał nad rzeką Euneosem Kentaura Nessosa, który za opłatą przeprawiał wędrowców przez wodę, zabił go, gdy ten, przenosząc Deianeirę, chciał zadać jej gwałt. Z Trachis wybrał się Herakles razem z królem Keyksem przeciw Lapitom, walczył z synem Aresa, Kyknosem, a następnie urządził wyprawę na gród Ojchalijski, przyczem padł król Eurytos wraz z synami, a córka jego, Iola, dostała się do niewoli. W powrocie wzniósł Herakles na przylądku Kenaiskim w Euboi ołtarz Zeusowi, a chcąc uroczystą złożyć mu ofiarę, posłał do Trachis po białą szatę. Deianeira, dowiedziawszy się o zabraniu Ioli, a bojąc się o współzawodnictwo jej w miłości, płynem czarodziejskim, który zalecił jej umierający Nessos, pomazała szatę. Ubrał się w szatę Herakles, atoli w momencie, gdy się na nim rozgrzała, zawarta w niej trucizna zaczęła palić jego ciało. Herakles w przystępie wielkiego bólu zdarł ją ze siebie, zdzierając równocześnie kawały ciała. W tym stanie zawieziono go na statku do Trachis i tutaj, dowiedziawszy się o tem, powiesiła się Deianeira — temat, który Sofokles opracował w »Trachinkach«. Herakles udał się na górę Oita, ułożył stos i kazał go zapalić, co uczynił Poias, uczestnik wyprawy Argonautów, lub syn jego Filoktes, który za przysługę tę otrzymał łuk i strzały Heraklesowe. Gdy stos zapłonął, zjawiła się chmura, aby śród grzmotów unieść Heraklesa do nieba. Atena, która wspierała go przez całe jego życie, wprowadziła Heraklesa do grona bogów. Tutaj, pojednawszy się z Herą, poślubił Hebę i spłodził syna Alexiaresa, oddalającego wszelkie zło, i Aniketosa, niezwyciężonego, to znaczy przedstawicieli najgłówniejszych przymiotów Heraklesa.
Herakles jest prawdopodobnie dawnym helleńskim bogiem słońca, którego kult przemienił się z biegiem czasu w kult Apollona.
Heraklidzi, potomkowie Heraklesa, zwłaszcza ci, którzy z pomocą Doryjczyków opanowali Peloponez i byli władcami w Argolidzie. Lakonii, Messenii.
Hermes (u Rzymian Merkurius), bóg, sługa niebian, zwłaszcza Zeusa, któremu go urodziła Maia (zob. Maia). Prowadził też dusze zmarłych (jako Psychopompos) do Hadesu.
Hermione 1) córka Heleny i Menelaosa; chowała się u swego dziada, Tyndareusa, który przeznaczył ją na małżonkę dla Orestesa. Nie wiedzący o tem Menelaos, obiecał ją synowi Achillesa, Pyrrhusowi, który też przypadłą mu w udziale, jako łup wojenny, Andromachę, oddał bratu Hektora, Helenosowi. Pyrrhus uprowadził Hermionę, jednakże odbił ją Orestes, uśmierciwszy przytem Pyrrhusa i to przed ołtarzem Achillesa.
Hermione 2) Hermione lub Hermion, miasto, leżało w pobliżu góry Pron (w Argolis).
Hesperydy, nieśmiertelne dziewice, które na zachodniej rubieży ziemi, tam, gdzie dzień spotyka się z nocą, na lądzie poza Oceanem strzegą razem z smokiem Ladonem złotych jabłoni, które Hera otrzymała od Gai (Ziemi) jako podarek ślubny w dniu wesela z Zeusem. Według Hezyoda nazywały się córkami Nocy, według innych córkami Zeusa i Temidy, albo też Atlasa i Hesperyi, lub Hesperosa. Nazwiska ich brzmiały: Aigle, Erytheja, Hespera (Hesperia, Hesperethusa) i Arethusa.
Hesperos (gwiazda wieczorna), syn lub brat Atlasa, czczono go jako wodzireja nocnych orszaków ślubnych.
Hippomedon, syn Arystomacha albo Talaosa, brat Adrastosa, z Argos albo Myken.
Hippolitos (Hipolit), syn Tezeusza i amazonki Hippolity. Wychowany był u Piteusza, mędrca, wiodącego życie czyste, bez zmazy, poświęcone bogom. Ponadto wtajemniczony był w misterya eleuzyńskie, które zmierzały również do ćwiczenia się w wstrzemięźliwości i czystości. Studyował też księgi Orfeusza, który dlatego, że sprzeciwiał się kultowi Bakcha, rozdarty został przez bakchantki.
Homole, góra w Tessalii.
Hyady, nimfy, którym, według Hezyoda, Zeus powierzył wychowanie Dyonizosa (Bacha). Według Eurypidesa były córkami ateńskiego króla Erechtheusa, według innych miała Okeanida Aithra albo Pleione powić Atlasowi dwanaście córek i jednego syna, Hyasa. Gdy ten na polowaniu zginął przez węża albo przez lwa, Zeus z litości przeniósł pięć jego sióstr na strop niebieski, gdzie lśnią jako gwiazdy.
Hyakinthos (Hyacynt), syn Amyklasa i Diomedy. Podobnie, jak Zeus w Ganymedzie, zakochał się Apollo w Hyacyncie. Zefiros, zazdrosny o młodzieńca, zabił go w ten sposób, że podczas kiedy Apollon bawił się z swym ulubieńcem w rzucanie dysku, Zefiros skierował dysk w głowę syna Amyklasowego. Apollon zmienił Hyacynta w kwiat.
Hydra, zob. Lerna.
Hypsipyle, zob. Lemnos.
Iakchos, przydomek Bakchosa (Bachusa).
Iapetos, jeden z Tytanów, syn Uranosa i Gai (Nieba i Ziemi). Poślubił Azyę, córkę Okeanosa, z którą miał synów: Atlasa, Prometeusza, Epimeteusza i Menoitiosa.
Ida, lesista góra w Troadzie, w północno-zachodniej części Azyi Mniejszej. Poświęcona była bogini Rhei-Kybeli, t. z. »Matce idajskiej«. Tu odbył się sąd Parysa, tu uprowadzony został Ganymed.
Io (Iona), t. j. Izys, córka Inachosa, znana z tego, że dla miłostek z Zeusem zamieniona w krowę i następnie wściekłym gzem kręcona, przepłynęła przez Iońskie morze do Azyi i Egiptu, gdzie Epafosa (Apisa) porodziła, ojca Libyi, której synami byli: Bel, Feniks i Agenor. Czczona jako Izyda. (Węcl.).
Iokaste, u Homera Epikaste, córka Menoikeosa, siostra Kreonta, była żoną tebańskiego króla Laiosa, któremu porodziła Oidipusa (zob. Oidipus). Iokaste po haniebnym ożenku z swym synem zwykła była, jak Edyp, przebybywać ciągle w domu, aby oddać się całkowicie swej boleści i ukryć przed światem swą hańbę.
Iola, zob. Eurytos.
Iolaos, syn Ifiklesa, przyrodniego brata Heraklesa, którego najwierniejszym był towarzyszem w jego bojach, zwłaszcza w walce z hydrą.
Iolkos, miasto w Tessalii i w starożytności stolica tego kraju.
Ion (Ἴων, Ἴών nadchodzący, przychodzący), syn Apollona i Kreuzy, przodek Iończyków.
Ismenos, rzeka w Beocyi, wypływająca z Kithaironu, płynęła przez Teby i połączywszy się z źródłem rzeczki Dyrki, wpadała do jeziora hylijskiego.
Kadmos, syn Agenora i Telephassy, brat Europy, Foiniksa i Kiliksa. Wysłany przez ojca na poszukiwanie zaginionej Europy, z zastrzeżeniem, iż bez niej wrócić mu nie wolno, osiadł razem z matką, nie znalazłszy jej, w Tracyi. Po śmierci matki zwrócił się do Delfów, ażeby od wyroczni dowiedzieć się o losach siostry. Otrzymał tutaj odpowiedź, iżby, zamiast szukać siostry, poszedł w ślady za spotkaną w drodze krową i w miejscu pierwszego jej spoczynku zbudował miasto — Theby. Chcąc ową krowę poświęcić Athenie, posłał towarzyszy po wodę do źródła Aresowego. Strzegący źródła smok pożarł towarzyszy. Kadmos zabił potwora i za radą Atheny posiał jego zęby. Z zębów tych wyrośli zbrojni rycerze, Spartoi, »posiani«. Kadmos rzucił pomiędzy nich kamień, wskutek czego zażarta między nimi powstała walka. Za zabicie smoka musiał lat ośm przebyć w niewoli Aresa. Po upływie tego czasu oddała mu Athena tron tebański. Zeus dał mu za małżonkę Hermionę, która obdarzyła go Polydorosem, Antonoą, Inoną, Semelą i Agawą, później matką Penteia. Opuściwszy wraz z małżonką Theby, został królem Illiryi i tutaj spłodził syna Illiriosa.
Karneios (Opiekun stad), przydomek Apollona, stąd
Karneie, uroczystości na cześć Apollona; obchodzone w Grecyi w lecie, zwłaszcza w czas winobrania, w miesiącu sierpniu. Łączono z niemi igrzyska wojenne, wyścigi, głównie w Sparcie.
Karystos, miasto portowe na Euboi, naprzeciw wybrzeży attyckich.
Kasandra (zwana także Aleksandrą), córka Pryama i Hekaby. Apollon obdarzył ją darem wieszczenia, ponieważ jednak nie chciała uledz jego zalotom, rzucił klątwę na jej wróżby, tak, że nikt ich nie słuchał. Według późniejszych podań, Kasandra była siostrą bliźnią Helenosa, który również wieszczego posiadał ducha. Oboje zostawieni byli jako niemowlęta w świątyni Apollona tymbrajskiego pod Ilionem. Nad ranem znaleziono ich obok dwóch wężów, liżących im uszy. Dzięki temu uszy ich tak były wyczyszczone, że mogły słyszeć głos boży. Kasandra przepowiedziała upadek Troi, przestrzegła też mieszkańców grodu przed koniem drewnianym Odyssa. Po zburzeniu miasta Ajas lokryjczyk oderwał ją od ołtarza, a według późniejszego podania nawet ją zgwałcił. Kasandra dostała się jako branka Agamemnonowi i zginęła wraz z nim zamordowana przez Klytaimnestrę.
Kastalia, (kastalski) zdrój, przy świątyni w Delfach, poświęcony Apollonowi, do dziś dnia obficie tryskający z skały Parnasowej, na wschód od dzisiejszej wsi Kastri. W zdroju tym obmywać się musieli wszyscy słudzy świątynni, aby oczyszczeniem przygotować się do służby. Świątynię samą skrapiano także codzień wodą, wymiótłszy wprzód posadzkę miotłami z gałązek wawrzynowych.
Kefalonia (Kephallenia), po Korfu największa z wysp iońskich, sąsiadująca z siedzibą Odysseusa, Ithaką.
Kekrops (Cekrops), urodzony z ziemi praszczur Ateńczyków, założyciel najstarszej części Aten, twierdzy Kekropia. Miał być według legendy półczłowiekiem i półwężem, lub półsmokiem.
Kentaury (Centaury), demoni, mieszkający w lesistych górach Tessalii i Arkadyi. Według Pindara zrodził Ixion z Nephelą Kentaurosa, a ten z klaczami magnezyjskiemi na Pelionie dał życie Kentaurom (Hippokentaurom, t. j. półludziom, półkoniom). Słynne były ich walki z Lapithami pod wodzą Peirithoosa i Tezeusza w Tessalii, a potem z Heraklesem i Atalantą w Arkadyi. Z powodu opilstwa uważano ich później za towarzyszów Bakchosa, a z powodu ich lubieżności za okiełzanych przez Erosa. (Statuy w Luwrze paryskim i w Muzeum kapitolińskiem w Paryżu). Był jednak pomiędzy nimi odłam istot łagodnych, szlachetnych, jak mędrzec Chairon i Pholos. Kentaury byli, zdaje się, symbolami dzikich potoków górskich.
Kephisos (po łac. Cephissus), w starożytności nazwa kilku rzek. Najgłówniejsza z nich jest dzisiejsza Mavronero, wypływająca z Parnasu. Inny potok tego nazwiska wypływa z Pentelikonu (Brilettos) w Attyce obok miejscowości Kephisia; trzeci (dzisiaj Kokkini albo Sarantapotamos) płynie z Kithaironu.
Kithairon (Cyteron), pasmo gór na południowej stronie Teb i pograniczu Attyki. Pod jedną z ścian opoczystych leżała niwa, poświęcona bogini Herze. Tutaj Laios podrzucił syna swego Ojdipusa (Edypa).
Klytaimnestra, córka króla Tyndarosa i Ledy, siostra Heleny, żona Agamemnona. (Zob. Agamemnon).
Kokytos (Kocytus), rzeka wpadająca do Acherontu w Epirze. W mitycznych podaniach stała się rzeką świata podziemnego, miejsca pobytu zmarłych, jako rzeka płaczu i narzekania.
Kolchida (Kolchis) kraina na wschodniem wybrzeżu Morza Czarnego, dzisiaj gub. kutajska w Transkaukazyi i turecka ziemia trapezuńska. Ojczyzna Medei i cel wyprawy Argonautów.
Koroibos, syn frygijskiego króla Mygdona, któremu Pryam pomagał w walce z Amazonkami. Odwdzięczając się, Mygdon posłał syna do Troi, aby jej bronił przeciw Grekom, Koroibos starał się o rękę Kasandry, padł jednak w obronie jej od broni Neoptolemosa.
Korybanci, nazwani tak od Korybasa, syna Iasiona i Kybeli, mityczni poprzednicy i wzór kapłanów frygijskich Kybeli, albo Rhei, spełniający służbę w dzikim szale natchnienia przy muzyce i tańcach, polegających na wirowatych poruszeniach głowy i członków. Mieszano ich z Kuretami i to zapewne dzięki pomieszaniu Rhei z Kybelą.
Koryckie szczyty, południowa część Parnasu, z grotą, poświęconą Panowi i Muzom, zwanym stąd Korikides.
Kreon, syn Menoikeosa, brat Iokasty, żony Laiosa, matki i żony Oidipusa (Edypa).
Kreuza, córka ateńskiego króla Erechtheusa, uwiedziona przez Apollona, powiła mu syna Iona, którego ze wstydu podrzuciła, aby go później, jako dorosłego już młodzieńca, odzyskać w Delfach, dokąd go przeniósł Apollon.
Kureci, istoty demoniczne, które na Krecie tworzyły otoczenie Rhei oraz Zeusa. Mieszano ich niejednokrotnie z Korybantami (zob. Korybanci).
Kyknos (Cyknus), syn Aresa i Pelopii, znany z srogości i siły rozbójnik mityczny. Zmógł go Herakles (zob. Herakles).
Kynos Sema (znak suki), miejsce w pobliżu Abydos na Chersonezie trackim, naprzeciwko przylądka Sygeion, uważane za grobowiec Hekaby. Przemiana Hekaby w sukę, będącą symbolem Hekaty (Ἑκάτης ἄγαλμα), naprowadza na myśl, że Hekabe i Hekate jedną są osobą. (Węcl.).
Kynthos, góra na wyspie Delos, miejsce urodzenia Apollona i Artemidy, stąd przydomki Kynthios i Kynthia. Na szczycie góry była świątynia Zeusa i Apollona.
Laomedon, król Troi. Na wyprawie Argonautów Herakles uwolnił córkę jego, Hezyonę, od potwora morskiego. Nie otrzymawszy obiecanej nagrody w postaci dwóch rumaków, Herakles razem z Pelejem i Telamonem zburzył Troję.
Lapici, pół mityczny, pół historyczny szczep Tessalii. Wytłómaczyć ich można jako przedstawicieli prastarych grodów tessalskich, których naturalnymi wrogami byli Kentaurzy, t. j. demoni licznych z Pelionu spływających dzikich potoków górskich.
Leitos, ze smoczych zębów, wysianych przez Kadmosa, wyrósłszy, według innej tradycyi syn Alektora i Kleobuli, był dowódcą Beotów w wojnie trojańskiej, a podług Apollodora (I, 9, 16) miał udział w wyprawie Argonautów. Grobowiec jego pokazywano w Plateach. (Pausanias IX, 4. 3).
Lemnos, dziś Limnos albo Limni, wyspa na morzu Egejskiem. Na niewiasty lemnijskie Afrodyta za to, że nie oddały jej czci należnej, straszną zesłała chorobę; wskutek tego odstąpili je mężowie i z trackiemi pobrali się niewiastami. Rozgniewane Lemnianki wszystkich mężów w jednej zabiły nocy. Jedynie królowa Hypsipyle ocaliła Toasa, za co wywołano ją z kraju. Według innego podania, Lemnijczykowie uwiedli dziewice ateńskie. Spłodzone dzieci wychowywały matki po ateńsku i rozbudzały w ich sercu nienawiść ku ojcom. Gdy tedy mężowie dzieci te wraz z ich matkami postanowili zgładzić, one sprzysięgły się i zabiły mężów.
Lerna, bagnisko pod Argos, siedziba Lernajskiej hydry, żmii, płodu Tyfona i Echidny. Zabicie hydry było jedną z dwunastu prac Heraklesa.
Leto (łac. Latona), córka Tytana Koiosa i Phoiby (Fojby), siostry Asteryi, prześladowana przez Herę, na rozkaz Zeusa zaprowadzona przez Hermesa na wyspę Delos, tam w cieniu pierwszego palmowego drzewa i pierwszego wawrzynu porodziła dzieci Zeusowi: Apollona i Artemidę. Tam też bóstwa te miały swoje świątynie, jakoteż kapłanki i kapłanów, odprawiających nabożeństwa na ich cześć.
Leukippos, syn messeńskiego króla Perieresa i Gorgophony, wnuk Perseusa, ojciec dwóch córek Fojby i Hilaryi, uwiedzionych przez Dioskurów.
Lokris, nazwa dwóch krain w Grecyi środkowej.
Loksyasz, przydomek Apollona, jako boga tajemniczych wyroczni.
Lykaon, syn Pelasgosa i bogini morskiej (Okeanidy) Moliboi, król arkadyjski, znany z srogości, ojciec sroższych jeszcze pięćdziesięciu synów. Zaprosił na ucztę władcę niebian, Zeusa i podał mu do spożycia ugotowane mięso z dziecka. Za czyn ten zbrodniczy zamieniony został w wilka, jego zaś synowie zginęli od Zeusowego gromu.
Maia (właściwie mateczka, albo piastunka czy niańka), najstarsza córka Atlasa i Pleiony, miała z Zeusem posłańca niebian, boga Hermesa.
Mainady (Menady) (od μαíνομαι — szaleję) nazywają się bakchantki, kapłanki Bakchosa. W Eurypidesowej »Hekabe« Polimestor przydomek ten nadaje Trojankom, ponieważ obawia się, że jak bakchantki rozszarpały ongi Orfeusza i Penteusza, tak te rozszarpią jego dzieci.
Malea, przylądek na południowym cyplu Sparty.
Maraton, miejscowość na południowem wybrzeżu Attyki, w pobliża dzisiejszej Brany. Słynne z zwycięstwa, jakie Ateńczycy pod wodzą Miltiadesa odnieśli w r. 400 przed Chr. nad Persami, Maraton poświęcone było Heraklesowi i tam wielbiono go w igrzyskach. Dlatego Peloponezyanie, najeżdżając Attykę, ową okolicę zawsze oszczędzali.
Maron, kapłan Apollona, przyjaciel Odysseusa, obdarował go winem, przy pomocy którego Odysseus ubezwładnił Cyklopa Polifema.
Medea, córka króla Kolchidy, Aietesa, i Okeanidy Idyi czyli Hekaty. Pomógłszy Iazonowi do zdobycia złotego runa, uciekła z nim w towarzystwie brata swego Absyrtosa. Ścigana przez ojca, zabiła brata i poćwiartowane członki jego rzuciła do morza. Zajęty zbieraniem członków Aietes nie mógł ich dopędzić, tak że Medea razem z Iazonem dostała się do Iolku. Pomogła Iazonowi do pomszczenia rodziców jego, zabitych przez króla Peliasa, namówiwszy córki Peliasowe, aby zamordowały ojca i ciało jego ugotowały i to pod pozorem, że w ten sposób zmartwychwstanie odmłodzony dzięki czarom Medei. W Koryncie, dokąd uciekli, Iazon porzucił ją, aby nowe zawrzeć śluby z córką królewską, Glauką czyli Kreuzą. Medea posłała jej zatruty dyadem i płaszcz i spowodowała jej śmierć. Zamordowawszy własne dzieci, uciekła na darowanym jej przez Heliosa wozie, ciągnionym przez smoki, do Koryntu, do króla Aigeusa, któremu urodziła syna Medosa. Wypędzona przez Tezeusza, udała się z synem Medosem do Azyi. Dzieciobójczynię Medeę stworzył, zdaje się, pierwszy Eurypides.
Megara, córka Kreonta, dostała się Heraklesowi, gdy ten był pokonał Minyów i miasto Teby uwolnił od haraczu.
Meges, syn Fileja i Eustyochy lub Klimeny czy Tymandry, wnuk Augiasa, dowodził pod Troją flotą z 40 okrętów, utworzoną z Dulichijczyków i Efidradów, walczył mężnie, lecz padł w wojnie.
Menoikeus, potomek Penteja, ojciec Iokasty, matki i żony Oidipusa, oraz ojciec króla Kreonta.
Mimas, jeden z gigantów.
Minotauros, potwór o postaci ludzkiej, z głową byka, płód Pasiphai (zob. Pasiphae) i byka. Minos zamknął go w zbudowanym przez Daidalosa labiryncie, a żywił ciałem młodzieńców i dziewic, których, jako haracz wojenny, dostarczały Minosowi Ateny, dopóki Tezeusz Minotaura nie zabił i grodu swego od upokarzającej daniny nie uwolnił.
Minos, mityczny władca Krety, syn Zeusa i Europy, brat Rhadamanthosa ojciec Phaidry, Ariadny itd. Na skutek prośby żarliwej otrzymał od Poseidona ofiarnego, białego byka. Zamiast go jednak ofiarować bogu, dołączył go do swoich stad. Poseidon, chcąc go za to ukarać, zaszczepił w byka szaleństwo, a żonę Minosa, Pasiphae, rozpalił żądzą do zwierzęcia. Po śmierci został Minos sędzią zmarłych w Hadesie.
Minyowie, szczep, który mieszkał w Tessalii.
Mnemosyne, kochanka Zeusa, matka Muz (zob. Muzy).
Mojry (u Homera przeważnie w liczbie pojedynczej), boginie przeznaczeń: Klotho, prządka nici żywota ludzkiego, Lachesis, rozdawczyni losów życia, Atropos, nieunikniona konieczność losu ludzkiego, zwłaszcza śmierci. Uchodziły za córki Nocy, albo też za córki Zeusa i Temidy i jako takie za siostry Hor (zob. Hory).
Molossowie, główny grecki szczep Epiru, zamieszkiwał okolice nad jeziorem Pembotis (dziś Ianina) — między innemi grody, jak: Passaron, Tekmon i Dodona. Panowali nad nimi królowie z domu Eakidów albo Pyrrhidów. Sławne były psy molossyjskie.
Muzy, pierwotnie jedna, potem trzy, w końcu dziewięć — Kalliope, Klio, Eutherpe, Thalia, Melpomene, Terpsichore, Erato, Polyhymnia, Urania, boginie muzyki, śpiewu, tańca. Rodzicami ich byli Zeus i Mnemosyne, według innych Harmonia (zob. Harmonia).
Mykenai (Mykeny), miasto w Argolidzie, w czasach homerowskich kwitnąca siedziba potężnych królów. W naszych czasach znaleziono tam (wykopaliska Schliemanna) cenne skarby, świadczące o wielkiej kulturze.
Myrtilos, woźnica Ojnomaosa, króla w Pisa, w Elis, ojca Hippodamei. Kto tę cudownej piękności dziewicę chciał posiąść i wraz z nią królestwo, winien był z ojcem puścić się w wyścigi, a pokonany dać gardło, Pelops zwyciężył przez podstęp, przekupiwszy Myrtilosa, syna Hermesa, tak że ten albo przedmiot jakiś umieścił w drodze, na którego widok spłoszyły się konie, albo też jednego koła gwoździem nie zabił. Słowem, Ojnomaos spadł z wozu i pozostał w tyle, Pelops zaś tymczesem uwiózł Hippodameię. Myrtilosowi jednak Pelops następnie nie bardzo ufał, tembardziej, że żądał podobno, aby mu się Hippodameia oddała, i przy przylądku Geraistos na wyspie Euboi strącił go z wozu do morza. Nieszczęśliwiec, tonąc, błagał ojca, Hermesa, aby pomścił go na Pelopsie i jego potomkach. Hermes przeto zesłał złotego barana i umieścił w trzodzie Atreusza, wskutek czego wszczął się krwawy spór między braćmi.
Nauplia, miasto w wschodniej części Peloponezu, nad zatoką Argolidzką czyli Nauplijską.
Nemeia, dolina w Argolis, w mitologii greckiej słynna z zabójstwa, dokonanego przez Heraklesa na tak zw. lwie nemejskim, potworze, który mieszkał w grocie na południowo-wschodniej stronie doliny.
Nereidy, córki morskiego boga Nereusa, jedną z Nereid była Thetis, matka Achillesa.
Nereus, bóg morski.
Neoptolemos, zob. Pyrrhus.
Niobe, córka Tantalosa, małżonka Amfiona, założyciela Teb. Dumna z powodu mnogości dzieci, urągała Letonie, matce dwojga tylko dziatek, Apollona i Artemidy, którzy srogo ją za to ukarali, zabiwszy celnymi strzałami w jej oczach całe jej potomstwo. Z bólu obróciła się w kamień, sterczący nad górą Sipylos pod Magnesią. Wykuta w skale tej rzeźba okazała się jednak figurą Kybeli.
Nisos (Nizus), syn Pandiona, króla Megary. Miał na głowie złoty włos, na którym zawisło jego życie. Gdy Minos oblegał Megarę, zakochała się w nim córka Nisosa Skylla (Scylla) i postanowiwszy wydać mu gród, wyrwała ojcu ów włos złocisty. Minos pogardził jednak ojcobójczynią, kazał ją przywiązać do tyłu okrętu i utopić.
Nysa, miejscowość, w rozmaitych umieszczana krajach: w Tracyi, Tessalii, na Euboi, w Beocyi, Macedonii, na wyspie Naxos, w Egipcie, Lydyi, Etyopii, Arabii, Indyach itd. »Ta niepewność położenia dowodzi, że Nysa była miejscowością, pomyślaną na niebie, a następnie przeniesioną na ziemię«. (Węclewski). W Nysie, na nysejskiej górze chował się pod opieką nimf Bakchos-Dionyzos, zaniesiony tam przez Hermesa na rozkaz Zeusa.
Odysseus (Odyseusz, Odysej, u Rzymian Ulyxes), syn Laertesa i Antiklei, małżonek Penelopy, ojciec Telemachosa. Z trudem tylko dał się namówić Agamemnonowi do wzięcia udziału w wyprawie trojańskiej. Próbował wydobyć Helenę z rąk Parysa w drodze pokojowej, gdy mu się to jednak nie udało, zebrał dwanaście okrętów i na czele Kefalończyków ruszył na Ilion. Razem z Diomedesem zabił trojańskiego Dolona i trackiego wodza Rhesosa. Pośredniczył w sporze Agamemnona z Achillesem, otrzymał jego broń, dzięki czemu uczynił sobie wroga w Ajasie. Pod wodzą Odysseusza dostali się rycerze helleńscy, ukryci w wnętrzu drewnianego konia, do grodu, aby po uciążliwej, ale zwycięskiej walce wtargnąć do domu brata Parysa, Deifoba.
Słynne są liczne przygody, jakie Odysseusz przebywał po zburzeniu Troi, wracając do Ithaki — przygody, któremi homerowska zajmuje się Odysseja: strata 70 towarzyszy na wybrzeżu trackiem, spotkanie się jego z Lotofagami na wybrzeżu libijskiem, dalej z Cyklopami i Polifemem, któremu jedyne wyłupił oko, z ludożerczymi Laistrygonami, z czarownicą Kirke (Cyrce); zejście do Hadesu na rozkaz jej celem dowiedzenia się od wróża Teirezyasza, kiedy dany mu będzie powrót do ojczyzny, przygody na wyspie Syren, niebezpieczeństwo między Scyllą a Charybdą, pobyt na Trinakii, wyspie Heliosa, gdzie towarzysze jego wbrew zakazowi Teirezyasza ukradli z głodu, a podczas snu Odyssa, woły Heliosa itd. Wróciwszy po dwudziestoletniem błąkaniu się do Ithaki, pomordował z pomocą syna Telemacha natrętnych zalotników swej żony, której dopiero potem dał się poznać.
Ojchalia, miejscowość nad Penejem w Tessalii.
Oileus, syn Ododokosa, król Lokrów, ojciec słynnego bohatera Ajaxa lokryjskiego. Brał udział w wyprawie Argonautów.
Oinone, nimfa z góry Idy, pierwsza małżonka Parysa. Przepowiedziała mu jego losy i przestrzegała go przed złamaniem wiary małżeńskiej. Gdy Parys, zraniony przez Filokteta, kazał się zanieść do niej, nie chciała go leczyć; dowiedziawszy się o jego śmierci, rzuciła się jednak na jego stos i zginęła.
Olympos (Olimp), pasmo gór na północnej granicy Tessalii, w podaniach starohelleńskich siedziba władcy bogów, Zeusa, i innych bóstw, zwanych stąd Olimpijczykami. Oznacza też wogóle niebo.
Oready, nimfy górskie.
Orestes, syn Agamemnona i Klytaimnestry, brat Chrysothemidy, Laodiki czyli Elektry, oraz Ifianassy czyli Ifigenii (Iphigenei). W ośm lat po zamordowaniu ojca wrócił z Aten do Mykeny i pomścił tutaj rodzica, zamordowawszy Klytaimnestrę i kochanka jej Aigisthosa. Ścigany przez Eumenidy czyli Erynye, udał się za radą Apollona do Aten, gdzie dzięki Atenie, której głos przechylił szalę na jego korzyść, został przez Areopag uwolniony. Według Eurypidesa, część Eumenid ścigała go jednak dalej. Wybrał się więc ponownie do Delfów, otrzymał od Apollona rozkaz zabrania z Tauryi obrazu bogini Artemidy i przeniesienia go do Aten. Przybywszy w towarzystwie przyjaciela, Pyladesa, do Tauryi, miał być jako cudzoziemiec według obyczaju krajowego zamordowany bogini w ofierze. Poznała go jednak siostra Ifigenia, ocaliła obu od śmierci i podstępnie zabrawszy obraz Artemidy, uciekła z nim do ojczyzny. Orestes, zabiwszy Aletesa, panował w Mykenie, Argosie i Sparcie. Żoną jego była Hermione, córka Menelaosa i Heleny. Umarł w Arkadyi, według podania, z ukąszenia żmii. Poza tragedyami Aischylosa i Eurypidesa istnieje epicki poemat łaciński z najpóźniejszych czasów rzymskich p. t. »Orestis tragoedia«.
Orfeusz, najsłynniejszy śród mitycznych śpiewaków Grecyi, główny przedstawiciel sztuki grania na lirze, syn Apollona i muzy Kalliopy. Wodług późniejszego podania miał być ojcem jego tracki Oiagros. Śpiewem i grą najdziksze kiełzał zwierzęta, poruszał drzewa i głazy. Po zmarłą z ukąszenia żmii żonę Eurydikę zstąpił w podziemia Hadu i śpiewem tak zmiękczył piekielnego władcę, że pozwolił mu zabrać Eurydikę ze sobą. Utracił ją przecież, ponieważ nie usłuchał rozkazu Plutona, który zabronił mu oglądnąć się za nią przed wydostaniem się na światło dzienne.
Jako przeciwnik orgiastycznych obrzędów Dionizosa został później, podobnie jak Penteusz, rozszarpany przez mainady (menady, bachantki).
Oryon, według legendy homeryckiej jeden z najsłynniejszych myśliwych. Zabity przez Artemidę, według innych ukąszony na śmierć przez szkorpiona, przeniesiony został wraz z psem swoim Seiriosem między gwiazdy, gdzie Oryon i Syriusz wspaniałym lśnią blaskiem.
Ossa, dziś Kissavos, pasmo gór w Tessalii.
Othrys, dziś Mavrika, lesiste pasmo gór w Grecyi północnej.
Pajan 1) (Pean), przydomek Fojbosa-Apollona — Ἀπόλλων Παιάν, t. zn. Apollon-Zbawiciel.
Pajan 2) Rodzaj pieśni chóralnej z refrenem »Io Paian«.
Paionia, kraina w Macedonii między rzekami Strymonem (dziś Struma) i Argosem.
Palamedes, syn Naupliosa i Klymeny, brat Ajaksa, jeden z uczestników wyprawy trojańskiej, za poduszczeniem Diomedesa, Odysseja i podobno także i Agamemnona stracony pod Troją jako wrzekomy zdrajca.
Pallady gród = Ateny.
Pallantydzi, synowie Pallasa. Nisos, Pallas i Aigeus (ojciec Tezeusza) byli synami Pandyona. Nisos otrzymał Megarę, Aigeus i Pallas podzielili między siebie dzierżawy attyckie, nie stanowiące wówczas jeszcze jednej całości. Synowie Pallasa spodziewali się, że odziedziczą część Aigeusa, który długo nie miał dzieci, i że im się uda Tezeusza, spłodzonego w obczyźnie i z obcą, nie spokrewnionego z Erechtheusem, wydziedziczyć. Wyruszyli przeciw niemu i w części w boju otwartym, w części podstępem zgładzić go myśleli. Atoli Tezeusz dowiedział się o zasadzce, zarąbał część jedną, a druga, co chciała mierzyć się w boju otwartym, rozsypała się. Było zaś prawo przepisujące, że każdy, kto przelał krew pokrewnych osób, choćby nawet bez wiedzy, przelanie krwi winien był przebłagać dobrowolnem wygnaniem. Dlatego Tezeusz z całym domem na rok jeden udał się do Troizeny.
Pallas (zob. Athene).
Pan, pierwotnie bóg pasterzy, czczony przedewszystkiem w Arkadyi. Przemieszkiwał w grocie. Od niego pochodzi strach paniczny, wynikający bez zrozumiałego powodu. Pan miał zamiłowanie, jak pasterze, do gry na flecie albo syryndze (syrinx), piszczałce trzcinowej. Poświęconą miał jaskinię u stóp ateńskiej Akropolis.
Panateneje, uroczystości, zaprowadzone przez Tezeusza na cześć Ateny. W dni te obnoszono szatę szafranowego koloru (peplos), na której czyny bogini, jej rydwan wojenny, jakoteż zwycięstwo przez Zeusa odniesione nad pokoleniem Uranosa, misternie wyszywały niewiasty i dziewice ateńskie z pomocą niewolnic.
Panateneje, pierwotnie stworzone przez mitycznego Erichthoniosa, a wznowione przez Tezeusza, obchodzono corocznie przy końcu ateńskiego miesiąca Hekatombaion (d. 28 i w dniach następnych, według naszej rachuby około połowy sierpnia) składaniem ofiar, igrzyskami, uroczystemi procesyami. Zawody gimnastyczne, wyścigi konne i na wozach, a od czasów Peizystrata występy muzyków, śpiewaków, tancerzy i rapsodów, recytujących zwłaszcza pieśni homeryckie, stanowiły najgłówniejszą treść tych uroczystości. Śpiewacy otrzymywali w nagrodę wieńce z oliwek i malowane, oliwą z drzew poświęconych Atenie napełnione naczynia. D. 28 hekatomb, szła na Akropolis wielka procesya z udziałem jeźdźców, uroczyście przystrojonych dziewic itd. Odróżniano Panateneje małe i wielkie, te ostatnie powtarzały się co cztery lata.
Pandyon, król Aten, miał dwie córki, Proknę i Filomelę. Proknę wydał za króla Traków, Tereusza. Spłodziwszy z Prokną syna, Itysa, zakochał się w Filomeli i zgwałcił ją. Chociaż jej wyrżnął język, udało się jej przecież pouczyć o tem siostrę, a ta z zemsty zabiła własne dziecko, Itysa, i przy uczcie podała do jedzenia niewiernemu małżonkowi. Tereusz następnie prześladował obie niewiasty, a te uciekając zamieniły się w jaskółkę i słowika, Tereusz zaś w dudka. Może niewiasty owe ściągnęły na się gniew Muz z powodu zbytniej zarozumiałości. Tak więc Itys, o którym mowa w »Heraklesie szalejącym« padł ofiarą gniewu Muz.
Pangaios, góra, stanowiła granicę między Tracyą a Macedonią.
Panthoos, jeden z starszyzny trojańskiej, miał synów Polidamasa i Euforbosa, oraz (według innych) Hyerenora.
Partenopajos, zob. Atalante.
Parnasos (Parnas), dziś Lyakura, potężne pasmo gór wapiennych w Grecyi środkowej, w starożytnej Focydzie (Phokis). »Na jednym z jego szczytów była świątynia Apollona, na drugim Dyonizosa Na jednym z nich albo na obydwóch widziano w noc płomień, t. j. blask pochodni, noszonych przez rzesze świętujące. Na szczycie, poświęconym Dyonizosowi, miała też być winna macica, na której codziennie jedno dojrzewało grono; z soku jagód tegoż winogrona codzień bogu libacyę czyniono. Nadto na Parnasie była jaskinia smoka, którego zabił Apollon: a pokazywano podróżnym także miejsce, gdzie bóg czatował na smoka i zabił potwora« (Pauεan.).
Pasiphae (t. z. wszystkim świecąca), pierwotnie przydomek greckiej bogini księżyca. Córka Heliosa (słońca) i Perseidy, siostra Aietesa i Kirki (Cyrcy), małżonka kreteńskiego króla Minosa. Zapłonęła nienaturalną żądzą do byka, przesłanego Minosowi przez Poseidona. Daidalos (zob. Daidalos) skonstruował kształt krowy drewnianej, do niei ukryła się Pasiphae i została matką Minotaura (zob. Minotauros).
Pean, hymn radosny, przeciwieństwo do żałobnego trenu.
Peirene, źródło na zamku korynckim.
Peiritoos, król Lapitów. Na weselu jego, na które wespół z innymi książęty tessalskimi zaproszony był także Peleus, Kentaurowie pijani zelżyli oblubienicę Hippodamię, co spowodowało wojnę, zakończoną wypędzeniem Kentaurów z Pelionu.
Pelasgia, u Herodota nazwa całej Grecyi, u Eurypidesa oznacza częściej Argos.
Peleus, syn Aiakosa i Endeis, córki Chirona, miał z drugiej żony, Tetydy, syna Achillesa. Pelej i brat jego Telamon postanowili zabić brata, Fokosa, ponieważ górował nad nimi w rzemiośle rycerskiem. Telamon ugodził go dyskiem w głowę, a Pelej dobił siekierą. Ciało ukryli w lesie, jednakże je odkryto, a ojciec wygnał ich z rodzinnej Aiginy. Peleus udał się do Ftyi, do króla Eurytiona, którego córkę Antygonę poślubił, Miał z nią piękną Polydorę. Zabiwszy na łowach kaledońskich Eurytiona, uciekł do Iolku. Przyjęty gościnnie przez Akastosa, nowemu uległ tutaj nieszczęściu (zob. Akastos).
Pelion, dziś Plessidi, łańcuch gór na tessalskim półwyspie Magnezyi. Na szczycie najwyższym stała w starożytności świątynia Zeusa Aktaiosa. W pobliżu jej pokazywano grotę Centaura Cheirona, nauczyciela Achillesa.
Pelias, syn Peseidona i Tyro, córki Salmoneusa, wypędził braci swych Aisona i Neleusa z Iolku i objął w posiadanie ich dzierżawy. Chcąc uniknąć zemsty ze strony Aisonowego syna Iazona, wysłał go po »złote runo«. Za poradą Medei zabiły go własne córki w tej myśli, że z mordu tego wyjdzie odmłodzony. (Zob. Akastos).
Pelopidzi, zob. Pelops.
Pelops, syn Tantalosa z Lidyi, podstępem pokonał Ojnomaosa, króla w Elis, i w nagrodę za zwycięstwo wziął córkę Hippodamię za żonę. Każdy konkurent do ręki Hippodamii musiał puścić się w niebezpieczne zawody z jej ojcem.
Pelops był wnukiem Zeusa, a synem Tantalosa, który go pociął i przedłożył bogom, zaprosiwszy ich na ucztę, celem przekonania się, czy są wszechwiedni. Tylko Demetera, zanurzona w żałobie z powodu córki straconej, zjadła jedną łopatkę. Bogowie rozkazali pokrajane członki rzucić do kotła, z którego Pelops wyszedł odmłodzony. Brakującą łopatkę zastąpiono kością słoniową. Pelops chował się odtąd na Olimpie, a potem wypuszczony na ziemię, zdobył za żonę Hippodemeję, córkę pizańskiego (w Elidzie) króla Ojnomaosa. Od Pelopsa pochodzi słynny ród Pelopidów, panujący w Argos, Mykenach, Tyryncie, Midei oraz w innych miastach i dzielnicach Peloponezu, noszących nazwisko od Pelopsa. Historya Pelopidów pełna jest zbrodni, z któremi związane są nazwiska Atreusa, Thyestesa, Klytaimnestry, Aigisthosa, Orestesa. Zbrodnie zapoczątkował Pelops zamordowaniem Myrtilosa. (Zob. Myrtilos).
Peneios, nazwa dwóch rzek w Grecyi, jedna z nich, dziś Salamvria, wypływa na stokach gór Lakmońskich, na granicy Epiru i Tessalii, druga (w górnym biegu rzeka Verveni, z dolnym zaś rzeka Gastruni) bierze początek na granicy Arkadyi i Elis.
Pentheus, syn Agawy, nie uznającej Bacha, został przez nią namówiony do zniszczenia towarzyszek boga, bachantek czyli menad. Bachus mszcząc się za to lekceważenie, nawiedził Agawę i towarzyszy jej szaleństwem. Oszalałe otoczenie Penteja z matką jego na czele, widząc w nim dzika czy lwa, napadło go i rozszarpało. Agawe, zyskawszy zmysły z powrotem, uciekła do Teb w Illyryi, wyszła tutaj zamąż za króla Lykthenesa, ażeby go ostatecznie zabić i tron jego oddać swemu ojcu.
Pępek ziemi (ὄμφαλον γῆς). Świątynia Apollona w Delfach była środkowym punktem Hellady, do którego zbiegały się wszystkie święte drogi. Stąd według zbożnego wyobrażenia ludu przy prorockiej otchłani i przy wspólnym ołtarzu (κοινὴ ἑστία) w Delfach miał być pępek, tj. średzina ziemi. Miejsce to zalegał kamień napół okrągły. (Węcl.).
Pergamos albo Pergamon, twierdza trojańska.
Periklimenos, Tebańczyk, syn Poseidona i Chlorydy, córki wieszczka Teirezyasza. Kamieniem zabił Partenopaiosa. Walczył też z Amfiaraosem (zob. Amfiaraos), a kiedy ten ścigany był przez niego, Zeus piorunem otworzył ziemię i ukrył Amfiaraosa wraz z czwórką koni, zanim go Periklimenos z orszakiem swoim doścignął. (Pindar. Nem. 9, 52).
Persephone, Phersephassa (łac. Proserpina), córka Zeusa i Demetery, małżonka Hadesa, boga podziemi, wraz z nim panująca nad zmarłymi.
Perseusz 1) jeden z najgłośniejszych legendarnych bohaterów greckich, syn Zeusa i Danai, córki Akrisiosa, przodek Heraklesa. Jako niemowlę zamknięty razem z nieszczęśliwą matką do kosza i rzucony do morza, dostał się na wyspę Seryfos, gdzie zajął się nim król Dyktys. Brat króla, Polydektes, namówił go w sposób zdradziecki na wyprawę przeciw Gorgonom. Z wyprawy tej wyszedł zwycięsko w ten sposób, że nie patrząc w oczy Meduzy, dzięki czemu byłby skamieniał, jeno, widząc ją w zwierciedle gładkiej swej tarczy, odciął jej głowę. Schowawszy ją do skórzanej torby, używał jej jako broni przeciw wrogom, których mieczem zmódz nie umiał. Za małżonkę wziął Andromedę (zob. Andromeda), otrzymał królestwo argiwskie, zamienił je przecież na państwo tyryntyjskie, założył miasta Mykeny i Mideę. Po śmierci przeniesiony pomiędzy gwiazdy, świeci obok Andromedy.
Perseusz 2) Za czasów wojny trojańskiej król w Dardanosie.
Perseusz 3) syn Nestora.
Phaidra (Fedra), t. zn. »świecąca«, małżonka Tezeusza, córka Minosa i Pazyfay, siostra Ariadny.
Pierya, prowincya macedońska u stóp Olimpu, ojczyzna Orfeusza i muz olimpijskich, siedziba kultu bachijskiego.
Pittheus (Piteusz), król Troizeny, dziad Tezeusza, którego, podobnie jak i jego syna Hippolitosa, wychował.
Plejady, córki Atlasa i Pleiony (stąd ich nazwa). Z bólu z powodu losów ojca zadały sobie śmierć i przeniesione zostały przez Zeusa pomiędzy gwiazdy. Według innych ścigane przez mitologicznego myśliwca Oriona, przemieniły się w gołębie, a potem w gwiazdy. Było ich siedm: Elektra, Maia, Taygete, Alkyone, Kelaino, Sterope i Merope.
Polidoros, najmłodszy syn Pryama i pierwszej jego żony Laothoi, zabity został przez Achillesa. Podług Eurypidesa był on synem Pryama i Hekaby. Na krótko przed zburzeniem Troi wysłał go ojciec, celem uratowania mu życia, z bezmiernymi skarbami do Polymestora, króla Tracyi. Polymestor, chcąc zagrabić skarby, zamordował go i ciało rzucił do morza. Śmierć syna pomściła Hekabe, wyłupiwszy oczy Polimestorowi i zabiwszy jego dwoje dzieci.
Polineikes, syn Oidipusa. Ożenienie Polyneikesa z córką Adrasta było następstwem pierwszej klątwy ojcowskiej i pierwszym skutkiem wpływu złego ducha, zamyślającego pogrążyć w upadku dom Laiosa. (Zob. Oidipus).
Polyxena, zob. Pyrrhus.
Posejdon, syn Kronosa i Rhei, bóg morza, na którego dnie przemieszkiwał wraz z małżonką Amfitrytą. Jadącemu po głębiach morskich na rydwanie, zaprzągniętym w rumaki o złotych grzywach i miedzianych kopytach, towarzyszą inne bóstwa morskie, trytony, nereidy i rozmaite potwory morskie.
Priamos (Pryam), syn Laomedona, króla Troi. Pierwszą jego żoną była Arisbe czy też Laothoe, drugą Hekabe. Z małżonkami temi oraz z szeregiem nałożnic miał 50 synów, między tymi Hektora i Parysa, oraz córki Kasandrę i Poliksenę. Zginął z ręki Neoptolemosa.
Proitos, król Tiryntu, bliźni brat Akrisiosa. Górki jego, Lysippe, Iphinoe i Iphianassa, oszalały za sprawą Dionizosa czy też bogini Hery. Uleczyć chciał je wróżbita Melampus, atoli Proitos nie chciał wypłacić mu żądanej nagrody, trzeciej części władztwa argiwskiego. Ponieważ jednak szaleństwo ogarniać zaczęło i inne niewiasty argiwskie. Melampus żądał dalszych jeszcze dzierżaw dla swego brata Biasa. Melampus wyleczył córki Proitosa, z których dwie dostały się im za żony, trzecia z nich, Iphinoe, zmarła poprzednio. Do Proitosa uciekł był Bellerophon, aby oczyścić się z mordu, spełnionego na Koryntczyku Bellerosie.
Prokne, zob. Pandyon.
Protesilaos, jeden z licznych konkurentów do ręki Heleny, był pierwszym Grekiem, który poległ przy wysiadaniu na brzeg trojański.
Pylades, syn Strofiosa, przyjaciel Orestesa.
Pyrrhus, czyli Neoptolemos, syn Achillesa i pięknej Deidamii, córki króla Lakomedesa. Brał udział w wyprawie trojańskiej, zamordował Politesa, syna Pryama, a córkę Pryama i Hekaby, Polyksenę, zabił na grobie Achillesa, aby mu ją złożyć w ofierze. Jako łup wojenny dostała mu się żona Hektora, Andromache.
Pytho, stara nazwa miasta Delfów.
Python, pstry smok ognisty, który grasował pod górą Parnasu, w Delfach, a którego zabił Apollon. Zabicie jego święcono w igrzyskach delfickich (pytyjskich — miasto Delfy zwało się pierwotnie Pytho).
Rhadamanthys (R-os), syn Zeusa i Europy, brat Sarpedona i Minosa. Wszyscy trzej pochodzili z Krety, Sarpedon i Rhadamanthys musieli opuścić wyspę, ponieważ zagarnął ją w niepodzielne posiadanie Minos. Rhadamanthys udał się do Okalei w Beocyi i pojął za żonę Alkmenę, wdowę po królu Amfitryonie. Syn jego Erythrus wywiódł Erytrejczyków z Krety do Ionii, gdzie założyli miasto Erythreię. Po śmierci został Rhadamanthys z powodu sprawiedliwości swej jednym z sędziów w świecie podziemnym, w Hadesie.
Rheia, Rhea (Rea), córka Uranosa (Nieba) i Gai (Ziemi), małżonka Kronosa i matka bogów: Zeusa, Poseidona, Hadesa, Hestyi i Demetery. Kronos pochłaniał nowonarodzone dzieci, przeto Rheia udała się na Kretę i tam porodziwszy Zeusa, uratowała go w ten sposób, że ojcu Kronosowi dała do połknięcia, zamiast dziecka, kamień, owinięty w pieluchy. Rheię mieszano później z frygijską boginią Kybelą.
Rhesos, król tracki, był według jednych synem Eioneusa, według innych boga rzecznego Strymona, który go Spłodził z muzą Klio. Świątynia jej w Amflipolis wznosiła się naprzeciw pomnika Rhesosa.
Seirios (Syryusz), zob. Oryon.
Simoeis, potok, który wytryskał z góry Idy i pod Troją łączył się z Skamandrem.
Sisyphos (Syzyf), syn Aiolosa i Enarety, małżonek Meropy, założyciel i król Ephyry, późniejszego Koryntu, uchodzi w podaniach za najchytrzejszego z ludzi. Za przewiny musiał ciężką ponieść karę — pchał na szczyt góry wymykającą mu się z rąk skałę olbrzymią. Uchodził także za ojca Odysseusza, miała się w nim kochać Medea itd. Według Eurypidesa w dramacie »Medea«, »Kreon był z rodu Syzyfosa, a pochodzenie Glauki, córki Kreonta, od chytrego i przebiegłego Syzyfosa tu z równą pogardliwością wzmiankowane, jak pochodzenie Odyseja od niego w Ifig. w Aul.« (Węcl.).
Skamandros (Skamander), dziś Menderes, główna rzeka w płaszczyźnie trojańskiej, z powodu żółtego zabarwienia wody zwany u Greków »Xanthos« (żółty). Wypływa na Idzie, w pobliżu dzisiejszej wsi Bunarbaszi, dostaje się do płaszczyzny trojańskiej, wpada obok wzgórz Sygerońskich do Hellespontu (Dardanellów). Dopływami jego Thymbrios i Simoeis.
Steneleus, syn Kapaneusa i Euadny. jeden z Epigonów, co Teby zdobyli. Jako konkurent do ręki Heleny, miał udział w wyprawie trojańskiej i walczył dzielnie jako woźnica i przyjaciel Diomedesa.
Strofios, ojciec Pyladesa, miał za żonę Anaksybię, siostrę Agamemnona, albo też ojciec Strofiosa, Kryzos, ożeniony był z córką Atreusza, Kydragorą. Stąd pokrewieństwo Orestesa z Pyladesem.
Strymon, dziś Struma, rzeka w dzisiejszej Bułgaryi. Personifikacya strumienia tego, bóg rzeczny Strymon, był ojcem Rhesosa.
Sunion, przylądek na południowym cyplu Attyki (dziś Kap Kolonnais); na szczycie jego stała marmurowa świątynia Atheny, zbudowana prawdopodobnie w drugiej połowie piątego wieku przed Chr. Z świątyni tej utrzymało się do dzisiaj jedenaście kolumn.
Sykelia = Sycylia.
Sylenos, syn Hermesa lub Pana, wychowawca Bakchosa.
Symplegady, dwie skaliste wyspy na Morzu Czarnem przy ujściu trackiego Bosforu.
Tafiowie albo Telebojowie mieszkali w Akarnanii i na pobliskich wyspach, z których największa zwała się Tafos.
Tafos (Taphos), zob. Echinady.
Talaos z Argos, prawnuk Kreteusa, syn Biasa i Perony, małżonek Lizymachy i Eurynomy lub Lyzyanassy, miał synów Adrastosa, Partenopajosa, Nekisteusa, a córkę Eryfylę czyli Astynomę.
Tantalos (Tantal), syn Zeusa (lub Tmolosa) i Plutony, ojciec Pelopsa i Nioby, możny król w Sipylos w Lydyi, według innych podań, w Frygii, powiernik Zeusa i innych bogów, którzy zapraszali go na swoje biesiady. Wygadawszy posłyszane na ucztach tych tajemnice boże, został srodze ukarany: musiał stać w wodzie, która, ilekrotnie chciał ugasić pragnienie, wymykała mu się z przed ust. To samo było z wiszącymi nad nim wspaniałymi owocami. Ponadto — według Pindara — zawisła nad jego głową skała groziła mu zmiażdżeniem. Według innych podań, doczekał się srogiej kary za to, że ciało zamordowanego przez siebie syna Pelopsa ugotował i przedłożył je bogom do spożycia, chcąc w ten sposób przekonać się, czy są wszechwiedzący. Pindar opowiada, że ukradł bogom nektar i ambrozyę i dał do skosztowania przyjaciołom, albo że psa złotego, który z świątyni Zeusa na Krecie ukradł Pandareos i dał mu go na przechowanie, zwrócić bogom nie chciał, a przysiągł, iż go nie posiada. Przewinienia te mściły się strasznie na jego potomkach.
Teiresias (Tejrezyasz), syn Eueresa i nimfy Chariklo, słynny wróżbita tebański. W młodych latach pozbawiony został wzroku według jednych dlatego, ponieważ mówił ludziom o sprawach, których według woli bożej znać nie powinni, według drugich zaś, ponieważ podpatrzył kąpiącą się Atenę, która mu wodą bryznęła w oczy. W wyprawie Epigonów na Teby zabrano go do niewoli i uprowadzono wraz z córką Mauto (lub Dafne) do Delfów. Umarł, napiwszy się z źródła Tilphussa w pobliżu Haliartos. Po śmierci on jeden zatrzymał przytomność i rozum i dlatego Cyrce wysłała Odysseusza, ażeby u niego zasięgnął wiadomości, kiedy powróci do ojczystej Itaki. W Orchomenos słynną miał wyrocznię, która zamilkła jednak wskutek dżumy.
Tenaron, przylądek zachodni na jednym z półwyspów Lakonii. Słynął, bo stała na nim świątynia Poseidona i z niego przez jaskinię bez końca schodziło się do piekieł.
Teumesos, góra, przeszło sto stajów (5 mil) odległa od Teb.
Thamyris, syn Filammona i Argiopy, starożytny pieśniarz tracki, o którym wspomina już Homer w Iliadzie (ks. II, w 505).
Thebe, gród w Cylicyi, rodzinne miasto Andromachy, gdzie królował jej ojciec Eetion. Gród ten zburzył Achilles.
Theoklimenos, syn egipskiego króla Proteusa, brat wieszczki Theonoi.
Theonoe, wieszczka, córka egipskiego króla Proteusa, siostra Theoklimenosa, który za żonę pojąć chciał przeniesioną do Egiptu Helenę, małżonkę Meneleja.
Theseus (Tezeusz, Tezej), syn Aigeusa, według innych podań, Poseidona i Aithry, córki trojzeńskiego króla Pittheusa, u którego się też chował. Dorósłszy, zabił w drodze do Athen Periphetesa, Sinisa, Kerkyona i Prokrusta. W Atenach o mało go nie zamordowała macocha, Medeia, atoli ojciec uratował go, poznawszy go po mieczu. Wygnał olbrzymich synów Pallasa, uwolnił kraj ojczysty od byka maratońskiego i, z pomocą Ariadny, zabiwszy Minotaura, położył kres daninie z chłopców i dziewcząt, jaką Ateńczycy corocznie płacić musieli Krecie. Gdy Minos, przecząc temu, jakoby Tezeusz był synem Poseidona, rzucił pierścień do morza, Tezej pierścień ten wydostał z głębin, a równocześnie przyniósł wieniec złoty, otrzymany z rąk Amfitryty, i wieniec ten darował Ariadnie. Po powrocie z Krety objął tron ojca, który w mniemaniu, iż syn już nie wróci, rzucił się w fale morskie. Tezeusz połączył ludy attyckie w jedno państwo, zwyciężył Amazonki i, królowę ich Antyopę albo Hippolytę pojąwszy za żonę, miał z nią syna Hippolytosa. Drugą jego żoną była Phaidra (Fedra). Brał też udział w wyprawie Argonautów i w łowach kalydońskich. Zstąpił do Hadu, aby porwać królowę podziemi, Persefonę. Przedsięwzięcie to jednak się nie udało, Tezej, skuty łańcuchami, musiał pozostać w Hadesie, dopóki go stamtąd nie uwolnił Herakles. Wróciwszy do Aten zastał rokosz ludu, przed którym uciekł do Skyros, do króla Lykomedesa, ten jednak strącił go podstępnie z skały do morza. Tezeusz, który wprowadził święto synojkii i panatheneów, miał świątynię w Atenach — dokąd zwłoki jego przeniósł był Kimon —, tak zw. Theseion.
Thymbra, miejscowość w pobliżu Troi — zapewne nad Thymbriosem, dopływem Skamandru. Apollon miał tam słynną świątynię.
Thyrsos, szyszką jodłową, bluszczem i winogradem owinięty pręt Mainad czyli Bachantek.
Tiryns (Tirynth), miasto w Argolidzie, otoczone murami przez Cyklopów licyjskich. Siedziba mitycznego króla Proitosa (zob. Proitos). Ruiny tego grodu istnieją do dnia dzisiejszego.
Triptolemos, syn eleuzyjczyka Celeusa, ulubieniec Demetery, która wtajemniczyła go w misterye swe, nauczyła go uprawy roli, darowała mu rydwan smoczy i wysłała go w świat, aby go zapoznać z błogosławieństwami rolnictwa. Był jednym z twórców misteryi eleuzyńskich.
Trytonis, jezioro (podług Herodota) w Libyi. Do niego wchodziła wielka rzeka Tryton. Musiało być jednak częścią morza (Pindar. Pyth. 4, 20), a Apolonios Argon IV, 269 tak Nil zowie. Tam urodziła się Atena. (Węcl.).
Troia, Ilios albo Ilion (po łac. Ilium), miasto w Azyi Mniejszej, w należącej do Myzyi krainie troadzkiej. Nazwa pochodzi od mitycznego króla Troasa, który miał zbudować ten gród, wsławiony legendarną wyprawą Greków. Według starożytnych chronografów zburzono Troję w r. 1184 przed Chr.
Troizena albo Trozan, starodawne, pierwotnie iońskie miasto w południowo-wschodniej części krainy argolidzkiej w Peloponezie, słynne jako miejsce urodzenia Tezeusza. Ruiny miasta tego istnieją do dziś dnia w pobliżu wsi Damala, o 4 kilometry od zatoki sarońskiej.
Trophonius, brat Agamedesa, syn Erginusa, króla Minyjczyków. Słynął jako budowniczy, który zbudował świątynię w Delfach. »Trofoniosa wyrocznia była w Lebadei w Beocyi, pomiędzy Helikonem i Chajroneą, niedaleko od Delfów. Była to nora podziemna, do której radzący się wyroczni sam spuszczał się, oczyściwszy się poprzednio przez dni kilka w kaplicy δαíμονος άγαϑοῦ καὶ τύχης. Kąpał się w rzeczułce Ercyna i zjadał obficie ofiarnego mięsa, albowiem ofiary bił pięciu bóstwom, przyczem kapłani badali trzewa, aby się dowiedzieć, czy Trofonios zechce przybysza łaskawie przyjąć. Stanowczą jednak była ostatnia ofiara. W nocy bowiem, w której radzący się spuszczał się do nory, barana w jamę, zwaną Agameda, zabijano. Gdy ofiara ta wypadła pomyślnie, zaprowadzono go do rzeczki Ercyna, gdzie dwóch trzynastoletnich chłopców, Hermesami zwanych, namaszczało i kąpało go. Stamtąd kapłani badającego wiedli do początku źródła, gdzie musiał się napić wody zapomnienia (λήϑης) najprzód, a następnie wody pamięci. Poczem spoglądając na wyrzezany przez Daidalosa wizerunek Trofoniosa, modlił się do niego — i wdziewał na się płócienne okrycie i osobne obuwie. Tak ubranego prowadzono do wyroczni, na górze. Jama nie była naturalna, lecz całkiem symetrycznie wymurowana. Po wąskiej drabinie schodził, z plackiem miodowym w obu rękach. Pomiędzy dnem a murem był otwór, na dwie piędzie szeroki, a piędź jedną wysoki. W ten otwór radzący się, położywszy się na ziemię, wtykał nogi aż do kolan; poczem reszta ciała, jakby porwana wirem potoku, sama z siebie przesuwała się. Objawienia otrzymywał albo za pomocą głosów, albo też widzeń różnych. Placki miodowe pożerały w głębi znajdujące się żmije. Niekiedy radzący się przebywał w norze całą dobę, a powracał tąże drogą, wetknąwszy znów w otwór najprzód nogi. Kapłani przyjmowali go, sadowili na krześle pamięci i wywiadywali się o tem co słyszał i widział. Następnie odprowadzali go do krewnych lub przyjaciół, którzy go znów do kaplicy ἁγαϑοῦ δαίμονος καὶ τύχης raczej zanosili, niż wiedli, bo zwykle nie był odzyskał jeszcze przytomności i nie rozeznawał nikogo. Opowiada to wszystko Pausanias IX, 39«. (Węcl.).
Tydeus (Tydej), jeden z siedmiu wodzów pod Tebami, syn Ojneja, ojciec sławnego w wyprawie trojańskiej Dyomedesa, przybył w tymże czasie, co Polyneikes, syn Ojdipusa i Iokasty, do bram Adrastosa do Argos, wygnany również z ojczyzny swej, z Kalydonu. Obaj wygnańcy powaśnili się o nocleg, a kiedy hałasem i łoskotem przebudzony Adrastos nadszedł, na widok ich zrozumiał, jak ma zadosyć uczynić wyroczni. Wyrocznia bowiem była orzekła, że lwu i dzikowi poślubi córki swoje. Wizerunki lwa i dzika mieli zaś bohaterowie waśniący się na tarczach jako godła. Poczytując ich przeto za przeznaczonych mu zięciów, dał im córki za żony i obiecał ich z kolei przywrócić do ojczyzny. (Węcl.).
Tympanon, narzędzie muzyczne, rodzaj bębna, odpowiadający dzisiejszemu tamburynowi.
Tyndareos, syn Perieresa i Gorgofony, albo Oibalosa i nimfy Batei. Wygnany z Sparty przez brata Hippokoona, uciekł do Etolii, do króla Thestiosa, który dał mu w małżeństwo córkę Ledę. Herakles zabił Hippokoona i jego synów, poczem Tyndareos wrócił do Sparty i tutaj panował. Ojciec Klytaimnestry i Heleny, ściągnąwszy zemstę Afrodyty przez to, że jej przy zaślubinach swej córki przepisanej nie złożył ofiary. Gdy dwaj jego synowie, Tyndarydzi, dioskurzy Kastor i Polydeukes (Pollux) przeniesieni zostali między gwiazdy, oddał tron spartański zięciowi swemu, Menelaosowi.
Tytani, dzieci Uranosa i Gai. Za namową Gai jeden z Tytanów, Kronos, strącił ojca z tronu i wytrzebił go, wskutek czego Uranos przeklął dzieci. Klątwa się spełniła: syn Kronosa, Zeus, zwyciężył w tytanomachii (w walce z tytanami) Kronosa i innych tytanów, przyczem pomagali mu Hekatoncheironowie (istoty sturęczne) i Cyklopi, strącił ich z wyjątkiem Okeanosa, który stanął po jego stronie, do Tartaru, i ugruntował panowanie bóstw Olimpijskich. Według Hezyoda było tytanów dwanaścioro: Okeanos, Koios, Kreios, Hyperion, Iapetos, Kronos, oraz Theia, Rheia, Tethys, Phoibe, Mnemosyne i Themis; nazwisko tytanów noszą także: Prometeusz, Atlas, Aigaion, Helios, Selene, Hekate i inni.
Zephyros (Zefir), bóg wiatru zachodniego, syn Astraiosa i Aurory, brat Boreasa (wiatru północnego), Notosa (wiatru południowego).
Zetos, bliźni brat Amfiona (zob. Amfion) i syn Antyopy.
Zeus (Jupiter, Jowisz), najwyższy z bogów, Pan niebiosów, syn Rhei i Saturna, małżonek Hery, rodziciel licznych bogów, półbogów i bohaterów. Najsłynniejszą świątynię miał w Olimpii, gdzie stał też kolosalny, 40 stóp wysoki posąg dłuta Fidyasza.
- ↑ Kynos Sema (Κυνὸς σῆμα) Psi znak koło Abydos, w Chersonezie trackim.
- ↑ W dom Achillesa, syna bogini Tetydy.
- ↑ W Sypilos mieszkał Taulat, przodek rodu Atrydów.
- ↑ Wiatr południowy.
- ↑ Pod świątynią.
- ↑ Czytam za Nauckiem „ολβιαν“, a nie, jak chce Hartung, „λοχιαν“.
- ↑ Idę za Nauckiem: „Ἑλλανοφόνου“, zamiast „ἐλαφοχτόνου“ łowczyni jeleni, jak chce Hartung.
- ↑ Mowa o snach proroczych, które ludzie miewali w jaskiniach np. Trofoniosa, gdzie po należytem przygotowaniu się układano się do snu i we śnie dowiadywano się o swych losach. (Werlender).
- ↑ Eurysteus.
- ↑ Persefony, bogini Hadu.
- ↑ Gałązki oliwnej, symbolu proszących.
- ↑ Makarii.
- ↑ Azyi.
- ↑ Neoptolemos.
- ↑ Od Neoptolemosa.
- ↑ Azya.
- ↑ Wyspy Kyańskie czyli Symplegady na Czarnem Morzu.
- ↑ Fojbosa-Apollona.
- ↑ Aluzya do skoku Achillesowego ze statku na ląd trojański.
- ↑ Oznaka bóstwa.
- ↑ Apollona.
- ↑ Asoposa i Ismenosa zlewających się pod Tebami.
- ↑ Zwłoki siedmiu wodzów.
- ↑ Wstawka tłumacza.
- ↑ Artemidy i Apollona.
- ↑ Herakles.
- ↑ Giermek Heraklesa.
- ↑ Chimery.
- ↑ Atena.
- ↑ Jezioro w Afryce, nad którego brzegami urodziła się Atena.
- ↑ Pierwotna lira o strunach naciągniętych na skorupie żółwia.
- ↑ D. 20 września i 20 października wychodziła precesja z miasta do Eleuzis. Niesiono w niej boga Jakcha (Dyonizosa), tańczono i śpiewano. Cudzoziemcom nie było wolno brać udziału w tej uroczystości.
- ↑ Demetery i Persefony.
- ↑ Parnasu.
- ↑ Pallas-Atena.
- ↑ Ganimedes.
- ↑ Tytonos, drugi syn Laomedonta.
- ↑ Hekabe widziała we śnie pochodnię, która pożarem całą obejmie Azyę.
- ↑ Rodzinne miasto Heleny.
- ↑ Akrokorinthos.
- ↑ Miasto w Lacedemonii, nad brzegiem Eurotasa.
- ↑ »Polyneikes«
- ↑ Król tracki, syn Posejdona i Chiony, córki trackiego Boreasza, legendarny twórca obrzędów eleuzyńskich.
- ↑ Góra, odległa od Teb o mil kilka.
- ↑ Konie Glaukosa, który od nich zginał pod murami miasteczka Potniai (Ποτνίαι). Ποτνιαδες zwały się także Erynyje.
- ↑ Córki Danaosa, które z wyjątkiem jednej, Hypermnestry, w noc poślubną pomordowały, na rozkaz ojca, swych mężów.
- ↑ Ofiarna śmierć Ifigenii, poświęconej przez Agamemnona.
- ↑ Refrenu tego niema już w tekście, tak samo zaginęły dalsze wiersze, odpowiadające pierwszym ośmiu wierszom następne antistrofy.
- ↑ Hera.
- ↑ Ofiarnej śmierci Ifigenii, siostry Elektry.
- ↑ W Pegaza.
- ↑ Tantalos, przodek Orestesa i Elektry, był synem Zeusa.
- ↑ Apollon.
- ↑ Oresteion w Parrhazyi.
- ↑ Według Herodota.
- ↑ Achilles.
- ↑ Kastor i Polydeukes.
- ↑ Bogini Hada, Persefona.
- ↑ Spiżowa świątynia Pallady w Lacedemonie.
- ↑ W niedźwiedzicę.
- ↑ Pod Troją.
- ↑ Aby pomścić śmierć syna swego Palamedesa, który zginął dzięki podstępnym sztukom Odyssa, Nauplios, król Eubei, przywabił ognistemi wiciami powracających z pod Troi Hellenów ku Przylądkowi Kafarejskiemu, gdzie się rozbili.
- ↑ Miejscowość w Egipcie, gdzie Perseusz zabił Meduzę.
- ↑ Kenotaphos, grób stawiany zmarłym, których zwłoki leżą gdzieindziej.
- ↑ Nauplios.
- ↑ Demeter Kybele.
- ↑ Aleksandra-Parysa.
- ↑ Thyrsos.
- ↑ Brat Tyndareja, ojca Heleny, którego córki, Hilaeirę i Fojbę, uwiedli Kastor i Polydeukes.
- ↑ Córkę.
- ↑ Twierdzę Ilionu zbudował Poseidon i Fojbos (Apollo).
- ↑ Kreon.
- ↑ Królowej Hippolity, która zginęła w walce z Heraklesem.
- ↑ Maczugą.
- ↑ Misterya świata podziemnego, do których przygotowaniem były misterya eleuzyńskie.
- ↑ Błagalne gałązki oliwne (lab wawrzynowe) owijane bywały przędzą wełnianą.
- ↑ Wyrzuty sumienia (powód moralny), Erynie (fizycznym szałem niszczą mu zdrowie) i nieprzyjaciele.
- ↑ Piękny, bo zalecony przez Fojbosa.
- ↑ W mniemaniu, że mord spełnił uprawniony, zabójca podnosił miecz do góry, niebiosa przyzywając za świadków.
- ↑ Jedną z przyczyn upadku Troi była zemsta Hery, zazdrosnej o Ganimeda, kochanka jej męża, Zeusa.
- ↑ Bromios, przydomek Dionyzosa.
- ↑ Tyrsos.
- ↑ Narzędzie tkackie.
- ↑ W oryginale, w ustępie tym, mamy do czynienia z grą słów, polegającą na podobieństwie wyrazów μέρος (cząstka), ὅμηρος (zakładnik) i μηρός (biodro). Gry tej oddać tłómacz nie próbował.
- ↑ Gra słów. Pentheus od penthos (πένθος) smutek, utrapienie.
- ↑ Z powodu wplatanych w bluszcze kwiatów.
- ↑ Wstawka tłómacza.
- ↑ Siostry Agawy.
- ↑ Wstawka tłómacza. W oryginale wiersz — może z kilku innymi — zaginął.
- ↑ Cały ten ustęp, wzięty w nawias, jest wstawką tłómacza. W oryginale, w wydaniu Naucka, ustęp dotyczący jest (w czterech wierszach) wykropkowany.
- ↑ Arkadyi.
- ↑ Szczyt = pawęż, tarcz. Mowa o tarczy Atheny.
- ↑ Likurg, władca Edonów.
- ↑ Omyłka merytoryczna — Hektor w czasie wojny trojańskiej zabił Patroklosa (myśląc że to Achilles, gdyż miał na sobie jego zbroję), za co w odwecie zginął z ręki Achillesa pod murami Troi.